Oto pojawiło się poprawione i doszlifowane wznowienie zbioru opowiadań Jacka Piekary Młot na czarownice. Jest to druga część cyklu o przygodach inkwizytora Mordimera Madderdina. Z okładki szczerzy się do nas, mocno zdenerwowana chyba, pani, po kontakcie z metalowym przedmiotem poddanym zbyt intensywnej obróbce termicznej. W środku zaś szczerzy się wredny i cyniczny typ o chandlerowskich odzywkach. Czyli oczywiście nasz główny bohater, człowiek głębokiej wiary i wielu innych zalet. Cóż, człowiek podobno jest produktem swoich czasów, więc nie można mieć chyba pretensji do pana Madderdina, że odbiega nieco od wizerunku szlachetnego rycerza w lśniącej zbroi. Ostatecznie świat, o którego czystość religijną z takim poświęceniem zabiega, do najprzyjemniejszych raczej nie należy. Sielankowa Arkadia to stanowczo nie jest. To świat, w którym Jezus Chrystus zdenerwowawszy się, lub też po prostu znudziwszy, przeciągającą się ceremonią swego Ukrzyżowania, zstąpił był z krzyża i - przy pomocy odebranego rzymskiemu legioniście miecza - zredukował dość drastycznie okoliczna populację. Przyznać należy, że gdy w codziennej modlitwie powtarza się słowa „... i daj nam siłę, byśmy nie przebaczali naszym winowajcom”, to trudno raczej wyrosnąć na Lancelota. Co zaś do wiary naszego bohatera, to jest to pewien problem natury teologicznej. Człowiek, który rozmawia ze swoim Aniołem Stróżem (o ile nie jest pacjentem wymagającym przebywania w zakładzie zamkniętym), ma raczej wiedzę niźli wiarę. Trudno chyba o lepszy dowód na istnienie Boga, niż mocno wkurzony jegomość ze skrzydłami i gorejącym mieczem, dokonujący przy tym cudów. W takich okolicznościach ateizm, czy kryzys wiary, bardziej przypominają próbę samobójczą najgłupszej proweniencji, niż kwestię światopoglądową.
W tomie mieści się pięć opowiadań, opisujących kolejne sprawy prowadzone przez naszego głównego bohatera i jego pomagierów. Staje on do konfrontacji z potworną wręcz herezją, tytułową czarownicą, wyjątkowo pożądliwą panią demon, zagadką wampiryzmu oraz chyba najtrudniejszą kwestią - polityką wewnątrz Kościoła. Polityką, której tryby bez najmniejszego trudu mogą zgnieść dowolnego inkwizytora. Właśnie ostatnie opowiadanie tomu, czyli Żar serca , jest chyba najciekawsze i stawia naszego bohatera w najkorzystniejszym świetle. Szalony, sadystyczny ksiądz uzurpuje sobie władzę przynależną Inkwizytorom i próbuje rozpętać małe piekiełko równo poustawianych stosów. Papież knuje jak zlikwidować potęgę Świętego Oficjum. Zaś naprzeciwko nich inkwizytorzy – fachowi, pokorni specjaliści, którzy z miłością i mądrością polują na prawdziwe zło. Nie zmienia to faktu, iż ci pokorni słudzy boży to banda pazernych i cwanych łobuzów, którzy jeśli nie pieką na czyimś stosie dwóch pieczeni, to tylko dlatego, że myślą o trzeciej, większej.
Naszemu „rycerzowi wiary” towarzyszy nader często ekipa pomagierów, nie wiadomo czy rodem z piekła, czy z rynsztoka. Są to: obdarzony pamięcią absolutną Kostuch, urocza istotka o twarzyczce naznaczonej tak, że na jej widok milkną z wrażenia doświadczeni weterani cechu oprawców i dwóch bliźniaków (groźnie to brzmi zwłaszcza w naszej rzeczywistości) o skłonnościach nekrofilskich i zamiłowaniu do gwałtów, za to wyposażonych przez los w dziwne i nie do końca zdefiniowane zdolności nadnaturalne
Cały ten świat przedstawiony, mimo swego okrucieństwa i brutalności, ma swój bezsprzeczny urok. Główny bohater, acz w oczywisty sposób wpisuje się w tradycje niezliczonych od czasów Philipa Marlowa zgorzkniałych detektywów, to mimo tej wtórności, wydaje się żywy i wiarygodny (po prawdzie to głównie przez swoje łajdactwa). Świat i jego historia są na tyle delikatnie zarysowane, że nie kłują w oczy jakimiś większymi niespójnościami. Postacie z reguły są pełnokrwiste i przekonujące. A że zwykle są to łotry i łajdaki? No, cóż, inkwizytor raczej nie znajdzie zajęcia na pensji dla grzecznych i niewinnych panienek z dobrych domów. (Ups! Czyżby padło tu słowo niewinny? A wszak sam Anioł Stróż naszego bohatera stwierdził, że w oczach Boga wszyscy są winni, a tajemnicą są li tylko czas i wymiar kary. Biedne pensjonarki…). Sam język zaś, zwłaszcza w tych fragmentach tekstu, gdzie prowadzona jest narracja pierwszoosobowa, jest naprawdę bardzo dobry. Wiadomo, że Madderdin będzie zakłamany, ale ta mieszanka obłudy i szczerości, gdy podkreśla on swą pokorę i dobrotliwość, jest nader urocza i przekonywująca. Oto piękny okaz szui i kanalii. A może to nie obłuda? Ostatecznie trudno unosić się pychą, gdy w każdej chwili może objawić się twój Anioł Stróż i delikatnie, to znaczy znacznie powyżej progu tolerowalnego bólu, dać człowiekowi do zrozumienia, że źle czyni
Młot na czarownice Jacka Piekary nie jest wielką literaturą, co to, to nie. Ale zapewne nigdy nią nie miał być. To kawałek bardzo dobrego i ciekawego rzemiosła. Sympatyczny i interesujący bohater, oryginalny świat, i ciekawe, niewydumane fabuły opowiadań to wszystko, czego taka książka potrzebuje. I to dokładnie daje nam Piekara w przygodach swego inkwizytora. Kawał dobrze napisanej, rzetelnej rozrywki.
Plusy:
+ ciekawy i wiarygodny bohater
+ oryginalny świat
+ ciekawa fabuła
Autor: Jacek Piekara
Tytuł: „Młot na czarownice”
Przekład: tłumacz
Wydawnictwo: Fabryka Słów, 2007
Wydanie: II poprawione, oprawa miękka i twarda, 366 stron
Cena: 29,99 i 39,99 zł
Strona WWW: http://www.fabryka.pl/ksiazki.php?id=139#searchkk