Bohaterem książki jest Chris Faulkner – młody, rzutki pracownik prężnej i bezkompromisowej Shorn Associates, działający w sferze o wiele mówiącej nazwie „Inwestycje Konfliktowe”. Jak i w każdej innej działalności, tak i tu obowiązuje prawo podaży i popytu, a od starożytności wiadomo, iż na wojnie można nieźle zarobić. To właśnie między innymi robi Shorn Associates – koncentruje się na zbrojnych konfliktach w przeróżnych „republikach bananowych”, aproksymuje stronę rokującą większe szanse na zwycięstwo i dofinansowuje ją tudzież zaopatruje w broń, żądając w zamian udziałów w PKB po zwycięstwie.
Sama w sobie ciekawa jest również wizja struktury firmy i sposoby tresury jej pracowników, by otrzymać w efekcie posłusznych, pozbawionych wątpliwości (a przy okazji całkowicie przekonanych o własnej wolnej woli, ogólnym szczęściu i pomyślności) wykonawców – egzekutorów, a zarazem ofiary nowego systemu wartości. Korporacje potrzebują wykształconych, wykwalifikowanych pracowników o analitycznym umyśle i niebagatelnej intuicji, o tych jednak bynajmniej nie tak trudno w nowym wspaniałym świecie, gdzie karierę stawia się ponad wszystko. Właśnie to ostatnie gra główną rolę w procesie selekcji. Musisz udowodnić, że jesteś cennym nabytkiem, zrobisz wszystko, by awansować i utrzymać się na swoim stołku, pokaż, żeś najsilniejszym szczurkiem w miocie. W tym celu niezbędna jest nieustanna, brutalna rywalizacja. Nie, nie przy biurku. Trzeba być prawdziwym wojownikiem. Wojownikiem autostrad, nie gardzącym także pistoletem maszynowym (który dostajesz razem z laptopem i służbowym samochodem – opancerzonym i uzbrojonym w nowinki techniczne). Po co? To proste, jeśli masz konkurenta bądź konkurentkę nie do pokonania na płaszczyźnie czysto profesjonalnej, trzeba rozstrzygnąć rzecz na drodze pojedynku – rozjechać przeciwnika, eliminując z kolejki dziobania. I tu przechodzimy do osoby samego Faulknera, kogoś, kto próbuje znaleźć w tym wszystkim swoje miejsce, bo tak się składa, że lubi dobrobyt, ale nie jest typem mordercy. Dodatkowa zmienną w równaniu stanowi przeszłość bohatera. Patrzymy na jego przemiany, obserwujemy targające nim wątpliwości i wybory, które nie raz i nie dwa nie mogłyby służyć jako kanwa dydaktycznych bajeczek dla dzieci i młodzieży. Widzimy umierającą relację z żoną i dziwaczną sadomasochistyczną relację z człowiekiem, który pełni funkcję jego najbliższego przyjaciela, a jednocześnie bodaj najgroźniejszego konkurenta w firmie. Strona psychologiczna, jak to u Morgana, należy do bardzo udanych, choć paru kwestii, o których dowiadujemy się z treści, brakuje w samej fabule, aż proszą się o szczegółowy opis danych wydarzeń i towarzyszących im procesów psychicznych.Sama fabuła prezentuje się wręcz znakomicie. Intryga, nagłe zwroty akcji, umiejętnie wypracowane, stopniowane tempo. Morgan ma pełne prawo chlubić się mistrzowskim wręcz wyczuciem – odbiorca jego prozy nie nudzi się podczas lektury, nawet gdy rozwój pewnych sytuacji jest oczywisty, po drodze występuje coś, co utrzymuje go w napięciu. Do tego warsztat pisarza – doskonały. Mamy tu i plastyczne opisy, i cyniczne, ociekające czarnym humorem niczym żmijowym jadem uwagi, takież sformułowania, a wreszcie całe dialogi.
A co z samą wymową? W sferze zainteresowań Richarda Morgana zawsze zdaje się tkwić, oprócz wątków kryminalnych, polityka i kwestie społeczne. Tutaj, w Siłach rynku, autor prezentuje maksymalnie przejaskrawioną, skrajnie negatywną wizję skutków globalizacji. To najczarniejszy sen Alterglobalistów – rozbuchane, pozbawione elementarnej etyki korporacje rozdzierające rynek, żerujące na ubogich, rozwijających się krajach. W rozwiniętych państwach Europy, gdzie według wizji pisarza socjalne postulaty zostały do cna ośmieszone przez nieudolne zabiegi polityków, którym zależało tylko na dorwaniu się do żłobu, powstało swego rodzaju piekło – czyli strzeżone, wydzielone strefy pełne bandytów i bezrobotnych – oraz „raje” pełne „korpów”. Ci ostatni jednak drżą bezustannie przed wyrzuceniem na bruk i gotowi są na dowolną podłość.Pisarz zdaje się ową książką bezkompromisowo opowiadać przeciwko neoliberalizmowi, przeciwko pozbawionej jakiejkolwiek kontroli gospodarce wolnorynkowej. Czyni to nader sprytnie, wytrącając broń z ręki tym, którzy gotowi są krzyczeć z oburzeniem, że jak Morgan śmie, wszak wolny rynek jest genialny, a wszystko, co najgorsze, zafundowały ludziom lewicowe pomysły. Autor pokazuje, że rozbuchane korporacje tak naprawdę dławią ideę wolnego rynku, gdzie w ramach konkurencji ma znaleźć się miejsce dla wszystkich profesjonalistów. Nieskrępowane żadnymi zasadami korporacyjne giganty zmiażdżą pod drodze mniejsze przedsiębiorstwa i zetrą się ze sobą dążąc do... monopolu, a więc zaprzeczenia wizji liberalnej gospodarki. Biedni będą biedniejsi, finansowi magnaci wzbogacą się jeszcze bardziej.
Z książki wyłania się ponury świat, w którym totalitaryzm chorych systemów ideologicznych, służących za narzędzie władzy charyzmatycznym dyktatorom, wykorzystującym siłę i populistyczne obietnice, zastąpiony został totalitaryzmem pieniądza. Tam człowieka niszczyła wypaczona idea, tu zaś pieniądz i kariera stały się ideą samą w sobie i także niszczą człowieka. Ma miejsce nowa walka klas. A jaki z tego morał? Prosty: przesadzać to tylko u ogrodnika, ale nie tworząc przyszłość, w której będą żyć nasze dzieci.Szkoda tylko, że stawiając swoje tezy, pisarz nie wziął pod uwagę zjawisk i czynników, które stawiają korporacje w nieco jaśniejszym świetle, np. projektów rozwojowych, wdrażanych z korzyścią dla całych społeczności, projektów badawczych, edukacyjnych, dzięki którym i owszem zyskują chętnych pracowników. Dzięki korporacjom tworzą się nowe miejsca pracy w sektorze rozrywkowym, a i sztuka na tym nie cierpi – bogaci lubią zaszpanować swym „wysublimowanym” gustem. Nie zastanowił się również nad faktem, że dział Inwestycji Konfliktowych raczej nie zajmowałby poczesnego miejsca w strategii jakiegokolwiek przedsiębiorstwa... To prawda, na wojnie można zarobić, ale jest to też biznes ryzykowny. Może wyrwać się spod kontroli wskutek czynnika ludzkiego, a zbyt długo trwające walki nazbyt niszą kraj, uniemożliwiając inwestycje i zyski w jakimś sensownym okresie. Przez to na pierwszy rzut oka powieść, w warstwie przekazu, może wydać się zwykłą, choć wysmakowaną artystycznie, agitacją.
Tymczasem, abstrahując od tego, iż każdy ma prawo prezentować swe poglądy, byle nie przesłoniły one fabuły i akcji, Morgan stricte propagandowego dziełka nie popełnił. W jego powieści wszyscy są siebie warci: leniwe „klasy niższe” dyszą bezrozumną nienawiścią, zamiast poprawić swój los. Prymitywne futurystyczne „dresiarstwo” nie ma ochoty się uczyć i szukać pracy, wolą narzekać i dokonywać rozbojów. Obserwujemy, jak zaangażowany społecznie publicysta, pisze swe artykuły, nie reagując na krzyki maltretowanej za ścianą kobiety i jeszcze ma czelność zgrywać świętoszka. Natomiast kanibale w garniturach walczą o stołki w pojedynkach na śmierć i życie. Pojęcia „zdążać do celu po trupach” i „piąć się po szczeblach kariery” zostały idealnie połączone. W tym wszystkim tkwi Chris, coraz bardziej oddalający się od żony (współpracownicy zarzucają mu mezalians, gdyż jest ona zwykłym mechanikiem samochodowym), z coraz większym trudem godzący swój etos honorowego wojownika z potrzebą awansu i zarobków. Jak skończy? Czytelnicy i czytelniczki muszą się sami przekonać... Warto.Podsumowując: książka stanowi dzieło wybitne – łączy doskonały warsztat, zręcznie skonstruowaną fabułę z pytaniami o granicę człowieczeństwa i o sens życia. Lektura skłania do namysłu, ale także do polemiki z wizją autora, a gimnastyka umysłowa to wszak dodatkowy atut.
Plusy: + świetny pomysł na fabułę + ciekawa konstrukcja książki + idealnie rozplanowana akcja, trzymająca w napięciu + czarny humor + strona psychologiczna + wizja autora skłania do przemyśleń i polemiki Minusy: - pewne wydarzenia zasługują na bardziej szczegółowy opis - brak pewnych czynników przy stawianiu tez
Tytuł: Siły rynku Autor: Richard Morgan Przekład: Marek Pawelec Wydawnictwo: ISA, 2006 rok Wydanie: oprawa twarda z obwolutą, 434 str. Cena: 44,90 zł Strona www: tutaj UWAGA: Istnieje też tańsza edycja, w miękkiej oprawie.