Crusader Kings II: Horse Lords - recenzja

Sławek Serafin
2016/01/18 14:55
0
0

Crusader Kings II ze wszystkimi dziewięcioma dodatkami. Piękna czy bestia?

Zacząłem tradycyjnie, zachowawczo. Dziewięć dodatków, fura nowej zawartości, atrakcje, cuda na kiju, więc trzeba ostrożnie na początek. Flandria więc. Świetnie się nią gra w Crusader Kings II. Najlepsze księstwo, najwięcej hrabstw, prawie wszystkie z dostępem do morza, więc z gwarancją zysków z handlu. I Brugia, czyli chyba najlepsza prowincja w całej grze. Baza taka, że nie ma przebacz. Oczywiście, lekko nie jest, bo przecież jest się wasalem monstrum, czyli Francji. Można grać jako podległe księstwo i bawić się w mieszanie w polityce Paryża, ale ja tam lubię najpierw wyrwać się na niepodległość. Choćby po to, by ustalić własne prawa dziedziczenia i przejść na primogeniturę, żeby zapobiec frustrującemu rozdrabnianiu włości między wszystkich synalków. A potem trzeba tę niepodległość utrzymać, siedząc między młotem Francji a kowadłem Cesarstwa. Z tym akurat nie było problemu jednak, bo Francja się rozpadła, całe południe przejęła Akwitania i tam się koncentrowali na przepychaniu granic między sobą. Cesarstwo też nie dało rady się utrzymać w kupie i za sąsiada miałem Lotaryngię, która z zagrożenia stała się ofiarą pozwalającą wyrywać sobie kawałek po kawałku resztę Niderlandów. Ród rósł w siłę. A potem podłączyłem się pod krucjaty, tak cynicznie, jak już pierwsza odniosła sukces i papież dał pół królestwa Jerozolimy Szpitalnikom. Zająłem resztę, zhołdowałem najpierw Szpitalników, potem Templariuszy, a potem ich mieczami podbiłem sobie krok po kroku Syrię i Egipt. I na przełomie XI i XII wieku zrobiło się nudnawo. Flandria stała się europejskim mocarstwem, kopała tyłki na lewo i prawo jak już się jej chciało, i w ogóle. Brak wyzwań.

Crusader Kings II: Horse Lords - recenzja

No to Polska, nie? Ale tak od podstaw, od głębokiego pogaństwa, od czasów wspólnot plemiennych. Ósmy wiek, bo przecież jest dodatek Charlemagne. I do boju. Tym razem na ironmanie, bez szachrajstw z zapisami. Twardym trzeba być, a nie miękkim. Ale też nie wyszło tak jak chciałem. Początek super, nie powiem. Jednoczenie ziem. I rozpad po śmierci króla. Znów jednoczenie. I znów rozpad. Wiadomo, dzikie plemiona, zasady dziedziczenia są jak ciężki przypadek grypy żołądkowej. Wszystko leci poza organizm. Ale w końcu pozbierałem się, choć musiałem przyjąć chrześcijaństwo tak ze sto lat przed Mieszkiem i Dobrawą. I to był pierwszy błąd, bo trzeba było zacisnąć zęby i próbować na upartego dążyć do zreformowania słowiańskiego pogaństwa, a nie padać na twarz krzyżem przy pierwszych trudnościach. Ale było fajnie, z jednej strony krucjaty na Ruś, z drugiej delikatne zakusy w stronę Czech, a z trzeciej ciągłe przepychanki ze szwedzkim imperium krwiożerczych wikingów. Nie zliczę już nawet ile band próbowało mi złupić Kraków. Posłałem do Walhalli na raty tak z pół miliona skubańców jak nic. I tak się tym zająłem, że nie zauważyłem, że hiszpańscy Umajjadzi zamiast dać się grzecznie rekonkwistować, poszli na północ. Zajęli większość Francji i całe południe Niemiec zanim się zorientowałem. Polska i Italia, poza jakimś drobiazgiem, zostały jako ostatnie ostoje chrześcijaństwa. Próbowałem odwrócić bieg, jasne, że tak. Tyle, że po każdej udanej krucjacie i odzyskaniu jakiegoś kawałka Francji czy Niemiec rozszarpywali je wasale Umajjadów, jak stado muzułmańskich piranii. Nawet moje armie nie dawały rady im wszystkim. I gdy kalifat stanął mi w sile po drugiej stronie rzeki, tuż za tradycyjną polską granicą na Łabie, stwierdziłem że mam przerąbane. Wkurzeni wikingowie na północy. Szejki bynajmniej nie mleczne na zachodzie. Chazarowie na wschodzie. Moja przekatolicka Polska była w głębokiej... ekhm, studni rozpaczy. A to ironman przecież. No to co? Jeszcze raz, nie?

A może teraz wikingami? Byli utrapieniem przez dwie pierwsze gry. No to zobaczmy, nie? Od mojego gniewu zbaw ich wszystkich Panie. Pewnie słyszeliście o Ragnarze Lothbroku, legendarnym królu wikingów, który spalił Lindisfarne i zdobył Paryż. Jasne, że tak, wszyscy oglądają Wikingów. Ale nie słyszeliście o Ragnarze Hviti, jarlu Gotlandii. A to dopiero był herbatnik i założyciel rodu, który w przyszłości zadziwił całą Europę. I kawał Afryki oraz Bliskiego Wschodu. Początki były skromne, trzeba było się dać zhołdować Szwedom, żeby przetrwać. Ale jak zaczęły się rajdy, jak ruszyły na zachód długie łodzie, oj, to się zaczęło dziać. Kasa i prestiż płynęły szerokim strumieniem. Tylko cholera jakoś nikt nie chciał zjednoczyć Skandynawii i zreformować pogaństwa. A jako plemienni wyznawcy Odyna moi Gotlandczycy nie mogli zmienić ustroju sami z siebie. Wymagana jest bardziej zaawansowana forma wierzeń jakaś. Na szczęście tak się złożyło, że w moim Ragnarze, chyba trzecim z kolei już, zakochała się nałożnica, branka z jednego z cyklicznych wypadów do Wenecji. I jak zaczęła go nawracać, to się dał. A potem bęc, z plemiennej Gotlandii zrobiła się republika kupiecka. Chwalmy Pana oraz dodatki The Republic i Old Gods. Od razu wróciłem do pogaństwa oczywiście, żeby nie wkurzać sąsiadów ponurym żartem z krzyżem. A podstępną sucz razem z koleżankami złożyliśmy w ofierze na Wielkim Blocie. Impreza była taka, że jeszcze wnukowie uczestników wspominali ją z rozrzewnieniem.

GramTV przedstawia:

I ruszył walec. Powiem wam, że nordycka republika kupiecka w Crusader Kings II nadaje zupełnie nowego znaczenia określeniu "gospodarka rabunkowa". Handluj lub giń, takie mieliśmy motto. Bałtyk szybko zrobił się za ciasny. Wyspy brytyjskie wycisnąłem jak cytrynkę. Zostały same zgliszcza, o które już nawet tubylcy nie chcieli się bić. Ale basen Morza Śródziemnego... oj, tam było nadal bogato. Delicje, i te o smaku lewantyńskim, i te greckie też. Żeby sobie skrócić trasę wypraw łupieżczych moi wikingowie zrobili sobie bazę na Malcie. Wiem, skromnie, ale nie chciałem od razu rozwalać na kawałki Bizancjum całego. Oczywiście, potem była Kreta, żeby się umocnić na ciepłych, błękitnych wodach. A potem jakoś tak się złożyło, że chłopaki zajęli Wenecję, którą wcześniej pozamiatali spadkobiercy Rzymu. I zakładając tam królestwo mój ród uniezależnił się od zapyziałej Gotlandii, tworząc nową, najjaśniejszą, najwspanialszą, nordycką republikę wenecką. No dobra, trzeba było już wtedy na serio się ochrzcić. Ale to jest w Nordykach piękne, że nawet nawróceni mogą dalej grabić. Pula ofiar zmalała, to fakt, bo nie wypadało już wpadać z ogniem i mieczem do Watykanu, jak to się robiło wcześniej. Ale muzułmańskie imperia Umajjadów i Abbasydów wystarczyły w zupełności. Moje wikingi tak się na nich spasły, że zaczęły mieć ambicje mocarstwowe. Najpierw poleciała Antiochia, żeby przejąć końcówkę jedwabnego szlaku. Potem jakoś tak się złożyło, że zupełnie przypadkiem wyzwoliliśmy Portugalię. Morze Śródziemne wziąłem w kleszcze elegancko. I oczywiście znów się okazało, że brakuje wyzwań. Oraz że minął już miesiąc, jak gram w to cholerne Crusader Kings II, nie robiąc poza tym nic innego w zasadzie. Cały grudzień poszedł psu pod ogon, nawet nie wiem kiedy. Chyba w trakcie nieprzespanych nocy.

No to jeszcze raz, nie? Tym razem z inspiracji innym serialem czy też książką, Ostatnim Królestwem. Ale nie Wessexem, nie Alfredem Wielkim. Nie, to byłoby banalne. Walia. Ostatni Celtowie, potomkowie Artura, prawowici władcy Brytanii. Wiecie jak ówcześni Walijczycy nazywali utracone na rzecz Anglosasów królestwo Anglii? Lloegyr. A wiecie, że jak się Walijczykami podbije najpierw Mercję, a potem Wessex i Essex, przeniesie stolicę nad Tamizę w wiadome miejsce i tam uzurpuje prawa do królestwa, to nie powstanie Anglia? Nie, Lloegyr się odrodzi! I to heretycki, bo żeby życie miało smaczek nawróciłem w wyniku losowego wydarzenia moich synów Rhiannon, do tej pory dobrych katolików, na odszczepieńcze wymysły Katarów. Rany, nie wiedziałem, że Katarowie byli tacy postępowi! Równouprawnienie kobiet w X wieku? Kto by pomyślał, nie? Ale jak coś pozwala nie tylko przyznawać kobietom miejsca w radzie, zwiększając pulę ewentualnych doskonałych doradców dwukrotnie, to ja narzekał nie będę. Na armie dowodzone przez baby też, nie. Moje kolejne królowe, Boudiki pierwsza, druga i trzecia, zjednoczyły Brytanię, wypierając z niej germańskich najeźdźców. A ilu wikingów się przy tym wycięło? O matku! I nawet się w końcu zebrałem na odwagę, żeby zająć ostatni bastion katolików i Anglosasów, Kent. Tam jest Canterbury, traktowane jako jedno ze świętych miejsc pielgrzymek, na równi z Jerozolimą, Rzymem i Santiago de Compostela prawie. A papiści są strasznie nerwowi, jak się im taką miejscówkę odbiera. Zwłaszcza jak robią to znienawidzeni heretycy. Zaraz się drą, krucjaty zwołują i w ogóle. No to czekamy. Ja i moje wymalowane na niebiesko armie ciężkozbrojnych, za których plecami leniwie dłubią w nosie walijscy myśliwi ze swoimi długimi łukami. Dawać tych Templariuszy. I Szpitalników. I Joannitów. I Krzyżaków. Zwłaszcza Krzyżaków dawać, bo to znienawidzony żywioł germański. Zapraszamy do Lloegyr! Tym, którzy przeżyją, zapewniamy wygodny pobyt w kolonii karnej na wyspie Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch.

Ja wiem, śmichy chichy i w ogóle. Ale nie sugerujcie się lekkim tonem. I tym, że na samej górze napisane jest "recenzja". To nie jest recenzja Crusader Kings II. To szczere wyznanie człowieka beznadziejnie uzależnionego od tej gry. Już na początku była dobra, w podstawowej wersji, tej wydanej w 2012 roku. A teraz? Po tych wszystkich dodatkach, które naniosły tyle znakomitości? Ani chybi najlepsza strategia w dziejach. Syndrom jeszcze jednej tury? Błagam, nie rozśmieszajcie mnie. Przy Crusader Kings II Cywilizacja to lekka rozrywka na jeden wieczór. Ta gra to zło. Jest zbyt dobra. Zbyt dobrze łączy wielką politykę z przejmującymi, dramatycznymi losami zwykłych ludzi. Bo nie zapominajmy, że choć dzieją się tutaj rzeczy wielkie, z rozmachem i w ogóle, to przecież cały czas kierujemy nie państwem, ale tę jedną konkretną osobą i jej rodziną, potomkami, pociotkami i tak dalej. Można się przywiązać. Zaangażować. Bez reszty nawet. Zwłaszcza po dodatku Way of Life. Dlatego ja Crusader Kings II nie polecam wbrew pozorom. Ja przestrzegam. Nie bierzcie tego. Nie ćpajcie. Jeśli wam inne gry miłe, tudzież praca, rodzina i tym podobne, nie zbliżajcie się do Crusader Kings II. A jak by było mało samego uzależnienia, są jeszcze skutki uboczne. Na przykład poważne ryzyko powikłań prowadzących do chorej fascynacji historią wieków średnich. I obsesyjne wczytywanie się w różne cykle piastowskie Bunscha, saksońskie Cornwella czy trylogię o templariuszach Guillou. Tak na początek oczywiście, bo tej fikcji to więcej jest. Crusader Kings II niszczy życie kompleksowo. To gra ostateczna. Serio. Czujcie się ostrzeżeni.

PS. A przecież jeszcze mody są. Masakra jakaś, a nie gra.

10,0
Piękna bestia. Uwaga na zęby.
Plusy
  • mnóstwo zawartości
  • siedem wieków do zdominowania
  • ludzkie historie i dramaty
  • kapitalna muzyka
  • najlepsze średniowiecze w historii
  • przystępne dla nowicjuszy
  • miliard modów
Minusy
  • obłędnie wciąga
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!