Dishonored - już graliśmy!

Na możliwość zagrania w Dishonored musiałem czekać bardzo długo. Na szczęście gamesconowa „ustawka” na stoisku Bethesdy spełniła moje oczekiwania – zamiast kolejnej prezentacji z prowadzącym w roli głównej, posadzono mnie przed konsolą. Pad w dłoniach, szybka przebieżka po menu oraz opcjach i już po chwili Corvo wyrusza na kolejną akcję.

Na możliwość zagrania w Dishonored musiałem czekać bardzo długo. Na szczęście gamesconowa „ustawka” na stoisku Bethesdy spełniła moje oczekiwania – zamiast kolejnej prezentacji z prowadzącym w roli głównej, posadzono mnie przed konsolą. Pad w dłoniach, szybka przebieżka po menu oraz opcjach i już po chwili Corvo wyrusza na kolejną akcję.Dishonored - już graliśmy!

UWAGA! Możliwe spoilery! W tekście znajduje się dość szczegółowy opis jednej z misji.

Sedno zadania było dość proste – należało zlikwidować pewną damę. A jako, że jest bardzo prawdopodobne, iż część postaci niezależnych może się przewijać przez cała grę lub jej część, postaram się unikać w opisie imion, nazwisk, czy nazw własnych miejsc.

Najpierw słów kilka o strukturze zadania. Podzielone ono było na kilka wyraźnych etapów. Pierwszym z nich było wydostanie się z łodzi i przedostanie do rezydencji, w której odbywał się bal maskowy. Następnie należało zinfiltrować posiadłość i zidentyfikować cel, by w stosownym i odpowiednim momencie dokonać egzekucji. Brzmi prosto? Owszem, ale wcale takie nie jest.

Nawet ta jedna misja udowodniła mi, że Dishonored jest grą wyborów. I to wyborów na kilku płaszczyznach, począwszy od sposobu dostania się do rezydencji, poprzez kwestie związane z zabiciem ofiary, czy technikami prowadzenia ewentualnej walki. Jednak to nie wszystko – okazało się, że możliwa jest nawet zmiana celu zadania. To zaś oczywiście w odpowiedniej otoczce fabularnej. Ale po kolei.

Do swej dyspozycji dostałem całkiem bogaty arsenał, w którym pierwsze skrzypce grała kusza wyposażona w kilka rodzajów bełtów – od zwyczajnych, po usypiające. Oprócz tego przygotowany dla mnie Corvo dysponował pięcioma zdolnościami, w tym niezwykle przydatnym przejmowaniem czasowej kontroli nad innymi, która była chyba najczęściej stosowaną przeze mnie mocą.

To zaś z jednego, podstawowego powodu – oczywiście uparłem się, by misję ukończyć bez alarmowania strażników. Niestety, nie do końca mi się to udało, ponieważ ten sposób przechodzenia gry zbliża Dishonored do pozycji takich, jak Thief, czy DeusEx. innymi słowy, potrzeba na to zdecydowanie więcej czasu i sporo cierpliwości. Czekanie, chowanie się po kątach, oglądanie okolicy, śledzenie ścieżek strażników i machin kroczących, wszystko to trwa znacznie dłużej, niż próba przebicia się „na rympał”.

Co ciekawe, nie zauważyłem, aby na etapie dostawania się do posiadłości gra w jakikolwiek wyraźny sposób premiowała ciche przemknięcie się. Pod koniec zabawy na zewnątrz specjalnie narobiłem trochę hałasu, aby sprawdzić reakcje strażników wewnątrz. Ci jednak zdawali się nie słyszeć strzelaniny za murem i oknami, powitawszy mnie ze stoickim spokojem, jako kolejnego gościa. Warto jednak grać w ten sposób w kontekście globalnym – każde większe zamieszanie, to garść negatywnych punktów, które nie wpływają na naszego bohatera, ale otaczający go świat. Od ich puli ma zależeć nie tylko zmieniająca się na gorszą rzeczywistość, ale również zakończenie gry.

Tak, czy inaczej do posiadłości, w której odbywała się maskarada można było dostać się na kilka sposobów. Ja odkryłem dwa, choć po rozmowach z innymi dziennikarzami wiem, że było ich znacznie więcej. Dishonored na szczęście niczego nam nie sugeruje i nie podpowiada, potrzebne informacje możemy jednak wielokroć zdobyć dokładnie badając teren, czy też podsłuchując rozmowy strażników i innych BN. Jedynym znacznikiem na mini-mapie jest ogólnie usytuowany punkt docelowy.

Po kilku chwilach i skokach między oknami, znalazłem się ostatecznie na terenie posiadłości. Tam, ze względu na skrywającą twarz bohatera maskę, wzięto mnie za jednego z gości, co znacznie ułatwiło inwigilację pomieszczenia. W tym momencie moim zadaniem stało się zidentyfikowanie celu. Podsłuchiwanie plotkujących i rozmowy z BN pozwoliły wykluczyć kilka osób, a w pewnym momencie nawet uzyskać informację o tożsamości ofiary. Można było również poszukać stosownych informacji na zamkniętym dla gości piętrze, czy po prostu spacyfikować imprezę „siłom i godnościom osobistom”. Co kto lubi.

GramTV przedstawia:

Co jednak najciekawsze, podczas jednej z rozmów pewien BN wyszeptał, że zna zarówno moją tożsamość, jak i cel pobytu na balu. I niniejszym składa kontrpropozycję: zamiast zabijać damę, mam ją pozbawić przytomności i w takim stanie dostarczyć do piwnicy. Ponoć sporo na tym zyskam. Zaczyna się robić ciekawie, nieprawdaż? No to dodajmy jeszcze do całości małe zadanie poboczne, czyli pojedynek z jednym z obecnych na raucie lordów.

Zidentyfikowanie i wyśledzenie ofiary nie było zbyt trudne, prawdziwe puzzle zaczynają się jednak w chwili, gdy chcemy ją zdekapitować lub pozbawić przytomności. Wyciagnięcie broni (powiązane z używaniem mocy) zazwyczaj zwraca uwagę pobliskich strażników, którzy uprzejmie proszą o jej schowanie. Niemal wszędzie kręcą się ludzie, spacerujący po całym terenie rezydencji, a schodów na pięterko przy zejściu do piwnic pilnuje wyjątkowo upierdliwy strażnik.

Kilkanaście minut spaceru za damą, chwila pomyślunku i dwukrotne wykorzystanie mocy przejmowania ciała (działającej kilka sekund, więc wyliczenie odległości i czasu musi być niekiedy perfekcyjne) i tak oto nieświadoma niczego pani zeszła po schodach na dół... Wybaczcie, że w tym momencie przerwę ten dość szczegółowy opis, ale nie chcę spoilerować jeszcze bardziej.

Dość powiedzieć, że niemal w każdym aspekcie, nawet dotyczącym głównego celu Dishonored oferuje praktycznie zawsze kilka rozwiązań. Bardzo mnie to cieszy, bo muszę przyznać, że po tradycyjnym wysypie wielkich, liniowych hitów, gier tego typu wciąż mi brakuje. Oczywiście rozgrywka jest znacznie bogatsza, mamy kilka sposobów i możliwości zwiększania podczas gry potencjału postaci, dysponowania różnorodną bronią oraz mocami, czy choćby korzystania z klasycznych mikstur przywracających moc i zdrowie.

Czas wspomnieć nieco o kwestiach technicznych. Kończąc misję i opuszczając teren posiadłości (z łódki wyszedłeś, na łódkę wrócisz – nie ma lekko) postanowiłem sprawdzić, jak zachowuje się SI w walce, czyli przetestować jedną z największych pięt achillesowych wielu gier. Tutaj spotkała mnie bardzo pozytywna niespodzianka.

Sterowane przez skrypty SI postacie potrafią naprawdę mocno zaleźć za skórę. W zasadzie nie ma w Dishonored czegoś takiego, jak „wyjście poza zasięg skryptu”. Ścigający nas strażnicy są skrupulatni, działają zawsze w grupach i nie odpuszczają po kilku minutach. Niedoświadczonego gracza będą dość szybko w stanie zapędzić w kozi róg i skutecznie spacyfikować, wykorzystując przewagę liczebną. Jak już wspominałem, reagują również na wszelakie dziwne zachowania z naszej strony: wyciagnięcie broni, czy użycie opartych na jakiejś manifestacji mocy od razu wzbudzało ich podejrzliwość.

Mimo, iż nie przepadam za konsolowym sterowaniem w grach FPP, nie miałem najmniejszych problemów z ogarnięciem Dishonored. Powiem więcej. Mimo, iż nie miałem do czynienia z wersją pecetową, odnoszę wrażenie, że przy skupieniu się na cichym przechodzeniu misji, gamepad może być dużo wygodniejszy niż myszka i klawiatura. Jeśli tylko gra będzie posiadała opcję zmiany obłożenia przycisków (nie wszystkie były dla mnie intuicyjne), chyba właśnie tak zaliczę produkcję Arkane Studios.

Graficznie Dishonored nie powala, szczególnie w wersji konsolowej. Gra jest dość toporna pod tym względem, jednak wszelkie braki skutecznie nadrabia charakterystyczną stylistyką i niebanalnymi projektami. Steampunkowy charakter oprawy ma swój specyficzny smak, a pełne przepychu, eklektyczne wnętrza rezydencji oraz stroje uczestników zabawy, często balansujące na granicy groteski, dopełniły całości. Świat Dishonored, to po prostu mieszanka pełnego przepychu wiktoriańskiego blichtru i surowej retro-futurystycznej technologii; dwóch przeciwległych zdałoby się biegunów, które jednak doskonale się uzupełniają. Za kreację artystyczną gra Arkane Studios dostaje moją mała gamescomową nagrodę.

Przyznam, że te kilkadziesiąt minut z Dishonored pobudziło mój apetyt na grę po tysiąckroć bardziej, niż jakikolwiek wcześniejszy trailer, czy zapowiedź. W produkcjach tego typu, oferujących tak wiele swobody i możliwości, trzeba tego po prostu posmakować samemu. Ja ledwie rozgrywkę liznąłem, a już chciałbym grę połknąć. Jeśli całość będzie sklejona odpowiednio soczystą fabułą, a gra w połowie nie zamieni się w krwawą jatkę (vide drugi Riddick), to jest to wciąż jedna z kilku zaledwie, mocno wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku.

Komentarze
16
Usunięty
Usunięty
21/08/2012 16:45
Dnia 21.08.2012 o 13:49, Pietro87 napisał:

Casualowy kowalski który szuka tylko bezstresowej młócki dla odstresowania może się tam pogubić.

Jak szuka młócki, to mysle, ze ja i znajdzie. Fabułe moze pominac.Jezeli popatrze na naszego wieśmaka. To pojawia mi sie kapke inny obraz ;)Ale Wiedzmin jest dorrrosły, tylko k i ch, no i cycki ;d Ofc kwestai indywidualna.

Usunięty
Usunięty
21/08/2012 15:01
Dnia 21.08.2012 o 12:23, Zgreed66 napisał:

> Zreszta to samo bylo chocby z Arcanum i zasadniczo chyba kazda cyberpunkowa gra. Streampunk chyba :)

Oczywiscie mialo byc steampunka ;)

Zekzt
Gramowicz
21/08/2012 13:49

Dnia 21.08.2012 o 13:45, Zgreed66 napisał:

Mozna polemizować czy tematyka +18 odciagnie dzieciarnie, czy jednak odwrotnie ;)

Nie w tym sęk.Odciągnie czy przyciągnie to różnie bywa, ale chodzi o dosyć specyficzne uniwersum które może tej dzieciarni nie zainteresować.CP i SP słynie raczej z historii zawiłych, wielowątkowych, często trudnych do ogarnięcia na 1szy rzut oka.Casualowy kowalski który szuka tylko bezstresowej młócki dla odstresowania może się tam pogubić.




Trwa Wczytywanie