Jak widać, powieść Anny Brzezińskiej i Grzegorza Wiśniewskiego nie jest „prawdziwą” historią o Wielkiej Wojnie. Nie jest także poważnym fantasy, które próbowałoby wprowadzać choć odrobinę realizmu. Wytrychem powieści staje się humor i nic poza tym. To – w założeniu autorów – zabawna historyjka operująca na klasycznym i kontrastowym zestawieniu światów: naszego technicznego i pełnej czarów krainy Nigdy-Nigdy. Fantastycznym stworom i zaklęciom przeciwstawione zostały karabiny Enfield, maszynowy Lewis i niemiecki miotacz płomieni.
Niestety, taka właśnie humorystyczna fantasy sama sobie zawęża arsenał środków, którymi ma podbić czytelników i czytelniczki – musi ich bawić i basta. A Za króla, ojczyznę i garść złota zwyczajnie nie śmieszy. Raptem kilka udanych dowcipów można znaleźć pod sam koniec książki.
Postacie bohaterów, w zamyśle bardzo charakterystyczne (czarnoskóry tropiciel, osiłek, cwaniak, etc.), pozbawione są charakterów i szybko zaczynają się mylić odbiorcom. Papierowi okazują się nie tylko herosi, ale także scenografia. Autorzy nie próbują konsekwentnie tworzyć jakiejś rzeczywistości czy mitologii (jak zrobił na przykład Gordon R. Dickson w swoim niezapomnianym Smoku i Jerzym). Mamy więc tylko kolejne tekturowe dekoracje, które szybko są uprzątane, by zrobić miejsce następnym.Niesłychanie irytuje tu narracja prowadzona w pierwszej osobie, przerywana co i rusz wspominkami i anegdotami dotyczącymi poszczególnych członków grupy. Znów w swym założeniu pomysł ciekawy, ale jego realizacja – fatalna. Historie o Nedzie Kellym bądź inne opowiastki oraz legendy australijskich bushrangerów opowiedziane zostały w sposób niezwykle nudny i potrafią wlec się przez kilka stron. I zawsze, z maniakalnym wręcz uporem, autorzy wstawiają je w środku akcji. Niezrozumiały ten zabieg skutecznie burzy cały rytm książki.
Jeśli chodzi o język powieści, to jest on poprawny. Nic mniej, nic ponad to. Widać tu też pewną niekonsekwencję – bohaterowie raz mówią jak ludzie współcześni, posiadający bogate słownictwo, a zapewne i horyzonty (ze swadą wypowiadają się o przejściach między światami), a innym razem jak wsioki z bezdroży Australii. Zresztą warto zwrócić uwagę, że pomysł, aby stylizować język bohaterów na mowę żołnierzy z czasów I Wojny Światowej, i to jeszcze przybyłych z drugiego końca świata, jest o tyle ambitny, co karkołomny.Jeszcze jedno: sami bohaterowie tej książki pochodzą z legendarnej stacji Speewah i jest wśród nich sam Crooked Mick, bohater australijskiego folkloru. I co? I nic. Zupełnie to w opowieści nie odgrywa roli.
Za króla, ojczyznę i garść złota to książka płytka, naiwna, infantylna wręcz. Siląca się na humor. Nuży i zwyczajnie nic do gatunku fantasy nie wnosi. Przypomina pomysły szesnastoletnich Mistrzów Gry prowadzących sesje w swoje autorskie systemy RPG, w których połączyli patenty zerżnięte z kilku książek, legend i innych gier. To powieść raczej dla młodszych czytelników, ale szanujący się nastolatek czy nastolatka znajdzie na rynku wiele ciekawszych pozycji (księgarskie półki uginają się wręcz od opasłych sag spod znaku magii i miecza). A miłośnikom naprawdę zabawnej fantasy warto polecić choćby Smoka i Jerzego Dicksona, cykl o Kedrigernie Johna Morressy’ego oraz opowiadania tego ostatniego autora.Uwaga! Za króla, ojczyznę i garść złota stanowi początek cyklu, zwanego tu tryptykiem, zapewne by nie mylić go z wyszydzanymi ostatnio trylogiami.
Plusy: + kilka dowcipów + ilustracje Minusy: - infantylne - nudne i rozwlekłe - nie śmieszne
Autor: Anna Brzezińska, Grzegorz Wiśniewski Tytuł: Za króla, ojczyznę i garść złota Wydawnictwo: Runa, 2007 rok Wydanie: oprawa miękka, 320 stron Cena: 29,50 zł Strona WWW: tutaj