
52. minuta – Smolarek przejmuje bezpańską piłkę i w szaleńczym rajdzie, przy którym sławetna akcja Diego Maradony z ‘86 roku wydaje się być spacerkiem wśród śpiących leniwców, mija kolejnych zawodników. Znakomite prowadzenie piłki, właśnie wpada w pole karne... Ał! Brutalna interwencja jednego z obrońców! Sędzia bez wahania wskazuje na jedenasty metr. Na nic zdają się protesty, Ebi nie mógł symulować, wszak nie pozwala mu na to duma i honor Polaka. A mimo lat spędzonych na obczyźnie nie nauczył się niemieckiego wyrachowania, co tym bardziej mu się chwali.
Niepokoi nas jednak fakt, iż Smolarek nadal nie podnosi się z murawy. Na boisko wbiegają służby medyczne i nasz pomocnik wynoszony jest poza linię boczną przez czterech mocno przypalonych, rosłych mężczyzn w dresach. Widocznie wizyty w solarium nie są już domeną lidera najbardziej defensywnej formacji politycznej w tym kraju.
Na co dzień reprezentujący barwy Borussi Dortmund zawodnik najwyraźniej nie wróci już tego wieczoru na plac gry. Trener szybko przywołuje jednego z rezerwowych, ten wyuczonym ruchem ręki zrywa z siebie kurtkę.
Aż pali się do gry. Nie jest to nikt inny, jak, zgodnie z ostatnimi panującymi w Polsce trendami, brat bliźniak Macieja Żurawskiego. Oby tylko nowy Żuraw nie dał plamy.
53. minuta - Po krótkim zamieszaniu związanym ze zmianą w składzie, sędzia dyktuje rzut karny. Egzekutorem będzie nie kto inny, jak jednojajowy brat bliźniak Macieja Żurawskiego. Przymierza... I strzela w samo okienko, nie pozostawiając absolutnie żadnych szans golkiperowi, który teraz wyładowuje swoją złość na mieszczących się bramką reklamach piwa...
Oczywiście bezalkoholowego. Szampańska fiesta na Stadionie Śląskim trwa! Rozentuzjazmowani kibice śpiewają na przemian „Małego walczyka” i „Kalinkę Malinkę”. Klimat udzielił się także obecnym na trybunach przedstawicielom PZPN-u. Widocznie uznali, że lepiej pojawić się na meczu reprezentacji, niż na zwołanym w trybie natychmiastowym walnym zgromadzeniu (już siedemnastym w tym miesiącu) związku, celem odwołania miłościwie nam panującego prezesa. Prawidłowo, tak się zdobywa uznanie na Śląsku!
75. minuta – Po dwudziestu minutach bezproduktywnej walki, podczas których nasi obrońcy – z braku lepszego zajęcia – uskuteczniali zabawę w chowanego między krzesełkami w sektorach A i D, inicjatywę przejęli goście. Dotychczas pasywna druga linia zaczęła wspierać przednią formację, co zaowocowało przeniesieniem ciężaru gry na połowę biało-czerwonych. To może być szansa na bramkę kontaktową! Bardzo dobre przyjęcie na klatkę piersiową, wypuszczenie zawodnika w uliczkę... Boruc! Kolejny raz fantastycznie interweniujący bramkarz reprezentacji Polski wykazał się finezją i niespotykanym refleksem.
Pokłon przed Królem Arturem, ten chłopak już chyba zawsze będzie mnie zadziwiał. Spójrzmy na całą sytuację raz jeszcze – pewnie, bez żadnego zwątpienia ruszył do przodu, uniemożliwiając napastnikowi oddanie strzału. I jeszcze słynne pozdrowienie na kibiców z Łazienkowskiej. Boruc ma przed sobą wspaniałą karierę, oby tylko ułańska fantazja nie wyprowadziła go na manowce. Tym czasem szybko wznawia grę długim podaniem na lewą flankę.