Supreme Commander - betatest

Butcher
2007/02/19 17:00

Totalny RTS

Totalny RTS

Wreszcie jest! Supreme Commander w wersji beta - nadzieja, albo przekleństwo miłośników RTS-ów. Tytuł, który według słów twórcy, Chrisa Taylora zmieni i na nowo wyznaczy definicję strategii czasu rzeczywistego. Totalny RTS, Supreme Commander - betatest

W grze przeniesiesz się na pola bitewne przyszłości, weźmiesz udział w konflikcie zwanym szumnie Nieskończoną wojną. I oczywiście zgodnie z panującą od pewnego czasu modą, wcielisz się w dowódcę jednej z trzech frakcji walczących - jakże by inaczej – o supremację w części galaktyki zamieszkałej przez ludzi. Nie trzeba oczywiście dodawać, że supremacja oznacza w tym przypadku totalną anihilację przeciwników. Do walki staje zaś między innymi United Earth Federation – czyli federacja niedobitków ludzkości, walcząca o zaprowadzenie porządku i zjednoczenie wszystkich planet. Ze wszystkich dostępnych stron konfliktu ta właśnie używa techniki wojennej wywodzącej się od dzisiejszych czołgów i samolotów, wspartych robotami bojowymi służącymi jako piechota, artylerią i działami przeciwlotniczymi. Kolejną stroną konfliktu są Cymbranie, będący w istocie cyborgami podłączonymi do sieci i wspieranymi przez zaawansowane programy bojowe. Ich struktury i naziemne kompleksy przypominają jako żywo elementy gigantycznych sieci komputerowych i elektronicznych miast, które można było zobaczyć już w Matrixie. Cymbranie wykorzystują w walce silne lotnictwo – myśliwce i bombowce, choć ich siły lądowe także nie wypadły sroce spod ogona. Ostatnią dostępną frakcją są Aeonowie, którzy wznoszą skomplikowane instalacje przypominające nieco rozgwiazdy, meduzy lub inne podwodne stworzenia. Ta strona konfliktu posiada z kolei mocną flotę, co oczywiście nie oznacza, że nie jest w stanie posłać do walki zwykłych wojsk lądowych.

Jak zatem widać fabuła i wprowadzenie nie należą do zbytnio rozbudowanych. Ot, mamy trzy frakcje, które biorą się za łby na wszystkich znanych planetach. Scenariusz do gry jest pretekstowy i ma tylko jeden cel – zaprowadzić cię na pole walki, gdzie napotkasz elementy rozgrywki, które nigdy jeszcze nie gościły w żadnych grach typu RTS.

Pierwsze co rzuca się w oczy to ogrom gry. Plansze, na których toczą się zmagania są gigantyczne i często mają rozmiary 40 na 40 kilometrów lub – w trybie multiplayer – nawet 81 na 81. Na mapach tych ścierają się gigantyczne armie, składające się z setek pancernych pojazdów, robotów i myśliwców – wystawiasz do walki tak wielkie siły, że czasem spod skrzydeł samolotów nie widać ziemi! Dlatego zapomnij o starych nawykach dotyczących powolnego rozwoju i inwestowania z namysłem w produkcję zjednostek. To nie WarCraft III, gdzie liczyła się tylko i wyłącznie taktyka, a zwycięstwo osiągnąć można było prowadząc do walki kilkunastu wojowników. W Supreme Commanderze budujesz od razu kilka fabryk pojazdów naziemnych i latających, wznosisz całe pola ekstraktorów masy i generatorów energii. Za jednym zamachem każesz wyszkolić po 30-40, albo i więcej jednostek bojowych. Inna rzecz, że po stworzeniu gigantycznych armii należy używać ich z namysłem, bo wojska można łatwo stracić.


Rozbudowa bazy jest prosta. Zaczynasz mając do dyspozycji dowódcę – czyli ogromnego robota bojowego, który jest w stanie zarówno wznosić różne struktury, jak i bronić ich, a jeśli zostanie zniszczony następuje eksplozja jądrowa - misja się kończy i musisz zaczynać na nowo. Do dyspozycji są, tak jak w większości RTS-ów, dwa surowce – masa i energia, które pozyskujesz z otoczenia budując generatory i ekstraktory. Później możesz wznosić fabryki pojazdów naziemnych i latających, wieżyczki przeciwlotnicze i działa służące do obrony przed czołgami wroga. W grze dostępne są cztery poziomy technicznego zaawansowania – w zależności od nich możesz wznieść odmienne instalacje naziemne. Taka liczba powinna zadowolić nawet najwybredniejszych miłośników budowania bazy. W grze dostępne są zarówno standardowe formacje naziemne – czołgi, pojazdy rozpoznawcze, artyleria zwykła i przeciwlotnicza - jak i samoloty, a także okręty. Zmagania, w zależności od typu misji i planszy bitewnej, toczą się bowiem na lądzie, morzu i w powietrzu. W grze nie ma jednak zwykłej piechoty – jej rolę spełniają małe roboty i bojowe mechy, jednak nigdzie na planszy nie zobaczysz zwykłych ludzi. Cały ciężar prowadzenia wojny zepchnięty został na maszyny – być może dlatego, że gra, w której jest krew i widzimy zabitych ludzi, musiałaby mieć wyższą kategorię wiekową (od 16 roku życia), twórcom zaś zależało na dotarciu do młodszych graczy.

Myli się jednak ten, kto sądzi, że w Supreme Commanderze kluczem do zwycięstwa jest stworzenie gigantycznej armii, po czym zalanie wroga masą sprzętu i pojazdów. Bojowe jednostki łatwo jest wprawdzie wyprodukować, ale jeszcze łatwiej można je stracić – na przykład wysyłając myśliwce nad dobrze bronioną bazę wroga, czy też atakując umocnione wieżyczki z działami za pomocą zwykłych czołgów. W rozgrywce najważniejsze jest współdziałanie poszczególnych formacji. Aby wygrać, należy tworzyć grupy wojsk składajce się na przykład z czołgów, artylerii i osłaniane przez lotnictwo. Bombowcom funduje się zwykle osłonę z myśliwców, gdyż jeśli wyślesz je na samotną misję, w czasie której napotkają maszyny powietrzne wroga, spadną na ziemię w postaci ognistrych fajerwerków, zanim zdążysz wymówić: Dobry Jezu, a nasz Panie....

Strategia i taktyka Każda jednostka bojowa w Supreme Commanderze ma swoje dobre i złe strony. Czołgi na przykład doskonale sprawdzają się w ataku na wrogie wojska naziemne – mechy i pojazdy, ale przegrywają w szturmie na umocnione pozycje przeciwnika, które z kolei rozbija bez trudu artyleria samobieżna i tak dalej. Przykłady współdziałania różnych rodzajów wojsk można by długo mnożyć. Jednak współpraca różnych formacji to nie wszystko. Ważny jest jeszcze szyk, w jakim wojska wkraczają do walki, bo jeśli na pole bitwy dotrą jednostki rozciągnięte w długą kolumnę i wejdą do akcji partiami, wróg szybko zamieni je w stosy bezużytecznego złomu. W tym celu wszystkie grupy bojowe powiny zostać ustawione w szyku. Wystarczy zatem zaznaczyć wybrane jednostki, kliknąć przyciskiem myszy i przytrzymać go, w wówczas na planszy pojawi się zarys formacji, który – podobnie jak w grze Medieval 2 - można obracać w dowolną stronę. Po puszczeniu przycisku, wojska same ustawią się w odpowiednim szyku i będą gotowe do rozpoczęcia walki. Jeśli dobrze rozpoznasz siły wroga i we właściwy sposób skompletujesz jednostki wchodzące w skład grup bojowych, masz szansę na przełamanie obrony przeciwnika niemal bez strat - zwłaszcza jeśli dysponujesz przewagą liczebną.


W rozgrywce liczy się rozpoznanie oddziałów przeciwnika przed walką. Opłaca się wysyłać pojazdy zwiadowcze, aby tylko zorientować się, czy nad bazą wroga krążą myśliwce, czy ma ona wieżyczki z działkami, czy wzniesiono tam fabrykę pojazdów naziemnych lub inne struktury obronne. Bardzo ciekawym pomysłem jest użycie transportowców wojsk. Każda z frakcji ma swoje statki powietrzne, które mogą przenosić czołgi i bojowe mechy w dowolne miejsce na planszy, o ile oczywiście zapewni się im odpowiednią osłonę. Dzięki temu da się na przykład wysadzić desant na tyłach wroga, dokonać niespodziewanego ataku na generatory czy ekstraktory przeciwnika, aby w krytycznej godzinie przekonał się, że moc właśnie przestała mu sprzyjać. Transportowce są wygodne w użyciu – jeśli na przykład każesz im zabrać z powierzchni planety jakiejś oddziały, statek sam podlatuje do wskazanych wojsk, co znacznie przyśpiesza desant.

GramTV przedstawia:

Niemal przez cały czas zabawa polega na odgadywaniu i kombinowaniu – na przykład czy przygotować atak czołgów ze wsparciem artylerii, czy też wysłać do walki bombowce ze wsparciem myśliwców, a dopiero potem pozwolić sobie na zmasowany atak. Dlatego Supreme Commander zadowoli na pewno zwolenników główkowania i opracowywania własnych strategii walki. Natomiast miłośnicy prostej rozgrywki lub gracze nie przygotowani do szkolenia i panowania nad gigantycznymi armiami na polu walki, mogą poczuć się przytłoczeni skalą tej gry.

Kamera z orbity

Sterowanie w Supreme Commanderze jest dokładnie takie samo jak w większości RTS-ów. Lewym przyciskiem myszy klikasz, aby zaznaczyć jednostki, prawym zaś - by wydać im rozkaz przemarszu. Różnica polega jednak na tym, iż w dowolnej chwili możesz oddalić kamerę od jednostek kręcąc kółkiem myszy. Wznosisz się wówczas w przestworza i podziwiasz z góry ogromną panoramę pola bitwy. Co ciekawe, kiedy oddalisz się, plansza zmienia się w mapę strategiczną, na której jednostki twoje oraz wroga zaznaczone są trójkątami i kwadracikami. Jednak taki widok potrzebny jest do sensownego dowodzenia wojskami składającymi się z ogromnej liczby oddziałów i zapanowania nad starciami, które toczą się w kilku miejscach na planszy. Ze względu na rozmiary pola bitwy nie ma sensu klasyczne przewijanie mapy za pomocą klawiszy kierunkowych, albo przesunięcie w tym celu kursora myszy do krawędzi ekranu. Ci gracze, którzy przyzwyczajeni są do takiego sposobu poruszania się, powinni pozbyć się tego nawyku jak najszybciej. Znacznie szybsze jest bowiem oddalenie kamery (poprzez użycie kółka myszy) i tym samym przejście do mapy strategicznej, przeniesienie kursona na wybrany obszar (bez klikania) i przekręcenie kółka, co spowoduje błyskawiczne przybliżenie widoku wskazanej części mapy. Twórcy gry zadbali o komfortowe sterowanie. Wystarczy na mapie strategicznej wskazać dowolną jednostkę i kliknąć na nią dwa razy, a komputer automatycznie wybierze wszystkie pojazdy lub samoloty wybranego typu. Przydaje się także klasyczne grupowanie wojsk w formacje bojowe i przypisywanie im odpowiednich numerów.


Ogromne pola bitewne, po których przemieszczają się setki pojazdów i latających obiektów sprawiają, że Supreme Commander ma wprost potworne wymagania sprzętowe. Zapomnij zatem o cieszeniu się pełnią graficznych detali na komputerze, który ma kartę graficzną słabszą niż GeForce 7600, czy Radeon X-900, a dodatkowo nie jest wyposażony w dwurdzeniowy procesor. Uwagi powyższe dotyczą oczywiście wersji beta gry – można się spodziewać, że w ostatecznym produkcie gra pójdzie na starszych blaszakach, co jednak nie znaczy, że nawet po zmniejszeniu tekstur i szczegółów Supreme Commandera da się odpalić na słabym sprzęcie.

Najgorsze zaś, że nawet pomimo wyśrubowanych wymagań, grafika nie jest olśniewająca i prezentuje zaledwie dostateczny poziom. Plansze, na których toczą się zmagania są ogromne, ale mało szczegółowe, szare i smutne. Najgorzej wypadają obszary pokryte zwykłą, ziemską roślinnością i przypominające umiarkowaną strefę klimatyczną. Dla odmiany mapy, na których występuje woda, wyspy i atole wyglądają znacznie lepiej – podobnie jak plansze przedstawiające arktyczne, pokryte lodem planety. Roślinność i budowle są małe, kanciaste i brzydkie. W ogóle zresztą designerzy i artyści koncepcyjni Supreme Commandera nie wykazali się mistrzostwem. Instalacje poszczególnych frakcji nie sa oparte na zachwycających i niesamowitych projektach – architektura baz przywodzi na myśl struktury, które można znaleźć w tysiącu innych RTS-ów. Szkoda, bo od Chrisa Taylora i Gas Powered Games można było oczekiwać czegoś znacznie ciekawszego. Ciekawie wypadają jedynie wraki i pobojowiska, uwagę zwracają także efektowne eksplozje i pożary, a przede wszystkim efekty wykorzystania broni jądrowej. Ogromny wybuch atomowej głowicy, w wyniku którego połowa wrogiej bazy wyparowuje w powietrze, sprawia doprawdy niesamowite wrażenie.

Scenariusz, o czym już wspominaliśmy, jest bardzo płytki i zupełnie nie wciąga. Gra nie ma etosu. Perypetie i intrygi snute przez poszczególne frakcje są dla gracza równie obojętne, co stresy i traumatyczne przeżycia gołębi na miejskim rynku, bo świat wykreowany przez twórców jest płytki i sztampowy. Jedynym wyzwaniem jest tylko złamanie obrony przeciwnika, odnalezienie jego słabych punktów i bezlitosne zniszczenie. Miło jest także oglądać gigantyczne hordy robotów atakujące ogromne bazy przeciwnika. Jednak ekran usiany maleńkimi stateczkami, które kończą swój żywot w efektownych rozbłyskach nie sprawia równie wstrząsającego wrażenia, co widok krucjaty stojącej przed murami Jerozolimy w Medievalu 2, czy Chińczycy prący niepowstrzymanie do przodu w dość starym już przecież Command & Conquer: Generals.


Komentarze
23
Usunięty
Usunięty
20/02/2007 15:00

Dlaczego w tekscie są "Cymbrianie", a nie "Cybranie"??Mam nadzieję, że to tylko literówka (choć w 2 miejscach...).

Usunięty
Usunięty
20/02/2007 11:03

Stare TA ma lepsza grafike o Sc czyli Starcrafcie nie wspomne jednak wszystko zalezy od tego jak beda zbalansowane rasy i jaka bedzie grywalnosc w necie w w40k balans ras jest slaby jesli w Sc bedzie lepiej to gra odniesie sukces w internecie...

Usunięty
Usunięty
20/02/2007 05:29

Czy tylko ja zauwazylem, ze to, co tutaj widac na screenach wyglada tak beznadziejnie, ze az sie smutno robi? Przeciez to mialo wygladac tak - http://www.gram.pl/upl/artykul/20070216164641.jpg:( :( :(Sciagam wlasnie demo. Jesli nic mi nie zakloci lacza do powrotu z pracy, to sam sie przekonam... Ale na tych screenach wyglada beznadziejnie :/




Trwa Wczytywanie