B 1943 na PC później w trosce o graczy

Patryk Purczyński
2009/04/27 10:01

"Nie wpisujemy się w taktykę karania pecetowych graczy" - napisał na forum Battlefielda 1943 Gordon Van Dyke. Późniejsza premiera wersji komputerowej wynika z konieczności jej dopracowania.

Informacja o tym, że Battlefield 1943 na komputerach zadebiutuje trzy miesiące później od wersji konsolowych wywołała burzę wśród fanów oczekujących na tę pozycję. Pecetowcy są niepocieszeni, że ten sieciowy shooter trafi w ich ręce dopiero we wrześniu. Zdaniem producenta takie wyjście ma jednak swoje dobre strony. B 1943 na PC później w trosce o graczy

"Da nam to odpowiednią ilość czasu do stworzenia właściwej wersji PC, a nie portu konsolowego" - argumentuje na oficjalnym forum Battlefielda Gordon Van Dyke z DICE-a. "Nie wpisujemy się w międzynarodową taktykę karania pecetowych graczy. Wręcz przeciwnie, chcemy stworzyć możliwie najlepsze wydanie PC dla naszych fanów!" - dodaje.

Van Dyke stwierdza, że B 1943 na komputery osobiste potrzebuje dodatkowych elementów i troski o stronę techniczną. Z innych źródeł wiadomo natomiast, że producent rozważa porzucenie kilku chłodno przyjętych cech gry w wersji pecetowej. Mowa tu o regenerującym się stanie zdrowia, niekończących się zapasach amunicji, a nawet... ograniczeniu liczby graczy do 24.

GramTV przedstawia:

Komentarze
30
Vojtas
Gramowicz
27/04/2009 20:34
Dnia 27.04.2009 o 17:34, Lordpilot napisał:

> Apteczki to oaza geniuszu w porównaniu z autoregeneracją. Twoim zdaniem :) Ale ok - gusta nie podlegają negocjacjom :)

Shootery na ogół mają mało wspólnego z rzeczywistością - ale czy zranionemu człowiekowi zdrowie samoczynnie wraca, czy też może, by np. zatamować krwotok, potrzebuje bandaża lub morfiny, by uśmierzyć ból? A gdzie to można znaleźć? No właśnie.Apteczki w inwentarzu? Bardzo proszę. A jak już jesteśmy przy bandażach - w Stalkerze zastosowano bandaże do tamowania upływu posoki (krwotok = samoczynne obniżanie poziomu zdrowia nawet bez otrzymywania dodatkowych ran).W MoH Pacific Assault zastosowano jeszcze inny patent - gdy bohater dostał za dużo ołowiu, obraz obniżał się do poziomu gleby i drgał co chwila (co zapewne miało symulować upadek i utratę świadomości), obraz robił się czarno-biały, dźwięki brzmiał jak zza ściany. Sanitariusz, który był w zespole, miał kilkanaście sekund (ok. 10-15) na przybycie z pomocą- jeśli nie zdążył w ferworze walki, obraz robił się całkowicie rozmazany -> game over. Sanitariusza można też było wezwać samodzielnie - łącznie mógł użyć swojej apteczki 4 razy. I to było też ciekawe rozwiązanie - no ale, jak mówię, WSZYSTKO jest lepsze niż autoregeneracja. IMO jest ona symbolem ztrywializowania rozgrywki - by przeciętny zjadacz bajtów nie uciekł z płaczem. To po prostu objaw degeneracji nie mający NIC wspólnego z ewolucją. Autoregeneracja to rak.BTW - tytułów gier nie musimy pisać w cudzysłowie. :)@ Deecom: hehehe.

Usunięty
Usunięty
27/04/2009 17:36
Dnia 27.04.2009 o 16:27, Vojtas napisał:

Apteczki to oaza geniuszu w porównaniu z autoregeneracją.

Kwestia gustu - mi nie przeszkadza żadne z tych rozwiązań. Ale trzeba przyznać, że regeneracja to rozwiązanie bardziej "sofciarskie". Te nerwy w XIII, gdy podczas walki finałowej kończą się pancerz i apteczki, a ten cholerny Mangusta strzela z uzi jak Billy Kid... Ale w Mafii mnie to szczególnie irytowało, bo tam apteczek zawsze jak na lekarstwo, a ci gangsterzy prują z "Chicago typewriters", jakby od tego ich życie zależało (inna sprawa, że faktycznie zależy).

Lordpilot
Gramowicz
27/04/2009 17:34

> Apteczki to oaza geniuszu w porównaniu z autoregeneracją. Twoim zdaniem :) Ale ok - gusta nie podlegają negocjacjom :)BTW - IMO całkiem nieźle rozwiązano to w Bad Company (oczywiscie w częsci singlowej, w multi żadnej samoregeneracji nie ma, a apteczkę co najwyżej zostawi nam medyk). Otóż:1)nie ma samoregeneracji2)nie ma apteczekA co jest :) ? Na samym początku gry dostajemy od naszego kompana "strzykawki" z jednorazowym zastrzykiem, ktory postawi nas na nogi. Owszem, realizmu nadal zero, ale: jak oberwiemy to po jakimś czasie nie regenerujemy sie magicznie jak troll (jest tradycyjy pasek zdrowia od "100" do "1"), na polu walki nie ma też apteczek/bandaży i tym podobnych pierdół. Strzykawę mamy cały czas przy sobie i używamy jej kiedy chcemy. Jak dla mnie pomysł super.Niestety DICE położyło dalszą część :/ Otóz kiedy zginiemy... to konsekwencji w zasadzie nie ma - ot respawnujemy sie przy ostatnim save poincie z kompletem zdrowia, przy czym przeciwnicy którch zdążyliśmy załatwic są martwi. I to wszystko na poziomie "normal" - ot ukłon w strone casuali, żeby nie było za trudno.Ale ogólnie - jest to krok w dobrym kierunku.Natomiast jeśli już koniecznie muszą być "apteczki" to mnie najbardziej podobało się rozwiązanie z Riddicka... Ewentualnie moze byc też (od duzej biedy) to z "Orange Boxa". Tam przynajmniej apteczki nie walały sie wszędzie... Nienajgorzej było też w "Bioshocku".




Trwa Wczytywanie