Tydzień z Jade Empire - dzień siódmy

Michał Myszasty Nowicki
2007/03/11 22:19
8
0

Z bohaterem w domu, gdzie musem smok ukryty

Z bohaterem w domu, gdzie musem smok ukryty

Z bohaterem w domu, gdzie musem smok ukryty, Tydzień z Jade Empire - dzień siódmy

Trzy dekady temu większość dzieciaków wyrzuciła w kąt plastikowe pistolety, zakopała wojenne topory i pożegnała na pewien czas psa Szarika. Wszystko to za sprawą jednego filmu, który właśnie wtedy wszedł na ekrany kin w całej Polsce. Wejście smoka, z Brucem Lee w roli głównej, podbiło wówczas serca młodej widowni w sposób, jaki udało się tylko kilku produkcjom filmowym. Każdy był wtedy Wielkim Mistrzem Kung Fu, na podwórkach zamiast standardowego dotychczas „Ty stać, blada twarz!”, czy „Hande hoch!”, rozbrzmiewały okrzyki „Kiiiaaajjj!”, a indiańskie łuki po przełamaniu na pół świetnie sprawowały się, jako nunczaku. Ten kultowy już dziś film, wraz z pamiętnym Sha Lin tzu, czyli Klasztorem Shaolin, na długi czas odmieniły charakter zabaw, a wielu młodych ludzi zbliżyło do prawdziwych sztuk walki i kultury Kraju Środka.

Nie było wtedy ważne to, że style prezentowane przez Bruce’a niewiele miały tak naprawdę wspólnego z wushu, gdyż większość walk toczył on używając tak różnych technik, jak taekwondo, kempo i kilka odmian karate. To oryginalne połączenie było zresztą jego autorskim systemem, który nazwał Jeet Kune Do. Film okrzyknięty „kinem kung fu” nie miał więc tak naprawdę wiele wspólnego z tą szkołą, jedną z bardzo nielicznych scen, w których Bruce Lee używał typowo chińskiego stylu tygrysa, było finałowe starcie w gabinecie luster. Mimo to właśnie ten tytuł zapoczątkował olbrzymią falę kina kung fu i modę na sztuki walki.

Dziś zarówno Wejście smoka, jak i Klasztor Shaolin, ze względu na swój wiek mogą nieco razić oprawą i sposobem realizacji, brakiem (lub odstającym od współczesnych standardów poziomem) efektów specjalnych. Jednak „skośnookie” kino ma się dobrze, a nawet bardzo dobrze, o czym może świadczyć fakt, iż filmy utrzymane w tej konwencji coraz częściej sięgają po prestiżowe nagrody na festiwalach. Dlatego postaramy się dziś przedstawić wszystkim, którym orientalny klimat Jade Empire przypadł do gustu, kilka tytułów, dzięki którym będą mieli okazję powrócić do tego niezwykłego świata. Przyczajony tygrys, ukryty smok (Wo hu cang long)

Akcja tej epickiej opowieści umiejscowiona jest w dawnych Chinach i koncentruje się wokół artefaktycznego, starożytnego miecza zwanego "Zielonym przeznaczeniem". Jego dotychczasowy właściciel, mistrz sztuk walki z klasztoru Wutan - Li-Mu-Bai (Yun-Fat Chow), zmęczony życiem w ciągłym zagrożeniu i zgnębiony tragiczną śmiercią swego mistrza, postanawia skończyć z wojennym rzemiosłem. Prosi swą wieloletnią przyjaciółkę i towarzyszkę Yu Shu Lien (Michelle Yeoh) o przekazanie miecza panu Te, którego darzy dużym szacunkiem i zaufaniem. Wkrótce jednak miecz zostaje skradziony przez zamaskowanego wojownika. Oboje przyjaciół, powoli zdających sobie sprawę z prawdziwych uczuć, które ich łączą, postanawia rozwiązać tę zagadkę. Tym bardziej, że trop prowadzi do Nefrytowej Lisicy (Pei-pei Cheng), okrutnej wojowniczki, która niegdyś zabiła mistrza Li-Mu-Baia. Na scenie pojawia się także młoda córka arystokraty Jen Yu (Ziyi Zhang), która potajemnie trenuje sztuki walki i najwyraźniej również zamieszana jest w całą aferę z mieczem.

Tak zaczyna się akcja tej niesamowitej produkcji w reżyserii Anga Lee, która została wręcz obsypana gradem nominacji i nagród na filmowych festiwalach całego świata. To opowieść nie tylko o sztukach walki, ale również zwykłych ludzkich słabościach, miłości i honorze. Film zrealizowany został z epickim rozmachem, przy wykorzystaniu najnowszych technik, niektóre ze scen walki wręcz zapierają dech w piersiach. Niesamowite krajobrazy i świetna muzyka dopełniają obrazu tego wyjątkowego dzieła. Ta nasączona filozofią i zadumą nad istotą ludzkich uczuć i ambicji, baśniowa opowieść, to obowiązkowa pozycja w filmotece każdego miłośnika chińskiego kina. Jako ciekawostkę dodamy jeszcze, że tytułowa fraza pochodzi z chińskiej mitologii i oznacza umiejętność ukrywania swoich prawdziwych talentów i zdolności przed innymi.

Hero (Ying xiong)

Chiny nie stanowią jeszcze jednego państwa, lecz nadal są rozbite na siedem księstw, prowadzących ze sobą nieustające wojny. Władca największej i najsilniejszej prowincji Qin jest ogarnięty obsesją zjednoczenia wszystkich w jedno, potężne cesarstwo. Idea ta trafia jednak na zdecydowany opór pozostałych władców, chcących zachować niezależność, staje się on więc obiektem licznych zamachów. Prawie udaje się to trójce jego najbardziej zaciętych wrogów: Niebu (Donnie Yen), Złamanemu Mieczowi (Tony Leung Chiu Wai) i Śnieżynce (Maggie Cheung). Władca Qin wyznacza niebotyczną nagrodę za odnalezienie i unicestwienie zamachowców, jednak przez dziesięć długich lat nikt nie zgłasza się po jej odbiór.

Pewnego dnia na jego dworze pojawia się jednak Bezimienny (Jet Li), prefekt z odległej prowincji, który przynosi ze sobą miecze pokonanej trójki wrogów. Cesarz zezwala na audiencję, w czasie której Bezimienny może zbliżyć się do niego na niewyobrażalną odległość dziesięciu kroków. Bohater rozpoczyna swą opowieść... a w zasadzie kilka wersji tej samej opowieści, ponieważ konstrukcja tego filmu, to istny majstersztyk zarówno, jeśli chodzi o scenariusz, jak i jego wizualizację. Z wydawałoby się początkowo prostej opowieści o walce z trójką zamachowców, fabuła przeradza się w pełną aluzji i symboliki polemikę o nadrzędnych wartościach moralnych, miłości, oddaniu sprawie, wolności i władzy.

Każda z wersji prezentowanej przez Bezimiennego historii „namalowana” została w innej tonacji kolorystycznej, co daje dodatkowy niesamowity efekt, zmuszający nas jednocześnie do szukania kolejnego klucza do całej opowieści. Rozmach realizacji, perfekcja choreografii walk i malarskie ujęcia, to kolejne z atutów tego niesamowitego filmu. Można uznać ten obraz za pretensjonalny i pompatyczny w swej wymowie, jednego jednak nie można mu z pewnością odmówić – jest po prostu piękny.

GramTV przedstawia:

Dom latających sztyletów (Shi mian mai fu)

Jest to drugi po Hero film w reżyserii Yimou Zhanga, zrealizowany w konwencji wuxia. Tym razem reżyser opowiada nam historię tajemnej organizacji zwanej Domem Latających Sztyletów, której działania opierają się na janosikowych zasadach: zabrać bogatym i obdarować biednych. Oczywiście bardzo szybko organizacja ta staje się cierniem w oku lokalnych władz, w związku z czym rozpoczyna się nagonka na jej członków. Władzom udaje się doprowadzić do śmierci przywódcy Domu, jednak mimo tego ciosu organizacja działa sprawnie w dalszym ciągu. Do dzieła przystępują kapitanowie Leo (Andy Lau) i Jin (Takeshi Kaneshiro), którzy podejrzewają, iż jedna z tancerek Pawilonu Piwonii, młoda Mei (Ziyi Zhang), jest córką zabitego przywódcy. Za namową Leo, Jin postanawia podstępem usidlić młodą dziewczynę i dzięki temu przeniknąć w szeregi tajemnej organizacji. Rozpoczyna się niebezpieczna gra o najwyższą stawkę.

Dom latających sztyletów to film zrealizowany z równie epickim rozmachem, jak pierwsza produkcja Zhanga. Niesamowicie zaaranżowane i zrealizowane sceny pojedynków po raz kolejny bardziej kojarzą się z niebezpiecznym, lecz pięknym tańcem, niż walką na śmierć i życie. Podobnie jak w Hero, to co widzimy na ekranie niejednokrotnie bardziej przypomina obrazy, niż kino. Równie zachwycające jest udźwiękowienie filmu - choćby dla jednej z pierwszych scen, przedstawiającej „zabawę w echo”, warto wybrać się do kina lub zainwestować w głośniki w systemie co najmniej 5.1 z dobrym subwooferem. Niestety, równie wiele dobrego nie da się powiedzieć o samej fabule. Mówiąc krótko, jest to dość trywialna i mało zaskakująca historia miłosna, oparta na wyeksploatowanych schematach, którą starano się urozmaicić pogmatwaną i często mało przekonywującą intrygą. Film warto jednak obejrzeć, choćby dla samych wrażeń estetycznych, jakich dostarcza nam ten namalowany za pomocą kamery obraz. Musa (Wu shi)

Film, którego reżyserem jest Sung-su Kim, opowiada o burzliwych wydarzeniach podczas wojny domowej wywołanej przez dwa rywalizujące wielkie rody Yuan i Ming roszczące sobie prawo do władzy w cesarstwie chińskim. W tym właśnie czasie, z kraju Koryo (dzisiejsza Korea) przybywa do władcy z dynastii Ming, z misją dyplomatyczną, grupa posłów eskortowanych przez niewielki oddział żołnierzy. Na miejscu padają oni jednak ofiarą oskarżeń o szpiegostwo, po czym zostają wydaleni poza granice księstwa. Pod przywództwem generała Choi (Joo Jin-mo) podejmują morderczą wędrówkę prowadzącą przez pustynne połacie kraju. W międzyczasie umiera ostatni z posłów, który tuż przed śmiercią wyzwala swego niewolnika, Yeosola (Jung Woo-Sung). W tym samym czasie, rozdarty wojną domową kraj, najeżdżany jest również przez władcę Mongołów, marzącego o odbudowie imperium Dżyngis-chana. Podczas jednego z postojów generał Choi dowiaduje się, że w rękach Mongołów znajduje się należąca do dynastii Ming księżniczka Buyong (Zhang Ziyi). Postanawia ją odbić.

Mimo epickiego rozmachu, niesamowitych scen walki i niebywałej plastyczności obrazu, film ten różni się dość znacznie od poprzednio opisanych tytułów. Podstawową różnicą jest całkowity brak elementów baśniowych, to raczej widowisko historyczne, niż fantastyczna opowieść. Bohaterowie dysponują co prawda niesamowitymi umiejętnościami w posługiwaniu się bronią, jednak brutalny i krwawy realizm scen walki sprawia, że śmierć w „Musa” obdarta jest z sztucznego piękna charakterystycznego dla wcześniej zaprezentowanych obrazów Produkcji tej dużo bliżej do gorzkiego wydźwięku filmów takich, jak „Szeregowiec Ryan”. Zresztą sama historia jest oparta na podobnym schemacie - to głównie opowieść o więziach rodzących się podczas wspólnej walki o realizację celu, który tak naprawdę nie jest wart ceny, jaką trzeba zapłacić za jego osiągnięcie. Mimo jednak całego okrucieństwa i gorzkich prawd, film wciąż nasiąknięty jest tym specyficznym dla wschodniego kina klimatem romantycznego bohaterstwa. Przez to, nie tracąc orientalnego i nieco obcego nam smaku, staje się najbardziej strawnym ze wszystkich opisywanych tytułów.

Wuxia

Na koniec wyjaśnimy jeszcze tylko jedno pojęcie, które pojawiło się w czasie prezentacji tych czterech filmów. Czym jest bowiem owo tajemniczo brzmiące słowo wuxia? Otóż w ten sposób w Chinach określa się ogół opowieści o niezwykłych bohaterach, mistrzach stylów walki wushu, którzy samotnie, lub wespół z przyjaciółmi, stawiają czoła przeciwnościom losu oraz niezliczonym hordom przeciwników, za którymi stoi główny „czarny charakter”. Gatunek ten ma niesamowicie bogatą historię, ponieważ pierwsze opowieści utrzymane w klimacie wuxia mają już ponad 2000 lat! Oczywiście wraz z rozwojem kinematografii poszerzył się zakres form i obok tradycyjnego nurtu powieściowego (wuxia xiaoshuo), pojawiło się utrzymane w tej konwencji kino (wuxia pian). To właśnie ten gatunek filmowy zwykło się u nas określać mianem „kina kopanego”, „kina kung fu”, bądź też (o zgrozo!) „kina karate”. My zaś mamy nadzieję, że dzięki temu artykułowi, nikt z naszych czytelników i czytelniczek nie popełni już nigdy takiego błędu.

Komentarze
8
Usunięty
Usunięty
24/03/2007 16:22
Dnia 24.03.2007 o 14:31, killer112 napisał:

Luxes masz jeszcze sporo grania.Ja juz przeszedlem gre i to w niecale 20 godzin.Nie weim czemy w recenzji pisali ze mozna przesiedziec ponad 40 godzin.Po skonczeniu gry mozna grac stara postacia od nowa w trybie jadeitowego mistrza.Czy ktos przeszedl gre i wyjasni mi ten tryb,bo ja nic wiecej nie widze jak ta sama kampania.

ja jestem w ladowisku tiena i mam 10 godzin juz bo grzebalem gdzie mozna , lizalem wszystkie dialogi po drodze wiec chyba mzona

Usunięty
Usunięty
24/03/2007 14:31

Luxes masz jeszcze sporo grania.Ja juz przeszedlem gre i to w niecale 20 godzin.Nie weim czemy w recenzji pisali ze mozna przesiedziec ponad 40 godzin.Po skonczeniu gry mozna grac stara postacia od nowa w trybie jadeitowego mistrza.Czy ktos przeszedl gre i wyjasni mi ten tryb,bo ja nic wiecej nie widze jak ta sama kampania.

Usunięty
Usunięty
12/03/2007 20:02

...nie przeszłem? Stary, ilet ty masz lat...




Trwa Wczytywanie