Fable: Zapomniane Opowieści – Platynowa Kolekcja - rzut okiem

Od zera do bohatera

Przyszły heros w wiosce Smurfów

Od zera do bohatera

Od zera do bohatera, Fable: Zapomniane Opowieści – Platynowa Kolekcja - rzut okiem

Peter Molyneux. Nazwisko, którego po prostu wstyd nie znać. Przynajmniej, jeśli uważamy się za miłośników komputerowej rozrywki. Takie tytuły, jak Populous, czy Dungeon Keeper sprawiły, iż w ciągu kilku lat stał się postacią ogólnie rozpoznawalną, a gry sygnowane jego nazwiskiem, od dnia pierwszej zapowiedzi, stawały się obiektem wielkiego zainteresowania fanów i całej branży.

Praktycznie wszystkie tytuły, będące wytworem jego nieprzeciętnego umysłu, były w jakiś sposób innowacyjne, by nie rzec wręcz – rewolucyjne. Czasem nawet, jak miało to miejsce w przypadku Magic Carpet, wyprzedzały nieco swoją epokę. Do tego stopnia, że niewielu pecetowców mogło wtedy pochwalić się sprzętem, który dawał sobie radę z tym tytułem. Zdarzały się jednak i mniej udane produkcje, jak na przykład Black&White, który mimo rewelacyjnych założeń i innowacyjnych pomysłów (zabawa w boga – widział to ktoś wcześniej w takiej formie?), okazał się grą zwyczajnie nudną.

Świetny skądinąd pomysł uzależnienia charakteru postaci, a nawet jej zewnętrznego wyglądu od czynów dokonywanych w czasie rozgrywki, postanowił Molyneux wykorzystać również w kolejnej swojej produkcji. We wrześniu 2004 roku miała miejsce światowa premiera Fable, cRPG firmowanego przez Petera M. Pierwsi z nowym tytułem mieli okazję zapoznać się gracze posiadający konsolę Xbox, a dopiero rok później miała miejsce premiera wersji na PC wzbogacona o dodatek Zapomniane Opowieści. Spójrzmy, czy, i jak wiele, straciła ta gra w ciągu tego czasu.

Wehikuł czasu

Powiew „starych, dobrych czasów” możemy poczuć już przy instalacji gry. Zamiast bowiem płyty dvd, co jest dziś już standardem, w pudełku znajdujemy cztery cedeki, którymi trzeba przez kilka chwil pożonglować. Instalacja przebiega jednak bez większych problemów i dość szybko, po kilku minutach wydłubujemy z opakowania po raz kolejny, mozolnie, pierwszą płytę i rozpoczynamy naszą przygodę.

Przyznać trzeba jedno – wiek gry sprawia, że na nie najnowszym już sprzęcie, powiedzmy, klasy procesor ~2GHz, 512 RAM, karta graficzna GF6600, możemy sobie pozwolić z powodzeniem na maksymalne ustawienia opcji graficznych. Mimo to widać od razu, że tytuł ten ma już swoje lata. Kanciaste i toporne modele postaci, ich twarze oraz wiele tekstur zdradzają jego wiek oraz konsolowe pochodzenie. Jednakże bajkowa – czasem wręcz cukierkowa – grafika ma w sobie na tyle dużo uroku, iż nie odpycha nas od ekranu.

Sam design zarówno bohaterów, jak i lokacji może budzić jednak pewne kontrowersje. Postaci są wyraźnie przerysowane, często ocierając się wręcz o karykaturę, szczególnie w przypadku co ważniejszych eNPeCów. Dla nas, taki właśnie styl idealnie wpasowuje się w przyjętą konwencję, jednak może stanowić sporą przeszkodę dla miłośników ultrarealistycznej i „poważnej” formy. Graficznie grze dużo bliżej bowiem do kreskówki, niż takiego choćby Gothica, czy Morrowinda.

Poważna za to, i jednocześnie bardzo dobra, jest muzyka, którą skomponował Rusell Shaw. Doskonale pasująca do poszczególnych lokacji, od spokojnych, cichych lecz niepokojących dźwięków, po patetyczne motywy z udziałem chóru. Również udźwiękowienie samej rozgrywki stoi na wysokim poziomie, chociaż pozycjonowanie dźwięku jest chwilami nieco dyskusyjne. Mówiąc krótko, postać z którą rozmawiamy stoi w przerywniku na wprost nas, a dźwięk dochodzi, ot, losowo, z lewej strony. Echo?

Tutaj też pozwolimy sobie na największy zarzut w stosunku do polskiej wersji – jest to niestety tylko lokalizacja kinowa. W większości gier jakoś specjalnie to nie przeszkadza, tutaj jednak mamy do czynienia z sytuacją nieco bardziej skomplikowaną. Otóż bardzo wiele przydatnych informacji, oraz po prostu ciekawych, dowcipnych i smakowitych tekstów słyszymy będąc już „w grze”. Czy to zwykłe plotki i teksty na temat naszego bohatera, czy jakieś wskazówki od Mistrza Gildii, tudzież innych eNPeCów – wszystko to pozostawione zostało w oryginalnej, angielskiej wersji. Przesadą byłoby stwierdzenie, że nie da się bez tego dobrze bawić, jednak wiele smaczków i ciekawostek nie będzie dostępnych dla niezbyt biegle władających językiem wyspiarzy.

I need a Hero!

Początek rozgrywki może kogoś, kto jedynie przebiegł oczami po zapowiedziach, nieco zaskoczyć. Zaraz, zaraz, niby takie niesamowite możliwości stworzenia w pełni własnego herosa, a tu na starcie żadnego wyboru? Dostajemy pod swoją kontrolę jakiegoś dzieciucha (nawet płci wybrać sobie nie można) i biegamy szukając prezentu dla siostry? To ma być ta wielka swoboda? Jednak po kilku pierwszych epizodach, powoli zaczynamy rozumieć rewelacyjny zamysł Molyneux.

GramTV przedstawia:

Fakt, postać, którą zaczynamy przygodę jest zawsze i niezmiennie taka sama, co wynika przede wszystkim z założeń scenariusza. Jednak możliwości, jakie dostajemy w swoje ręce w kwestii późniejszego na nią wpływu nie mają sobie równych po dziś dzień. Co prawda zawsze będzie to ta sama twarz, jakże jednak możemy zarówno ją, jak i resztę ciała odmienić! Kilkadziesiąt uczesań i stylów zarostu, tatuaże na różnych częściach ciała, to tylko wierzchołek góry lodowej.

Choćby fakt, że obżerając się ciastami i tłustym mięsem jesteśmy w stanie utuczyć naszego bohatera niczym prosiaka. Znudzi nam się heros-pulpecik? Nie ma problemu, wystarczy trochę pobiegać. Inwestowanie punktów doświadczenia we współczynniki fizyczne sprawi z kolei, że nasz bohater zacznie być szeroki niczym dwudrzwiowa szafa, a częste używanie zaklęć prowadzi do... naturalnej łysiny.

Najważniejsze zaś, że nie są to li tylko ozdobniki. Każda fryzura, czy tatuaż mają określony wpływ na to, jak jesteśmy przystojni oraz jak wielki szacunek okazywać nam będą mieszkańcy Albionu. Od tego zaś zależy nie tylko nasze dobre samopoczucie jako gracza (bo któż lubi wysłuchiwać złośliwych komentarzy, czy wręcz otwartego naśmiewania się z wyglądu?), ale również powodzenie herosa wśród wirtualnych partnerek i partnerów. A od tego z kolei zależy, czy znajdziemy sobie żonę, co z kolei może się przekładać na realizację któregoś z pomniejszych zadań.

Sam rozwój postaci, to też pełna dowolność – wyznacznikiem tego, jaką profesję reprezentujemy są nasze statystyki. Można więc dowolnie łączyć klasyczne trzy drogi rozwoju, czyli wojownika, maga i łotrzyka. Tylko od naszych decyzji i taktyki zależy kim naprawdę będziemy. Świetnym rozwiązaniem jest również podział punktów doświadczenia na cztery pule: ogólne (za wykonane zadania), fizyczne, zręcznościowe i magiczne (które z kolei zależą od używania odpowiednich sposobów walki i umiejętności). Jeszcze bardziej podkreśla to wpływ naszych decyzji na rozwój postaci. Chociaż ten może być, dzięki specyficznym napitkom i odrobinie pomyślunku, wręcz błyskawiczny. Przypadkowy błąd, czy kolejna gra z inteligencją użyszkodnika?

Bajki dla dorosłych

Na uwagę zasługują również rozbudowane interakcje z bohaterami niezależnymi. Dzięki pomysłowemu systemowi odzywek i zachowań, możemy wydawać im proste polecenia, straszyć ich, podrywać lub popisywać się tańcami, czy bohaterskimi pozami. Najlepsze zaś, że wpływa to wyraźnie na ich stosunek do nas. Nawet dość dosłownie, bowiem w grze mamy nie tylko możliwość kupienia i wyposażenia kilku domów, ale również... znalezienia sobie piękniejszej połówki. I to nawet niejednej. Oczywiście kwestię spełnienia małżeńskiego obowiązku również uwzględniono.

Gra, mimo cukierkowej często grafiki i baśniowej atmosfery, nie jest bowiem przewidziana dla młodego widza. Pomijając takie drobiazgi, jak możliwość obcięcia głowy przeciwnikom, wraz z dodatkiem dostajemy m.in. możliwość zabawienia się z panienkami w domu publicznym, a nawet jego przejęcie i prowadzenie ku wielkiej radości spragnionych uciech mieszkańców Albionu. Co najciekawsze, wirtualnie współżyć możemy również z osobami tej samej płci. Wszystko zaś, łącznie z orientacją seksualną herosa, jest skrzętnie notowane w bardzo rozbudowanym menu statystyk.

I to jest właśnie tej grze najwspanialsze – większość rzeczy bowiem, poza zadaniami dotyczącymi głównego wątku, możemy robić. Ale wcale nie musimy. Mamy zły dzień? W porządku, zabijmy sobie kilku kupców, którzy kręcą się i plączą w irytujący sposób pod nogami na którymś z traktów. Następnego dnia zaświeci słońce i ich żyjącym kolegom pomożemy przedrzeć się przez tę samą drogę, teraz kontrolowaną przez bandytów. Inna sprawa, że każda taka akcja odbija się na charakterze naszej postaci.

Aby jeszcze bardziej uatrakcyjnić i urozmaicić rozgrywkę, autorzy przygotowali całkiem sporą ilość dodatkowych mini-gierek. Mamy i zawody w kopaniu kurczaka, i konkurs strzelecki, nie zapomniano również o hazardzistach, którzy przegrać mogą zarobione w pocie czoła złoto w jednej z kilku gier. Oczywiście uczestnictwo w nich nie jest obowiązkowe, jednak potrafią one dość skutecznie odstresować przed kolejnym powtórzeniem nieudanego zadania. Cień Xboksa

Tutaj dochodzimy do najbardziej poważnego zarzutu wobec gry – jej stricte konsolowego dziedzictwa. O ile sterowanie postacią jest dość wygodne, o tyle cała reszta, łącznie z upierdliwą konstrukcją menu to pozostałości po Xboksie. Zakładka w zakładce pod kolejną zakładką. Czasem odechciewa się sprawdzania „czegoś tam” na samą myśl o minucie klikania na kolejne paski. To jednak dałoby się jeszcze jakoś przełknąć.

Wspominaliśmy o powtarzaniu zadań. Zapomnijmy bowiem o możliwości zapisania gry w dowolnym momencie – co prawda można to robić, ale tylko pod warunkiem, że nie rozpoczęliśmy któregoś z ważniejszych questów. Wtedy bowiem, możemy dokonać zapisania jedynie statystyk postaci - wyjście z gry, bądź niepowodzenie, oznacza rozpoczynanie zadania od samego początku. Jest to tym bardziej uciążliwe, że w kilku przypadkach mamy do wyboru przynajmniej dwie ścieżki postępowania. Komu jednak chciałoby się zaczynać wszystko od początku, żeby sprawdzić, czy druga wersja postępowania sprawdzi się lepiej? Musimy przyznać, ze to dość frustrujący i dyskusyjny sposób na przedłużenie żywotności tytułu.

Na szczęście takie sytuacje zdarzać będą się dość rzadko, gdyż mówiąc delikatnie, gra do najtrudniejszych nie należy. Walki, przy nabraniu odrobiny wprawy i umiejętnym korzystaniu ze wspomagania magią, stają się po jakimś czasie nie tylko łatwe, ale wręcz zaczynają nużyć. Wystarczy odpowiednie rozwinięcie jednego z zaklęć ochronnych i leczenia, oraz pakowanie reszty punktów w rozwój fizyczny, by przetoczyć się przez grę niczym blitzkrieg przez ukraińskie stepy. Czasem może trochę sfrustrować któryś z bossów, jednak odpowiednio duży zapas tanich niczym barszcz eliksirów odnawiających manę, palec na F3, drugi na ataku i włączone autonaprowadzanie wystarczą, aby w międzyczasie oglądać ulubiony serial w TV.

Tu kolejna wada tej gry – jest ona po prostu krótka. Co prawda Zapomniane Opowieści dodają nieco atrakcji i kilka nowych questów (w tym całą krainę Północnych Pustkowi), nie zmienia to jednak faktu, że grę da się ukończyć nawet w kilkanaście godzin. Trzeba jednak przyznać, że jest to zabawa niezwykle oryginalna i bardzo wciągająca. Mimo tych kilku frustrujących elementów, fabuła i ogólna miodność zaczynają nas wciągać i nie pozwalają zbyt szybko oderwać się od monitorów. Również dzięki tym fabularnym elementom, to kolejne już komputerowe tamagotchi pana Molyneux, można uznać za produkcję bardzo udaną i wartą polecenia. A na pewno wessie Was dużo mocniej niż Black&White.

Tytuł: Fable: Zapomniane Opowieści Gatunek: cRPG Wymagania sprzętowe: sprawdź tutaj + niebanalna, inna, sporo możliwości + humor + tamagotchi dużo bardziej wciągające niż B&W Minusy: - krótka i łatwa - konsolowe dziedzictwo, czyli sfrustrowany pecetowiec - kinowa wersja tłumaczenia Czas na opanowanie: 30 min. Poziom trudności: niski Producent: LionHead Studios Wydawca: Microsoft Game Studios Polski wydawca: CD Projekt Cena: 59,90 zł Wersja: polska, kinowa Strona www: http://www.lionhead.com/fabletlc/

Komentarze
42
Usunięty
Usunięty
27/05/2007 11:49

gra owszem swietna :-)caly czas licze, ze CDP wyda ja zamiast na 4+1 cd na 1dvd + ewentualnie to 1 cd - zreszta z tego powodu sie wstrzymuje z kupnem tej platyny...

Usunięty
Usunięty
25/05/2007 21:37

Fable jest zarąbisty. Drugi raz go przechodze. Dobrym byc jest dużo ciężej. Nie to co wcieleniem szatana grac xD Polecam zawsze, wszędzie i wszystkim (fanom gier tego typu)

Usunięty
Usunięty
12/04/2007 18:18

W tekście były narzekania na "lekko kanciatą" grafikę i kiepskie tekstury. A ja Wam mówię, że grafika w Fable podobała mi się znacznie bardziej niż w Oblivionie na wysokich detalach czy Gothic''u 3. Jedyną kanciatością na jaką zwróciłem uwagę był kształt stóp bohatera... Ale to przeszkadza ;P.




Trwa Wczytywanie