Deponia - recenzja

Sławek Serafin
2012/08/08 13:26
2
0

Pośród ruin świata prosty śmieciarz zakochuje się w pięknej dziewczynie, która spadła z nieba.

Pośród ruin świata prosty śmieciarz zakochuje się w pięknej dziewczynie, która spadła z nieba.

Znacie ten schemat, co nie? Ale Deponia to nie Wall-E, niestety, brakuje jej tego chwytającego za serce uroku i ciepła. Ma za to łamigłówki, klasyczny model rozgrywki z rodzaju tych nie do zdarcia i grającą na strunach duszy kreskówkową oprawę graficzną. I choć nie jest arcydziełem, to warto jej poświęcić tych dziesięć do dwunastu godzin, bo jest to kawałek bardzo dobrej przygodówki w starym stylu. Deponia - recenzja

Deponia wolno się rozkręca, bardzo powoli nabierając tempa, ale ekspozycja przebiega szybko i bezboleśnie. Oto mamy świat śmieci, taką Ziemię przyszłości, zasypaną produkowanym przez tysiąc lat towarem, który spiętrzył się tak, że można w nim drążyć szyby i górniczymi metodami wydobywać śmieci lepszego sortu i większej przydatności niż te leżące na wierzchu. Wszystko się rozpada, wszystko śmierdzi i rdzewieje, a czysta woda to legenda. Dość ponury landszaft, nie? No właśnie nie, bo odmalowany w przesadzonej, kreskówkowej formie jest wręcz sympatyczny, jak jakiś kolorowy, swojski, wesoły świat siermiężnego recyklingu.

Deponia zamieszkana jest przez tłum postaci bez wyjątku charakterystycznych. Każdy ze śmieciarzy, nawet ten najmniej ważny, to przerysowana, przezabawna, unikalna postać - tak jak w oprawie graficznej, w kreacji bohaterów nie ma tu szarości. Często już sam wygląd wywołuje uśmiech na twarzy, a potem dany osobnik się odzywa i nawet jeśli ma do powiedzenia tylko kilka nieskładnych zdań, to uśmiech się poszerza. Scenarzyści Deponii mają talent do komedii, który często objawia się w przezabawnych dialogach przywodzących na myśl klasykę gatunku, taką jak The Secret of Monkey Island, czy nawet trochę Full Throttle - a wrażenie to pogłębione jest też przez oprawę wizualną, jednoznacznie odwołująca się do tamtych legendarnych gier.

Nasz bohater to Rufus, mający zbyt wielkie mniemanie o sobie leń i obibok, który potrafi zmobilizować się tylko dla jednego celu - opuszczenia Deponii. Niestety, ogromowi jego determinacji nie dorównuje spryt i umiejętności, więc każdy kolejny jego plan kończy się niepowodzeniem, a także sporymi stratami materialnymi i mniej lub bardziej poważnymi obrażeniami ciała, głównie samego Rufusa. Z tego powodu, a także dlatego, że jest zarozumiały, bezczelny i ogólnie mało sympatyczny, nikt w jego rodzinnej wiosce go nie lubi. I, co boli zdecydowanie bardziej, gracz także musi się wykazać nieludzką cierpliwością i bardzo dużym zasobem dobrej woli by go polubić - niestety, twórcy przesadzili trochę z przerysowaniem tej postaci, jakże ważnej przecież. Na początku jeszcze Rufus mnie rozbawiał, ale im dłużej grałem, tym bardziej mnie ten jego ewidentny egoizm i zadzieranie nosa denerwowały. Gdyby nie dość częste zabawne odzywki, którymi rozładowuje napięcie, to moje negatywne nastawienie do tego kolesia narosłoby do punktu, w którym nie chciałbym mieć z nim więcej do czynienia.

Ale uczynienie głównego bohatera zbytnio antypatycznym, nie jest jedynym błędem autorów w jego kreacji. Drugi popełnili gdy nie pozwolili mu się zmienić pod wpływem miłości. Musicie bowiem wiedzieć, że Rufus zakochuje się we wspomnianej wcześniej dziewczynie, która spada z nieba. Goal, bo tak ma na imię, pochodzi z Elysium, sieci platform suborbitalnych, na które wiele lat temu wynieśli się wszyscy bogatsi mieszkańcy Deponii - i dla Rufusa jest kluczem do zrealizowania jego wielkiego marzenia, czyli wyrwania się ze śmieci, ucieczki do nieba, krainy wielkiej szczęśliwości i permanentnego obiboctwa. A przynajmniej tak jest na początku, bo potem Rufus zaczyna darzyć dziewczynę coraz większym uczuciem... przynajmniej teoretycznie, bo twórcy sugerują to bardzo delikatnie, a chłopak traktuje ją przedmiotowo i prawie bez śladów uczucia. Na jakiekolwiek emocje, zaangażowanie i faktyczny wątek miłosny należy czekać aż do samej końcówki. Tamże Rufus robi pierwsze kroki na drodze do swojej przemiany w bohatera odrobinę bardziej znośnego, a potem następuje brutalnie cięcie, niespodziewany finał, który zadaje więcej pytań niż ma odpowiedzi na poprzednie i urywa opowieść w pół słowa prawie. Chce się więcej, chce się grać dalej - i nie można, przynajmniej jeszcze nie teraz. A to dlatego, że Deponia jest pierwszą częścią planowanej trylogii, której druga wychodzi w oryginalnej niemieckiej wersji chyba już we wrześniu. I nic mnie nie powstrzyma przed zagraniem w nią, gdy tylko ukaże się po angielsku, co jednak nie zmienia faktu, że kulminacja fabuły i rozwiązanie akcji w pierwszej części wypadają dość słabo i pozostawiają wielki niedosyt. Ale może właśnie o to chodziło?

GramTV przedstawia:

Dajmy już jednak spokój fabule. Mogłaby być lepsza, można było między te wszystkie żarty i uśmiechy włożyć trochę więcej serca i emocji, można było zwieńczyć całość lepszym zakończeniem... ale tragicznie nie jest z pewnością. Gra się przyjemnie, a opowieść nabiera tempa i mądrze przyspiesza na drodze do finału. No i cały czas towarzyszy nam dobry humor, czasem nawet z wybuchami niekontrolowanej i głośnej wesołości, podsycanymi przez satysfakcję z rozgryzienia kolejnej łamigłówki. A satysfakcja bywa, bo Deponia mimo swojego lekkiego charakteru nie jest wcale najprostszą z przygodówek. To nie jest przyjazna przystań dla nieobytych z point & click graczy, w której główny nacisk położony jest na fabułę, a łamigłówki mają nie przeszkadzać, jak w Gemini Rue czy Resonance. Nie, Deponia po główce nas nie głaszcze. Nawet jeśli pozwala podświetlać wszystkie interaktywne przedmioty w danej scenie za pomocą spacji lub kółka myszki... bo to akurat niewiele pomaga.

Zwłaszcza zaś w pierwszej części gry, gdy akcja rozgrywa się w rodzinnym miasteczku Rufusa. Ta w dużej mierze otwarta lokacja, pozwalająca przemieszczać się między dużą liczbą różnych mniejszych miejsc, jest bardzo bogata w łamigłówki. Każda kolejna jest też bardziej skomplikowana i każda kolejna wydaje się być tą ostatnią, po której opuścimy wioskę i w końcu ruszymy w drogę. I to trwa... zdecydowanie zbyt długo. Ciągnie się ten pierwszy etap, a jego otwarta konstrukcja sprawia, że przemierza się go wzdłuż i wszerz wielokrotnie szukając inspiracji, podpowiedzi i przedmiotów, które mogliśmy przeoczyć. Większość zagadek w Deponii bazuje na odpowiednim wykorzystaniu znalezionych przedmiotów, bądź też ich kombinacji. Czystych łamigłówek logicznych nie ma tu zbyt wiele, a takich matematycznych to już w ogóle. Raz na jakiś czas trafiają się bardziej wymagające puzzle czy tam inne układanki, ale twórcy uprzejmie dali możliwość ich pominięcia - zostają więc tylko zagadki "przedmiotowe". A te wymagają sporej dozy kreatywności i nieszablonowego myślenia, choć na szczęście nie ma tu ani jednego "bezsensownego" rozwiązania. Ciąg wydarzeń zawsze jest logiczny i uzasadniony, tyle że zwykle nieoczywisty i wymagający popuszczenia wodzy fantazji, a nie prostego kojarzenia i dodawania dwóch do dwóch.

Najtrudniejsze i najbardziej rozbudowane zagadki skupione są w pierwszej części Deponii - potem tempo rośnie, lokacje są bardziej liniowe i nawet jeśli łamigłówki nie są rzeczywiście prostsze, to łatwiej i szybciej znajduje się rozwiązanie. I to chyba dobrze, bo gdy opowieść nabiera dynamiki, zagadki nie hamują i nie psują coraz lepszego wrażenia, jakie gra robi na drodze do finału. Z drugiej strony, nie mamy też wrażenia, że twórcy sztucznie przyspieszają i idą na skróty byle szybciej skończyć - rzecz nie należy do tych krótkich, mnie przejście zajęło chyba 12 godzin, z czego prawie połowa przypadła na prolog i pierwszy etap. I mimo tego, że nie polubiłem głównego bohatera, to bawiłem się dobrze - bo polubiłem co innego.

Na przykład galerię postaci z tła, jak już wspomniałem, bardzo charakterystycznych i przezabawnych. Gdyby Deponia została wydana dwadzieścia lat temu razem z klasycznymi przygodówkami, to niektórzy z jej bohaterów mogliby się stać kultowi - teraz mają za dużą konkurencję, niestety. Ale są świetni mimo to i nie ma opcji, by ich nie polubić. Nie można też pozostać obojętnym na oprawę graficzną, co już chyba jest oczywiste - ma styl, buduje klimat, serwuje fantastycznie zaśmiecone widoki. Nie obraziłbym się na nieco bardziej płynną animację i konkretne animacje przy wykonywaniu określonych czynności, bo często Rufus robi tylko jakiś "podstawowy ruch interakcji", ale choć to przeszkadza, to od strony wizualnej nie można ocenić gry inaczej niż bardzo pozytywnie. A dźwięk? Jest najmocniejszą stroną gry. Po pierwsze, dialogi są brawurowo zagrane, przesadnie, charakterystycznie, jak wszystko w tym świecie. Po drugie, muzyka jest doskonale dopasowana do realiów i brzmi jakby była grana na wysypisku na znajdujących się tam przedmiotach. Niestety równocześnie nie ma zbyt wielu tematów i jeśli pozostajemy w jakiejś lokacji dłużej, jak w miasteczku na przykład, to ciągle ta sama melodia zaczyna się dawać we znaki, ale mimo to jest to świetny kawałek, tak jak i pozostałe. A najlepsze są ballady - pomiędzy rozdziałami mamy przerywniki, w których lokalny, żulowaty grajek uliczny śpiewa kolejne zwrotki lekko absurdalnej, nawiązującej do aktualnych wydarzeń piosenki. Absolutnie mistrzowskiej, wyciskającej łzy śmiechem.

A zatem... warto? Warto. Deponia ma swoje wady - antypatycznego bohatera, ciekawe wątki z których rozwinięciem twórcy czekają do drugiej części, pozostawiający nas w smutnej próżni finał i nieco zbyt ciągnące się początkowe etapy gry. Ale ma też masę uroku, humoru, przesympatyczną oprawę wizualną i dźwiękową oraz sporo wymagających wyobraźni zagadek i łamigłówek. I mimo wszystkich zastrzeżeń każdy, kto dobije do końca, będzie czekał na drugą część tak niecierpliwie jak ja teraz.

7,0
Daleko jej do doskonałości, ale szkoda przepuścić taką jazdę
Plusy
  • wszechobecny humor
  • luźny klimat
  • ręcznie rysowane tła
  • galeria drugoplanowych postaci
  • całość udźwiękowienia
Minusy
  • antypatyczny bohater
  • sknocone zakończenie
  • wszystko co ciekawe będzie dopiero w drugiej części
Komentarze
2
Usunięty
Usunięty
10/08/2012 18:43

Gra po prostu powala. Kiedys nie przepadalem za tym gatunkiem, ale od czasu The Walking Dead to sie zmienilo. Mialem okazje zagrac w sporo gier z tego gatunku (Longest Journey, Myst itd.), a ten wlasnie tytul urzekl mnie wyjatkowo. Bywaly lepsze, ale ta i tak powala konkurentow urokiem i humorem :) A zwlaszcza tekst na koncu tutoriala :)

Usunięty
Usunięty
08/08/2012 18:20

I własnie na taka przygodówke czekałem bardzo długo, nie jest nudna ba jest super ciekawa. Przy czym nie jest łatwa i nie prowadzą cię za rączke co masz zrobić typowa gra P&C POLECAM każdemu kto lubi troszkę pomyśleć zanim zacznie działać.