Resident Evil: Operation Raccoon City - recenzja

Mateusz Kołodziejski
2012/03/27 18:00

Resident Evil: Operation Raccoon City stało się jedną z najgłośniejszych premier początku 2012 roku. Chociaż Capcom od długiego czasu oswajał nas z myślą, że nadchodzący tytuł nie jest pełnoprawną odsłoną serii, a niezobowiązującym spin-offem, kolejne informacje o tym tytule budziły coraz większy niepokój wśród fanów serii. Teraz, wraz z pojawieniem się gry na półkach sklepowych możemy sami przekonać się o tym czy Operation Raccoon City jest rzeczywiście tak straszne, jak je malują.

Resident Evil: Operation Raccoon City stało się jedną z najgłośniejszych premier początku 2012 roku. Chociaż Capcom od długiego czasu oswajał nas z myślą, że nadchodzący tytuł nie jest pełnoprawną odsłoną serii, a niezobowiązującym spin-offem, kolejne informacje o tym tytule budziły coraz większy niepokój wśród fanów serii. Teraz, wraz z pojawieniem się gry na półkach sklepowych możemy sami przekonać się o tym czy Operation Raccoon City jest rzeczywiście tak straszne, jak je malują. Resident Evil: Operation Raccoon City - recenzja

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Resident Evil to jedna z najbardziej znaczących marek w historii przemysłu rozrywkowego. Wbrew opiniom niektórych nie zapoczątkowała ona gatunku survival horroru (wcześniej powstało choćby Alone in the Dark), ale z pewnością odegrała zasadniczą rolę w jego popularyzacji i wyznaczyła standardy, które branża na długie lata uznała za jedynie słuszne. A wszystko to miało miejsce jeszcze w zamierzchłych czasach, kiedy szczytem marzeń graczy był akcelerator graficzny VooDoo 3 16MB albo PlayStation. RE rozpoczęło też trwającą do tej pory modę na wirtualne żywe trupy i patrząc z tej perspektywy można pokusić się o postawienie śmiałej tezy, że nawet sympatyczne Plants vs. Zombies jest odległym potomkiem serii Capcomu.

Resident Evil: Operation Raccoon City czerpie z tradycji swoich kultowych poprzedników, ale robi to dość oszczędnie, ponieważ posiłkuje się jedynie dobrze znaną historią i miejscem akcji. Wydarzenia zaprezentowane przez studio Slant Six Games pokrywają się z tymi, które poznaliśmy, kiedy seria znajdowała się u szczytu popularności. Mamy więc niepowtarzalną okazję wrócić do tytułowej amerykańskiej metropolii i stać się uczestnikami wydarzeń, które sprawiły, że T-virus opuścił laboratoria korporacji Umbrella zamieniając tysiące ludzi w bezmózgie wygłodniałe kreatury. Scenarzyści zręcznie żonglują elementami fabuł drugiej i trzeciej odsłony Resident Evil wzbogacając je o nowe wątki. Brak znajomości niuansów w niczym jednak nie umniejsza przyjemności z gry, ponieważ dostajemy tu odrębną i, co równie istotne, sensowną opowieść o „incydencie w RC”.

Ze względu na fakt, że inspiracje Slant Six Gamet oryginalną serią ograniczyły się wyłącznie do fabuły, ogromne emocje wywołało odejście studia od idei survival horroru. Operation Raccoon City jest bowiem pełnokrwistą strzelaniną przygotowaną z myślą o kooperacji czterech osób poprzez Sieć. To, w połączeniu z rozgrywką podzieloną na niewielką liczbę za to dość długich misji sprawia, że paradoksalnie produkcji tej znacznie bliżej jest choćby do Left 4 Dead niż którejkolwiek z odsłon RE. Na szczęście Capcom zadbał o to, żeby sygnowana przez niego gra odróżniała się od tytułu Valve na tyle, żeby uniknąć posądzenia o proste powielanie pomysłów i nie ogranicza się to jedynie do ukazania akcji z perspektywy trzeciej osoby.

W Operation Raccoon City przyjedzie nam pokierować poczynaniami Watahy, elitarnego oddziału wchodzącego w skład Umbrella Security Service. Nasze zadanie jest określone jednoznacznie - wyeliminować wszelkimi dostępnymi środkami dowody na to, że korporacja Umbrella była zaangażowana w epidemię wywołaną T-virusem. Każdy z sześciu członków drużyny reprezentuje specyficzną klasę. I tak na przykład dowodząca ekipą Lupo jest szturmowcem, przez co pośród jej umiejętności znajduje się używanie amunicji zapalającej i szybsze przeładowanie broni. Z kolei zwiadowca Vector potrafi okryć się doskonałym kamuflażem, a nawet podszywać się pod przeciwników.

Umiejętności można rozwijać wymieniając je za zdobyte punkty doświadczenia. Co ciekawe zbierane są one do wspólnej puli, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by konsekwentnie wcielać się choćby w naukowca i jednocześnie ulepszać inne postacie. Wybór profesji nie ma jednak aż tak dużego znaczenia jak mogłoby się wydawać. Wszyscy członkowie Watahy i tak korzystają ze wspólnego arsenału. Ponadto każdy z nich może mieć na podorędziu zaledwie jedną umiejętność aktywną i dwie pasywne.

Tak jak w Left 4 Dead w najnowszym spin-offie Resident Evil pomysł na rozgrywkę opiera się na ciągłym torowaniu sobie drogi przez budynki i otwarte przestrzenie, w których wprost roi się od przeciwników. Nie ma czasu na złapanie oddechu, bo zombie, siły rządowe USA i ocaleni z katastrofy nacierają z każdej strony. Slant Six Games chciało w ten sposób wywołać u graczy podniesiony poziom adrenaliny i stresu i to się naprawdę udaje, choć w wielu przypadkach w sposób niezamierzony. Operation Raccoon City jest miejscami naprawdę trudną pozycją, co zazwyczaj zaliczam na plus, ale w tym przypadku większą trudność niż walka z przeważającymi siłami wroga czy ograniczone zasoby stanowią nie do końca przemyślane rozwiązania.

Jako, że większa część gry toczy się w ciasnych pomieszczeniach takich jak korytarze laboratoriów często walczymy w bezpośrednim kontakcie, a podczas starć z zombie jest to często równoznaczne z zainfekowaniem. W takim przypadku należy jak najszybciej znaleźć antidotum, w przeciwnym razie zasilimy szeregi żywych trupów. Tu jednak pojawi się problem, bo spray’ów z przeciwciałami jest stanowczo zbyt mało, a najemnik na wyposażeniu może mieć tylko jedną sztukę takowego. Do tego pojawiają się one losowo na truchłach naszych ofiar, więc nieraz przez kilkanaście minut drużyna nie zdobywa ani jednej odtrutki. Sytuację poprawia nieco obecność Berty, medyka USS, która może dzięki jednej z umiejętności zabierać może więcej leków, ale przez to praktycznie nigdy nie wykorzystuje się jej innych atutów.

Można oczywiście starać się zredukować do niezbędnego minimum starcia w zwarciu korzystając z bogatego arsenału. Problem w tym, że i ten element nie został odpowiednio dopracowany. Zawodzi tak podstawowa czynność jak szybka zmiana broni, ponieważ postać często nie reaguje na wciśnięcie przycisku. Warto jednak próbować, bo kiedy postać trzyma podręczną spluwę, automatycznie bierze na cel najbliższych przeciwników.

Zdumienie wywołuje mała efektywność wszystkich rodzajów broni. Rozumiem, że potrzeba więcej niż trzy serie z karabinu szturmowego, żeby położyć zombie, ale żeby zwykli żołnierze byli równie odporni na ołów? Pierwsze miejsce na liście niedociągnięć należy się jednak automatycznemu chowaniu się za osłony. Kleimy się do każdej ściany, barierki i kupki gruzu, co jest szczególnie irytujące w czasie wymian ognia w zniszczonych, zagraconych pomieszczeniach, gdzie sprawne poruszanie się jest warunkiem zachowania życia.

GramTV przedstawia:

Pewnie po przeczytaniu takiej litanii błędów w dziele Slant Six Gamet spodziewacie się, że obcowanie z tą produkcją było dla mnie przykrym obowiązkiem Tutaj Was zaskoczę, ponieważ pomimo tych wszystkich niedoróbek rozgrywka w Operation Raccoon City jest diabelnie satysfakcjonująca. Jeżeli tylko uda nam się zapanować nad chowającą się przy każdej okazji postacią strzelanie zaczyna być bardzo przyjemne, zwłaszcza, że bronie mają odpowiedniego „kopa”. Świetnie sprawdza się mieszanka strzelaniny i walki wręcz. Ogromną frajdę sprawiają momenty, w których członkowie Watahy stojąc w zwartej grupie opróżniają najpierw swoje magazynki, a następnie wyciągają tasaki i maczety, by szatkować umarlaki albo wykonywać na nich efektowne egzekucje.

Chociaż ten spin-off RE nie próbuje nawet być survival horrorem, znajdziemy w nim przynajmniej kilka scen, które przyprawią nas o szybsze bicie serca. Duże wrażenie robi pierwsze spotkanie z prof. Williamem Birkinem, geniuszem na usługach Umbrella Copr., który dla ratowania dzieła swojego życia wstrzyknął sobie śmiercionośny G-virus, nad którym pracował. Kiedy indziej w panice wciskać będziecie wszystkie przyciski na klawiaturze czy padzie, żeby tylko jak najszybciej wydostać kierowaną przez Was postać z płonącego budynku, w którym dodatkowo roi się od zmutowanych Lizaczy. Takie sceny przypominają nam, że pomimo wielu niestandardowych rozwiązań wciąż mamy do czynienia z magią Resident Evil.

Fani serii zwrócą też z pewnością uwagę na to, że twórcy nieraz puszczają do nich oko. Wielokrotnie wspominano w przedpremierowych zapowiedziach, że spotkamy tak ikoniczne postacie jak Claire Redfield, Leon S. Kennedy czy Nemezis i tak jest w istocie. Bardziej spostrzegawczy dostrzegą jednak znacznie więcej nawiązań do kanonicznych odsłon serii. Mnie bardzo spodobało się to, że niektóre modele zombie jak policjant wzorowane są na ich odpowiednikach z Resident Evil 2. Nie zapominajmy też, że po raz pierwszy mamy okazję spojrzeć na wydarzenia w Raccoon City z perspektywy bezdusznej korporacji, co samo w sobie jest unikatowym i świeżym doświadczeniem.

Spacer po zainfekowanym mieście i poznawanie smaczków jest o wiele łatwiejsze, kiedy towarzyszą nam inni gracze, ponieważ na sztucznej inteligencji nie można polegać. Prowadzone przez konsolę postacie ochoczo wchodzą na miny, gubią się w co bardziej zawiłych lokacjach i omijają nas szerokim łukiem, kiedy powaleni przez przeciwników prosimy o pomoc. Nie spodziewajcie się też, że przybiegną do Was z antidotum, gdy jesteście zarażeni. Za to kierowana SI Bertha z uporem maniaka leczy nas standardowymi apteczkami jak tylko zostaniemy draśnięci. Takie bezmyślne niczym zombie towarzystwo sprawia, że niektóre fragmenty kampanii są niemal niemożliwe do przejścia w pojedynkę nawet na normalnym poziomie trudności.

Kooperacja nie jest jednak jedynym wariantem zabawy online. Poza nią istnieje również kilka wariacji na temat tradycyjnych trybów nastawionych na rywalizację, w których na przeciw siebie stają ekipy Spec Ops I Umbrella Corp. Znajdziemy tutaj standardowy drużynowy deatchmatch, a także capture-the-flag, z tym, że tutaj walczymy o fiolkę z wirusem. Ciekawie wypada Ewakuacja, w której Jill, Leon i pozostali ocaleni starają się zdobyć i utrzymać lądowisko do czasu przybycia śmigłowca ratunkowego. Najbardziej oryginalnym jest natomiast tryb bohaterowie, gdzie gwiazdy serii Resident Evil walczą o przeżycie atakowane przez Watahę, a każdy pokonany Spec Ops odradza się jako podwładny Umbrelli i pomaga upolować swoich niedawnych towarzyszy.

W postaci płatnego DLC możemy pobrać jeszcze jeden wariant rozgrywki sieciowej, w której przeciwne ekipy walczą o przejęcie kontroli nad Nemesisem. Nie trzeba chyba dodawać, jak wielką przewagę daje przeciągnięcie tej maszynki do zabijania na swoją stronę. Dodatkową atrakcją każdej potyczki sieciowej jest to, że poza drużynami na mapie znajdują się hurtowe ilości zombie, przez co ataku należy spodziewać się zawsze i wszędzie. Szkoda tylko, że żywe trupy bez żenady spawnują się na naszych oczach lub, co nawet gorsze, za naszymi plecami. Psuje to nieco klimat. Nie rozumiem też dlaczego Slant Six Games nie poszło w ślady Valve i nie dało możliwości zabawy na podzielonym ekranie. Takie rozwiązanie doskonale sprawdziło się w zbliżonym przecież Left 4 Dead.

Przejście wątku fabularnego Operation Raccoon City nie powinno zająć Wam więcej niż siedem godzin intensywnej, choć czasami frustrującej rozgrywki. Prawie na pewno wrócicie jednak do niego, żeby zdobyć kolejne poziomy doświadczenia, kupić nowe bronie i umiejętności. Potem zostaną jeszcze solidne tryby sieciowe, a bardzo dobra sprzedaż tego tytułu w pierwszych dniach po premierze gwarantuje, że chętnych do gry długo nie zabraknie. Jeżeli więc jesteście fanami Resident Evil i nie macie problemu z przesiadką z survival horroru na shooter albo po prostu lubicie zdrowo postrzelać w towarzystwie innych graczy i nie przeszkadzają Wam wspomniane błędy, czeka Was ostra jazda bez trzymanki po jednym z najbardziej znanych miast w historii wirtualnej rozrywki. I to pierwszy raz w polskiej kinowej wersji językowej.

6,5
W Operation Raccoon City zombie są tak samo liczne jak błędy i niedociągnięcia.
Plusy
  • inteligentnie prowadzona fabuła
  • możliwość wcielenia się w podwładnych korporacji Umbrella
  • solidnie przygotowany mutliplayer
  • mimo błędów satysfakcjonująca rozgrywka
Minusy
  • denerwujący automatyczny system krycia się za osłonami
  • odporni na pociski przeciwnicy
  • bardzo słaba SI
  • pozorne zróżnicowanie klas
  • liczne pomniejsze błędy psujące ogólny obraz gry
Komentarze
12
Usunięty
Usunięty
25/05/2012 14:52

Nie wiem, ta gra to kolejne rozczarowanie. Od RE 4 gra totalnie straciła klimat, który jej nie pasuje. Ten tytuł natomiast jest wprost haniebny dla serii. U mnie na przykład słychać, jak niedopracowany jest system dźwiękowy. Niby strzelam, a nie słyszę odgłosu broni, tylko pocisków, które uderzają o przeszkody. Gra ma tyle błędów, że płakać się chce, AI jest... po prostu głupie. Otoczenie robi jakieś wrażenie w tej grze, ale jest tyle zadymy (przesadnej), że nie ma czasu, żeby je pooglądać. Capcom powinien zrobić remake na PC starych części i przede wszystkim utrzymać ich klimat. Ta produkcja to żenada, strasznie niedopracowana i nudna...

Usunięty
Usunięty
04/04/2012 16:40
Dnia 01.04.2012 o 00:16, monwis napisał:

Grę można przechodzić po kilka razy i nadal jest frajda z rozwałki zombi. Ja się nie zawiodłem po prostu nie byłem ustawiony na typowy horror RE1,2,3 czy CVX. Jak dla mnie jest OK. Pozdrawiam fan serii - monwis.

Omg człowieku tu właśnie o to chodzi rozwałka zobmie... to nie jest jakiś H&S czy cholera wie co jeszcze to miał być HORROR Z KLIMATEM RESIDENTA a tego nie ma w residencie chodziło o przetrwanie a nie zbieranie pktów na zombie.

Usunięty
Usunięty
01/04/2012 00:16

Koledzy nie jest tak źle skoro nadal w tą grę gram XBL. Oceny recenzentów nie oddają tego co dobre w tej grze. Bałem się że źle wydałem pieniądze - zamawiając pre-order. Gra choć posiada błędy daje sporo dobrej zabawy zarówno co-op jak i ciekawie zrobione mecze multii. Sterowanie też przyjemne przypomina mi GOW, różne zdolności postaci zmuszają do różnych zachowań w grze. Grając np. naukowcem można infekować zombi czy wrogów by stali się sojusznikami w walce. Raniąc przeciwnika wywołać szał krwi - ach te wiecznie głodne zombies ;) i te egzekucje po udanej walce w wręcz. Grę można przechodzić po kilka razy i nadal jest frajda z rozwałki zombi. Ja się nie zawiodłem po prostu nie byłem ustawiony na typowy horror RE1,2,3 czy CVX. Jak dla mnie jest OK. Pozdrawiam fan serii - monwis.




Trwa Wczytywanie