Hideo Kojima, jakiego nie znacie

Jakub Zagalski
2015/05/31 14:00
7
0

Nie samym MGS-em żyje człowiek.

Hideo Kojima, jakiego nie znacie

Przez blisko trzydzieści lat działalności w gamedevie Hideo Kojima dorobił się statusu genialnego, wizjonerskiego, czy jak kto woli - kultowego twórcy. Przeciwników Kojimy i jego sposobu postrzegania wirtualnego medium nie brakuje, ale konia z rzędem temu, kto przytoczy choć jeden argument, "przekreślający" zasługi ojca serii Metal Gear dla rozwoju gier wideo.

Hideo Kojima jest od początku swojej kariery związany z Konami, więc niedawne doniesienia mówiące o możliwości zakończenia wieloletniej współpracy z japońską firmą wzbudziły wielkie poruszenie wśród fanów. "Co dalej z Metal Gear Solid?" - to jedno z najczęściej pojawiających się pytań w tym kontekście. Pytanie, na które nie znamy dzisiaj jednoznacznej odpowiedzi, bo o ile pewnym jest, że Kojima i jego zespół ma pracować nad Metal Gear Solid V: The Phantom Pain do samego końca, tak dalsze losy serii mają zależeć wyłącznie od Konami. Mój redakcyjny kolega uważa, że pożegnanie twórcy z jego najważniejszym dziełem mogłoby wyjść tej serii na zdrowie. W przypadku nowych gier poszerzających kanon, czyli bezpośrednio związanych z wizją Kojimy, spierałbym się, czy Metal Gear Solid jako seria pozostałaby niesamowicie zawiła, ale jednocześnie spójna. Oraz czy nowy scenarzysta/reżyser potrafiłby zachować ducha poprzednich części.

Pozostawiam jednak te dywagacje na inną okazję, ponieważ w tym momencie pragnę spojrzeć na Hideo Kojimę z innej perspektywy. Odsunąć na bok jego opus magnum ze Snakiem, Big Bossem i całą resztą MGS-owej ferajny. Po to, by zwrócić uwagę na wybrane dokonania Kojimy spoza tej marki, które z różnych przyczyn nie wzbudzają dziś tak wielkich emocji jak Metal Gear Solid. A powinny istnieć w świadomości szarego miłośnika gier wideo, nawet jeśli nigdy się nie zdecyduje na zagranie w któryś z przywołanych poniżej tytułów.

Na pierwszy ogień krótkiej, ale treściwej i mam nadzieję inspirującej wyliczanki, idzie Snatcher. Przygodówka z 1988 roku w konwencji visual novel, która na każdym kroku przywołuje na myśl znane dzieła popkultury z zakresu cyberpunk/science fiction. Każdy uważny i odpowiednio "oczytany" odbiorca dostrzeże tutaj nawiązania do Inwazji porywaczy ciał, Akiry, Bubblegum Crisis, Terminatora czy Blade Runnera. Szczególnie z tym ostatnim Snatcher ma wiele wspólnego, zarówno w zakresie głównego bohatera (Gillian Seed to niemalże kopia Ricka Deckarda), jak i ogólnego pomysłu na wątek fabularny i świat przedstawiony.

Snatcher kreśli wizję świata przyszłości (rok 2042/47 - różnica zależy od wersji językowej), który podnosi się z kolan po globalnej zagładzie sprzed pół wieku. W latach 90. broń biologiczna o wdzięcznej nazwie Lucipher-Alpha przyczyniła się do śmierci 80% światowej populacji. Nowy świat to nowe szanse, ale i zagrożenia, do których zaliczają się tytułowe istoty. Sztuczne, humanoidalne twory, które dokonują morderstw bez wyraźnego klucza i zajmują miejsca swoich ofiar w codziennym życiu. Sprawę coraz liczniejszych zabójstw z rąk Snatcherów zaczyna badać Gillian Seed, nowy nabytek organizacji Junker, która specjalizuje się w tego typu zdarzeniach. Seedowi towarzyszy niewielki, gadatliwy i nad wyraz pomocny Metal Gear, który wiele lat później powrócił jako zdalnie sterowana "zabawka" Otacona w Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots. W Snatcherze Metal Gear jest autonomiczną jednostką i pełnoprawnym bohaterem, który wdaje się w liczne dyskusje z Gillianem, chętnie służy pomocą jako maszynka do save'owania etc.

Snatcher wpisuje się w nurt przygodówek visual novel, w których podstawowym zadaniem jest czytanie dialogów i opisów sytuacji, oraz wybieranie komend z podręcznego menu. Wyjątkiem są nieliczne sekwencje strzelankowe, które wykorzystują light guna (celowanie strzałkami na padzie również wchodzi w grę) oraz jedna czy dwie scenki rodem z przygodówek point'n'click. Mając to na uwadze, warto rozejrzeć się za Snatcherem w wersji Sega Mega CD z 1994 roku, która jako jedyna doczekała się przetłumaczenia na język angielski. I jest najbardziej przyjazna dla współczesnego gracza. Jeżeli cenicie sobie ciekawą intrygę w cyberpunkowej konwencji i nie straszne wam "walące po oczach" nawiązania do znanych dzieł popkultury, dajcie szansę Snatcherowi. Pomysły Kojimy sprzed 27 lat nadal zaskakują i dają do myślenia.

Po premierze gry na platformy PC-8801 i MSX2 Kojima wrócił jeszcze do Snatchera przy okazji kilku pobocznych projektów (SD Snatcher, Snatcher CD-ROMantic, Sdatcher) i konwersji na nowe konsole. W 1990 roku skończył pracę nad Metal Gear 2: Solid Snake i zajął się nowym tytułem, który miał zdecydowanie więcej wspólnego z cyberpunkową przygodówką niż przełomową serią skradanek. Policenauts, bo o tym projekcie mowa, pojawił się na rynku w latach 1994-1996 na czterech różnych platformach. Gracze znowu mieli do czynienia z detektywem uwikłanym w zagadkowe śledztwo, przy czym Kojima zmienił cyberpunkową/postapokaliptyczną scenerię na hard SF z wyprawami w kosmos, stacjami kosmicznymi etc. Hideo po raz kolejny czerpał pełnymi garściami z bogactwa popkultury (najbardziej oczywisty przykład - para bohaterów na wzór duetu z filmu Zabójcza broń), a przy okazji puszczał oko do fanów swoich gier.

GramTV przedstawia:

Policenauts to jedna z tych japońskich perełek, które dla większości graczy z Zachodu pozostają jedynie egzotycznymi ciekawostkami. Gra nie doczekała się bowiem wydania w języku angielskim, mimo że lokalizacja wersji na Segę Saturn była oficjalnie zapowiadana. Jedyną opcją na poznanie tej historii w zrozumiałym dla większości języku, jest sięgnięcie po fanowską translację (dwupłytowa wersja PlayStation), która trafiła do sieci 2009 roku. Dokładnie w dniu 46. urodzin Kojimy.

Kolejne niezbyt znane dzieło Kojimy można śmiało polecić każdemu miłośnikowi jRPG-ów, wyposażonemu w konsolkę Game Boy Advance. Boktai: The Sun Is in Your Hand z 2003 roku było pierwszą częścią serią, w której Hideo sprawdził się jako game designer i producent (w późniejszych odsłonach był wyłącznie producentem). Główna cecha wyróżniająca Boktai na tle podobnych gatunkowo produkcji polegała na wykorzystaniu czujnika światła, który umieszczono w obudowie kartridża z grą. Po co? Żeby zgromadzoną na słońcu energię zmienić na pociski do broni głównego bohatera, łowcy wampirów.

Cały patent wykorzystania promieni świetlnych miał fajne uzasadnienie fabularne i był sensownie przełożony na właściwą mechanikę rozgrywki. Boktai, nastawiony na skradankowy model zabawy i atakowanie przeciwników znienacka, nagradzał graczy z "naświetlonym" kartridżem, bo tylko oni mogli korzystać z dodatkowych zalet broni. I to faktycznie działało!

Zone of the Enders to ostatnia i najbardziej znana z wymienionych gier, którą powinni się zainteresować miłośnicy twórczości Hideo Kojimy, zapatrzeni w Metal Gear Solid. Jeżeli jakimś cudem jeszcze tego nie zrobili. W przypadku ZoE mamy do czynienia z serią, przy której Kojima pracował jako projektant (przy pierwszej grze) i producent, i wielokrotnie sygnalizował, jak ważna jest to dla niego marka. Historia stacji kosmicznych, kolonizacji planet i walk mechów została przełożona na dwie gry na PlayStation 2, spin-offa na GBA i anime (OVA i 26 odcinków TV). Nota bene ogólny zamysł twórców polegał na tym, by gry z tej marki przypominały filmowe walki robotów, uwielbiane przez fanów japońskiej animacji. Oryginalne Zone of the Enders z 2001 roku zdało egzamin jako widowiskowa gra akcji 3D, chociaż wielu odbiorców narzekało na boleśnie krótki tryb fabularny oraz naprawdę koszmarny voice acting w wersji amerykańskiej. Kto słyszał nastoletniego Leo Stenbucka w akcji, ten wie.

Zone of the Enders odniosło komercyjny sukces, ale była to w dużej mierze zasługa dema Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty, dorzucanego do pudełka. Sama gra zbierała od recenzentów "siódemki" i "ósemki". Twórcy zanotowali wady wytykane przez odbiorców i dwa lata później zaatakowali z pełnoprawną kontynuacją. Zone of the Enders: The 2nd Runner było pod wieloma względami lepsze, bardziej dopracowane od oryginału, jednak znowu cierpiało na krótki wątek fabularny. W 2012 roku Hideo Kojima narobił smaku fanom ZoE, dając jasno do zrozumienia, że Kojima Productions wzięło się za robienie kolejnej odsłony na nowym silniku Fox. Niestety projekt został wkrótce zawieszony, a miłośnicy walczących mechów musieli się zadowolić kolekcją Zone of the Enders HD, która cierpiała na spadki płynności animacji i inne problemy techniczne.

Hideo Kojima widnieje na liście płac w ponad pięćdziesięciu grach, z których wyraźna większość ma w swoim tytule słowa "Metal" i "Gear". Tym niemniej 51-letni Japończyk dał się również poznać jako pomysłowy twórca, mający coś do powiedzenia w temacie jRPG-ów (Boktai) czy dating-simów (Tokimeki Memorial). Oczy fanów jego twórczości, a pewnie i znacznej części przeciwników, są teraz skierowane na Metal Gear Solid V: The Phantom Pain, które ma być jego największym osiągnięciem jako scenarzysty, reżysera, producenta i projektanta. Trzymam za słowo i czekam do września. Z nadzieją, że nie będzie to jego ostatnie słowo.

Komentarze
7
xguzikx
Redaktor
Autor
31/05/2015 20:34

Coś się zadziało niedobrego, ale już można polecieć klasykiem: "Dziwne, u mnie działa".

Usunięty
Usunięty
31/05/2015 17:40

Uff, skończyłem, naprawdę długi tekst, ale warto było poświęcić ten czas żeby dowiedzieć się tylu ciekawych rzeczy. [/ironia]

porckypizgus
Gramowicz
31/05/2015 15:26

> Jeden z lepszych artykułów p.JakubaHahahaha !




Trwa Wczytywanie