Opinia: Zła propaganda gier moralnego niepokoju

Sławek Serafin
2015/04/14 10:47

Gry zaczynają poruszać trudne tematy i wypowiadać się w kwestiach wcześniej dla nich obcych. To źle.

Nie zrozumcie mnie opacznie. To nie ja wymyśliłem, że gry takie jak This War of Mine czy Valiant Hearts są skazą na dobrym imieniu gier w ogóle. W zasadzie to mam wręcz przeciwne zdanie, ale najpierw chciałem przytoczyć tutaj myśl tamtą, zanim zacznę z nią polemizować. Otóż wczoraj pod jedną z wiadomości, traktującą o nowym studio Yoana Fanise'a, twórcy Valiant Hearts, przeczytałem lekko mrożące krew w żyłach opinie nawołujące do "czystości rasowej" gier. I wydaje mi się, że należy się do nich ustosunkować nieco bardziej oficjalnie, niż w ramach normalnego komentarza na forum. Najpierw więc zacytuję może...

Kiedy gry z rozrywki staną się kolejnym narzędziem propagandy środowisk najróżniejszych (a do tego zawsze prowadzi "poruszanie ważnych tematów") to już chyba nic nie będzie od tego syfu wolne


Straszne, nie? Gry powoli przestają być ostoją infantylności i bezmyślności, miejscami, tu i tam, dorośleją nam i robią się coraz mądrzejsze. Czyli stają się skażone syfem poruszania ważnych tematów, który prowadzi do propagandy środowisk najróżniejszych, czyli, jak zgaduję, gejowskich, lewicowych, żydokomunistyczych i pewnie cyklistów też. Aż mnie zmroziło, gdy to przeczytałem, nie tylko dlatego, że to nie jest prawda, że w gry wkradnie się propaganda, bo tak się składa, że ona jest obecna w grach od zawsze w zasadzie. Tyle, że jest to propaganda większości, taka, która nie przeszkadza przeciętnemu graczowi, bo jest zgodna z jego poglądami. I nie mówię tutaj o tych najbardziej oczywistych nośnikach propagandy, takich jak na przykład te wszystkie Call of Duty, Battlefieldy i cała masa innych strzelanek, w których dobrzy Amerykanie zabijają złych... cóż, złych wszystkich innych, aktualnie pozostających w militarnej modzie. Nie, chodzi mi o grową propagandę o wiele starszą, o wiele głębszą i o wiele mniej oczywistą.

Weźmy na przykład jeden z klasyków, Super Mario Bros. Mario i Luigi, dwaj bracia, szukają uwięzionej księżniczki. Jaki piękny przykład propagandy, nie? Dlaczego to nie mogli być Mario i Maria? Gra sugeruje, że związek pomiędzy braćmi jest ważniejszy niż pomiędzy bratem i siostrą. A do tego dlaczego księżniczka? Dlaczego Mario nie szuka ukochanego księcia? Przecież w grze chodzi o pchającą go do przodu miłość, a nie o to, co będzie się działo w łóżku po tym, jak już wszystko skończy się happy endem, więc to chyba bez różnicy kto, kogo i jak kocha, ważne, że kocha, czyż nie? A więc dlaczego gra jest tubą propagandową heteroseksualistów, ja się pytam?

Kiedy gry z rozrywki staną się kolejnym narzędziem propagandy środowisk najróżniejszych (a do tego zawsze prowadzi

Oczywiście, śmiejąc się pytam, bo pomysł wzbogacania Mario o idee genderyzmu i LGBT nie jest szczególnie sensowny. Ale nie da się już powiedzieć, że gry były kiedykolwiek wolne od propagandy, prawda? Propaganda to propaganda, bez różnicy czy propaguje idee, z którymi się zgadzamy, czy też te, z którymi nie. I uniknąć się jej nie da, nawet w grach, co nam Mario i jego nieistniejący książę pokazują. Jedyną drogą do normalności, do naprawiania tego mocno popsutego stanu rzeczy nie jest pozbycie się z gier propagandy w ogóle. To akurat nie jest możliwe. No, chyba że chcemy, żeby wszystkie gry były jak Tetris i Saper, bo wtedy prawdopodobnie udałoby się utrzymać ich bezideowość. Ale na to raczej nie ma szans, więc powtórzę - propagandy pozbyć się nie można. Więc co zrobić? Dorosnąć.

GramTV przedstawia:

Dorosnąć i zacząć przedstawiać inne punkty widzenia. Oferować alternatywy. Nie narzucać jednej wizji, jedynego słusznego podejścia, lecz pozwalać wybrać spośród różnych punktów widzenia, sprowokować do myślenia i tak dalej. W tej kwestii, w temacie różnorodności ideowej i światopoglądowej, gry nigdy nie były mocne. Owszem, pojawiały się różne jaskółki, takie jak alegoryczne moralitety belgijskiego studia Tale of Tales, The Path czy Graveyard, ale generalnie to dopiero od bardzo niedawna naprawdę coś zaczyna się dziać. Zaczynają być badane inne rejony, zaczynają być przedstawiane inne punkty widzenia.

Przez trzy dekady tysiące gier przekonywały nas, że wojna jest fajna i strzelanie do ludzi to rozrywka. This War of Mine, Valiant Hearts i nawet wydany kilka lat temu Homefront przypominają, że wojna to piekło i zło. Nie musimy się z tym zgadzać. Możemy uważać, że są przypadki, kiedy wojna jest uzasadniona i słuszna. Albo i nie, możemy stać na stanowisku pacyfizmu. Jak kto woli. Jak komu się wydaje. Jak kto myśli... przy czym właśnie myślenie jest tutaj kluczem. Alternatywne punkty widzenia pomagają nam ustalić nasz własny. Można go zrewidować, można się w nim umocnić, mało ważne. Istotne jest to, że nastąpi jakiś proces w naszej głowie, zagości w niej jakaś refleksja, trybiki się trochę pokręcą. To jest cenne.

I dlatego niezmiernie się cieszę, że coraz więcej gier porusza poważne tematy. Jeśli ktoś obawia się, że owe tematy zawłaszczą sobie gry w ogóle i że czysta rozrywka zostanie w nich zastąpiona przyciężkimi dramatami społeczno-obyczajowymi, to naprawdę nie musi. Przykłady telewizji, kina, a nawet wydawałoby się, że preferującej powagę literatury pokazują, że mimo obecności ciężkich treści, znakomita większość oferty to popkultura lekka, przyjemna i stroniąca od prowokowana jakichkolwiek refleksji. Co jest jak najbardziej w porządku, bo ona jest nam potrzebna. Ale ważne tematy, takie prowokujące do myślenia, też. Gry lekkie, łatwe i przyjemne pozostaną, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Ale będzie w nich więcej dorosłości i dojrzałości, a także tej strasznej propagandy środowisk najróżniejszych, z czego osobiście bardzo się cieszę, bo prawda jest taka, że najróżniejsze środowiska istnieją, czy reszta tego chce czy nie. I z racji swojego istnienia mają prawo do wyrażania siebie i swoich poglądów, tak samo jak ma do tego prawo każdy człowiek. Jedyna idea, której głosić nie powinniśmy to ta, która zakłada swoją powszechność i nieomylność i zakazuje mówienia o wszystkich innych. Wolność kończy się w momencie, gdy narusza czyjąś inną wolność. Stosy inkwizycji, zbrodnie faszyzmu i komunizmu chyba nas czegoś nauczyły, prawda?

I dlatego powinniśmy powitać z otwartymi ramionami gry moralnego niepokoju wszelakiej maści i proweniencji. One nie niosą nam propagandy. One nas od niej ratują.

Komentarze
24
Aquma
Gramowicz
21/04/2015 10:31

Bardzo mi się ten tekst spodobał, Sławku. Fajnie to napisane i o ważnych rzeczach. Nie ukrywam też, że w 100% się z Twoim tokiem rozumowania zgadzam. Patrząc na gry, które przeszedłem z perspektywy lat zauważam, że najbardziej zapadły mi w pamięć właśnie te, które przynajmniej próbowały poruszać poważniejsze tematy, zadawać trudne pytania - czasem fajnie osadzone w kontekście świata. Dlatego np. bardziej cenię sobie obsidianowego Kotora 2 od jedynki, dlatego tak bardzo podobał mi się MotB, a ostatnio Pillars of Eternity, które w sprytny sposób wplata w niby typową konwencję fantasy wątki i treści, które czynią świat przedstawiony czymś zupełnie, zupełnie innym. Więcej takich rzeczy, bardzo proszę! :)

Usunięty
Usunięty
16/04/2015 23:42
Dnia 15.04.2015 o 23:49, Qamar napisał:

> (...)

Tłumaczenie odwołujące się do ograniczenia wielkości populacji jest serio naciągane, ludzie po prostu mogli by się rodzić bezpłodni. Ale np u łabędzi czarnych ok 25% piskąt jest wychowywana przez homoseksualne pary samców. "Wykorzystują" samicę do zniesienia jaja, po czym ją odpędzają i same wychowują potomstwo. A że para 2 samców ma więcej siły niż para samiec + samica, to młode mają większe szanse przetrwania. Więc tutaj nawet prowadzi to do wzrosty populacji, nie jej ograniczenia.I nie, nie zamierzam twierdzić, że chorby genetycznie generalnie mają jakąkolwiek wartość przystosowawczą. Takie rzeczy jak mukowisdyzoza, czy anemia wg mnie mogą być "Zakwalifikowane" do polimorfizmu wewnątrz gatunku, bo w pewnych okolicznościach dają osobnikom przewagę nad innymi. Zespoły metaboliczne uniemożlwiające normalne odżywianie się, choroby powodujące opóźnienie umysłowe itp są po prostu chorobami bez wartości przystosowawczej.

Usunięty
Usunięty
15/04/2015 23:49
Dnia 15.04.2015 o 20:10, MSKOTOR napisał:

(...)

Wiem jaki jest mechanizm zwiększania się prawdopodobieństwa urodzeń dzieci z zespołem Downa, nie wiem tylko czy w przypadku homoseksualizmu, jeżeli w ogóle występuje nie jest podobny. Hubi Koshi nic nie napisał na temat zastosowanej metodologii ewentualnych badań, właściwie nawet nie napisał wprost, że jakieś badania przeprowadzono. Więc nie mam pojęcia czy w analizie ewentualnych danych epidemiologicznych uwzględniono ten fakt i zastosowano metody analityczne mogące wykluczyć wpływ wieku, czy zwyczajnie leciano po całej populacji. Tłumaczenie odwołujące się do ograniczania wielkości populacji to bzdura. Ludzie to nie lemingi i przez przytłaczającą większość czasu trwania naszego gatunku nie borykaliśmy się z problemem przeludnienia już raczej kilkukrotnie balansowaliśmy na granicy wyginięcia.Faktycznie nie słyszałem o wartości przystosowawczej mucowiscydozy. Jednak o ile nie zamierzasz twierdzić, że wszystkie choroby genetyczne mają jakąś wartość przystosowawczą, to cała linia argumentacji jest generalnie słuszna.




Trwa Wczytywanie