Jeżeli sprzedaż gry w ciągu półtora miesiąca przekracza pułap miliona sprzedanych kopii to chyba można mówić o sukcesie. Inaczej jednak uważa firma THQ, do której należy tytuł Red Faction: Guerilla. Brian Farrell, pełniący obowiązki CEO w THQ, twierdzi, że kampania marketingowa gry zasługuje najwyżej na ocenę B, czyli odpowiednik polskiej 5.
W oświadczeniu skierowanym do inwestorów Farrell powiedział: Osobiście uważam, że dla przyszłych tytułów z serii Red Faction: Guerilla musimy wytworzyć większe zapotrzebowanie na produkt w dniu premiery. Oczywiście podobają nam się krzywe sprzedaży, które udowadniają, że marketing szeptany i dodatki mają znaczenie. Oceniłbym jednak start gry na B. Uważam, że wykonaliśmy dobrą pracę, ale można ją było zrobić lepiej, i tak będzie w przyszłości. Jak wiecie przesuwaliśmy premierę kilka razy, co nie pomogło w sprzedaży. Jestem zadowolony z naszych ostatnich osiągnięć, ale to nie znaczy, że nie możemy zrobić wielu rzeczy lepiej.
W rozwinięciu wypowiedzi znajdujemy też plany na przyszłość: Będziemy wspierać tytuł reklamowo i wypuszczać kolejne dodatki. Mamy nadzieję mocno wypromować niesamowitą technologię zastosowaną w grze. Przekonaliśmy się przy sprzedaży dodatków, że jest duża rotacja graczy, głównie ze względu na rynek gier używanych. Chcemy temu zapobiec wydając dużo nowych rozszerzeń, aby utrzymać markę na rynku. Niestety, kiedy patrzymy na sprzedaż dodatków, to nie jest ona rewelacyjna.
W całej wypowiedzi warto podkreślić ostrze skierowane w rynek gier używanych, oraz słabą sprzedaż rozszerzeń. W tej chwili firma pracuje nad trzema dodatkami do gry. Pierwszy, zatytułowany Demons of the Badlands skierowany jest dla pojedynczego gracza. Kolejne mają być przeznaczone również do zabawy wieloosobowej.