Myślenie życzeniowe: Grać taniej już się nie da

Sławek Serafin
2012/07/31 11:54

Ostatnio wiele się mówi o grach darmowych. I słusznie, bo to przyszłość, do której dążymy i której jesteśmy coraz bliżej.

Ostatnio wiele się mówi o grach darmowych. I słusznie, bo to przyszłość, do której dążymy i której jesteśmy coraz bliżej.

Mam na myśli przyszłość, w której nie tylko pewna część gier jest dostępna za darmo, jak w tym momencie. Ten etap nagłego desantu i zdobywania przyczółka na rynku już mamy za sobą. Chodzi mi raczej o to, co się będzie działo po ofensywie darmowego modelu grania, gdy podbije ono znaczną część grania w ogóle, a może nawet jego większość. To, moim zdaniem, kwestia kilku najbliższych lat. Prędzej czy później, gry będą za darmo. Jak telewizja, w pewnym sensie oczywiście.

Mówi się ostatnio o grach darmowych. Dosłownie przed chwilą słyszeliśmy o wyroku Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który nie pozwala nazywać dla celów reklamowych gry darmowej darmową, jeśli istnieją w niej jakiekolwiek opłaty, choćby i dobrowolne. Nie ma sensu rozważanie, czy jest to orzeczenie sensowne czy nie - ono po prostu jest i pokazuje pośrednio, jak silnie penetrują rynek takie modele płatności, czy też bezpłatności, że aż zajmują się ich sprawą organy państwowe. Dla rozwoju gier darmowych nie ma ono większego znaczenia, działy marketingu będą się musiały nagłowić, jak w nowy sposób promować te produkcje i to wszystko, wiele hałasu o nic. Myślenie życzeniowe: Grać taniej już się nie da

O wiele bardziej doniosłe jest stwierdzenie szefa olbrzymiego koncernu wydawniczego Electronic Arts, Johna Riccitiello, który w grach free-to-play upatruje przyszłości rynku. Korporacje są powolne. Z opóźnieniem reagują na rynkowe trendy, zwłaszcza te oddolne inicjatywy, takie jak granie za darmo, którego pionierami były małe firmy, a często nawet pojedynczy twórcy gier. I jeśli już taki moloch jak EA ustami swojego szefa przyznaje, że granie darmowe to jest ten następny krok w kierunku nowego, wspaniałego świata grania, to w zasadzie można to uznać za fakt, za coś, co już się wydarzyło. A wydarzyło się i to całkiem niedawno.

Grać za darmo można od lat, ale dopiero od niedawna są w tym wielkie, wielkie pieniądze. Dopiero kilka lat temu producenci nauczyli się tak konstruować takie produkcje, by przynosiły dochód porównywalny, albo i nawet większy niż te tradycyjne. Riccitiello wspominał o niewielkich sumach, od 10 do 30 dolarów, wydawanych co miesiąc przez osoby grające we free-2-play. Gdy kilka lat temu rozmawiałem z jednym z producentów World of Tanks, darmówki robiącej wielką karierę, powiedział mi on, że trzy na cztery osoby, które grają, nie płacą. To dużo. To dużo tych płacących, oczywiście. Oni zarabiają na resztę i to z nawiązką, co dobrze widać choćby po World of Tanks właśnie - jego producenci szeroko się reklamują za duże pieniądze, a także tworzą dwie następne podobne gry. Trafili na żyłę złota i to większą niż im się wydawało, bo w tej samej rozmowie dowiedziałem się, że do utrzymywania i rozwijania World of Tanks aż do końca świata wystarczyłyby twórcom wpływy z samego tylko rynku rosyjskiego. To co zarabiają na całej reszcie świata to czysty zysk.

Ale to nie World of Tanks jest najjaśniejszym przykładem na to, że gra darmowa może zarabiać dziesiątki milionów. Nie, to League of Legends sprawiło, że ten model finansowy stał się dla wszystkich wyjątkowo atrakcyjny, gdy okazało się, że jest to gra zarabiająca dla swoich twórców nie gorzej niż World of Warcraft dla Blizzarda! Gra, w której kupuje się właściwie tylko kosmetyczne dodatki jest tak samo rentowna jak potężne MMO, wymagające opłacania abonamentu co miesiąc! Mam znajomych, którzy przyznają się, że wydali w LoL naprawdę spore sumy. 800 złotych, ponad 300 euro. W darmowej grze. Całkiem dobrowolnie. Szokujące, ale prawdziwe. A skoro prawdziwe, to wszyscy tak chcą. I wszyscy tak będą robić, nie tylko na sposób Riot Games, twórców League of Legends, ale też za pośrednictwem innych systemów grania bez płacenia za pudełko z grą, bądź też plik ściągany za pośrednictwem jakiegoś Steama czy pokrewnej usługi. Płacenie za grę, takie obowiązkowe, z góry, zanim się w nią jeszcze zagra, odchodzi do lamusa. A to także dzięki nowym technologiom.

GramTV przedstawia:

Gaikai, OnLive, granie w chmurze, granie w przeglądarce. To też jest nieunikniona przyszłość z powodów wielu, tak wielu, że nie ma sensu ich tu wszystkich wymieniać. Już pierwszy z brzegu przykład mówi wiele - te platformy, podobnie jak gry darmowe, są idealnym polem do wprowadzenia systemów opłat, które wykluczają coś takiego jak "gra używana". A "drugi obieg" to przecież wielka bolączka korporacji wydających gry w tradycyjny sposób, całkiem możliwe też, że od niedawna jeszcze bardziej dotkliwa z uwagi na nowe unijne regulacje prawne, które wymuszają na wydawcy umożliwienie odsprzedania zakupionej gry. W OnLive i podobnych rozwiązaniach ten problem znika. Bo gry nie ma. Jest tylko abonament na granie w nią, jest dostęp godzinowy, jest cokolwiek, ale nie jednorazowa opłata i zakup konkretnej rzeczy. Grając w chmurze w Call of Duty 10 (albo Call of Duty X, tak jest bardziej hardkorowo, prawda?) będzie się płaciło za godzinę grania. Pakiet pięciu godzin, akurat na przejście kampanii, będzie kosztował ileś tam dolarów, euro czy złotych. Pewnie dużo, dużo mniej niż dziś kosztuje pudełko z Modern Warfare 3. Ktoś chce przejść kampanię jeszcze raz? Kupuje pakiet jeszcze raz. Ktoś chce pograć w tryb wieloosobowy? Pewnie będą różne plany taryfowe, abonamenty, CoD na kartę i diabli wiedzą co jeszcze. Sensowna jest też idea usługi "premium", czyli dostępu do wszystkich gier danego wydawcy za cenę miesięcznej opłaty.

Czy Electronic Arts nie mogłoby działać jak HBO czy Canal+? Płacisz co miesiąc tyle i tyle i grasz w co chcesz. A dlaczego by nie? Wydawca stanie się czymś w rodzaju kanału telewizyjnego albo całej stacji podzielonej na kanały tematyczne. Czy to nie jest prawdopodobna wizja? Jeszcze jakiś czas temu było to niemożliwe do zrealizowania technicznie - ale teraz już jest, właśnie dzięki przełomom dokonanym przez OnLive, Gaikai i podobne rozwiązania. A najciekawsze jest to, że wydawcom ten nowy układ może się o wiele bardziej opłacać od dotychczasowego. Już teraz serwują przecież growe seriale w stylu Call of Duty, to raz. Ludzie są przyzwyczajeni i oswojeni z płaceniem za takie usługi, to dwa. I najprawdopodobniej wyjdzie na to, że z tymi płatnościami za godziny, abonamentami, planami taryfowymi, będą wydawali na gry więcej niż dotychczas - i to wszystko bez pośredników w rodzaju sklepów, hurtowni i innych narzucających swoje marże podmiotów, więc producent i wydawca gier będzie miał o wiele większy zysk!

No tak. Ale czy to dobrze, czy źle dla nas graczy? Nie wiadomo. W tym momencie wygląda na to, że dobrze. Tak, wiem, gry darmowe mają złą prasę. Niesłusznie zresztą. Ciągle słyszy się, że free-to-play to pay-to-win, że gracze płacący mają przewagę nad tymi co nie płacą, że to, że tamto. Ludzie narzekają tak, jakby kupili te gry za ciężkie pieniądze, a potem się okazało, że są poszkodowani, bo nie chcą wydać więcej. Tyle, że tak naprawdę oni gry nie kupili. Grali za darmo. A darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, nie? Nie podoba się polityka twórców i model mikrotransakcji? Dziękuję, kończę grać, przestałem się dobrze bawić, a co ugrałem za darmo, to moje. Jak dany tytuł opiera się za zasadzie zapłać-by-wygrać, wystarczy w niego nie grać - i zniknie ze sceny prawem doboru naturalnego, jak i inne podobne. Zostaną gry, w których wydaje się pieniądze, bo się chce, a nie dlatego, że trzeba. Kupuje się jakieś drobne przedmioty dla własnej przyjemności i żeby wesprzeć twórców, których się lubi, którym się ufa i którzy nie próbują wykorzystać gracza. Oni grają fair, my gramy fair. To się o wiele bardziej opłaca obu stronom niż cokolwiek innego - symbioza zamiast pasożytnictwa, wyższa forma ewolucji modelu free-to-play.

I to już działa. League of Legends, Team Fortress 2 - najpopularniejsze w swoich gatunkach operują na właśnie takich zasadach. W sumie każda większa gra darmowa zapowiedziana w ciągu ostatnich miesięcy była opatrzona komentarzem twórców, w którym stanowczo odżegnywali się od jakiejkolwiek opcji kupowania przewagi nad kimś innym w grze. A zapowiedziano tych gier sporo, sam nie wiem, czy nie więcej niż "normalnych" wysokobudżetowych produkcji. Jasne, może tu lekko przesadziłem, ale jeśli już, to naprawdę lekko - gry darmowe robią teraz wszyscy, plus ich babcie oraz koty tych babć. Bo to jest przyszłość rynku grania stacjonarnego, wielkoekranowego, za pomocą klawiatury, myszki lub pada. A może też i tego mobilnego, kto wie... Granie na smartfonach i tabletach tym także różni się mocno od tego klasycznego, że bazuje na całkiem innych modelach finansowych i bardzo niskich cenach w porównaniu do "normalnych" gier, więc tam nie ma aż takiego parcia na granie darmowe, jak na PC na przykład, gdzie ta nowość kwitnie i zawłaszcza kolejne sektory.

Czy zatem tak będzie wyglądała przyszłość? Siedzimy z padem przed telewizorem, tak jak teraz, ale bez zbędnej konsoli, i gramy w gry streamujące się z sieci, za które zapłaciliśmy abonament jak za kablówkę? Gramy na PC w mnóstwo różnych gier za darmo i płacimy tylko wtedy, gdy chcemy i gdy gra nam się naprawdę podoba? Może właśnie tak. W sumie dlaczego by nie?

Źródło:
Komentarze
34
Usunięty
Usunięty
23/01/2016 09:40

Po latach widać jak w Unity czy Syndicate, że gry nie przejdą na f2p, tylko do raz zakupionych gier jest dorabiany sklepik w grze + beznadziejna waluta Helix czy inne diamenciki czy kryształki.

Usunięty
Usunięty
19/03/2014 15:33

W Warframe można wybrać tryb solo.

Usunięty
Usunięty
19/03/2014 13:50

> Jak dla mnie f2p ma jedną poważną i dyskwalifikującą już na starcie wadę: brak singla.>>> Dziękuję, dobranoc. ;pMądry Komentarz




Trwa Wczytywanie