Futurama: Game of Drones - recenzja

Katarzyna Dąbkowska
2016/03/15 19:00
0
0

Co wyszło ze skrzyżowania Futuramy z match-4?

Futurama: Game of Drones - recenzja

Fry, Leela, Rodriguez - ta nazwiska z pewnością kojarzą wszyscy zagorzali fani serialu animowanego Futurama. Fabuła cyklu przenosi gracza do 2999 roku, kiedy to Philip J. Fry, dostawca pizzy, zostaje wybudzony po tysiącletniej drzemce w komorze kriogenicznej. Jego późniejsze losy składają się na masę absurdalnych sytuacji przemieszanych z historiami przerysowanych postaci. Czy najnowsza gra studia Wooga jest w stanie utrzymać klimat telewizyjnego hitu?

Kiedy dowiedziałam się, jaką dokładnie będzie grą Futurama: Game of Drones, czułam się nieco rozczarowana. Liczyłam przynajmniej na przygodówkę w stylu TellTale Games lub na mobilnego erpega przesyconego świetnymi dialogami i absurdalną historią. Okazało się jednak, że tytuł gry nie ma nic wspólnego z moimi wyobrażeniami i ostatecznie otrzymałam w ręce produkcję typu match-4. Zasady gry są podobne do tytułów z serii match-3, z tą różnicą, że tutaj możemy łączyć ze sobą 4 lub więcej pojedynczych, kolorowych elementów. A raczej dronów, bo właśnie te wykorzystujemy do rozsyłania paczek w grze. Plansza składa się nie z kwadratów, a z sześciokątów, zatem swoje ruchy możemy wykonywać jedynie w linii pionowej lub po skosie. Łączenie ze sobą więcej niż czterech dronów powoduje, że uruchamiają się dodatkowe bonusy. Różnią się one w zależności od liczby połączonych elementów. Co więcej, bonusy często łączą się, kiedy znajdują się pod sobą. W ten sposób dodatkowo kilkukrotnie zwiększają swój zasięg na planszy. Zadania w grze są różne - początkowo musimy jedynie zdobyć konkretną liczbę dronów, później do rozgrywki dołączane są pudła, pajęczyny czy paskudne kosmiczne robale pożerające drony, od czasu do czasu musimy dostarczyć gdzieś pizzę albo pokonać bossa.

Początkowo, jak w każdej tego typu produkcji, jesteśmy stopniowo przyzwyczajani do rozgrywki i powoli "uzależniani". Innymi słowy - gra jest bajecznie prosta i do 35-40 poziomu można ją spokojnie przechodzić bez większych potknięć. Później Futurama: Game of Drones pokazuje swoje prawdziwe oblicze free2play. Innymi słowy - płać, albo poć się przy próbie przejścia kolejnego etapu. Poziom trudności w grze zostaje podkręcony do maksimum i bardzo ciężko przedrzeć się przez kolejne zadania. Oczywiście, w pewnych momentach najlepiej jest sięgnąć po portfel i zapłacić te kilka groszy za dodatkowe ruchy czy power-upy.

A jeśli jesteśmy już przy dodatkach - w grze mamy w zasadzie jeden rodzaj waluty, za który kupujemy dodatki. Użytkownik jest także ograniczany liczbą wirtualnego życia. Po pięciu nieudanych próbach jesteśmy stawiani przed nieprzyjemnym faktem - jedno wirtualne życie ładuje się przez 30 minut, więc albo sięgniemy do kieszeni po prawdziwe pieniądze, albo po prostu sprawdzimy naszą cierpliwość. Pół godziny to jednak bardzo dużo, nawet dla najbardziej cierpliwego wielbiciela tego typu logicznych układanek. Wspomniane wcześniej wirtualne pieniądze możemy zdobyć podczas rozgrywki lub po prostu kręcąc specjalnym kołem fortuny. Wtedy też możemy załapać się na darmowe kilka lub kilkanaście minut rozgrywki bez utraty wirtualnych żyć. Innymi słowy - graj do woli, obyś zmieścił się w wyznaczonym czasie. To całkiem ciekawa opcja, szczególnie, gdy mamy chęć jeszcze pograć, żyć na koncie brak, a do załadowania się następnego brakuje nam około 20 minut. Miło też ze strony twórców, że na zakręcenie kołem pozwalają graczom co 10 minut.

GramTV przedstawia:

Czas jednak zadać najważniejsze pytanie - ile jest Futuramy w Futuramie? Odpowiedź brzmi - niewiele. Podczas rozgrywki na poziomach raczej nie mamy co liczyć na humorystyczne wstawki. Pojawiają się ciekawe smaczki w postaci chociażby power-upów, takich jak kot o nazwie bumba, przypominający futrzaka jeżdżącego na odkurzaczu. Do pełni szczęścia brakuje jedynie stroju rekina. Najbardziej wyczekiwanym elementem gry są jednak komiksy. To one nakręcają fabułę i wprowadzają ducha Futuramy. Niestety, nie mamy tutaj do czynienia z filmami dodatkowo wzbogaconymi głosami głównych bohaterów serialu, jednak komiksy dostarczają sporo świeżości i dużo bardzo suchych i przez to świetnych żartów. Czy wiedzieliście przykładowo, że w kosmosie nielegalnym jest bycie słodkim?

Niestety, aby przebrnąć do kolejnego "odcinka" trzeba jednak pokonać kilka poziomów w grze. Początkowo, jak już wspominałam, zadanie to jest bardzo proste, z każdym jednak kolejnym etapem robi się coraz ciężej i tym samym kolejne karty komiksu odsłaniane są dla nas coraz rzadziej. W takich wypadkach warto sięgnąć po Twitchera, czyli specyficzną wersję Twittera dostępną wewnątrz gry, gdzie gwiazdy Futuramy dzielą się swoimi przygodami i przemyśleniami. Ten element, podobnie jak komiksy, świetnie się sprawdza i uprzyjemnia długi czas wyczekiwania na załadowanie się wirtualnego życia. Wielkim plusem gry jest to, że jest dostępna w języku polskim, dzięki temu każdy w naszym kraju może dowiedzieć się, iż Dwight zjada kozy z nosa, tylko głupek nie potrafi odróżnić fretki od tchórza, a zdjęcia jedzenia najlepiej robić zanim się je zje.

Futurama: Game of Drones nadrabia humorem. I w zasadzie tylko tym. Bez ducha Futuramy, komiksowych wstawek i Twitchera mielibyśmy tutaj do czynienia z ciekawą, choć dość przeciętną grą typu match-4 próbującą po 30-40 poziomach wyssać z użytkownika odrobinę prawdziwego grosza. Tytuł polecam, ale jedynie wielkim fanom Futuramy, którzy będą w stanie cierpliwie "wyklikać" sobie drogę do kolejnego rozdziału komiksu.

7,5
Ciekawe, choć przeciętne match-4 z duchem Futuramy.
Plusy
  • świetny humor
  • sporo poziomów
  • wciągająca rozgrywka
  • koło fortuny
Minusy
  • męczące mikrotransakcje
  • zbyt długi okres regeneracji życia
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!