Akcja dzieje się w Malezji w 1942 r. Bohaterowie filmu to pięciu japońskich żołnierzy – kapitan, dwóch sierżantów, kapral i szeregowy – którzy wskutek ostrzału z moździerza oddzielili się od swojej dywizji. To nie koniec absurdalnego pecha. Pozostali żołnierze nie mogli oddalić się zbyt daleko, co dziwne jednak bohaterowie nie mogą ich znaleźć pomimo koszmarnego wysiłku. Na domiar złego Japończyków zaczynają prześladować widziadła, z których szczególnie niepokojąca zdaje się młoda kobieta, śpiewająca dziwną, upiorną pieśń (a przynajmniej dla uszu człowieka z Zachodu). Także ośmiomilimetrowa kamera, którą posiada sierżant Fujii – funkcjonariusz Public Relations japońskiej armii – rejestruje rzeczy co najmniej niepokojące...
Twórcy 1942 ze studia Boku twierdzą, że obraz ten, prócz chęci stricte artystycznego wyżycia, miał na celu również uczczenie sześćdziesiątej rocznicy zakończenia wojny. Patrząc na zestresowanych facetów błąkających się po dżungli, z których większość nie ma ochoty strugać bohaterów, trudno im nie współczuć, pomimo że z naszego punktu widzenia byli po tej „złej” stronie. Trzeba przyznać, że znakomicie oddano nastrój wyalienowania i tęsknoty za domem, za rodziną, czy choćby zwyczajnym jedzeniem. Pokazano poczucie absurdu, któremu ulegają ludzie, którym w każdej chwili grozi śmierć, obojętne, czy przeprawiają się przez rzekę, śpią, czy odlewają się pod krzaczkiem, i jak sobie z tym radzą. Zwłaszcza momenty, gdy z bohaterów spadają maski, są bardzo interesujące. A temu wszystkiemu towarzyszą przecież siły nadprzyrodzone, potęgujące przygniatające wrażenie iście piekielnej pułapki.
Generalnie rzecz biorąc, sam ogólny zamysł bynajmniej do oryginalnych nie należy. Błyskawicznie budzi skojarzenia z kilkoma znanymi filmami zarówno azjatyckimi, jak i europejskimi (choćby z R-Point). Większość widzów szybciutko domyśli się, o co chodzi. Jednakże diabeł tkwi w szczegółach. W szczegółach i w zakończeniu, które owe drobiazgi porządkuje w spektakularny, zaskakujący sposób. Trudno oprzeć się wrażeniu, że obraz powstał głównie dla niego. Niby wiemy, co jest grane (mamy prawo wręcz kręcić głową na odgrzewany intelektualny posiłek), ale i tak szczęka opada. Finał wzrusza, chwyta za gardło, a zarazem budzi salwę histerycznego śmiechu. Ponadto, co dość nietypowe dla azjatyckich filmów grozy, które w przeciwieństwie do zachodnich produkcji nie odwołują się do logiki i nie starają się tłumaczyć rzeczy nadprzyrodzonych (a więc z defoltu niezrozumiałych dla śmiertelnika), niemal wszystko staje się oczywiste. A więc „proste białasy” nie mogą kręcić nosem.
Po tych wszystkich superlatywach trzeba jednak powiedzieć, że obraz ów przypadnie do gustu przede wszystkim koneserom kina azjatyckiego. Stanie się tak z powodu specyficznego sposobu realizacji, który niestety obfituje w dłużyzny, nużące nie tylko fanatycznych wielbicieli zawrotnej akcji. Stanowi on przede wszystkim hołd złożony teatrowi kabuki – przejaskrawiona w tę stronę gra aktorska (zarówno mimika, jak i ruchy) oraz ścieżka dźwiękowa, czyli zaśpiewy, gongi i dramatyczny werbel pałeczek w newralgicznych momentach. Ów japońsko-singapurski „teatr telewizji” został jednak wzbogacony o scenki wyraźnie odwołujące się do anime (szaleńcze hołubce z kataną kapitana Tanaki albo sceny z szeregowym Goto), a także elementy lekko prześmiewcze w stosunku do stereotypów z amerykańskiego kina akcji. Takie wrażenie sprawia choćby sierżant Takeshi Sato, weteran wojny chińskiej, stylizujący się na twardziela w amerykańskim stylu, włącznie z rekwizytami...
Ścieżka dźwiękowa jest bardzo ciekawa i nie ogranicza się jedynie do stylu kabuki. Usłyszymy też skrzypce i fortepian.
W ramach dodatków dystrybutor dołączył jedynie zwiastun filmu, może trochę jako żart, bo po obejrzeniu akurat takiego trailera mało kto zainteresowałby się samym obrazem.
Reasumując, film Kelvina Tonga to dzieło zakręcone niczym drzwi od poczty, które jednakże nie wszystkich zachwyci. Lepiej nie oglądać wieczorem, ponieważ w kilku momentach głowa sama opada na ramię, błagając o poduszkę, ale warto się przemęczyć, żeby doczekać oszałamiającego finału.
Plusy:
+ autentycznie oszałamiający finał
+ sceny przesycone nastrojem grozy i tajemnicy
+ ciekawe połączenie stylów stricte teatralnego i anime
+ ścieżka dźwiękowa
Minusy:
- nużące, usypiające dłużyzny
- nadmierne podobieństwo pomysłu do kilku znanych filmów
Tytuł: 1942 ()
Reżyser: Kelvin Tong
Scenariusz: Kelvin Tong
Zdjęcia: brak danych
Muzyka: brak danych
Obsada: Hiroyuki Hasegawa, Seiichiro Okawa, Toshihide Onisuka, Tetsuya Chihiro, Fumikazu Hara
Produkcja: Japonia/Singapur 2005
Dystrybucja: Monolith Video
Cena: 27,99 zł
Strona WWW: tutaj