Rob Zombie – „Halloween” - recenzja filmu

Mastermind
2007/10/31 22:03

Z pamiętnika mordercy

Z pamiętnika mordercy

 Z pamiętnika mordercy , Rob Zombie – „Halloween” - recenzja filmu

Michael Myers, ponadczasowy morderca w masce powrócił. Tym razem zapoznamy się z jego dzieciństwem.

Halloween to nie tylko maksymalnie zamerykanizowane święto, które w Polsce miało do niedawna bardziej kameralny i kontemplacyjny charakter i zwało się Świętem Zmarłych. Dla kinomanów to słowo wytrych, słowo klucz – po prostu klasyka. To właśnie w pierwszej części filmu rozbłysła gwiazda Jamie Lee Curtis, która z przerażeniem na twarzy uciekała przed mordercą w masce. Michael Myers, bo tak się nazywał, od swojej pierwszej obecności ekranowej powracał jeszcze osiem razy. Czasem był w lepszej, czasem w gorszej formie, ale nie zmienia to faktu, że cykl Halloween stał się jednym z najsłynniejszych slasherów w historii kinematografii. Jeśli nie najsłynniejszym...

GramTV przedstawia:

Przed premierą najnowszej części sporo było zamieszania i medialnego szumu, oczywiście głównie w kręgach widzów zainteresowanych horrorem - bo jak wiadomo nie każdemu ten gatunek leży i kropka. Sprawcą owego zamieszania był reżyser Rob Zombie, który zasłynął między innymi kontrowersyjnym Domem 1000 Trupów i jego kontynuacją - Bękartami Diabła. Zastanawiano się czy Zombie (a naprawdę Robert Bartleh Cummings) lider grupy White Zombie, podoła zadaniu. Czy zdoła przywrócić serii dawny blask? Czy odciśnie swe oryginalne piętno na Halloween i zaserwuje nam nietypową mieszaninę makabry i czarnego humoru, z której słynie? Na szczęście na wszystkie te pytania można dziś odpowiedzieć twierdząco. Halloween w wersji Roba Zombie to zdecydowanie najlepsza część serii, z jaką zetknęliśmy się od premiery oryginału Carpentera. Utrzymana zresztą w jego duchu.

Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Po pierwsze twórca na szczęście nie wpadł w pułapkę remake’ów, polegającą na powielaniu historii z pierwowzoru. Jego wersja Halloween jest wprawdzie powrotem do korzeni, przybliża nam początki morderczej kariery Myersa, ale... No właśnie, w żadnym stopniu nie jest kalką filmu z 1978 roku. Po drugie Zombie, co akurat interesujące, z jednej strony powściągnął swoje nieco zwichrowane pomysły, które prezentował w Domu 1000 trupów a z drugiej... jakieś jednak autorskie piętno na filmie odcisnął.

Obawy dotyczyły głównie czarnego humoru oraz specyficznej mieszaniny erotyki i makabry, z której słynie – elementów, które akurat w przypadku Halloween mogły się nie sprawdzić. Na szczęście nie mamy okazji się przekonać, na ile się sprawdziły, bo tegoż po prostu w filmie nie ma. Wersja Zombie jest ponura, wyprana z jaśniejszych barw i okrutna do bólu tak bardzo, że przepuszcza widza przez emocjonalną wyżymaczkę. Po trzecie w końcu, Zombie udowodnił, że jest sprawnym rzemieślnikiem, który kino grozy zna od podszewki, więc ani na moment nie daje się nam nudzić.

Historia Michaela Myersa została pogłębiona o wątki z dzieciństwa i pobyt w szpitalu psychiatrycznym, których w pewnym sensie brakowało w pierwotnej wersji. Przez grubo ponad 30 minut śledzimy losy chłopca, któremu rodzina najwyraźniej nie daje oparcia. Wytatuowany alkoholik i kochanek matki Ronnie White (świetna rola Williama Forsythe’a), rodzicielka Deborah tańcząca na rurze w klubie nocnym (Sheri Moon Zombie, prywatnie żona reżysera) siostra Judith, której Michael szczerze nie znosi, a do tego odrzucenie przez rówieśników i problemy w szkole - wszystko to sprawia, że chłopak coraz bardziej się alienuje i odłącza od społecznego krwioobiegu.

Z drugiej strony wyraźnie uwydatniają się u niego skłonności sadystyczne oraz zainteresowanie maskami, które z lubością projektuje i nosi. Ta część filmu, choć mocno pogłębiona psychologicznie, nie jest bynajmniej ckliwa czy przesłodzona. Wprawdzie współczujemy chłopakowi, ale z drugiej strony dostrzegamy w nim jakieś pierwotne, nieuchwytne, głębokie zło, które każe nam się do niego dystansować. Ta mieszanka współczucia i nienawiści do młodego Michaela (nawiasem pisząc rewelacyjnie zagranego przez odpychającego na ekranie Daega Faercha – chłopak niewątpliwie ma talent, a na koncie, mimo młodego wieku, sporo filmowych ról) powoduje, że film od pierwszej minuty trzyma w napięciu. Środkową cześć wypełnia terapia oraz pobyt bohatera w szpitalu. Prowadzący terapię behawiorysta dziecięcy, doktor Samuel Loomis (Malcolm McDowell), którego doskonale pamiętamy z poprzednich części, stopniowo odkrywa, jak wielkim zagrożeniem dzieciak jest dla świata. Jednak nikt nie chce mu wierzyć.

Gdy dochodzi do ucieczki z zamkniętego zakładu Smith’s Grovez, rozpoczyna się trzecia część filmu – typowy slasher. Myers powraca w rodzinne strony i rozpoczyna swój krwawy pochód znaczony trupami nastolatek i ich rodziców. Halloween, jak zostało powiedziane, utrzymany jest w ciemnym i mrocznym klimacie. Zombie przywołuje rekwizyty charakterystyczne dla serii (maska, nóż), które w jego wydaniu są jeszcze bardziej przerażające niż dotychczas. Aktor Tyler Mane, którego twarzy – zgodnie z regułą - nie widać w filmie, już samą posturą podnosi tętno u widza.

Ale nie tylko za sprawą atletycznego wykonawcy Zombiemu udaje się potrząsnąć widzem. Choć wiele scen rozgrywa się w mroku, a morderca atakuje z zaskoczenia dokładnie tak jak było w pierwowzorze, są w filmie również momenty, w których groza ciemności została zastąpiona dosłownością światła. Morderstwa w domu Strodesów, które odbywają się w rozświetlonym domu i pokazane zostały z detalami na szybkiej pracy kamery, przyspieszają oddech do granic wytrzymałości. Zombie zdecydował się ukazać ginących ludzi w sposób skrajnie realistyczny. Krzyczą, wyrywają się, szarpią, walczą o życie z tak wielką determinacją, jak żadne z dotychczasowych ofiar mordercy w masce. Niezaprzeczalnym atutem filmu jest również muzyka. Kompozytor Tyler Bates (autor ścieżki dźwiękowej m.in. do 300) wykorzystał motyw przewodni z filmu Carpentera i poddał go dodatkowej obróbce. Horror to zapewne gatunek, w którym wyczucie kompozytora przydaje się najbardziej, a Bates kroi nam poszczególne motywy z precyzją chirurga. Brawo!

Fani serii z przyjemnością odnotują również kilka smaczków. Rob Zombie realizował swój film w South Pasadena, a więc w miejscu, gdzie kręcił jego wielki poprzednik. Wprawdzie żaden z ówczesnych domów w filmie „nie zagrał”, ale niektóre miejsca można rozpoznać. Inna perełka to sama maska, którą Myers zakłada na twarz. Jest ona dokładną kopią maski z pierwszego filmu, a w scenie, w której starszy bohater zakłada ją ponownie, została po prostu postarzona. Jeszcze inną filmową perełką, związaną już raczej z filmową „drogą” Roba Zombie jest fakt, że zdjęcia do Halloween rozpoczął on tuż po zrealizowaniu Werewolf Women of the SS - fałszywego trailera dołączonego do wspólnego projektu Tarantino i Rodrigueza Grindhouse. Do trailera została zaangażowana trójka aktorów, których widzimy w Halloween: Sheri Moon Zombie, Sybil Danning i Udo Kier.

Jednak niezależnie od wszystkich smaczków i filmowych tropów Halloween Roba Zombie to znakomite kino, które wielbicielom slasherów serwuje prawdziwie makabryczną ucztę. Pełne szacunku podejście do klasyki w połączeniu z częścią właściwego dla filmów Zombie klimatu dało nam film mocny, ale i niezwykle udany.

Plusy: + nastrój + szacunek dla klasyki + obsada + nie jest to „tylko” remake Minusy: - brak Tytuł: Halloween Reżyser: Rob Zombie Scenariusz: Rob Zombie Zdjęcia: Phil Parmet Muzyka: Tyler Bates Obsada: Malcolm McDowell, Brad Dourif, Tyler Mane, Daeg Faerch, Sheri Moon, William Forsythe, Richard Lynch, Udo Kier Produkcja: USA, 2007 Dystrybucja: Kino Świat Strona WWW: tutaj

Komentarze
17
Usunięty
Usunięty
07/11/2007 18:44

Chętnie pójde ale czy mnie wpuszczą :( chyba trzeb będzie śćiągać :( ale super horror xD

Usunięty
Usunięty
01/11/2007 18:38

Z ciekawości pójdę na ten film.

Usunięty
Usunięty
01/11/2007 15:01

No, co do tej "najsłynniejszości", to można powiedzieć, że walczy na równi z "Piątkiem 13-go".Co nie zmienia faktu, że najsłynniejsza (i przy okazji - pierwsza) jest "Teksańska..." ]:->




Trwa Wczytywanie