Recenzja Carrion – Udana zamiana stron

Mateusz Mucharzewski
2020/07/30 21:00
0
1

To nie jest kolejna gra, w której walczymy z potworami. W grze Phobia Game Studio to my jesteśmy jednym z nich. To rzadka okazja stanięcia po drugiej stronie barykady.

Recenzja Carrion – Udana zamiana stron

Gier, w których możemy wcielić się w „tego złego” jest niewiele. Nie często twórcy idą w kierunku pomysłów rozwijanych w takich grach jak Destroy All Humans! czy Overlord. Tym samym polski Carrion z miejsca zaczął wzbudzać zainteresowanie. Pierwsze prototypy okazały się na tyle interesujące, że projektem zainteresował się Devolver Digital (wydawca) i Microsoft (Game Pass). Nie powinno więc dziwić, że produkcja ekipy Phobia Game Studio szybko przyciągnęła do siebie również graczy, o czym najlepiej świadczą bardzo dobre wyniki sprzedaży w pierwszych dniach od debiutu. To jednak nie możliwość wcielenia się w potwora zadecydowała o sukcesie gry. Istotne jest to, jakie to monstrum.

Carrion to gra, w której sterujemy pełzającym „potworem-glutem”, który jak lep przylepia się do wszystkich powierzchni, dzięki czemu może się dostać gdziekolwiek tylko chce. Wystarczy więc przez chwilę obserwować rozgrywkę, aby być zaintrygowanym tym pomysłem. Potwór w swoich ruchach jest bardzo sprawny i z gracją baletnicy omija przeszkody czy momentami niemalże „wpływa” w wąskie szczeliny. Takie połączenie gluta z cieczą. Jednocześnie sterowanie nim nie sprawia żadnego problemu. W zasadzie wystarczy tylko wychylić w danym kierunku gałkę analoga i potwór dostaje się w dane miejsce. W zależności od potrzeby może być szybki i zwinny, albo powoli wić się między przeszkodami niczym wąż. Efekt? Carrion jest rzadkim przypadkiem gry, w której samo poruszanie się po dwuwymiarowej planszy jest przyjemne. Płynne, atrakcyjne wizualnie i łatwe.

GramTV przedstawia:

Carrion nie jest jednak tylko o poruszaniu się. To gra akcji, w której naszym celem jest wydostanie się z tajnego laboratorium. Oczywiście nie jest to zwykła placówka badawcza, a ukryte pod ziemią centrum pełne nie tylko naukowców, ale i dobrze opancerzonej ochrony. Istotnym elementem rozgrywki jest więc walka. W niej widać, że głównym projektantem gry jest Sebastian Krośkiewicz, ojciec wydanego 4 lata temu Butchera. Pojedynki są więc bardzo krwawe, szybkie, a jeden błąd może się źle skończyć. Nasz potwór nie jest więc niezniszczalnym monstrum. Wręcz przeciwnie, czasami nawet jeden żołnierz z karabinem może go zabić. Walki są więc wymagające, ale poziom trudności zdecydowanie bardziej przystępny niż w Butcherze. Moim zdaniem to spory plus, dzięki któremu Carrion trafi do szerszego grona odbiorców.

Nasz potwór posiada trzy stadia rozwoju, które znacząco się między sobą różnią. Każde z nich dysponuje dwoma dodatkowymi umiejętnościami – pasywną i ofensywną. Przykładowo na początku możemy wykorzystać jedną ze swoich macek, aby uderzyć przeciwnika, ewentualnie użyć trudno dostępnej dźwigni. Na końcu jesteśmy za to wielkim, ciągnącym ogromne cielsko monstrum, które potrafi niszczyć duże przeszkody i wyrządzać ogromne szkody. Najważniejsze jest jednak chwytanie mackami przeciwników i uderzanie nimi o wszystkie ściany. Wspominam o tym wszystkim po to, aby uzmysłowić Wam że Carrion ma swoją głębię. Dzięki wymagającym walkom i kilku umiejętnościom naszego „bohatera” możemy kombinować ze strategiami. Jeśli więc jakiś kill room okaże się nieco za trudno, czasami najlepiej zmienić taktykę. Bywa więc tak, że z jednym miejscem można się męczyć, albo oczyścić je szybko i sprawnie jak prawdziwy predator. To jednak nie jedyny obszar, w którym można dostrzec że Carrion to coś więcej niż prosta gra o potworze.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!