Lifeline - recenzja

Katarzyna Dąbkowska
2015/07/10 18:00
3
0

Dla Taylora to był bardzo pechowy czas. A może być jeszcze gorzej - wszystko zależy od Ciebie.

Lifeline - recenzja

Oglądaliście kiedyś Komórkę w reżyserii Davida R. Ellisa? Cała fabuła filmu opierała się na tym, że pewna kobieta, którą porwano i przetrzymywano na strychu nagle orientuje się, że może skorzystać z telefonu stacjonarnego. Problem pojawia się, kiedy porywacze rozwalają urządzenie kijem baseballowym. Szybko okazuje się jednak, że nie unieszkodliwiają go do końca, bo porwana może z niego dzwonić. Ale jedynie na jeden numer komórkowy... I tak mniej więcej przedstawia się fabuła gry Lifeline. Z kilkoma różnicami. Naszym rozmówcą jest bowiem Taylor, człowiek, którego statek rozbił się na jednym z księżyców gdzieś daleko w przestrzeni kosmicznej. Może się połączyć tylko z nami, bowiem tylko nasze urządzenie znajduje się w jego zasięgu. Nie rozmawiamy z nim jednak jak to było w przypadku Komórki, a poprzez wiadomości tekstowe, które bohater nam wysyła.

Cały mechanizm rozgrywki jest do bólu prosty. Oto bowiem Taylor przesyła nam kolejną porcję wiadomości informując nas o tym, gdzie jest, co go otacza i jak wygląda sytuacja. Dlaczego powinno nas to interesować? Ponieważ to właśnie my pomożemy mu w najważniejszych decyzjach, które będzie podejmował na przestrzeni następnych kilku dni. Każda z naszych decyzji będzie wpływała na dalsze losy Taylora, a wierzcie mi, to bardzo niezdecydowany człowiek i zadaje mnóstwo pytań. Problemem z pewnością jest to, że Taylor znajduje się w wyjątkowo niebezpiecznym miejscu, a każda nasza zła decyzja może zakończyć jego żywot. Jak można się domyślić, śmierć Taylora będzie równoznaczna z zakończeniem rozgrywki. Możemy jednak ponownie spróbować uratować Taylora, jednak wybierając inne odpowiedzi na pytania.

Nasze decyzje w tej grze są kluczowe. Taylor informuje nas o każdej przeszkodzie, która staje na jego drodze. Pyta o niemalże każdą rzecz, sam praktycznie nie podejmuje żadnych decyzji. Szybko orientujemy się, że musimy uważać na nasze poczynania. Jednym kliknięciem palca jesteśmy bowiem w stanie wysłać człowieka na pewną śmierć. Bardzo szybko związujemy się też emocjonalnie z Taylorem. To miły człowiek, który w zasadzie zawsze myśli o innych. Dlatego też nasze decyzje w grze są tak utrudnione. Wszystko tutaj czarne albo białe - mamy tutaj bowiem do wyboru jedynie dwie opcje, nic pomiędzy. Zdecydujemy chociażby o tym, czy odłączyć aparaturę podtrzymującą życie naszego dowódcy, by podłączyć sygnalizator informujący o tym, gdzie aktualnie się znajdujemy. Takich bardzo trudnych moralnie decyzji nie ułatwia nam sam zainteresowany, który często waha się i dopytuje czy jest to aby na pewno dobre postanowienie, rzucając coraz bardziej ironicznymi uwagami. Często nie jest z nich zadowolony, choć w końcu wykonuje polecenie. Od czasu do czasu doprowadzi nas do białej gorączki, choć to rzadkie zdarzenie, i zrobi coś sam bez naszej wiedzy. Może się wtedy okazać, że wpadł w tarapaty, a naszym zadaniem jest zdecydowanie, jak go z tego wyciągnąć. Czasami też odpowiedzi na pytania Taylora są niezwykle podobne do siebie i trudno jest wybrać odpowiednią. Zdarzają się jednak i takie, które będą wymagały od nas albo bardzo zaawansowanej wiedzy, albo zapytania starego, dobrego Wujka Google. Na ten przykład Taylor pyta jaka jest ilość promieniowania, którą może przyjąć organizm człowieka w trakcie jednej nocy. Popełnisz błąd przy odpowiedzi - Taylor zginie.

Lifeline działa przede wszystkim na naszą wyobraźnię. Nie mamy tutaj do czynienia z bezpośrednim kontaktem z bronią czy kierowaniem postacią. Zarówno Taylora, jak i cały otaczający go świat musimy zbudować w swojej wyobraźni. Dodatkowo cały klimat podsycany jest przez fakt, że wiadomości nie dostajemy ciągiem. Jeśli bowiem wysyłamy gdzieś Taylora, ten musi przebyć daną drogę. Może mu to trochę zająć, a na jego odpowiedź musimy poczekać. To samo tyczy się snu czy wykonania jakiejś czynności. Taylor dostępny jest wyłącznie wtedy, kiedy akurat może trzymać komunikator w rękach. Jest to bardzo ciekawa opcja, która dodaje sporo realizmu do całej sytuacji Taylora, z drugiej strony gramy tak naprawdę z doskoku. Wygląda to mniej więcej tak, jak czekanie na SMSa od dziewczyny/chłopaka, który nam się podoba. Często zatem sięgamy po nasze urządzenie i sprawdzamy, czy Taylor aby na pewno nie napisał nam wiadomości. Po dłuższym czasie wdziera się jednak taka nieswoja niepewność - jeszcze żyje? Zamarzł? Nie mamy tutaj również opcji zapisu rozgrywki. Jeśli zatem uśmiercimy naszymi decyzjami Taylora, musimy pogodzić się z jego stratą, a gra nie będzie traktowała nas ulgowo, kiedy rozpoczniemy ponownie rozgrywkę. Wszystko będzie trwało podobnie do pierwszego przejścia.

GramTV przedstawia:

Gra sama w sobie jest świetnie rozpisana. To zasługa Dave'a Justusa, który pracował między innymi przy takiej produkcji jak The Wolf Among Us. Pierwszy raz do rozgrywki podeszłam niezwykle poważnie, a i tak udało mi się popełnić błąd, który kosztował Taylora życie. Tym bardziej zaparłam się w swoich decyzjach, kiedy za drugim razem przysiadłam do gry. Prawda jest taka, że marne są szanse na to, by przejść całą rozgrywkę jedynie strzelając w odpowiedzi. Od czasu do czasu Taylor zada też takie pytanie, które przyprawi użytkownika o gęsią skórkę. Czy pochować swoją ekipę? A może oszczędzać siły i pozostawić ich ciała znajomych na pastwę losu?

Kiedy przejdziemy grę (mnie osobiście zajęło to dni kilka z przerwami na sen Taylora), możemy do niej powrócić ponownie i udzielić zupełnie innych odpowiedzi. Przyznam szczerze, że jakoś specjalnie mnie do tego nie ciągnie, bo już uratowałam Taylora, a za drugim razem ten realizm gry już nie jest ten sam. To samo tyczy się ponownego uruchamiania gry, gdy Taylor z jakichś powodów umrze. Wtedy klikamy trochę bez zastanowienia w klawisze, żeby trafić w najodpowiedniejszą odpowiedź. Kolejną wadą jest fakt, że gra dostępna jest w języku angielskim, a cała rozgrywka polega na wczytywaniu się w kolejną partię wiadomości. Nie zagrają w nią zatem ci, którzy nie znają języka Wyspiarzy. No, może zagrają, ale szybko też uśmiercą głównego bohatera, a rozgrywka w zasadzie nie ma większego sensu.

Plusem jest brak jakichkolwiek mikrotransakcji. Owszem, czasami człowieka aż nosi, żeby obudzić Taylora wiadomością, jednak nijak nie możemy przyspieszyć tu czasu. Nie ma możliwości wpłacenia jakichkolwiek pieniędzy za ewentualnego SMSa do naszego bohatera. Przeszkodą może być jednak sama cena gry. Owszem, teraz zakupimy ją w naprawdę korzystnej cenie (0.99 euro), ale niedługo wzrośnie ona do 2.99 euro, co, moim zdaniem, jest nieco zbyt wygórowanym kosztem jak na taką pozycję.

Ogólnie Lifeline jest produkcją niezwykle wciągającą emocjonalnie. Mamy tu do czynienia ze świetnie napisaną opowieścią o człowieku, który, zagubiony gdzieś daleko w przestrzeni kosmicznej, zdaje się jedynie na obcego człowieka. Tak się nieszczęśliwie składa, że jesteśmy to my. Grę polecamy ludziom z wyobraźnią, którzy przejęliby się losami Taylora.

7,5
Jedną złą decyzją możesz pozbawić człowieka życia. Czy jesteś na to gotowy?
Plusy
  • Niezwykle wciągająca fabuła
  • Działa na wyobraźnię gracza
  • Nasze decyzje są tutaj najważniejsze
  • Realizm, realizm...
  • Brak mikrotransakcji
Minusy
  • Gramy z doskoku
  • Gra w zasadzie na jedno użycie
  • Dostępna jedynie w języku angielskim
Komentarze
3
Usunięty
Usunięty
11/07/2015 16:30

Czy brak mikrotransakcji w grze to jej plus, a może minus... A może i plus i minus? Według mnie całkowicie nietrafiona teza.

Usunięty
Usunięty
11/07/2015 16:14

Właśnie jestem w trakcie przechodzenia. Nie gram dużo na telefonie, ale ta gra (czy jak to tam nazwać), zrobiła na mnie duże wrażenie. Porządnie napisana, bardzo ciekawy pomysł wyjściowy.Poleci ktoś może jakieś podobne gry na telefony? Chodzi mi przede wszystkim o jakieś tekstówki, albo produkcje oparte na fabule.

Usunięty
Usunięty
10/07/2015 18:30

No to takie troche na chybil trafil te odpowiedzi sie wydaja.




Trwa Wczytywanie