Miłe złego początki

Pierwsze wrażenie jest niezapomniane. Po odpaleniu strony logowania do serwera, następuje pierwszy szok.
– O, jak ładnie, ale to przecież jeszcze nie sama gra, nie ma co się podniecać. – Myślę sobie.
Pojawia się ekran tworzenia postaci (fajne te panny, naprawdę), no i już mogę grać. Zaczynam jako człowiek - wojownik w lokacji Talkin Island i po raz kolejny doznaję szoku. Grafika, jak na tamte czasy, jest prześliczna a wygląd postaci wręcz powala. Każdy, nawet najprostszy element, świetnie się prezentuje. Ponadto muzyka jest wspaniała, doskonale wkomponowana w klimat gry.
Przez pierwszy dzień biegam tylko po małej wyspie (to jakieś 1-2% powierzchni świata gry) i oglądam widoczki (jeszcze nie te najlepsze), zachwycony tym, co widzę dookoła. Później, to znaczy po pierwszych 12-14 godzinach, zaczynam dostrzegać kolejne elementy. Na przykład spotykam na swojej drodze elfa, który jest na tyle miły, że rzuca na mnie kilka aur defensywnych i czarów wzmacniających, czyli tzw. buffów. Nawet przy obecnych możliwościach grafiki komputerowej, wygląda to naprawdę imponująco – z każdym czarem związane są osobne efekty specjalne i kolor aury, nie mówiąc już o unikalnej animacji.
Jak wsiąkłem na dobre
Chwilę później, czyli po kolejnych 4-5 godzinach, przychodzi czas na wybór klasy i zmianę „gratów” związaną z przejściem mojej postaci na wyższy poziom. Trzeba przyznać, że ich ilość i różnorodność przyprawia wręcz o zawrót głowy. W grze jest zaimplementowana taka sprytna opcja, która umożliwia przymierzanie w sklepie dostępnego sprzętu. Wygląda to w ten sposób, że wchodzimy z jakimiś kiepskimi, bo znalezionymi na podwórku, gratami do sklepu. Otwieramy listę możliwych do zakupienia obiektów, patrzymy na kasę, której zawsze jest za mało i kończy się na tym, że przymierzamy przez długi czas to, co jest (ach, ta praca kamery i te zbliżenia na postacie) i zaczyna się kalkulacja...
- No tak, mam tylko 100k (w języku graczy – 1k = 1000, 1kk = 1 000 000), a potrzebuje jakieś 2-3kk na pełną zbroję i jakąś dobrą biżuterię. Dostaję jakieś 1500 z jednego stwora, co daje tylko 2000 stworów, czyli jakieś 2, no, góra 3 dni grania...Tylko jeszcze do spożywczego skoczę, bo przez ten czas bez jedzenia i picia padnę... .
W ten sposób nagle okazuje się, że na nic nie mam czasu...
- Cholera, muszę lecieć bo dzisiaj mamy oblężenie i muszę być, cały klan na mnie liczy, bo mamy deficyt BD, a ja jestem jedyny z takimi buffami
Znajomi w knajpie/na imprezie/rodzina u cioci na imieninach patrzą się tak jakoś dziwnie, a ja już w drzwiach, już w biegu, bo tam walka czeka. I zupełnie nie zdaję sobie sprawy z tego, że towarzystwo, które tak nagle opuszczam, zadaje sobie dziwne pytania. Po pierwsze – czemu nie mówię już po polsku? Po drugie – jakie oblężenie i jakiego zamku? Średniowiecze było na historii w szkole, ale tak codziennie się w nim nurzać...? I kto to do cholery jest BD!? A co to są buffy, co to robi i - co gorsza - komu? Po pierwszych 40 godzinach grania (bo zacząłem w piątek popołudniu, a skończyłem w niedzielę rano) wiem jedną rzecz na pewno: spędzę przy tej grze jakiś czas...
Wyznanie nałogowca
Właśnie mijają 2 lata mojego grania w Lineage II i nic nie wskazuje na to, że kiedykolwiek przestanę.
Tak czy inaczej, Lineage II to wspaniała gra, nie dla wszystkich niestety – jest bardzo wymagająca, i to nie tylko w kwestii sprzętu. W grze trzeba się liczyć z tym, że cały czas ciułamy każdy grosz, że zawsze nam na coś brakuje, że czasem trzeba w danym queście zdobyć na przykład 300 przedmiotów, a niestety nie pojawiają się one jeden za drugim. Praktycznie w każdej chwili inny gracz może cię zaatakować i ograbić twoje zwłoki. Niestety, w grze pełno jest scammerów (rzeczywiści złodzieje i oszuści) wyłudzających i kradnących przedmioty i kasę. I to, że w Twoich ulubionych lokacjach najczęściej jest pełno botów (to postacie sterowane przez specjalny program, siedzące w jednej lokacji i non stop zabijające te same stwory dla konkretnych przedmiotów). Tak czy inaczej, Lineage II to wspaniała gra, od której wręcz nie można się oderwać...
Zresztą wszystkie te wady blakną w porównaniu z rozmaitymi zaletami tej gry. To niesamowite uczucie, kiedy staje się do oblężenia, podczas którego - razem z innymi ludźmi z całego świata - walczy się o zamek, broniąc go lub zdobywając. Radość płynąca ze zwycięstwa jest nie do opisania. Podobnie jest wtedy, kiedy wypadnie ci jakiś „full drop”, czyli cały, dobry przedmiot. Potem piszesz o tym na forum, do swoich kumpli i znajomych. Wpadasz nagle do pracy/szkoły/na uczelnię, z promiennym uśmiechem na twarzy, a kumple się pytają:
-Zostałeś ojcem czy trafiłeś 6-tkę w totka? - a Ty odpowiadasz całkiem na poważnie - Udało mi się zrobić moje duale na +8.