Aronofsky nie należy do twórców płodnych – na sygnowane jego nazwiskiem filmy trzeba długo czekać, jednak wszystkie te „dzieci” są starannie przezeń odchuchane. Łączy je to, że w oczach jednych jawią się jako twory wręcz genialne, dla drugich zaś stanowią metafizyczny bełkot. Na omawiane dziś Źródło przyszło czekać sześć lat i jak należało się spodziewać, spotkał je ten sam los. Ci, którym dane już było doświadczyć oryginalnej – jak zawsze – wizji autora, podzielili się na dwie grupy: bardzo rozczarowanych i bardzo oczarowanych. Relatywnie niewiele osób wyraża opinię pośrednią. Widzowie wydelegowani do oceny z ramienia gram.pl omal nie pospadali z krzeseł, zaś po zakończeniu seansu DVD milczeli przez długie minuty – zbierali myśli, jak również szczęki z podłogi.
Zacznijmy od tego, że Źródło stanowi niezwykle udaną kompozycję szeregu elementów. Składają się nań przede wszystkim znakomita, nastrojowa muzyka Clinta Mansella (oddająca emocje i działania bohaterów – raz smutna i stonowana, to znowu dramatyczna i pełna nadziei) oraz porażająca barokową wspaniałością strona wizualna. Ta druga przykuwa uwagę wysmakowaniem scen, żonglowaniem barwami i światłem, jak również zręcznie przemycanymi symbolami różnych kultur i mitologii oraz doskonałością ujęć (znakomite sceny walki z Majami i charakteryzacja wszystkich postaci). Praca kamery, a także porządnie zrobione efekty specjalne to niezaprzeczalne zalety filmu. Elementy owe mają to do siebie, że każdy z osobna może wzbudzić zachwyt albo przynajmniej zainteresowanie, razem natomiast łączą się w wysmakowaną, hipnotyzującą całość. W tym miejscu, gwoli sprawiedliwości, wspomnieć należy, iż niektórzy mogą uznać ją za przytłaczającą, przeładowaną, efekciarską, ogólnie mętną i nazbyt skomplikowaną. Dlaczego? Za chwilę do tego dojdziemy.Fabuła filmu nie jest prosta. To właściwie nie jedna opowieść, lecz kilka opowieści, przenikających się nawzajem i paradoksalnie składających się na jedną, wbrew pozorom spójną historię. Historię, która przewija się przez epoki, przez czas i przestrzeń, świat realny i metaforyczny. Darren Aronofsky odwołuje się tu do wyobraźni i wrażliwości widza – obraz jest podatny na wiele interpretacji, na pewno jednak sporo traci, gdy próbuje się go percypować jedynie przy pomocy metody „szkiełka i oka”. Z drugiej strony, nieprawdą jest jakoby był to film kompletnie nieracjonalny, niepoddający się stricte logicznej analizie. Po prostu warto także wczuć się w klimat i intuicyjnie chłonąć symbolikę.
Ujrzymy tu losy konkwistadora Tomasa, który na rozkaz królowej Izabeli, będący w rzeczywistości żarliwą prośbą o ratunek dla dławionej przez wielkiego inkwizytora Hiszpanii, wyrusza do Nowego Świata, by wydrzeć Majom sekret Drzewa Życia.
Będziemy mieli możność obserwacji rozpaczliwych prób ratowania (a zarazem ignorowania myśli o nieuchronnej konsekwencji) chorej na raka mózgu Izzi przez męża – współczesnego nam (bądź z względnie niedalekiej przyszłości) dr. Toma Creo. Nadzieją napełnia go substancja stworzona na bazie pewnego drzewa z Ameryki Południowej – skutki jej użycia świadczą, iż legendy o istnieniu eliksiru młodości mogą okazać się zdumiewająco prawdziwe... Czy jednak uleczy ona raka?Zobaczymy też (to chyba najbardziej surrealistyczny motyw) człowieka z dalekiej przyszłości, podróżującego w kruchej niczym mydlana bańka sferze przez rozgwieżdżony wszechświat ku Xibalbie, gasnącej gwieździe, czyli Zaświatom z legend Majów. Mężczyzna ów, Tommy, usiłuje uratować swoje umierające drzewo. Domyślamy się, że to stanowi prawdziwy cel podróży.
Wszystkie wspomniane wątki charakteryzują się współzależnością. Reżyser, a zarazem scenarzysta zafundował nam poszarpaną, niepokojącą chronologię, która zmusza nas do głębszego namysłu nad obserwowanymi scenami i ich wzajemnym powiązaniem. Wgląd w metafizykę sytuacji ułatwia nam nie tylko podobieństwo imion, lecz także fakt, iż główne żeńskie i męskie postacie odgrywa wspólnie aktorski tandem: Rachel Weisz (królowa Izabela i Izzi Creo) oraz Hugh Jackman (Tomas, Tommy i dr. Tom Creo).
Z biegiem czasu widzimy, że nasz konkwistador to między innymi twór wyobraźni Izzi, bohater książki, którą pisała, zafascynowana mitami Majów o Xibalbie i Drzewie Życia (ale to nie jedyna możliwość interpretacji). Tworzyła ją przede wszystkim dla swego męża, w nadziei, że w końcu zrozumie on, iż nie może jej zatrzymać, że śmierć to droga, którą można pójść bez lęku. Musi zrozumieć, że śmierć stanowi drogę do przebudzenia, podwalinę życia, coś, co paradoksalnie jest esencją życia.Tajemniczy „astronauta” także może okazać się jednym z oblicz tego samego człowieka. W jego samotność wciąż wdzierają się obrazy Izzi. W filmie pojawia się scena, gdzie dostrzegamy ulotne podobieństwo delikatnej powierzchni pnia drzewa, o które troszczy się Tommy, do karku śpiącej Izzi Creo. Także tatuaż / ślad obrączki na palcu Tommy’ego upewnia nas w intuicyjnym poczuciu, że mamy do czynienia z rzeczywistością intrapsychiczną, alegorią tej części świadomości dr. Creo, która najbardziej nie może pogodzić się z odejściem żony. Prawdopodobnie dlatego leci do gasnącej Xibalby, o której obsesyjnie myśli „gasnąca” kobieta.
Tak świat realny przeplata się z metaforycznym. Zbieżność imion i aktorów zdaje się przy okazji dawać do zrozumienia, że w każdym momencie historii ludzie, mężczyźni i kobiety, robią podobne rzeczy, kierują się podobnymi pobudkami – boją się śmierci, a jednoczenie starają się osiągnąć oświecenie; zrozumieć istotę życia i śmierci; dążą do wielkości i walczą dla miłości. Przede wszystkim to ostatnie: nasz bohater chce za wszelką cenę utrzymać miłość przy sobie, tu, na Ziemi, bo jej utrata równa się śmierci, a królowa Izabela nie chce poświęcać szczęścia poddanych, również tu, na Ziemi, w imię fanatycznego bełkotu inkwizytora o czystości duszy i życiu wiecznym po śmierci.
W obrazie Aronofsky'ego dominuje motyw Drzewa Życia – drzewa, którego wyobrażenie odpowiednio zdominowało zdumiewająco wiele kultur. Ydgrrasil, stanowiący istotę kosmologii w mitologii ludów skandynawskich; biblijne Drzewo Życia rosnące w Edenie, niedaleko Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego; Axis Mundi – podstawa szamańskiego poglądu na fizyczny i duchowy świat; i wreszcie Drzewo z mitów Majów. Wedle tych ostatnich Pierwszy Ojciec oddał swoje ciało, by powstało życie – drzewo, na którym rozpościera się wszechświat, a jego głowa – umysł – dała początek Xibalbie (Zaświatom). Nie potrzeba bynajmniej wielogodzinnego łamania sobie głowy, by choć mgliście pojąć, co twórca filmu chciał przez to zasugerować. Także tytuł – Źródło – jest symptomatyczny, budzący odruchowe (nie tylko w Cywilizacji Zachodu) skojarzenia – źródło młodości, praźródło życia, początek, ratunek dla spragnionych, orzeźwienie, ożywienie... Przesłanie jest banalnie proste i da się zawrzeć w kilku zdaniach: Poszukujemy wiecznego życia, upatrując w tym nadzieję i bojąc się śmierci. Ignorujemy to, że najbliższe nam osoby mogą zniknąć, odejść, a kiedy to zaczyna się dziać, walczymy z nieuniknionym, zamiast starać się spędzić jak najwięcej czasu z ukochaną / ukochanym – smakować każdą chwilę i współodczuwać. W pogoni za wieczną młodością albo przedłużaniem życia zapominamy to, co głosiły cywilizacje i religie przed nami – śmierć stanowi część cyklu życia, podwalinę życia i niejako drugą stronę medalu. Chrześcijaństwo także mówi, że śmierć to początek nowego życia, a stwierdzenie owo akurat wyjątkowo zgadza się z mądrością wcześniejszych wierzeń (choć nie pokrywa się idealnie pod względem znaczeniowym i rolą człowieka w zaświatach). Bohaterka mówi, że pogodziła się sama ze sobą, że już nie boi się śmierci, bo rozumie, że tak naprawdę wcale nie umrze i zawsze będzie razem z Tomem. Śmierć stanowi możliwość przebudzenia, oświecenia, a bohater musi to pojąć i zaakceptować – odkrywa wtedy prawdziwe źródło życia.Na zakończenie czas pochwalić grę aktorów, a zwłaszcza głównej pary – Rachel Weisz i Hugh Jackmana – która spisała się wręcz genialnie: udało im się pokazać emocje, głębokie uczucia; sprawić, że postacie interesują odbiorców; i stworzyć dużą część nastroju owego filmu. W pamięć wrył się także Fernando Hernandez – robiący nieliche wrażenie kapłan Majów, strzegący tajemnicy Xibalby i Drzewa.
To znakomity film, który bardzo polecamy. Nawet jeśli stopień komplikacji fabuły nie przypadnie komuś do gustu, a pewne kwestie wydadzą się nazbyt mętne, przekaz zbyt trudny w odbiorze, na pewno wysmakowana artystycznie strona wizualna, gra aktorów i muzyka wywołają pozytywne wrażenie. Warto obejrzeć Źródło choćby jako artystyczną ciekawostkę. Natomiast część widzów dostrzeże to co my – jeden z najpiękniejszych i najbardziej poruszających filmów o umieraniu.
Plusy: + niezwykła strona wizualna + genialna muzyka + świetna gra aktorska + proste, wzruszające przesłanie w niebanalnej formie przekazu + niesamowity („odjechany”) nastrój całej kompozycji Minusy: - niektórym widzom forma może wydać się przesadzona, trudna w odbiorze - niektórzy pogubią się w chronologicznych, a zarazem metafizycznych przeskokach
Tytuł: Źródło (The Fountain) Reżyseria: Darren Aronofsky Scenariusz: Darren Aronofsky Zdjęcia: Muzyka: Clint Mansell Obsada: Hugh Jackman, Rachel Weisz, Ellen Burstyn, Mark Margolis, Stephen McHattie, Fernando Hernandez, Cliff Curtis, Sean Patrick Thomas Produkcja: USA 2006 Dystrybucja: Imperial Cena: ~50 zł