Borderlands 2 - już graliśmy!

Już od pierwszych zapowiedzi, relacji z pokazów, czy choćby po obejrzeniu screenów, miałem pewność co do jednego: Borderlands 2 nie będzie rewolucją. I bardzo dobrze, bo – mimo kilku wad – polubiłem tę serię właśnie za to, jaka jest. Zaimplementowanie do pierwszoosobowej strzelanki elementów z gier hack’n’slash, okraszone cel-shadingową grafiką w postapokaliptycznym klimacie ze sporą dawką humoru przełożyło się na nadspodziewanie dużą grywalność.

Już od pierwszych zapowiedzi, relacji z pokazów, czy choćby po obejrzeniu screenów, miałem pewność co do jednego: Borderlands 2 nie będzie rewolucją. I bardzo dobrze, bo – mimo kilku wad – polubiłem tę serię właśnie za to, jaka jest. Zaimplementowanie do pierwszoosobowej strzelanki elementów z gier hack’n’slash, okraszone cel-shadingową grafiką w postapokaliptycznym klimacie ze sporą dawką humoru przełożyło się na nadspodziewanie dużą grywalność.Borderlands 2 - już graliśmy!

Tym bardziej, że od samego początku ekipa Gearbox zapowiadała poprawienie wszystkich elementów, na które najbardziej narzekali fani. W Borderlands 2 większy nacisk ma być położony na fabułę, broń ma być bardziej zróżnicowana w zależności od producenta, a menu i opcje zarządzania bardziej intuicyjne. To oczywiście jedynie część zapowiadanych zmian.

Na zorganizowanej w Londynie prezentacji Borderlands 2 nie mogłem niestety zweryfikować wszystkich obietnic. Ciężko powiedzieć mi cokolwiek na temat fabuły, czy też w szerszej perspektywie analizować system broni. Do swej dyspozycji otrzymaliśmy bowiem dwie klasy postaci (Gunzerker i Siren), tyleż samo map (poziomy The Wildlife Presence i Caustic Caverns) oraz zaledwie dwie godziny. Mogliśmy również bawić się zarówno w trybie dla pojedynczego gracza, jak i podczas kooperacji. Co oczywiste, wybraliśmy ten drugi tryb rozgrywki.

Z drugiej strony, wiele nowych, zmienionych czy ulepszonych elementów rozgrywki dało się zaobserwować podczas wspólnej zabawy (mimo ograniczonego czasu) i na nich właśnie postaram się teraz skupić.

Miałem okazję pograć w Borderlands 2 obydwoma postaciami i już na starcie powiem, że zmiany są wyraźne. Mimo zachowania nazw klas lub delikatnej ich kosmetyki, mamy przecież do czynienia z innymi bohaterami, dysponującymi zupełnie nowymi zestawami umiejętności. Cieszy mnie, że ekipa Gearbox nie poszła na łatwiznę bawiąc się w recykling wcześniejszych postaci, lecz stworzyła de facto zupełnie nowe klasy, zmuszające do uczenia się od nowa odpowiednich taktyk i strategii działania.

Na pierwszy ogień poszedł Salvador, czyli Gunzerker. Jego główną umiejętnością jest możliwość strzelania z dwóch broni jednocześnie, a więc odejście od walki wręcz na rzecz broni zasięgowej. Siła ognia wzrasta w tym momencie dramatycznie, a dodatkowe kombinacje z różnymi typami giwer i ich „wzmocnieniami” sprawiają, że w zasadzie nie ma przeciwników, którzy oparliby się wkurzonemu Salvadorowi. Rzecz wręcz nieoceniona podczas walk z najtwardszymi wrogami. W tym też tonie utrzymane są dodatkowe zdolności, tradycyjnie podzielone na trzy „specjalistyczne drzewka”. Skupiają się one głównie na zwiększeniu „przeżywalności” Gunzerkera lub też wzmocnieniu jego ataków.

Kolejną mapę postanowiłem rozegrać drugą z dostępnych klas, czyli Siren. Tutaj zmiana głównej umiejętności jest równie drastyczna, zmuszając do zupełnie innego stylu gry. O ile siłą Lilith były potężnie wzmocnione mocą żywiołów ataki z zaskoczenia, czy możliwość szybkiej „ewakuacji” z pola walki (czyli typ stealth dps), o tyle Maya skupia się przede wszystkim na kontrolowaniu pola walki. Jej specjalna umiejętność, to Phaselock, czyli potężne pole energetyczne mogące na kilka sekund sparaliżować, uwięzić i dodatkowo podnieść w powietrze nawet silnych bossów.

Już ten opis powinien chyba każdemu podsunąć najprostsze na świecie, ale piekielnie skuteczne, drużynowe combo: Maya podnosi przeciwnika do góry, wystawiając go na dwulufową palbę Salvadora. Innymi słowy, unieruchomiony i bezbronny przeciwnik jest rozstrzeliwany w mgnieniu oka. Rzecz absolutnie nieoceniona podczas walk z twardzielami i bossami. Kooperacja - nawet, jeśli ograniczona do dwóch osób – daje wyjątkowo dużo radochy. Jeśli lubicie Bordelands i macie z kim grać, możecie spać spokojnie.

Będąc przy postaciach, nie sposób nie wspomnieć też o nowym menu Borderlands 2. Nie ma w nim jakichś rewolucyjnych zmian, jest oparte na mniej więcej podobnych rozwiązaniach, jak poprzednio, jednak sprawia też wrażenie nieco lepiej przemyślanego i bardziej przejrzystego.

Kilku zmian – i to pozytywnych – doczekał się również HUD Borderlands 2. Przede wszystkim pojawiła się rzecz, której najbardziej brakowało mi w pierwszej grze – minimapa w rogu ekranu. Choć nie jest doskonała, a przy lokalizacji oddalonych zadań i tak musimy zaglądać do menu, to jednak dobrze spełnia swoją rolę. Jeśli pamiętacie, jak upierdliwe było poprzednio szukanie i lokalizowanie drobnych przedmiotów (części broni, dzienniki, czy inne flaszki) odetchniecie z ulgą. Wreszcie koniec z zaglądaniem co pięć sekund do mapy w menu.

Kolejna sprawa, to znacznie lepiej działający system porównywania „w locie” leżących na ziemi przedmiotów z aktualnie używanymi. Niby zmiana kosmetyczna, ale niewielkie przeniesienie ekranów porównania i wygodniejsze ich zestawienie sprawia, że nie biegamy już wzrokiem po całym monitorze i szybko możemy podjąć wiążącą decyzję. W czasie ostrej zadymy to bardzo pomaga.

Podczas gry mogliśmy zmierzyć się z trzema głównymi typami przeciwników. Pierwsi z nich, to przedstawiciele miejscowej fauny, drudzy to szerokie spektrum maszyn i robotów, ostatni, to oczywiście wszelacy ludzie. Najwięcej czasu spędziliśmy wszakże na walce z robotami, co zresztą było – jak mniemam – zabiegiem celowym. Tym bowiem, co rzucało się w oczy podczas walk z wrogimi maszynami, była ich współpraca.

Przeciwnicy byli wyraźnie podzieleni na kilka ról, co zmuszało do podejmowania szybkich decyzji i opracowywania „w locie” taktyki. Czy najpierw odstrzelić ciężkie roboty spamujące nas rakietami, czy może małe, upierdliwe „latacze”, starające się wyciągnąć nas zza osłon? A może zająć się tym wielkim bydlakiem, który majestatycznie kroczy w naszym kierunku? I dlaczego tak szybko odnawiają mu się tarcze? Zaraz, zaraz... Przecież te maluchy chyba go „leczą”!

GramTV przedstawia:

Jest mocno, intensywnie i bezkompromisowo. Gra i walka nie straciły nic nie swojej dynamiki, a każde spotkanie z nowym typem przeciwnika może zakończyć się kolejnymi zmianami giwer „bo to na niego nie działa”. Czyli dokładnie tak, jak w grze „first person shoot’n’slash” być powinno.

Borderlands 2 zaprezentowano nam na zapewne mocnych komputerach od Alienware i o oprawie graficznej pecetowej wersji mogę powiedzieć tylko jedno – jest rewelacyjna. Oczywiście wciąż utrzymana w charakterystycznej kreskówkowej, cel-shadingowej stylistyce, ale znacznie bogatsza w detale, z wciąż świetnie zaprojektowanymi modelami i mapami oraz dopełniona masą efektów specjalnych. Co jednak najważniejsze, mimo tego przepychu, grafika wciąż pozostała tak samo czytelna, jak w poprzedniej części.

Kiedy wróciłem do domu po prezentacji, aby utrwalić sobie obraz zmian i mieć na gorąco porównanie, odpaliłem stare Borderlans. Moją pierwszą myślą było: „O matulu, jakież to przaśne i toporne...” Co więcej, wrażenie to odnosiło się nie tylko do samej oprawy graficznej, ale i gry, jako całości. Wydaje mi się, że to najlepsza chyba rekomendacja dla zbliżającego się coraz większymi krokami Borderlands 2.

Szkoda tylko, że pokazane nam mapy miały dwie cechy. Po pierwsze były obszarami „wewnętrznymi”, po drugie zaś ich sceneria przypominała tereny znane z „jedynki”. Nie mieliśmy więc opcji, by sprawdzić jak wyglądają, działają i czy wciąż są pojazdy. Po drugie zaś, bardzo, bardzo liczyłem na jakąś zupełnie nową, nietypową scenerię. Cóż, chyba muszę z tym poczekać na „pełniaka”...

Po krótkim, acz treściwym i intensywnym, pograniu w Borderlands 2, jestem spokojny o ten tytuł. Co prawda nie przekona on zapewne do siebie tych, którzy z jakichś powodów nie polubili części pierwszej, jednak ma spore szanse, by w pełni usatysfakcjonować wcale niemałe grono fanów. Gearbox nie wprowadził żadnych drastycznych, czy rewolucyjnych zmian, pozostając przy sprawdzonej formule i jedynie ją szlifując. Jest trochę nowości, ale znacznie więcej kosmetyki i ulepszeń. Borderlands 2 będzie więc po prostu takim lepszym, ładniejszym i bardziej dopracowanym Borderlands. Czy to źle? Oceńcie sami. Ja chcę po prostu w to zagrać.

Jeśli zaś macie jakieś pytania, to oczywiście walcie śmiało w komentarzach. Jeśli tylko będę znał odpowiedź, postaram się jej udzielić.

Komentarze
20
Dnia 05.04.2012 o 12:09, rtyrtyrty napisał:

A jak jest ze skokami, dalej takie same jak w jedynce czy coś zmienili?

Jeśli chodzi Ci o odbijanie się od krawędzi, czy ścian pół metra przed nimi, to było niestety podobnie. Mam jednak wrażenie, że sterowanie podczas skoków było nieco wygodniejsze i nie tak ociężałe, jak w jedynce.

Usunięty
Usunięty
05/04/2012 12:09

A jak jest ze skokami, dalej takie same jak w jedynce czy coś zmienili?

Usunięty
Usunięty
05/04/2012 09:28

Jedynkę przeszedłem, chociaż trwało to dość długo bo musiałem sobie robić przerwy trwające po kilka miesięcy. Po prostu po jakimś czasie gra zaczyna nudzić tak, że nie da się grać a ja akurat nie miałem nikogo co co-opa. Co nie zmienia faktu że sama w sobie gra jest bardzo dobra i jedyne czego oczekuje od drugiej części to nieco większe zróżnicowanie.




Trwa Wczytywanie