"Mówią, że japoński przemysł jest w dobrej formie, ale to myślenie życzeniowe." - Keiji Inafune

Piotr Bajda
2013/04/04 16:04

O kryzysie japońskiej szkoły robienia gier mówi się od dawna. Głos w debacie zabrał zasłużony dla Capcomu i całej branży Keiji Inafune.

Inafune zasłynął stworzeniem postaci Mega Mana, czym wypracował sobie mocną pozycję w Capcomie. W 2001 roku stworzył serię Onimusha, pięć lat później zamknął zombiaki z Dead Rising w centrum handlowym. W 2010 Capcom mianował go nadzorcą wszystkich powstających w firmie gier. Ale tak duża odpowiedzialność najwyraźniej przytłoczyła Inafune, bo już w październiku tego samego roku opuścił Capcom i poszedł na swoje. Jego najnowsza gra na PS Vitę - Soul Sacrifice zadebiutowała w Japonii niemal miesiąc temu, a do Europy trafi pod koniec kwietnia. Na tym zakończmy biogram.

W wywiadzie dla IGN Inafune powiedział:

- Niektórzy japońscy twórcy mówią, że z naszą branżą wszystko w porządku, ale to myślenie życzeniowe. Słowa nie wystarczą, musimy działać i to udowodnić. Jeśli wśród dziesięciu najlepszych gier roku nie będzie paru tytułów z Japonii, nie uda nam się to.

GramTV przedstawia:

- Łudzę się, że Japończycy przełamują tę stagnację. Niestety rzeczywistość nie jest tak różowa. Widzę, że zaczynają zdawać sobie sprawę z problemu i wiedzą, że muszą to zmienić. Są świadomi konieczności nauki od zachodnich twórców, jeśli chcą sprzedawać gry za granicą. Nie wiedzą jednak co i jak zrobić. Co gorsza, przeszkadza im duma. W konsekwencji zostają na rodzimym rynku. -

Cóż, Inafune nie odkrywa Ameryki, ale to i tak trzeźwe spojrzenie, którego niestety brakuje większości japońskich wizjonerów. Mimo wszystko firmy z KKW nie radzą sobie aż tak źle jak wszyscy alarmują. Rzeczywiście, rzesze twórców zatrzymały się w końcówce lat 90-tych. Ich przełożeni znaleźli jednak wyjście z sytuacji - przeniesienie produkcji poza Japonię. Capcom czy Square Enix mają się świetnie (ci drudzy gorzej niż sobie tego życzą, lecz winne są tu wygórowane ambicje).

Ale nawet korzystający z przestarzałych rozwiązań autorzy nie mogą narzekać, bo stricte japońskie, nie przystające do zachodnich standardów gry mają rynek zbytu w ojczyźnie. W tej materii wiele się nie zmieniło, bo przecież nawet w czasach pierwszego PlayStation czy SNES-a nie wszystkie gry z Nipponu odnosiły sukces za granicą. Zresztą, najlepsi japońscy deweloperzy jak Hideo Kojima, Goichi Suda czy Hideki Kamiya nie narzekają. Robią dobre gry, które (zazwyczaj) sprzedają się przyzwoicie niezależnie od szerokości geograficznej.

Komentarze
13
Usunięty
Usunięty
05/04/2013 10:09

Ta, po wynikach sprzedaży DmC widać jak Capcomowi opłaciło się robienie devila poza japonią. Japońscy wydawcy i developerzy chyba zapomnieli czym sie różnią od zachodnich i boją się wywdawac swoje tytuły poza Japonią, to jest problem.

Usunięty
Usunięty
05/04/2013 08:02

> a i tak przynoszą dużo gorsze zyski, bo większość egzemplarzy schodzi w Japonii.Chyba raczej gry sprzedane w Japonii przynoszą dla lokalnych spółek większe zyski - nie dość, że cena jest bezpośrednio wyższa, to jeszcze nienaturalnie mocny kurs jena znacznie zmniejsza zyski z innych lokalizacji. I tak widzę, że znacznie się poprawiło, bo $1 to Y96, a był moment, że było to bliżej Y80.

Usunięty
Usunięty
04/04/2013 18:49
Dnia 04.04.2013 o 16:58, Ostrowiak napisał:

to że zachód zachłysnął się "kulturą" japońską nie znaczy, że będzie się rzucał jak na mięso na każdy gniot, byle był skośny

Gdy zachód zachłysnął się "kulturą" amerykańską, rzucił się jak na mięso na każdy gniot, byle pachniał hamburgerem.Z dwojga złego lepsze sushi niż hamburger.Europo wróć :-(((




Trwa Wczytywanie