Komiks: „Saga o Potworze z Bagien”

Trashka
2007/09/10 23:36
7
0

Klimatyczny horror

Klimatyczny horror

Klimatyczny horror, Komiks: „Saga o Potworze z Bagien”

Stworzenie porządnego horroru za pomocą medium, jakim jest komiks, do łatwych zadań bynajmniej nie należy. Komiks nie posiada bowiem takich możliwości straszenia, co książka, gdzie operowanie samym słowem pozwala i na sążniste opisy, i na długie zwodzenie czytelników, czy film (mimo wszystko dźwięk, ruchomy obraz i mimika aktorów wywołuje większe wrażenie aniżeli rysunek). Oczywiście, istnieją historie, jak choćby te przedstawione w albumie Hellraiser, wprost wymarzone dla każdego medium... Wyobraźmy sobie jednak opowieść grozy w uniwersum Marvela lub podobnego doń DC Comics... Wizja odzianego w błękit i czerwień młodziana w gaciach naciągniętych na rajtuzy albo bandy cudaków w kolorowych wdziankach, wygłaszających pompatyczne tyrady, raczej nie nastraja na oczekiwanie realnego dreszczu niepokoju.

Okazuje się jednak, że i tego można dokonać, jeśli za scenariusz i stronę graficzną zabiorą się mistrzowie w swoim fachu. Scenarzysta Alan Moore (twórca między innymi Strażników i Ligi Niezwykłych Dżentelmenów) wraz ze sławnymi w środowisku rysownikami, Stevem Bissettem i Johnem Totlebenem, wykonali kawał znakomitej roboty. Wzięli na warsztat ciekawą, a zarazem jedną z co bardziej naiwnie wykreowanych postaci ze stajni DC Comics, czyli Potwora z Bagien.

Bohater ów stworzony został przez Lena Weina i Berniego Wrightsona w 1972 r., potem – po dłuższej przerwie – serię o jego przygodach kontynuowali Marty Pasko i Tom Yeates. Jak to w komiksach na ogół bywa, rzeczony „Potwór z Bagien” nie zawsze wyglądał potwornie. Z początku był naukowcem o miłej powierzchowności – błękitnych oczętach i złocistej czuprynie – doktorem Alekiem Hollandem. Holland, pracując nad „biowzmacniającą formułą”, padł ofiarą nader przykrego w skutkach sabotażu. Laboratorium wybuchło, on zaś runął w bagienne błocko, nie tylko ogarnięty płomieniami, ale i przesiąknięty chemikaliami, które badał. W rezultacie światu objawił się nieszczęsny roślinny twór, wciąż mający nadzieję, iż odzyska ludzką formę, tudzież pałający żądzą odwetu na tajemniczej korporacji generała Sunderlanda, która odpowiadała nie tylko za ów ognisty incydent, lecz i za późniejsze zabójstwo Lindy – jego żony, a zarazem współpracownicy.

Saga o Potworze z Bagien autorstwa Moore’a, Bissette’a i Totlebena stanowi swoistą kontynuację tej historii. Niniejszy album, wydany w solidnej, grubej oprawie, zawiera zeszyty od 21-ego do 27-go, które po raz pierwszy ukazały się na świecie w 1984 r. Autorzy podeszli do tematu w sposób nowatorski – postanowili uczynić tę postać mniej urągającą podstawowej logice i w bardzo pomysłowy sposób wyjaśnili naturę jego wyglądu oraz genezę powstania. Oczywiście nie możemy uchylić rąbka tajemnicy, czytelnicy i czytelniczki sami muszą przekonać się, cóż takiego wymyślili owi panowie.

Pierwszy rozdział albumu (Lekcja anatomii) rozpoczyna się tuż po pokonaniu naszego bohatera przez rządowych żołnierzy oraz ludzi generała Sunderlanda. Przedstawiciele korporacji, przekonani o zgonie „potwora”, zamrażają jego ciało, by poddać je badaniom. Sunderland wynajmuje w tym celu nie byle kogo, bo samego Jasona Woodrue alias Floronic Mana. Ów pomniejszy czarny charakter zaś, jako zdolny botanik, a zarazem na poły roślinny organizm stanowi idealnego w danej sytuacji badacza. Naturalnie rychło wytworzy się cały szereg komplikacji, które zaowocują iście dantejskimi scenami, rozgrywającymi się również przez trzy kolejne rozdziały / zeszyty: W bagnie, Inny zielony świat i Korzenie.

Wszystko to brzmi bardzo sztampowo, kojarząc się zapewne z całą masą opowiastek o superbohaterach i supermocach, jednakże, o dziwo, stanowi wysmakowaną historię, przepojoną grozą. Scenarzysta porusza tu poważne tematy, nie wstawiając drętwych, dydaktycznych pogadanek, lecz prezentując wciągającą opowieść. Mowa tu o ekologii, wątek ten można percypować jako ostrzeżenie zarówno przed głupcami, którzy nie zdają sobie sprawy ze zniszczeń, jakich dokonują, jak i przed fanatykami, którzy także okazują się ślepi na konsekwencje własnych działań. Przede wszystkim jednak Moore pokazuje samotność, cierpienie, ogrom lęku i mechanizmy popadania w szaleństwo lub walki z tymże. Znakomicie rozkłada napięcie, nie pozwalając, by czytelnicy nudzili się choć przez chwilę. Na uwagę zasługuje przede wszystkim kwestia intrapsychiczna – wspomnienia bohaterów przeplatające się z narracją czasu rzeczywistego czy psychodeliczne majaki Potwora z Bagien, usiłującego zrekonstruować tożsamość po przejściach, dla których określenie „traumatyczne” wydaje się bardzo łagodne. Strona psychologiczna okazuje się nad wyraz udana.

Podobnie jest zresztą w trzech kolejnych rozdziałach Sagi o Potworze z Bagien: Gdy rozum śpi..., ...czas biegu... i ...gnane przez demony.... Tu nasz „potwór” staje się w zasadzie postacią poboczną, a pałeczkę przejmuje jego przyjaciółka Abigail Arcane Cable. Obserwujemy jej lęki, problemy z mężem alkoholikiem, który coraz bardziej pogrąża się w swoje obsesje i obsceniczne fantazje, tracąc kontakt z rzeczywistością. Bardzo poważny wątek stanowi ośrodek dla dzieci autystycznych, przy okazji którego scenarzysta prezentuje problem natury koszmaru ukrytego na dnie psychiki. O ile wcześniejsze rozdziały były niepokojące, tu rozgrywa się już „horror pełną gębą”. Sytuacja jest naprawdę poważna, skoro do miasteczka osobiście przybywa diabeł, by naprawić pewne szkody...

To, na co naprawdę warto zwrócić uwagę w warstwie fabularnej albumu, to problem człowieczeństwa. Kiedy jest się bohaterem, a kiedy potworem? Jak cienka jest granica pomiędzy obiema rolami? W ustach Potwora z Bagien” pojawia się znakomita kwestia, parafrazując: „Nie pozwolili mi być człowiekiem, więc stałem się potworem, ale na to również mi nie pozwolono, teraz nie mogę być nawet rośliną”. Symptomatyczne jest także pojawienie się diabła i Demona Etrigana (w ostatnich rozdziałach), którzy, choć w sposób dlań charakterystyczny – nie przejmując się właściwie ludźmi – starają się bronić świata.

GramTV przedstawia:

Niniejszy komiks charakteryzuje się udaną fabułą. Są tu oryginalne pomysły, świetne stopniowanie napięcia, porządnie potraktowana strona psychologiczna bohaterów... Jest też odpowiednia dawka humoru, dzieją się rzeczy kuriozalne, bez których nie obędzie się klimatyczny horror. Zarówno strona tekstowa, jak i wizualna zawiera wiele smaczków – warto patrzeć na szczegóły danych kadrów. Scenarzysta puszcza „perskie oko” do miłośników Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa, ironizuje na temat antysemityzmu („Czy jesteś Żydem? (...) To dobrze, bo tu są same aryjskie robaki”), a wnikliwi czytelnicy dostrzegą dużo więcej ciekawostek.

Udane są również rysunki – dynamiczne i wyraziste. Niestety, nic nie jest doskonałe. Przy okazji strony graficznej albumu trzeba powiedzieć o ogromnym minusie, jaki stanowi kolorystyka. Tatjana Wood, ceniona i nagradzana kolorystka, zafundowała tu jaskrawe, godzące w jakiekolwiek poczucie estetyki, nadmiernie kontrastujące ze sobą barwy. Cóż, w sumie tak prezentuje się „poetyka” komiksów DC Comics. Szkoda, bo efekt jest koszmarny (z wyjątkiem scen dziejących się na bagnie, gdzie jadowita zieleń nawet pasuje). Upiorne rysunki Bissette’a i Totlebena robiłyby o wiele większe wrażenie przy bardziej stonowanych barwach...

Plusy: + oryginalne pomysły (i mnóstwo smaczków tak w warstwie tekstowej, jak i graficznej) + dobrze skonstruowana fabuła, a zwłaszcza stopniowanie napięcia + zaskakująco poważna tematyka + interesujące, dynamiczne rysunki + piękne wydanie Minusy: - koszmarne, jaskrawe, „sztuczne” kolory

Rysunki: Steve Bissette i John Totleben Scenariusz: Alan Moore Kolor: Tatjana Wood Tytuł: Saga o Potworze z Bagien Przekład: Jacek Drewnowski Wydawnictwo: Egmont, 2007 rok Wydanie: oprawa twarda, kreda, kolor, 176 str. Cena: 69 zł

Komentarze
7
Usunięty
Usunięty
16/09/2007 17:05

A mi się podoba xD

Lucas_the_Great
Redaktor
14/09/2007 12:06
Dnia 11.09.2007 o 11:51, EmperorKaligula napisał:

- koszmarne, jaskrawe, "sztuczne" kolory takie same chyba byly w orginalnych wydaniach - wiec dobrze ze je zostawili

Przy tego typu projektach trudno mówić o oryginalnych wydaniach i kontynuacjach. Na dodatek, jeżeli zaletą ma być pozostawienie kolorystyki z lat 70-tych... eech, zgadzam się z recenzentką - uważam, że kolorowanie pani Wood szkodzi świetnej skądinąd kresce. Ale autorzy wybrali sobie właśnie tę panią... może po prostu jestem zbyt europejski, by pojąc czemu :)

Usunięty
Usunięty
12/09/2007 20:50

Świetny art... o świetnym komiksie. Nie miałem pojęcia, że The Thing został - wreszcie - wydany w Polsce, chyba go sobie nawet zakupię, bo to prawdziwy klejnot wśród "klasycznych" komiksów z sezonu Marvela&DC. Pamięta ktoś słynną aferę z zablokowanym wydaniem odcinku "Potwora", bo pojawiał się w nim motyw śmierci Chrystusa?




Trwa Wczytywanie