London 2012 - recenzja oficjalnej gry letnich Igrzysk Olimpijskich

Patryk Purczyński
2012/07/12 20:00

Oficjalna gra tegorocznych letnich Igrzysk Olimpijskich London 2012 nie jest wcale tak dramatycznie słaba, jak można by się spodziewać. Ale aż żal patrzeć na jej zmarnowany potencjał.

Oficjalna gra tegorocznych letnich Igrzysk Olimpijskich London 2012 nie jest wcale tak dramatycznie słaba, jak można by się spodziewać. Ale aż żal patrzeć na jej zmarnowany potencjał. London 2012 - recenzja oficjalnej gry letnich Igrzysk Olimpijskich

Nie ma dla sportowca większej nobilitacji i honoru (może oprócz końcowego triumfu), jak udział w Igrzyskach Olimpijskich. Zapalany regularnie co cztery lata znicz swym majestatycznym blaskiem rozświetla główną arenę zmagań i rozpala serca kibiców oraz uczestników tego niezwykłego wydarzenia. Igrzyska łączą we wspólnej, sportowej rywalizacji przedstawicieli niemal wszystkich istniejących państw i tradycyjnie nakazują zaprzestania w tym szczególnym okresie wszelkich wojen (lub chociaż pochylenia się nad kwestiami pokojowymi). O podniosłości tej cyklicznej imprezy dobrze pamiętała ekipa SEGA Studios Australia, która swojej produkcji nadała nieco patosu i iście olimpijskiej atmosfery.

Widać to na filmie prezentującym ceremonię otwarcia Igrzysk z kulminacyjnym punktem w postaci zapalenia znicza olimpijskiego; widać to w trakcie poszczególnych zawodów, gdy publiczność wiwatuje, wymachuje flagami i upamiętnia chwile spędzone na londyńskich arenach zdjęciami, od których błyskają flesze; widać to także po reakcjach zawodników i słychać w głosach świetnie dobranych komentatorów (szkoda tylko, że, zwłaszcza w niektórych dyscyplinach, nie zadbano o większy repertuar wypowiadanych przez nich kwestii); widać to wreszcie po zakończeniu rywalizacji, gdy, jak śpiewał przed laty tercet Gadowski-Markowski-Rynkowski, "biało-czerwona w górę się pnie", a z głośników dobywa się Mazurek Dąbrowskiego.

London 2012 reklamowany jest jako gra pozwalająca na udział w przeszło 40 konkurencjach - i choć tak rzeczywiście jest, to w praktyce ta liczba jest mocno przesadzona. Część dyscyplin dubluje się bowiem poprzez możliwość konkurowania w gronie kobiet lub mężczyzn, część, jak łucznictwo, pozwala na zabawę solo i w drużynie, a jeszcze inne, jak te rozgrywane na pływalni, to zawody niemal bliźniacze. Tym bardziej niezrozumiałe jest, że skoro zdecydowano się na włączenie ponad dziesięciu wariantów przepłynięcia basenu olimpijskiego w drodze po złoto, to dlaczego nie zrobiono czegoś podobnego chociażby na torze regatowym, który oferuje jedne z najbardziej emocjonujących i najładniej zaprezentowanych zawodów (wioślarskie "jedynki") w całej grze?

Tego typu pytania można by mnożyć (np. dlaczego nie ma choćby jednego przedstawiciela sportów walki, tak licznie przecież reprezentowanych na prawdziwej imprezie), ale ja największy żal mam do twórców o to, że nie dali możliwości zmierzenia się w dyscyplinie tradycyjnie wieńczącej zmagania sportowców na Igrzyskach Olimpijskich, czyli sztafecie 4x400. Konkurencji biegowych jest kilka, ale tylko 110m ppł wymaga czegoś więcej niż jak najszybszego pokonywania kolejnych metrów. Przekazywanie pałeczki z pewnością dodałoby tego typu zawodom pikanterii.

Nie da się jednak ukryć, że twórcy London 2012 stawiają raczej na krótkie, trwające góra kilka minut, konkurencje. Wyjątek stanowią tenis stołowy i siatkówka plażowa, które mogą się przedłużać z uwagi na grę na przewagi. Gołym okiem widać ponadto, że twórcy celują raczej w graczy okazjonalnych. Uczestnicząc w trybie igrzysk zawsze najpierw musimy przejść przez fazę eliminacyjną, a następnie od razu znajdujemy się w finale. Tymczasem w większości dyscyplin fazy dostania się do grona najlepszych są zwykle co najmniej trzy, a często trzeba się przebijać przez znacznie więcej szczebli.

Kolejny ukłon w stronę "każuali" to wyraźne różnice w rezultatach osiąganych przez poszczególnych sportowców nawet w finale. Szczególnie razi to w konkurencjach sprinterskich, gdzie w prawdziwym świecie na metę biegacze wpadają zwykle z bardzo podobnymi czasami. Poza tym, niektóre dyscypliny zostały nad wyraz uproszczone. Wspomniana siatkówka plażowa nie wymaga od gracza wskazania kierunku, w którym ma się rzucić zawodniczka (robi to automatycznie, często "wyciągając" piłki, których nawet Ricardo i Krzysztof Ignaczak nie byliby w stanie sięgnąć), a do tego posiada bardzo skromny repertuar zagrań: nie ma mowy o kiwkach, ataku z drugiej piłki czy walce na siatce o przechodzącą plażówkę. W ping-pongu znacząco obniżono tempo akcji w porównaniu do rzeczywistych pojedynków, w konkurencjach strzeleckich brakuje znanego choćby z sekwencji snajperskich rodem z FPS-ów drżenia ręki, a w pozostałych zawodach często napotykamy na moment zatrzymania czasu, aby gracz mógł lepiej przygotować się do wykonania następnego ruchu. Dobrze chociaż, że w takich okolicznościach zadbano o szerokie możliwości zabawy w kilkuosobowym gronie przy jednym komputerze - potrzebny jest tylko kontroler dla każdego z graczy.

GramTV przedstawia:

A skoro już przy tej kwestii jesteśmy... Twórcy London 2012 już we wstępie informują nas, że zalecanym kontrolerem jest pad od Xboksa 360. SEGA Studios Australia na tyle mocno forsuje to rozwiązanie, że nawet nie pofatygowała się na zmianę wyświetlanych ikon z tych odpowiadających konsoli Microsoftu, jeśli ktoś zdecyduje się jednak na grę przy pomocy klawiatury i myszy. Ba, nie ma nawet opcji zmiany klawiszy! Na szczęście poszczególne przyciski zostały przypisane na tyle rozsądnie (WASD, ewentualnie strzałki, spacja i mysz), że sterowanie jest dość wygodne i bez problemu pozwala rywalizować o najcenniejsze laury.

A jak wygląda samo sterowanie? Ci, którzy pamiętają Sydney 2000, z pewnością do dziś mają uśmiech na twarzy wspominając nerwowe walenie w klawiaturę. W London 2012 jest to bardziej urozmaicone - akcje z jak najszybszym uderzaniem wyznaczonych klawiszy (najczęściej spacji) też występują, ale należą do zdecydowanej mniejszości. Znacznie większą rolę odgrywa odpowiednie tempo i wyczucie. W konkurencjach technicznych (skok wzwyż, w dal, trójskok, rzut dyskiem, oszczepem i pchnięcie kulą) doskonale sprawdza się mysz, z kolei w dyscyplinach polegającym na jak najcelniejszym strzelaniu jest zbyt dużym sprzymierzeńcem gracza. Ogólnie rzecz ujmując, sterowanie należy jednak zapisać do plusów.

Więcej zastrzeżeń można mieć natomiast do realizacji poszczególnych zawodów. Twórcom jakby nie zależało na przedłużeniu olimpijskich doświadczeń. Gracze nie mają możliwości śledzenia poczynań konkurentów, co w niektórych dyscyplinach ma znaczenie nie tylko estetyczne, ale także praktyczne. Przed ostatnią rundą np. w podnoszeniu ciężarów czy lekkoatletycznych konkurencjach rzutowych nie znamy wyników konkurentów i nie wiemy, jaki wynik trzeba wykręcić, żeby wywrzeć presję na rywalu, utrzymać dotychczasową pozycję lub zaatakować lidera. Kamera zwykle ustawiona jest bardzo dobrze - szczególne wrażenie robią ujęcia, w których w tle widać także znicz olimpijski - ale w trakcie niektórych zawodów brakuje możliwości zmiany perspektywy. Najgorzej wypadają jednak powtórki - znów twórcy nie dali graczom szansy wyreżyserowania replayów według własnego uznania.

Długość i styl prezentowania poszczególnych konkurencji w London 2012 sprowadza je niestety do kategorii mini-gier, na które składają się sekwencje QTE i przerywniki filmowe, okraszone głosem komentatorów. Zbagatelizowano również poczucie realizmu - nie zawsze Jamajczycy i Amerykanie górują w sprincie, a w wioślarstwie niespodziewanie głównym kontrkandydatem do złota jest Brytyjczyk. Zapomnijmy też o prawdziwych zawodnikach. Na "setkę" nie zmierzymy się z Usainem Boltem i Tysonem Gayem, na pływalni próżno szukać Michaela Phelpsa, a dyskiem na pewno nie będzie rzucał Robert Harting. Jedyne, co można w tej kwestii poprawić, to własnoręcznie edytować wygląd i personalia zawodników, którymi sterujemy.

London 2012 nieźle prezentuje się natomiast pod względem graficznym. Pięknie wygląda zwłaszcza obiekt wyznaczony do zmagań wioślarzy i kajakarzy górskich. W ogóle konkurencje wodne, w których mamy okazję obserwować odbijające od się od tafli trybuny, robią wrażenie. Świetny efekt udało się ekipie SEGA Studios Australia osiągnąć także po wyjściu z basenu skoczków do wody - ich ciało pokrywają lśniące krople. Drobne zastrzeżenia można mieć do wyglądu zawodników. Ciała są nieco kanciaste, a do tego wszyscy uczestnicy danej konkurencji wykonani są w identycznych proporcjach. Skoki animacji zdarzają się z rzadka, zwykle w sytuacjach, gdy gracz wykona jakąś czynność w złym tempie. Od poziomu graficznego odstaje nieco siatkówka plażowa - nie czuć, jak złociste ziarenka przedostają się pod kostiumy, nie czuć tego ciężaru poruszania się po tego typu nawierzchni. Piasek nie reaguje też na kontakt z zawodniczkami i piłką.

Jedną z mocniejszych stron London 2012 jest udźwiękowienie. Muzyka, którą słyszymy w menu oraz na początku i końcu zawodów, znakomicie buduje podniosły klimat Igrzysk Olimpijskich. Znakomitą robotę wykonują instrumenty smyczkowe, które, przy dołączającym momentami pianinie, dumnie pobrzmiewają na zmianę z gitarą elektryczną. Nie można mieć także zastrzeżeń do dźwięków: zawodnicy pokrzykują i sapią z wysiłku, a pluśnięcia wody, odbicia piłki w tenisie stołowym czy rzucenie sztangi na pomost brzmią bardzo realistycznie. Jako, że impreza rozgrywa się na Wyspach, komentatorzy mówią z pięknym, angielskim akcentem.

London 2012 nie jest na pewno pozycją idealną i od oficjalnej gry tak ważnej imprezy, jaką są Igrzyska Olimpijskie, należałoby wymagać więcej: więcej opcji, więcej dyscyplin, większej różnorodności. Tym niemniej oferta produkcji SEGA Studios Australia jest wciągająca - testując ją na potrzeby recenzji spędziłem przy niej około 15 bardzo przyjemnie zapamiętanych godzin. Konkluzja jest zatem taka, że pomimo wielu niedociągnięć i uproszczeń jest to gra warta polecenia. Znakomicie sprawdza się zwłaszcza gdy gramy ze znajomymi na jednym sprzęcie. Przez sieć trudno znaleźć chętnych do wspólnej zabawy, zatem pozostaje korespondencyjna rywalizacja o jak najwyższą pozycję na tablicach wyników. Cieszy zwłaszcza przemyślane sterowanie, martwi natomiast brak trybu dla graczy, którzy chcieliby o medale olimpijskie powalczyć bardziej na serio. Jeśli zatem chcecie już teraz poczuć ducha tego niezwykłego wydarzenia już teraz, lub mieć przyjemną grę do zabawy w gronie rodziny lub znajomych, to London 2012 jest w sam raz dla Was.

6,0
Daje poczuć klimat Igrzysk, ale mogłaby być znacznie lepsza
Plusy
  • niepowtarzalny klimat Igrzysk Olimpijskich
  • oprawa audiowizualna
  • świetnie się nadaje do gry ze znajomymi
  • konkurencje, które nie znalazłyby dla siebie miejsca w innych grach
  • intuicyjne sterowanie
  • wciąga
Minusy
  • za mało dyscyplin
  • zbyt duże uproszczenia/brak trybu dla zatwardziałych graczy
  • tylko kwalifikacje i finały
  • słabiutki system powtórek i realizacja zawodów
  • brak faktycznych nazwisk
  • lekceważące podejście twórców do interfejsu na PC
Komentarze
10
Usunięty
Usunięty
19/03/2013 17:57

A we wszystkie dyscypliny można grać na Move ?

Usunięty
Usunięty
26/07/2012 13:29

Czy ktoś z was w ogóle gra w gry tego typu, bo do mnie jakoś nie przemawiają.

Usunięty
Usunięty
16/07/2012 13:40

Wolę odpalić sobie, Olimpiadę na Pegazusie z opcją turbo.Nie lubię licencjonowanych gier, których jedynym celem jest zbicie jak największej kasy.Gra jednak sprawi pewnie większą frajdę użytkownikom Move czy Kinecta. :)




Trwa Wczytywanie