Jest mocno, brutalnie i niepokojąco, czyli recenzja czwartego sezonu Orange is the New Black

Katarzyna Dąbkowska
2016/07/23 14:00
0
0

Walka o władzę, wszechobecny rasizm i tragiczny, emocjonujący finał.

Jest mocno, brutalnie i niepokojąco, czyli recenzja czwartego sezonu Orange is the New Black

„The animals, the animals, trapped trapped , 'till the cage is full” - słyszymy w piosence otwierającej kolejne odcinki serialu „Orange is the New Black”. Niby nic się zmieniło, ale napięcie wciąż rośnie. Czwarty sezon udowadnia, że walka o przetrwanie w zamkniętej i przepełnionej klatce musi w końcu wyzwolić zwierzęce instynkty.

Miejsca jest coraz mniej, anarchia i chaos zataczają coraz większe kręgi, a twórcy serialu coraz częściej spuszczają z oka słodką (przynajmniej na początku) blondyneczkę Piper Chapman. Bohaterka wprawdzie wciąż zmienia się pod wpływem kolejnych wydarzeń, ale jej opowieść zostaje zepchnięta na drugi plan. Eksponowane są wątki innych postaci, na scenę wkraczają nowi bohaterowie, ustanowione zostają nowe zasady - utrzymują się tylko negatywne emocje. Więzienne mury zaczynają przypominać wspomnianą klatkę, strach i uprzedzenia powodują kolejne podziały, a całość zmierza do najmocniejszego i najtragiczniejszego finału, z jakim mieliśmy do czynienia w serialu.

Najważniejszym motywem napędzającym niemalże każdą historię z czwartego sezonu jest rasizm. Całość zaczyna się dość niewinnie, od delikatnych przepychanek, podsycania uprzedzeń. Z biegiem czasu wyraźnie zakreśla się różnica pomiędzy ciemnoskórymi bohaterkami, Latynoskami oraz białymi osadzonymi, którym, przez całkowity zbieg okoliczności, zaczyna przewodzić nieświadoma swoich błędów Chapman. Kiedy dziewczyna orientuje się, do czego prowadzi jej nieufność oraz seria nieprzemyślanych i spontanicznych decyzji, jest już za późno. Oczywiście - co twórcy wyraźnie podkreślają - tragedii można było zapobiec. W zakładzie króluje nieumiejętnie dobrana nowa kadra ochroniarzy, która gardzi osadzonymi, uprzedmiotawia ich. Oparcie ma na samej górze, wśród szefostwa złożonego z ludzi równie niekompetentnych, ignorujących zmiany w placówce, a w końcu - prokurujących nieszczęście. Początkowo uległe więźniarki przechodzą stopniowo do defensywy, jednak ich krzyk jest brutalnie tłumiony.

GramTV przedstawia:

Choć w czwartym sezonie Orange is the New Black powracają znajome postaci, na czoło wysuwają się nowi bohaterowie. Pełnią kluczową rolę w rozwoju wydarzeń, są zapalnikami konfliktów pomiędzy grupami osadzonych. Poznajemy ich historie - głównie te, których puentą jest przestępstwo i osadzenie w zakładzie Litchfield. Każda opowieść, oczywiście, przeplata się i łączy z wydarzeniami, jakie mają miejsce za murami więziennymi. Niejednokrotnie przypomina to efekt motyla - jeden błąd, jedna niewłaściwa osoba stająca na drodze i już rusza lawina niefortunnych zdarzeń. Pierwszy raz zagłębimy się także w problemy więźniarek opuszczających placówkę. Plany, które snują i marzenia o wolności rujnowane są zaraz po opuszczeniu więziennych murów, zaś podniesienie się po zderzeniu z rzeczywistością nie jest wcale takie proste. Twórcy biorą w czwartym sezonie na cel więzienne władze: ich porażka jest konsekwencją braku przemyślanej polityki. Orange is the New Black piętnuje ślepą pogoń za pieniądzem, której efektem są nierozważne decyzje oraz ich tragiczne konsekwencje. Każdy dobry pomysł rozbija się o mur nieufności, każda inicjatywa pogłębia trwający kryzys. Nowe zmiany prowadzą do ostatecznego pogłębienia przepaści między „górą” a „dołem”, stają się zarzewiem tragicznych i chaotycznych wydarzeń przedstawionych w finale.

Sporo w serialu wątków humorystycznych, związanych przede wszystkim z osobą jednej z przybyłych na miejsce więźniarek. Kobieta wzmacnia podziały między i tak już wystarczająco mocno zwaśnionymi grupami, ale jako postać stanowi powiew świeżości i nieco rozpręża mroczną atmosferę. Bo trzeba wiedzieć, że mdła historia Piper zamieniła się wreszcie w mocną, zaskakującą i przewrotną opowieść. Twórcy Orange is the New Black nie przebierają w środkach, by pokazać widzowi, jak zmienia się percepcja osadzonej, gdy z człowieka zostaje zamieniona w zwierzę - albo w istotę nie mającą prawa do życia, normalnego funkcjonowania, prywatności, czy godności. Niejednokrotnie przekraczają granice, wywołują w nas poczucie wstydu lub obrzydzenie. Więźniarki są bardziej barbarzyńskie niż kiedykolwiek, ale konkurencja nie śpi - kroku dotrzymują bohaterkom nowi strażnicy. Te dwa światy - ludzi posiadających i czerpiących siłę z władzy oraz poddanych psychicznym i fizycznym torturom osadzonych - zderzają się ze znacznie większym impetem.

Kobiety, które znamy i lubimy, muszą podjąć ważne decyzje. Twórcy serialu doprowadzili je do kresu wytrzymałości, na skraj przepaści. Stały się częścią systemu, zarabiającego pieniądze na ich nieszczęściu. Zepchnięte na margines przez nową władzę, stają się brutalne, zgorzkniałe, pełne nienawiści. Czwarty sezon Orange is the New Black pokazuje, że w klatce nie ma już miejsca. Jest pełna emocji, więźniarek jeszcze agresywniejszych niż wcześniej, kobiet obdartych z godności i szacunku dla drugiego człowieka. Ludzi naładowanych negatywną energią, bomb z opóźnionym zapłonem. Jedna eksplozja już była - w finale tak dobrym, tak mocnym i tak ciekawym, że oglądałam go ze ściśniętym gardłem. Z niecierpliwością wyczekuję kolejnej.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!