Recenzja gry Hellpoint. To nie jest Dark Souls w kosmosie, na które czekacie

Adam "Harpen" Berlik
2020/07/31 11:00
3
0

Ciekawe pomysły i kiepska realizacja - tak najkrócej można podsumować Hellpoint, czyli nowego souls-like’a od studia Cradle Games.

Ambicje to nie wszystko

Na twórczości studia From Software wzorowało się już wielu deweloperów, ale tak naprawdę tylko niewielka część z nich stworzyła grę, którą śmiało można byłoby polecić fanom gatunku zapoczątkowanego przez Dark Souls (wiem, że Demon’s Souls było pierwsze, ale produkcja stworzona we współpracy z Sony Japan Studio nie cieszyła się aż tak dużą popularnością), natomiast reszta udowodniła, że nie wystarczy skopiować kilka udanych koncepcji i dodać coś od siebie, by mieć automatycznie przepis na hit. Potrzeba czegoś więcej, o czym mogłem przekonać się, grając w Hellpoint.

Recenzja gry Hellpoint. To nie jest Dark Souls w kosmosie, na które czekacieCzego zabrakło twórcom Hellpoint? Z pewnością czasu, by dopracować swoje dzieło. Najpewniej również pieniędzy na zatrudnienie większej grupy testerów, gdyż niektóre błędy spokojnie mogły zostać wyeliminowane jeszcze przed premierą. Sporo jest jednak sytuacji, w których ewidentnie widać, że to debiutancka produkcja niedoświadczonego studia. Cradle Games naprawdę miało kilka świetnych pomysłów, ale nie do końca wiedziało, jak odpowiednio wcielić je w życie. Przez pierwsze kilkadziesiąt minut rozgrywki widać, że jednocześnie skopiowano z Dark Souls to, co najlepsze, ale przy tym popełniono kilka istotnych błędów.

Dark Souls w kosmosie

Hellpoint przenosi nas na stację kosmiczną Irid Novo, która zlokalizowana jest nieopodal czarnej dziury. Wcielamy się w bohatera powołanego do życia przez tajemniczego stwórcę i tak naprawdę nie do końca wiemy, dlaczego mamy ruszyć przed siebie i zmierzyć się ze wszystkimi przeciwnikami, którzy staną nam na drodze. Wielokrotnie można odnieść wrażenie, że odpowiedzi na nurtujące nas pytania nie znają sami twórcy. Opowiedziana w sposób szczątkowy fabuła to w pewnym sensie jeden z wyznaczników gatunku souls-like, ale tutaj… Nie jest ona opowiedziana. Nie tak, jakbyśmy chcieli. Nie mam nic przeciwko składaniu sobie lore do kupy na własną rękę. Tyle tylko, że w Hellpoint informacji na temat świata gry jest zdecydowanie zbyt mało.

Warto jednak zaznaczyć, że Irid Novo krąży po orbicie, czego efektem są „accretion storms”. Sprawiają one, że w świecie gry pojawiają się nowi wrogowie czy też niedostępne wcześniej wydarzenia. Możemy zmierzyć się z innymi przeciwnikami czy też odblokować ukryte przejścia. O tym, w jakim położeniu znajduje się stacja kosmiczna jesteśmy informowani za pomocą wielkiego pokrętła umieszczonego w lewym górnym rogu ekranu. To dość ciekawe rozwiązanie, ale ze względu na opisane w niniejszej recenzji błędy trudno się nim nacieszyć, skoro walka nie daje frajdy, a eksploracja pozostawia wiele do życzenia. O tym więcej za chwilę.

Przed wyruszeniem w drogę...

Po krótkim wprowadzeniu i walce z pierwszym bossem przenosimy się do centralnego miejsca w świecie gry. W hubie przygotowujemy się, rzecz jasna, do kolejnych wypraw. Ulepszamy broń za pomocą uprzednio znalezionych materiałów (możemy je także pozyskać niszcząc wybrane elementy wyposażenia), tworzymy nowe rodzaje broni, tarcze oraz inne przedmioty, a także rozwijamy statystyki postaci. Tą ostatnią czynność możemy wykonywać oczywiście także przy specjalnych kamieniach pełniących w Hellpoint funkcję ognisk. Co istotne, poza odpowiednikami dusz, które wypadają z pokonanych wrogów, niektóre z nich od razu trafiają do naszego ekwipunku i możemy zrobić z nich użytek w dowolnym momencie, co z pewnością ułatwia levelowanie.

GramTV przedstawia:

Komentarze
3
Azazell
Gramowicz
31/07/2020 13:30

Dzięki za szczerą recenzję i jej ocenę. Typowy średniak. i Tyle.

piomink
Gramowicz
31/07/2020 12:51

"tylko z wybranych (przez nas, za pomocą odpowiednich przedmiotów) „ognisk” możemy teleportować się do opisanego wcześniej huba"

"zachęca do tego, by nie biec po prostu do bossa, ale wcześniej odpowiednio przygotować się, pokonując napotkanych przeciwników"

Czyli gra kładzie nacisk na... najbardziej nielubiane przez graczy elementy serii. W kolejnych dsach zachęcało się do biegania do bossa (w ds 2 po bodajże 15 zabójstwach przeciwnik znikał), a w ds 3 lepiej rozmieszczono ogniska i dano graczom teleportujący miecz (szkoda, że dopiero na końcu).

"czuć, że uniknęliśmy ciosu, ale mimo wszystko i tak z naszego paska życia zniknęło trochę punktów" - a to w dsie zawsze było i o nerwicę przyprawiało. Albo tancerka z ds 3 która zgarniała łapą gracza stojącego 5 metrów od tej ręki (teleportowało go do jej dłoni).

"dopiero wtedy, gdy oberwiemy, zorientujemy się, że najlepszą taktyką przy tym ataku jest… ucieczka" - no na tym właśnie polega nauka bossa. W wielu bossach w dsach trzeba było odbiegać bo np. spuszczali AOE na siebie lub okolicę i trzeba było odbiegać.

"przeciwnicy spadający w przepaść na naszych oczach" - sposób na niejednego upierdliwego NPCa lub bossa we wszystkich grach soulslike (chociażby ninja z DS3 z uchigataną).

Mimo wszystko uważam recenzję za dobrą+ i dziękuję za nią oraz szczerą ocenę punktową. Zniechęciła mnie do zakupu gry, bo widzę, że żadna z jej głównych bolączek nie została naprawiona od czasów prologu "The Thespian Feast".

Na steam jednak gra ma 75% pozytywów więc chyba obejrzę jeszcze jakieś gameplaye.

garfieldgarfield
Gramowicz
31/07/2020 11:51

... i wyszła z tego kapucha!!




Trwa Wczytywanie