Marcin Mortka "Miasteczko Nonstead" - recenzja książki

Łukasz Wiśniewski
2012/12/04 16:30
1
0

Amerykańska prowincja, mroczne tajemnice i pisarz poszukujący ucieczki od świata. Jeśli te elementy wydają się wam znajome, to dobrze - bo Marcin Mortka w swej powieści składa hołd owej konwencji i pisarzom, którzy w jej ramach tworzą. Tak samo, jak zrobili to twórcy gry Alan Wake...

Marcin Mortka zaczynał od powieści związanych z jego największą fascynacją, czyli z wikingami i kulturą skandynawską (Trylogia nordycka i Ragnarok 1940). Potem eksperymentował z innymi klimatami, na przykład ma na koncie Karaibską Krucjatę, dwutomową piracką opowieść, aż za bardzo wyraźnie będąca zapisem z sesji w "papierowe" RPG. Miasteczko Nonstead jest zdecydowanie bardziej udanym eksperymentem, zresztą pióro pisarza dojrzało na przestrzeni lat. Eksperyment zaś polega na zabawieniu się konwencją amerykańskiej powieści grozy w stylu Stephena Kinga czy Deana Koontza.Marcin Mortka "Miasteczko Nonstead" - recenzja książki

Zabierając się za taki projekt, a nie będąc mieszkańcem USA, nasiąkniętym lokalną specyfiką i tradycjami, trzeba przyjąć specyficzną konwencję. Marcin Mortka nawet nie próbuje nas przekonać, że pokazuje prawdziwe amerykańskie miasteczko. Słusznie zresztą, przecież nie mieszkał w USA. Nonstead to mieścina rodem z kart powieści mistrzów gatunku, czy też z seriali w stylu Amerykańskiego horroru z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Ot, takie Bright Falls z gry Alan Wake (nota bene przecież też tworzonej przez Europejczyków). Zamieszkują je postaci archetypiczne, o rysach znanych wszystkim miłośnikom pop-kultury.

Dystans do realiów USA podkreślony jest dodatkowo poprzez postać głównego bohatera i specyficzne korzenie samego miasteczka. Protagonista nazywa się Nathaniel McCarnish i jest brytyjskim pisarzem. Miasteczko Nonstead zaś zostało założone przez osadników ze Skandynawii. W sumie słusznie, skoro autor nie mieszka w USA... Zresztą w kilku miejscach Marcin Mortka jakby zapomina, gdzie się toczy akcja. Wątpię bowiem, by w małym amerykańskim miasteczku w lokalnym markecie łatwo było dostać piwa Carlsberg lub Heineken (w metropoliach to oczywiście nie problem - globalizacja gna naprzód). Bardziej bym stawiał na marki Miller czy ewentualnie Budweiser... Amerykańskie lodówki znowuż w większości są wielkie i masywne, nawet cwany kot by ich raczej nie otworzył (no chyba, że w wynajętym przez McCarnisha domu był sprzęt nieco bardziej "międzynarodowy", ale to nie zostało zaznaczone). To jednak drobne detale. Ogólnie autor świetnie trzyma się przyjętej konwencji.

Miasteczko Nonstead to w pewnym stopniu zabawa z czytelnikami znającymi współczesne powieści grozy oraz nurt mystery. Z jednej strony bowiem to świat wykreowany w tym stylu, z drugiej po prostu nasz świat. Ten, w którym znane i lubiane są powieści Kinga, Koontza czy Gaimana. McCarnish bywa nawet do owych pisarzy porównywany... Jest debiutantem, ale o bardzo uznanej pozycji. Jednocześnie póki co nie zamierza tworzyć dalej i liczy, że uda mu się uciec od medialnego szumu i pozostać incognito. Niestety, nawet w małych mieścinach zdarzają się osoby, które czytują książki. Zwłaszcza niedawne bestsellery.

Atmosfera grozy i zagadki dawkowana jest powoli. Nathaniel McCarnish dowiaduje się o dziwnych rzeczach, pozostających ze sobą całkowicie bez związku... no może poza tym, że wszystkie dzieją się w miasteczku Nonstead. Nie jest mu dane przejść koło części z nich, stopniowo więc brnie coraz głębiej. Budowanie atmosfery wychodzi Marcinowi Mortce naprawdę dobrze, są chwile, gdy czytelnik ląduje w sytuacji podobnej do bohatera powieści: nie może przestać zgłębiać tajemnic miasteczka.

GramTV przedstawia:

Szkoda, że doskonale wyliczone tempo dawkowania kolejnych wydarzeń pod koniec zostaje złamane. Nagle wszystko zaczyna dziać się bardzo szybko, do tego niektóre elementy wskakują na swoje miejsce na zasadzie deus ex machina. Wynalazca tej koncepcji twórczej kończył w ten sposób dramat, by przedstawienie nie trwało za długo. W wypadku Miasteczka Nonstead nie widzę usprawiedliwienia - gdyby Marcin Mortka spokojnie wszystko rozegrał, książka byłaby lepsza, nawet mając o sto stron więcej. Czy powodem galopującego finału był brak pomysłu na precyzyjne splecenie wątków, czy może zadziałała niecierpliwość wydawcy? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że źle się stało.

Wszytko to nie zmienia faktu, że przez większość czasu Miasteczko Nonstead czyta się bardzo dobrze. Żonglerka kliszami naprawę Marcinowi Mortce się udała, a przecież przy takiej zabawie łatwo wpaść w spiralę kiczu. Powieść warta polecenia, zwłaszcza, jeśli czytało się te same książki, co jej autor.

  • Tytuł: Miasteczko Nonstead
  • Autor: Marcin Mortka
  • Wydawnictwo: Fabryka Słów, 2012 rok
  • Wydanie: okładka twarda, 304 str.
  • Cena: 34, 99 zł

Fragment powieści znajdziecie na stronie wydawcy.

Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
04/12/2012 18:16

Osobiście, pana Marcina znam bardziej z tłumaczeń książek O''Briana niż z własnych dzieł. Ale może się skusze, w końcu idą święta trzeba czymś wypełnić miejsce pod choinką:)PS. Ale kolejnym tłumaczeniem też bym nie pogardził:)