Problem trzech ciał – recenzja serialu. Gra o ludzkość

Radosław Krajewski
2024/03/15 11:00
5
0

Już wkrótce na Netflixie pojawi się długo oczekiwany serial od twórców Gry o Tron. Oceniamy, czy ta produkcja może odnieść równie duży sukces.

Pierwszy kontakt

David Benioff i D.B. Weiss byli swego czasu uważani za „złote dzieci”. W końcu niewielu twórców, a tym bardziej z tak niewielkim dorobkiem, może pochwalić się stworzeniem międzynarodowego fenomenu, który naznaczył zupełnie nową erę nie tylko w gatunku fantasy, ale również seriali premium. Ciężko powiedzieć, czy był to błąd, czy też pycha zgubiła duet producentów, którzy w pośpiechu kończyli ostatnie dwa sezony Gry o Tron, chcąc rozpocząć pracę nad nowymi projektami. Czerwone dywany rozwijane dla Benioffa i Weissa przez hollywoodzkie studia, w tym przez Lucasfilm, zaczęły być zwijane, a atrakcyjne oferty nie płynęły już wartkim strumieniem. Rękę do porzuconych przez wielu twórców wyciągnął Netflix, aby producenci mogli powtórzyć swój wielki sukces, tym razem w gatunku sci-fi. Problem trzech ciał autorstwa Liu Cixina nieprzypadkowo stał się bestsellerem na całym świecie i jedną z najoryginalniejszych produkcji gatunku. Wystarczyło więc powtórzyć to, co zadziałało przy Grze o Tron, czyli wiernie zekranizować powieść, która jest gotowym scenariuszem na wielki hit. Dlaczego więc Benioffowi i Weissowi tym razem się nie udało?

Pierwszy kontakt, Problem trzech ciał – recenzja serialu. Gra o ludzkość

Ye Wenjie (Rosalind Chao) podczas chińskiej rewolucji kulturalnej jest świadkiem brutalnego morderstwa jej ojca. Uznana astrofizyczka zostaje zesłana do kolonii karnej, gdzie odbywa wyrok niedaleko wojskowej bazy. Przez pewne wydarzenie otrzymuje propozycję od chińskiego rządu, aby uczestniczyć w tajnym projekcie. Po kilku latach pracy udaje jej się wysłać w kosmos komunikat, na który otrzymuje straszliwą odpowiedź. Wiele lat później grupa młodych naukowców, w tym Jin Cheng (Jess Hong) i Augustina Salazar (Eiza González), dowiadują się o zagadkowych śmierciach ich kolegów po fachu. Niedługo później jedna z dziewczyn zaczyna widzieć zegar z odliczaniem, który nikt inny nie jest w stanie dostrzec. Obawiając się, że będzie następną ofiarą, próbuje rozwiązać zagadkę tajemniczych wizji. W sprawę sięgającą daleko poza obręb naszej planety wciąga ją detektyw Da Shi (Benedict Wong), który prowadzi dochodzenie w sprawie morderstw.

Podobnie jak w Grze o Tron historię rozpisano na kilku bohaterów. Problem w tym, że książkowy oryginał zawierał tylko jedną centralną postać. Tak duża zmiana jest znacząca dla serialowej wersji Problemu trzech ciał, przez którą próba upodobnienia produkcji Netflixa do Gry o Tron okazała się błędem. Fabuła staje się rozmydlona, płaska i niepotrzebnie wielowątkowa tam, gdzie nie było to konieczne. Sam wątek rozgrywający się w przeszłości Ye Wenjie jest poprowadzony pośpiesznie, nie dając lepiej poznać tej kluczowej bohaterki, ani tym bardziej zbudować jakiegokolwiek napięcia tak wielkim wydarzeniem, jak pierwszy pozaziemski kontakt z obcą cywilizacją. Twórcom wyraźnie zabrakło cierpliwości, aby odpowiednio poprowadzić tę opowieść, ale nie mogą tego zrzucić na brak czasu. Postanowili z książek przenieść zbyt dużo materiału, co zwyczajnie się zemściło.

Lepiej nie jest w przypadku współczesnych wątków, które zostały rozwarstwione i porozdzielane na kilku z bohaterów. Jedni przez długi czas nie mają nic do roboty, inni za to nie dostają wystarczająco dużo czasu, aby ich wątki odpowiednio wybrzmiały w całej historii i stanowiły ważne wydarzenia dla całej reszty. Aby w tym bałaganie utrzymać uwagę widza, twórcy szybko odsłaniają większość kart, nawet nie próbują budować większego niepokoju wynikającego z morderstw naukowców, czy tym bardziej potencjalnego spotkania z obcymi. Rozczarowująca jest więc rola detektywa Da Shi, w którym Benedict Wong nie może rozwinąć skrzydeł, prezentując skomplikowanego charakteru tej postaci. Zresztą Benioff i Weiss stracili niepowtarzalną okazję, aby to właśnie Wong wystąpił w roli głównego bohatera z książek, do której to postaci pasowałby idealnie.

Wrogie przejęcie

Istotną częścią powieści stworzonej przez Liu Cixina jest sam Problem trzech ciał, czyli gra, a raczej wirtualna rzeczywistość, do której trafiają bohaterowie. Jej znaczenie dla historii jest ogromne, ale w serialu zostało spłycone, a liczne zmiany dokonane w fikcyjnej grze rozczarowują. Weźmy za przykład zbudowanie ludzkiego komputera, który powinien stanowić istotny punkt zwrotny dla całej fabuły, jak i poszczególnych postaci. Zamiast tego otrzymujemy mało zrozumiałą dla widza scenę, która jest równie nieefektowna, jak i nieefektywna dla samego serialu. I na tym zasadzie polega problem tego serialu, w którym liczne zmiany i niewłaściwe decyzje zatarły ogromny potencjał, który tkwił w tej produkcji. Benioff i Weiss chcieli za bardzo rozszerzyć tę historię, dzieląc ją na kilku bohaterów, która aż takiego rozbudowania nie potrzebowała.

Wrogie przejęcie, Problem trzech ciał – recenzja serialu. Gra o ludzkość

GramTV przedstawia:

Problem trzech ciał jest droższym serialem od Gry o Tron, ale wysokiego budżetu wcale nie widać. Efekty specjalne pozostawiają sporo do życzenia, szczególnie w scenach rozgrywających się w wirtualnej rzeczywistości, gdzie sztuczność aż bije po oczach. Jedynie w znanej ze zwiastuna scenie rodem z Incepcji, czy Doktora Strange’a, gdzie Londyn zyskuje swoje szklane odbicie na nocnym niebie, CGI może się podobać. Serial nie oszałamia więc wizualnie, nie tworząc swojego własnego stylu, który wyróżniłby tę produkcję na tle konkurencji, co jest jednak w dzisiejszych czasach ważne, gdy dużych serialowych premier nie brakuje każdego miesiąca.

Jeżeli liczyliście na kolejne mocne aktorskie występne godne Petera Dinklage’a jako Tyriona Lanistera, czy Seana Beana w roli Neda Starka, to muszę Was rozczarować. Tym razem Benioff i Weiss nie zrobili wszystkiego, aby z aktorów wycisnąć wszystko co najlepsze. Niezła jest Eiza González, czy Liam Cunningham, ale nawet takie nazwiska potrafią miejscami popaść w przeciętność, w której znalazła się reszta aktorów. Problemem jest sam scenariusz, który nie pozwolił aktorom w pełni zaprezentować swojego potencjału i widać to po ich grze. Najwidoczniej nawet gwiazdy serialu nie znały jasnej i klarownej wizji showrunnerów.

Nie było w tym przypadku, że gdy duet twórców trzymał się ram Gry o Tron, serial zadziwił cały świat, stając się wielkim hitem, ale gdy musieli na własną rękę poprowadzić dalej tę historię, wszystko rozleciało się jak domek z kart. Można się zastanawiać, czemu tego samego nie zrobili z Problemem trzech ciał, której książkowa historia nie potrzebowała tak mocnych i wyraźnych cięć. Netflix miał w ręku potężną produkcję, która mogła stać się kanonem produkcji sci-fi, zdobywając nowych widzów jeszcze długo po premierze. Niestety przeciętność i liczne zmiany pogrążyły ten serial. Ta historia zasługuje na więcej, dlatego liczę, że drugi sezon jednak powstanie i będzie bardziej trzymał się ram oryginalnej opowieści.

5,0
Problem trzech ciał nie został rozwiązany przez twórców, gdyż zamiast poszukiwać prawidłowego rozwiązania, postanowili pójść na skróty.
Plusy
  • Historia jest interesująca pomimo wielu problemów
  • Dobre tempo prowadzenia fabuły
  • Ciekawi „kosmiczni” antagoniści
  • Aktorzy robią co mogą, aby stworzyć interesujących bohaterów
Minusy
  • Za daleko idące zmiany względem książki
  • Niepotrzebnie poszatkowana historia na kilku bohaterów
  • Mało ciekawe postacie
  • Niektórzy bohaterowie długo nie mają nic do roboty
  • Nie wykorzystuje potencjału w historii rozgrywającej się w przeszłości
  • Przeważnie kiepskie efekty specjalne
Komentarze
5
Bruce_666
Gramowicz
16/03/2024 07:50
Wiedmolol napisał:

Tak czy siak mogę śmiało stwierdzić że zachował ducha oryginału.

Wcale nie. Wręcz przeciwnie.

dariuszp
Gramowicz
15/03/2024 16:51

Netflix Adaptation? :D

Wiedmolol
Gramowicz
15/03/2024 14:28
ZubenPL napisał:

Powieść to nie scenariusz. 

Oczywiście że nie. Całkowicie rozumiem że nie da się idealnie przełożyć książki na ekran i np. taka Diuna wydawała mi się okrutnie ciężka w ekranizacji, a jednak Villeneuve podołał. Wyciął zbędne wątki, spróbował inaczej przedstawić rzeczy których nie dało się przedstawić tak jak w książce. Jedynie ta zmiana Chani i jej podejścia do Paula wg mnie nie była potrzebna, ale może zmienię zdanie po kolejnym filmie. Tak czy siak mogę śmiało stwierdzić że zachował ducha oryginału. A zmiany w Problemie Trzech Ciał wyglądają na całkowicie bezsensowne i zwykłą fanaberię reżyserów.




Trwa Wczytywanie