Zabójca – recenzja filmu. Ambitna ekranizacja Hitmana

Radosław Krajewski
2023/11/11 15:00
0
0

David Fincher nakręcił nowy film dla Netflixa. Oceniamy, czy to równie dobra produkcja jak Siedem i Podziemny krąg.

Starość nie radość

Jako wielki entuzjasta kryminałów wszelakich już na wczesnym etapie mojej przygody z filmami poznałem twórczość Davida Finchera. Reżyser stał się jednym z moich ulubionych twórców, a na każdą jego nową produkcję czekałem z wypiekami na twarzy. Podkreślam to, bo przez ostatnie lata na próżno szukać tego samego Finchera, który z pieczołowitością i precyzją tkał w swoim filmach wciągające, pełne zwrotów akcji intrygi. Dlatego małym, bo małym, ale jednak rozczarowaniem był Mank, który był tak inny od dotychczasowej filmografii tego reżysera, że obawiałem się, iż odejście od ram kina na rzecz streamingu nie przysłuży się temu twórcy. I miałem rację, co potwierdza jego drugi film nakręcony dla Netflixa. Zabójca to niezła produkcja, która została dopieszczona w każdym calu, a jednak trudno nie odnieść wrażenia, że powstała jak z automatu, bez serca i duszy, jak kolejny niewiele znaczący produkt z ogromnej streamingowej fabryki.

Starość nie radość, Zabójca – recenzja filmu. Ambitna ekranizacja Hitmana

Anonimowy zabójca (Michael Fassbender) popełnił błąd. Chociaż wcześniej podjął wszystkie kroki, aby wykonać swoje zadanie bezbłędnie, nagłe pojawienie się celu zdezorientowało go. Chociaż ciało było na to przygotowane, jego umysł błądził gdzie indziej. Popełnił błąd. Jeden zły strzał przekreślił wszystko. Jego pomyłka kosztowała go wiele, zbyt wiele. Teraz musi wyruszyć w swoją osobistą vendettę, aby pomścić bliskich, którym stała się krzywda. Nie może znów się pomylić. To musi być precyzyjna robota, jak za dawnych lat. Kilka celów i jeden człowiek, który nie spocznie, póki nie wypełni swej misji. Ale czasu nie oszuka. Kto będzie dla niego większych przeciwnikiem? Czy jego perfekcjonizm sprawi, że nie zdoła wypełnić swojego zadania?

Jeżeli po Zabójcy spodziewacie się klasycznego kryminału Finchera, to trafiliście pod zły adres. Z pozoru wszystkie elementy układanki są na swoim miejscu, ale już pierwszy, długi akt filmu udowadnia, że reżyser ponad efektowność i atrakcyjność historii tym razem stawia na minimalizm, pokorne prowadzenie historii, bez pośpiechu budując swojego bezimiennego bohatera, stawiając go przed kolejnymi wyzwaniami. Nie bez przyczyny tytułowy zabójca przekonuje nas, że jego ciało i umysł wciąż są bezbłędne, mogąc poradzić sobie z kolejnym, wydawałoby się, rutynowym zadaniem. Rewolta nie polega więc na budowaniu napięcia i wielkiej kulminacji, ale na wynikających z niedostatecznej koncentracji błędach, których nie spodziewalibyśmy się po takim profesjonaliście.

Ale podobnie jest z samym Davidem Fincherem, który może przejrzeć się w swoim bohaterze, jak w lustrze. Reżyser znany jest ze swojej perfekcyjności, powtarzając niektóre ujęcia dziesiątki razy, zanim metodą prób i błędów dojdzie do tego, co chce uzyskać. Pomimo tylu lat doświadczenia i posiadanej wiedzy, nie da się jednak ustrzec przed przypadkowymi problemami. Będąc nawet najlepiej przygotowanym, zawsze może pojawić się jakiś czynnik, który zaburzy całą konwencję. Fincher dobitnie pokazuje to na skrajnym przykładzie, jednocześnie rysując oryginalny obraz samej pracy i wynikających z tego poświęceń. Gdy ambicja bierze górę i zostajemy pochłonięci przez wykonywane zajęcie, dążąc do jak najlepszych rezultatów, powoli wyniszczając swój organizm, wciąż licząc, że to tylko niewielka przeszkoda do pokonania.

Zaginione thrillery

Wszystko to działałoby w Zabójcy o wiele lepiej, gdyby nie był to tak jednostajny, prowadzony na tej samej tonacji, powolny, pozbawiony fajerwerków film. U innego reżysera byłaby to zaleta, ale Finchera stać na więcej. Ciężko określić Zabójcę nudną produkcją, ale po świetnym pierwszym segmencie ma się ochotę na więcej, a z grubsza otrzymujemy to samo, tylko w innej scenerii i z innym celem. Jest w tym piękno “slow cinema”, jednocześnie odwołujące się do klasyków pokroju Samuraja Jean-Pierre’a Melville’a i posiadające podobną atmosferę, ale już w połowie chciałoby się doświadczyć czegoś, co zmieni trochę punkt widzenia, sprawi, że późniejsze, jak i przyszłe wydarzenia nabiorą nowego znaczenia. Koniec końców to proste kino zemsty, które prowadzi do finału innymi środkami, niż Chan-wook Park w swojej słynnej trylogii.

Zaginione thrillery, Zabójca – recenzja filmu. Ambitna ekranizacja Hitmana

GramTV przedstawia:

Zabójca to przedstawienie jednego aktora, ale jakiego! Może byłoby za dużo napisane, że David Fincher na dobre odzyskał dla świata Michaela Fassbendera, ale to jego najlepsza rola od czasu Steve’a Jobsa sprzed ośmiu lat. Fassbender odwołuje się tu do swoich najlepszych ról u Steve’a McQueena, gdzie najczęściej grał cielesnością. To bardzo dobra, zniuansowana rola, która perfekcyjnie współgra ze stonowaną narracją.

Doceniam eksperymenty Davida Finchera, zarówno jeżeli chodzi o formę i treść, którą zapewne tradycyjny model kinowej dystrybucji by odrzucił, więc nic dziwnego, że reżyserowi tak dobrze współpracuje się z Netflixem. Tym bardziej że już pierwszy rzut oka na Zabójcę pozwala stwierdzić, ze to film Finchera. Gorzej, gdy zagłębimy się w treść i bohaterów, licząc na kolejny mocny kryminał, który zachwyci na każdej płaszczyźnie. Zabójca niestety taki nie jest, ale to wciąż wciągająca opowieść, choć nie wzbudzająca większych emocji i nieangażująca widza w takim stopniu, jak poprzednie produkcje Finchera. Mogło być o wiele lepiej.

6,0
Kino zemsty w wykonaniu Davida Finchera.
Plusy
  • Wciągający pierwszy akt
  • Nietypowa, choć prosta historia zemsty
  • Michael Fassbender nareszcie z dobrą rolą
  • Wizualnie od razu widać, że to film Davida Finchera
Minusy
  • Zbyt jednostajne, nakręcone w tym samym tonie
  • Historia bez emocji i zaangażowania widza
  • Od połowy powtarzalny
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!