Famicom Detective Club – recenzja – Coś więcej niż lekcja historii

Jakub Zagalski
2021/05/17 09:30
0
0

Graczy, którzy czekali ponad 30 lat na anglojęzyczny remake Famicom Detective Club, można zapewne policzyć na palcach jednej ręki. Co wcale nie oznacza, że to tytuł niewarty uwagi.

Famicom Detective Club – recenzja – Coś więcej niż lekcja historii

Jak nietrudno wywnioskować po tytule, Famicom Detective Club to gra, a raczej dylogia, która ukazała się w zamierzchłych czasach na konsoli Nintendo Family Computer Disk System ("Famicom na dyskietki"). Zarówno pierwsza część z 1988 r., The Missing Heir, jak i prequel The Girl Who Stands Behind (1989), zdobyły spore uznanie w Japonii. Po latach zostały nawet przeniesione na kolejne konsole (Super Famicom, GBA), ale nie licząc nieoficjalnych, fanowskich tłumaczeń, gracze z Zachodu nigdy nie mieli okazji ich zasmakować.

Nadszedł jednak rok 2021 i Nintendo niespodziewanie wypuściło remake'i obu gier spod znaku Famicom Detective Club na Switcha. Nie powiem, bym czekał na taki ruch, ale jako sympatyk visual novel z przyjemnością zapoznałem się z tą klasyką gatunku.

Jak już wspomniałem, na serię Famicom Detective Club składają się dwie gry, które można kupić w polskim eshopie w zestawie, a w niektórych innych regionach (np. USA) jako pojedyncze tytuły. O fizycznej wersji pudełkowej nic mi nie wiadomo. A szkoda, bowiem cena cyfrowej wersji jest mocno zaporowa (ok. 250 zł) jak na tego typu produkcję. Nie lubię oceniać wartości gry, podstawiając do wzoru liczbę spędzonych godzin, cenę i inne tego typu dane. Ale akurat w przypadku Famicom Detective Club mamy do czynienia z niszowym tytułem sprzed ponad 30 lat, który nawet z odświeżoną grafiką i pełnym voice actingiem nie będzie tłumaczył – w oczach przeciętnego odbiorcy – tak wysokiej ceny.

Ostateczną decyzję, czy kupić w premierowej cenie, czy poczekać na okazję, pozostawię wam. Wcześniej jednak warto sobie odpowiedzieć na kilka pytań: z czym właściwie mamy do czynienia? Jak wypadł remake? I wreszcie, czy wskrzeszanie ponad 30-letnich gier było zasadne?

The Missing Heir i wydany rok później prequel The Girl Who Stands Behind to klasyczny przykład gatunku visual novel. Przygodówek, które łączą w sobie mechanikę przedpotopowych (choć wiecznie żywych) gier paragrafowych z point'n'click. O Famicom Detective Club słyszeli dotychczas, poza Japończykami, tylko zagorzali fani gatunku. Warto jednak wspomnieć, że w obu grach maczały palce takie legendy Nintendo jak producent Gunpei Yokoi (ojciec Game Boya i wielu innych, nie zawsze udanych, wynalazków i gier), reżyser Satoru Okada (Metroid, Super Mario Land), kompozytor Kenji Yamamoto itp.

GramTV przedstawia:

W Famicom Detective Club: The Missing Heir gracz wciela się w postać 17-latka, który budzi się na plaży u podnóża klifu z kompletną pustką w pamięci. Po kilku rozmowach przypomina sobie, że jest pracownikiem agencji detektywistycznej wynajętym do zbadania sprawy tajemniczej śmierci w sennym japońskim miasteczku. Ofiarą jest wiekowa matrona potężnego rodu, która zmarła w niejasnych okolicznościach tuż po spisaniu testamentu…

Famicom Detective Club: The Girl Who Stands Behind to prequel, w którym nasz detektyw (sami wybieramy imię i nazwisko) jest jeszcze młodszy, ale nie mniej skłonny do rozwiązania sprawy zagadkowej śmierci. Tym razem chodzi o uczennicę liceum, a zarazem koleżankę Ayumi, którą poznaliśmy w The Missing Heir. Główny bohater, oprócz szukania swoich zaginionych rodziców, musi zbadać pogłoski związane ze śmiercią nastolatki, w których pojawia się wątek zjawisk paranormalnych.

Z racji tego, że obie części Famicom Detective Club są sprzedawane w Polsce w zestawie, nie ma większego sensu oceniać ich oddzielnie. Jeżeli jednak musiałbym wskazać lepszą odsłonę, to skłaniałbym się ku The Girl Who Stands Behind. Przy czym obie gry są formalnie niemal identyczne, a jedyne różnice to oczywiście fabuła i klimat (mroczne tajemnice zamożnej rodziny vs nastolatki i zjawiska paranormalne).

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!