Richard Morgan – „Siły rynku” – recenzja

Trashka
2007/10/27 22:55
9
0

Rekin finansjery, czyli kanibal w garniturze

Rekin finansjery, czyli kanibal w garniturze

Rekin finansjery, czyli kanibal w garniturze, Richard Morgan – „Siły rynku” – recenzja

Siły rynku Richarda Morgana, twórcy genialnej trylogii o Takeshim Kovacsu, o której górnolotnie rzec można, iż płonącymi zgłoskami wypala trwały ślad w mózgach czytelników, to książka inna aniżeli historia wspomnianego bohatera. Inna, pozbawiona olśniewającej futurystycznej otoczki, epatującej niesamowitą i nieco przerażającą technologią od XXVI stulecia wzwyż. A i tezy autora okażą się dla wnikliwych, zainteresowanych polityką, socjologią oraz przede wszystkim ekonomią odbiorców nieco bardziej dyskusyjne... Jednak i tu Morgan pokazał lwi pazur, co się zowie. Fabuła i jej wymowa zdają się może nawet bardziej szokujące niż Modyfikowany Węgiel, Upadłe Anioły czy Zbudzone Furie, gdyż akcja tej opowieści dzieje się w całkiem nieodległej, wyobrażalnej przyszłości – za mniej więcej czterdzieści lat.

Bohaterem książki jest Chris Faulkner – młody, rzutki pracownik prężnej i bezkompromisowej Shorn Associates, działający w sferze o wiele mówiącej nazwie „Inwestycje Konfliktowe”. Jak i w każdej innej działalności, tak i tu obowiązuje prawo podaży i popytu, a od starożytności wiadomo, iż na wojnie można nieźle zarobić. To właśnie między innymi robi Shorn Associates – koncentruje się na zbrojnych konfliktach w przeróżnych „republikach bananowych”, aproksymuje stronę rokującą większe szanse na zwycięstwo i dofinansowuje ją tudzież zaopatruje w broń, żądając w zamian udziałów w PKB po zwycięstwie.

Sama w sobie ciekawa jest również wizja struktury firmy i sposoby tresury jej pracowników, by otrzymać w efekcie posłusznych, pozbawionych wątpliwości (a przy okazji całkowicie przekonanych o własnej wolnej woli, ogólnym szczęściu i pomyślności) wykonawców – egzekutorów, a zarazem ofiary nowego systemu wartości. Korporacje potrzebują wykształconych, wykwalifikowanych pracowników o analitycznym umyśle i niebagatelnej intuicji, o tych jednak bynajmniej nie tak trudno w nowym wspaniałym świecie, gdzie karierę stawia się ponad wszystko. Właśnie to ostatnie gra główną rolę w procesie selekcji. Musisz udowodnić, że jesteś cennym nabytkiem, zrobisz wszystko, by awansować i utrzymać się na swoim stołku, pokaż, żeś najsilniejszym szczurkiem w miocie. W tym celu niezbędna jest nieustanna, brutalna rywalizacja. Nie, nie przy biurku. Trzeba być prawdziwym wojownikiem. Wojownikiem autostrad, nie gardzącym także pistoletem maszynowym (który dostajesz razem z laptopem i służbowym samochodem – opancerzonym i uzbrojonym w nowinki techniczne).

Po co? To proste, jeśli masz konkurenta bądź konkurentkę nie do pokonania na płaszczyźnie czysto profesjonalnej, trzeba rozstrzygnąć rzecz na drodze pojedynku – rozjechać przeciwnika, eliminując z kolejki dziobania. I tu przechodzimy do osoby samego Faulknera, kogoś, kto próbuje znaleźć w tym wszystkim swoje miejsce, bo tak się składa, że lubi dobrobyt, ale nie jest typem mordercy. Dodatkowa zmienną w równaniu stanowi przeszłość bohatera. Patrzymy na jego przemiany, obserwujemy targające nim wątpliwości i wybory, które nie raz i nie dwa nie mogłyby służyć jako kanwa dydaktycznych bajeczek dla dzieci i młodzieży. Widzimy umierającą relację z żoną i dziwaczną sadomasochistyczną relację z człowiekiem, który pełni funkcję jego najbliższego przyjaciela, a jednocześnie bodaj najgroźniejszego konkurenta w firmie. Strona psychologiczna, jak to u Morgana, należy do bardzo udanych, choć paru kwestii, o których dowiadujemy się z treści, brakuje w samej fabule, aż proszą się o szczegółowy opis danych wydarzeń i towarzyszących im procesów psychicznych.

Sama fabuła prezentuje się wręcz znakomicie. Intryga, nagłe zwroty akcji, umiejętnie wypracowane, stopniowane tempo. Morgan ma pełne prawo chlubić się mistrzowskim wręcz wyczuciem – odbiorca jego prozy nie nudzi się podczas lektury, nawet gdy rozwój pewnych sytuacji jest oczywisty, po drodze występuje coś, co utrzymuje go w napięciu. Do tego warsztat pisarza – doskonały. Mamy tu i plastyczne opisy, i cyniczne, ociekające czarnym humorem niczym żmijowym jadem uwagi, takież sformułowania, a wreszcie całe dialogi.

A co z samą wymową? W sferze zainteresowań Richarda Morgana zawsze zdaje się tkwić, oprócz wątków kryminalnych, polityka i kwestie społeczne. Tutaj, w Siłach rynku, autor prezentuje maksymalnie przejaskrawioną, skrajnie negatywną wizję skutków globalizacji. To najczarniejszy sen Alterglobalistów – rozbuchane, pozbawione elementarnej etyki korporacje rozdzierające rynek, żerujące na ubogich, rozwijających się krajach. W rozwiniętych państwach Europy, gdzie według wizji pisarza socjalne postulaty zostały do cna ośmieszone przez nieudolne zabiegi polityków, którym zależało tylko na dorwaniu się do żłobu, powstało swego rodzaju piekło – czyli strzeżone, wydzielone strefy pełne bandytów i bezrobotnych – oraz „raje” pełne „korpów”. Ci ostatni jednak drżą bezustannie przed wyrzuceniem na bruk i gotowi są na dowolną podłość.

Pisarz zdaje się ową książką bezkompromisowo opowiadać przeciwko neoliberalizmowi, przeciwko pozbawionej jakiejkolwiek kontroli gospodarce wolnorynkowej. Czyni to nader sprytnie, wytrącając broń z ręki tym, którzy gotowi są krzyczeć z oburzeniem, że jak Morgan śmie, wszak wolny rynek jest genialny, a wszystko, co najgorsze, zafundowały ludziom lewicowe pomysły. Autor pokazuje, że rozbuchane korporacje tak naprawdę dławią ideę wolnego rynku, gdzie w ramach konkurencji ma znaleźć się miejsce dla wszystkich profesjonalistów. Nieskrępowane żadnymi zasadami korporacyjne giganty zmiażdżą pod drodze mniejsze przedsiębiorstwa i zetrą się ze sobą dążąc do... monopolu, a więc zaprzeczenia wizji liberalnej gospodarki. Biedni będą biedniejsi, finansowi magnaci wzbogacą się jeszcze bardziej.

Z książki wyłania się ponury świat, w którym totalitaryzm chorych systemów ideologicznych, służących za narzędzie władzy charyzmatycznym dyktatorom, wykorzystującym siłę i populistyczne obietnice, zastąpiony został totalitaryzmem pieniądza. Tam człowieka niszczyła wypaczona idea, tu zaś pieniądz i kariera stały się ideą samą w sobie i także niszczą człowieka. Ma miejsce nowa walka klas. A jaki z tego morał? Prosty: przesadzać to tylko u ogrodnika, ale nie tworząc przyszłość, w której będą żyć nasze dzieci.

Szkoda tylko, że stawiając swoje tezy, pisarz nie wziął pod uwagę zjawisk i czynników, które stawiają korporacje w nieco jaśniejszym świetle, np. projektów rozwojowych, wdrażanych z korzyścią dla całych społeczności, projektów badawczych, edukacyjnych, dzięki którym i owszem zyskują chętnych pracowników. Dzięki korporacjom tworzą się nowe miejsca pracy w sektorze rozrywkowym, a i sztuka na tym nie cierpi – bogaci lubią zaszpanować swym „wysublimowanym” gustem. Nie zastanowił się również nad faktem, że dział Inwestycji Konfliktowych raczej nie zajmowałby poczesnego miejsca w strategii jakiegokolwiek przedsiębiorstwa... To prawda, na wojnie można zarobić, ale jest to też biznes ryzykowny. Może wyrwać się spod kontroli wskutek czynnika ludzkiego, a zbyt długo trwające walki nazbyt niszą kraj, uniemożliwiając inwestycje i zyski w jakimś sensownym okresie. Przez to na pierwszy rzut oka powieść, w warstwie przekazu, może wydać się zwykłą, choć wysmakowaną artystycznie, agitacją.

Tymczasem, abstrahując od tego, iż każdy ma prawo prezentować swe poglądy, byle nie przesłoniły one fabuły i akcji, Morgan stricte propagandowego dziełka nie popełnił. W jego powieści wszyscy są siebie warci: leniwe „klasy niższe” dyszą bezrozumną nienawiścią, zamiast poprawić swój los. Prymitywne futurystyczne „dresiarstwo” nie ma ochoty się uczyć i szukać pracy, wolą narzekać i dokonywać rozbojów. Obserwujemy, jak zaangażowany społecznie publicysta, pisze swe artykuły, nie reagując na krzyki maltretowanej za ścianą kobiety i jeszcze ma czelność zgrywać świętoszka. Natomiast kanibale w garniturach walczą o stołki w pojedynkach na śmierć i życie. Pojęcia „zdążać do celu po trupach” i „piąć się po szczeblach kariery” zostały idealnie połączone. W tym wszystkim tkwi Chris, coraz bardziej oddalający się od żony (współpracownicy zarzucają mu mezalians, gdyż jest ona zwykłym mechanikiem samochodowym), z coraz większym trudem godzący swój etos honorowego wojownika z potrzebą awansu i zarobków. Jak skończy? Czytelnicy i czytelniczki muszą się sami przekonać... Warto.

GramTV przedstawia:

Podsumowując: książka stanowi dzieło wybitne – łączy doskonały warsztat, zręcznie skonstruowaną fabułę z pytaniami o granicę człowieczeństwa i o sens życia. Lektura skłania do namysłu, ale także do polemiki z wizją autora, a gimnastyka umysłowa to wszak dodatkowy atut.

Plusy: + świetny pomysł na fabułę + ciekawa konstrukcja książki + idealnie rozplanowana akcja, trzymająca w napięciu + czarny humor + strona psychologiczna + wizja autora skłania do przemyśleń i polemiki Minusy: - pewne wydarzenia zasługują na bardziej szczegółowy opis - brak pewnych czynników przy stawianiu tez

Tytuł: Siły rynku Autor: Richard Morgan Przekład: Marek Pawelec Wydawnictwo: ISA, 2006 rok Wydanie: oprawa twarda z obwolutą, 434 str. Cena: 44,90 zł Strona www: tutaj UWAGA: Istnieje też tańsza edycja, w miękkiej oprawie.

Komentarze
9
Usunięty
Usunięty
01/11/2007 10:09

Może być niezłe ale ja wolę coś idealnego

Shade
Gramowicz
30/10/2007 18:21

Widzę, że jestem do tyłu jeżeli chodzi o twórczość pana Morgana, musze się zaopatrzyć w 3 częśc sagi o Takeshim Kovacsu,Mam nadzieję, że Siły rynku będą równie genialne jak modyfikowany wegiel (upadłe anioły mnie tak nie zaabsorbowały już) Ale znając mozliwosci richarda Morgana bedzie to pozycja obowiazkowa do mojej biblioteczki (wraz z Zbudzonymi Furiami)

Lucas_the_Great
Redaktor
28/10/2007 22:01
Dnia 28.10.2007 o 20:26, Pan Zbrodni napisał:

Morgan to świetny pisarz, ale ceny jego książek wydawanych w Polsce są powalające...

Bez przesady. Wydania w miękkiej oprawie są w standardowych cenach.




Trwa Wczytywanie