Japońskie szaleństwo w czystej postaci - recenzja WarioWare: Get it Together!

Jakub Zagalski
2021/09/15 15:45
0
1

Seria WarioWare to ten typ gier, które albo się kocha, albo nienawidzi. Ja uwielbiam, ale choć podobno miłość jest ślepa, to widzę, że Get it Together! sporo brakuje do ideału.

Japońskie szaleństwo w czystej postaci - recenzja WarioWare: Get it Together!

Wyciskanie pasty do zębów na szczoteczkę. Odkręcanie wody w kranie. Wbijanie gwoździa. Wyciąganie miecza z pochwy. Golenie pachy. Przewracanie żółwia. Bujanie bobasa w kołysce. Wyciskanie keczupu na spaghetti. Szatkowanie pomarańczy. Włączanie światła w pokoju.

To wszystko to zaledwie garstka zadań, które przyjdzie nam wykonywać w WarioWare: Get it Together! Najnowszej odsłonie kolekcji zwariowanych i kuriozalnych mikrogier prosto z Japonii.

WarioWare jako seria ma długą tradycję, bo pierwsza odsłona na GameBoy Advance została wydana w 2003 roku. Od tamtego czasu twórcy dwoili się i troili, by każda kolejna gra z tego cyklu wprowadzała mniejszą lub większą rewolucję. Sięgając po WarioWare można było być pewnym, że gra wykorzysta wyjątkowe cechy sprzętu, na który została stworzona. Na DS-ie trzeba było stukać w ekran, wersja na DSi wykorzystywała kamerę, grając na Wii było sterowanie ruchowe, a jedna z wersji na GBA miała nawet kartridż z wbudowanym żyroskopem.

Po co ta cała lekcja historii? Ano po to, by na samym wstępie wytknąć WarioWare: Get it Together! największą wadę czy niedostatek. A jest nim kompletne zignorowanie możliwości sprzętowych, jakie oferuje Switch. WarioWare: Get it Together! zostało stworzone tak, jakby sensory ruchu, wibracje w Joy-Conach czy ekran dotykowy w ogóle nie istniały. Trudno zrozumieć tę decyzję, biorąc pod uwagę kreatywny charakter poprzednich części na dużo bardziej ograniczonych konsolach.

GramTV przedstawia:

Granie we wszystkie mikrogry WarioWare: Get it Together! odbywa się za pomocą jednego przycisku i gałki. Nuda? Nic bardziej mylnego. Każda mikrogra (kończąca się zwykle po kilku sekundach) stawia przed graczem inne, zwariowane zadanie. Czasami są to prozaiczne czynności jak wymienione na początku. Innym razem łapiemy się za głowę, obserwując wymysły Japończyków z bardzo dziwacznym poczuciem humoru (które uwielbiam). Żeby zaliczyć etap, trzeba przede wszystkim ekspresowo zrozumieć polecenie. Zwykle są one bardzo intuicyjne (widzimy miecz w pochwie, a na ekranie pojawia się hasło "Draw", czyli "wyciągnij"), ale są i takie, które stają się oczywiste dopiero za drugim razem.

Jak wspomniałem, sterowanie opiera się na jednym przycisku i gałce analogowej. Mimo braku wykorzystania innych metod, WarioWare: Get it Together! nie jest owocem lenistwa developerów, co widać po długiej liście grywalnych postaci i tym, co każda z nich wnosi do rozgrywki.

Na początku mamy do dyspozycji Wario. Twórcę gier wideo, który sam o sobie mówi, że uwielbia skarby, pieniądze i czosnek. Wario stoi na czele studia developerskiego swojego imienia i właśnie szykuje się do wydania kolejnego hitu, który okazuje się totalnie zabugowany. Gra jest tak zła, że wciąga swojego twórcę i jego współpracowników do wirtualnego świata, gdzie trzeba rozprawić się z cyfrowymi robalami.

Wszystko to jest oczywiście pretekstem do rozgrywania ponad 200 zwariowanych mikrogier nie tylko jako Wario, ale także Mona, 18-Volt, Young Cricket itd. Największą nowością WarioWare: Get it Together! jest to, że dosłownie każdą postacią gra się inaczej. Każdy bohater ma inne ruchy, zdolności i sposób działania, a mimo to może zaliczyć każdą z dostępnych mikrogier.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!