Diabeł tkwi w szczegółach - recenzja The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me

Jakub Zagalski
2022/11/20 13:00
0
1

The Devil in Me to finał pierwszego sezonu antologii od Supermassive Games, która dopiero teraz zaczęła rozwijać skrzydła. Pomysł na odcinek był super, ale w wykonaniu coś poszło nie tak.

Diabeł tkwi w szczegółach - recenzja The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me

Coś się kończy, coś się zaczyna. Pierwszy sezon interaktywnych horrorów od Supermassive Games doczekał się finału, który wprowadził szereg nowości i obietnic na dalszy rozwój tej formuły. Przypomnijmy, że wszystko zaczęło się w 2019 roku od Man of Medan – rozpisanej na około 5 godzin opowieści utrzymanej w klimacie filmowego horroru. Skojarzenia z Until Dawn, poprzedniego hitu tego samego developera, nasuwały się od razu. Gry z serii The Dark Pictures Anthology miały jednak koncentrować się na zdecydowanie krótszej i bardziej skondensowanej formie, czego efektem były (poza Man of Medan) Little Hope, House of Ashes i najnowsze The Devil in Me.

Cechą wspólną kolejnych odcinków antologii jest opowieść bazująca na prawdziwych wydarzeniach z przeszłości, a zarazem inspirowana mrocznymi legendami. W The Devil in Me punktem wyjścia jest historia Henry’ego Howarda Holmesa, a właściwie Hermana Webstera Mudgetta (1861-1896), bo tak naprawdę nazywał się niesławny oszust i seryjny morderca, o którym namiętnie rozpisywały się brukowce z epoki.

Holmes przyznał się do zabicia 27 osób, choć sąd posłał go na stryczek za jedno udowodnione morderstwo. Z kolei prasa przypisywała mu setki ofiar, tworząc legendę “pierwszego seryjnego mordercy Ameryki”. Według medialnych doniesień Holmes miał zwabiać turystów do swojego hotelu w Englewood na przedmieściach Chicago. I tam urządzać im piekło na ziemi. Właśnie taką wersję wydarzeń przedstawia prolog The Devil in Me, po którym następuje przeskok w czasie aż do października 2022 roku.

GramTV przedstawia:

W czasach obecnych kierujemy poczynaniami pięciu (tak jak w poprzednich grach) zróżnicowanych bohaterów. Tym razem są to członkowie ekipy filmowej, którzy dostają zaproszenie do wiernej kopii Murder Castle – miejsca kaźni domniemanych setek ofiar H.H. Holmesa. Filmowcy zabierają więc sprzęt, gotowi nakręcić gorący materiał, który pozwoli im odbić się od dna. Jak nietrudno zgadnąć, w hotelu wzorowanym na miejscu wielu zbrodni nie czeka ich nic dobrego.

The Devil in Me na pierwszy rzut oka jest powtórką z rozrywki, w której samemu lub z innymi graczami (lokalna lub sieciowa kooperacja) bierzemy udział w kilkugodzinnym horrorze. Powracają sekwencje QTE, wciskanie przycisku na czas, rytmiczna minigra z pulsem. Szybko jednak pojawiają się zupełnie nowe elementy, które mogłyby uczynić tę serię jeszcze ciekawszą, gdyby nie zostały zmarnowane.

Przede wszystkim bohaterowie mogę teraz biegać, wspinać się, przeciskać pod przeszkodami itp. Niby nic wielkiego, bo eksploracja w dalszym ciągu jest liniowa, ale możliwość przyspieszenia kroku naprawdę pomaga. Poza tym nowe umiejętności są wykorzystywane w prostych zagadkach terenowych, które są odskocznią od QTE i innych standardowych rozwiązań.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!