Sand Land - zagrałem i mam mieszane uczucia

Michał Myszasty Nowicki
2024/03/27 17:15
0
0

Chociaż bardzo polubiłem bohaterów powiązanego anime.

Sand Land - zagrałem i mam mieszane uczucia

Nie ukrywam, że do siedziby Cenegi na kilkugodzinną sesję z grą wybrałem się ponieważ pewne skojarzenia z Borderlandsami nasuwały się same. Żeby nie było, zdawałem sobie od początku doskonale sprawę, że są one jedynie powierzchowne. Nie znałem co prawda wówczas ani mangi, ani anime, wiedziałem jednak, że zarówno one, jak i gra są na wskroś “japońskie”. I mimo tego, że nie jestem jakimś wielkim fanem tej stylistyki, postanowiłem spróbować…

Historia warta chwili

Absolutnie rewelacyjnym pomysłem - z którego śmiało powinni korzystać też inni wydawcy i producenci - było rozpoczęcie prezentacji gry od… wyświetlenia dwugodzinnego anime. Gra dość mocno oparta została na tym obrazie i mandze, więc nawet nie znając serii otrzymaliśmy bardzo solidny kontekst. W grze przygotowano dla nas cztery zapisy z różnych stadiów rozgrywki, a znajomość realiów, fabuły i bohaterów niesamowicie ułatwiła wejście w wirtualną odsłonę Sand Land. Warto tu jeszcze dodać, że na platformie Disney+ wjechał właśnie na pełnej również serial anime będący klamrą spinającą fabuły filmu, mangi i gry. Skomplikowane, ale ponoć wszystko się ładnie zazębia. Według japońskich standardów.

Historia warta chwili, Sand Land - zagrałem i mam mieszane uczucia

W udostępnionym buildzie, który sprawiał wrażenie nieźle dopracowanego, oddano nam jak już wspomniałem cztery zapisane gry z różnych momentów rozgrywki oraz kilka godzin na zabawę. Mogłem więc zapoznać się z większością mechanik, porównać początek gry z etapami bliskimi finału i zobaczyć, w jaki sposób pokazano w grze sceny z filmu. I zacznę może od tego ostatniego, czyli fabuły.

Gra dość wiernie trzyma się historii opowiedzianej w anime, choć dało się zauważyć pewne różnice wynikające zapewne z nieco innego sposobu i tempa budowania opowieści oraz faktu wprowadzenia większej liczby bohaterów. Sama historia i uniwersum, to mam wrażenie dość typowe dla mangi i anime motywy: elementy nadprzyrodzone przeplatane retrofuturystyczną technologią, łobuzy i łajdacy o gołębich sercach, bohaterowie pełni tajemnic i nie tacy jednoznaczni Źli. Gra pozwoliła mi ponadto w kilku momentach pokierować akcjami bohaterów, które w filmie poznałem tylko z opowieści lub skrótu - dla fanów serii będa to zapewne jakieś smaczki.

Trzy filary

Rozgrywka podzielona jest w zasadzie na trzy części. Pierwsza to charakterystyczne dla japońskich gier i bardzo liczne sceny fabularne. Czeka nas sporo przerywników i wiele dialogów do przeklikania. Tutaj w sumie mam pierwszą uwagę, bo odniosłem wrażenie, że reżyseria wielu z nich nie miała nawet połowy tego polotu, co kluczowe sceny w anime. Było kilka fajnych momentów, ale o wiele więcej przeciętnych. Niemniej udało się nieźle zachować i pokazać charaktery bohaterów, co już stanowi akurat duży plus.

Trzy filary, Sand Land - zagrałem i mam mieszane uczucia

Drugi aspekt zabawy, to obszary po których poruszamy się pieszo. Eksploracja połączona jest często z walką, ale trafiłem też na całkiem sporą liczbę etapów, w których trzeba było się skradać i ewentualnie po cichu eliminować przeciwników. Interfejs gry tego elementu rozgrywki akurat nie ułatwiał, kamera niekiedy też bardziej przeszkadzała, niż pomagała. Na szczęście było to zazwyczaj na tyle łatwe, by nie powodować zbyt często frustracji wynikającej z niemożności zobaczenia patrolującego obszar strażnika. Poza tym eksploracja wymaga niekiedy odrobinę wyczucia i zręczności, by dobrze wyliczyć skok, bo powrót na przewidzianą ścieżkę po wtopie bywa uciążliwy i męczący. Po prostu nie pomyślano w wielu miejscach o alternatywnych trasach, czy sposobach, by dostać się do budynku lub innego miejsca.

Walka na piechotę jest dość specyficzna. Kierujemy bowiem jedną postacią, ale podczas potyczek możemy korzystać ze zdolności specjalnych naszych towarzyszy. System nie jest zbyt skomplikowany, ani zaawansowany, mamy tu dwa rodzaje ataków, unik i okraszonego efektowną animacją, aktywowanego przez nas “krytyka”. W ciaśniejszych obszarach kamera potrafi czasem trochę poprzeszkadzać, ale zazwyczaj nie ma problemu z atakowaniem tego, kogo akurat wybraliśmy, a nie kopaniem powietrza. O ile walki ze zwykłymi mobami nie należą do tych najbardziej fascynujących, to już całkiem częste potyczki z mini-bossami dostarczają nieco adrenaliny. Wciąż jednak jest to zazwyczaj bardzo proste, arcade’owe nawalanie w szybki atak przeplatane unikami.

Te co jeżdżą, te co skaczą...

Już po misji, w której zdobywamy nasz pierwszy pojazd bojowy widać, że gra nastawiona jest właśnie na eksplorację i walkę w pojazdach, a bieganie to tylko dodatek. Walki w pojazdach, to zdecydowanie 100% więcej zabawy i satysfakcji. W sumie do dyspozycji dostaniemy pięć różnych pojazdów, które różnią się nie tylko wyglądem i uzbrojeniem, ale też często sposobem poruszania się, co ma znaczenie podczas eksploracji. Ba, nawet fabularnie do części obszarów możemy dostać się tylko w konkretnym typie machiny bojowej.

Walka w pojazdach, podobnie jak ta na własnych nogach, jest typowo zręcznościowa i raczej prosta. Co więc sprawia, że daje więcej satysfakcji? Po pierwsze każdy z pojazdów ma nieco inną charakterystykę poruszania się, uzbrojenie i styl walki. Po drugie tutaj wreszcie mamy rozbudowany system ulepszeń i wyposażenia, począwszy od broni, a skończywszy na silnikach i innych przydasiach. I jest tych ulepszeń całe mnóstwo, z zadziwiająco dokładnymi charakterystykami (działa mają opisany kaliber, typ gwintowania lufy, czy używanych pocisków), co wygląda paradokslanie w zestawieniu z designem czołgów w stylu karykatury uwielbianej chyba przez Japończyków Somuy S35.

GramTV przedstawia:

Te co jeżdżą, te co skaczą..., Sand Land - zagrałem i mam mieszane uczucia

Walki w pojazdach, nawet tych powolnych, są zdecydowanie bardziej dynamiczne, bo zwyczajnie więcej się dzieje, a poza tym dużo bardziej rozbudowane są tutaj aspekty taktyczne. Unikanie różnorodnych ataków wroga, zmienianie pozycji, osobne sterowanie kadłubem i bronią, przełączanie się między systemami broni - wszystko razem sprawia, że potyczki pancerne, zwłaszcza te większe lub z bossami, są nieporównywalnie bardziej angażujące.

I to sumie, poza kilkoma świetnymi postaciami i niezła historią, jest głównym magnesem, który przyciągał mnie do gry. Boję się tylko, że quasi-sandboksowa rozgrywka, niestety ewidentnie oparta na nudnych pomysłach z Ubigames, może na tyle tę fabułę rozwodnić, że uczyni grę zbyt monotonną. Bo na “otwarty” świat, to trzeba mieć jednak jakiś pomysł. A czerpanie garściami ze złych wzorców nigdy nie jest dobrym pomysłem. Niemniej po seansie anime polubiłem się z dużą liczbą bohaterów i jeśli macie wątpliwości co do gry, to sięgnijcie najpierw po animacje. Jeśli one was przekonają, to może jest jakaś nadzieja i dla Sand Land.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!