Orcs Must Die! Śmierć orkom - recenzja

Patryk Purczyński
2011/12/09 09:12

Orcs Must Die! Śmierć orkom, pomimo swego krwiożerczego tytułu, jest grą nad wyraz sympatyczną. W dodatku bardzo trudno się od niej oderwać.

Orcs Must Die! Śmierć orkom, pomimo swego krwiożerczego tytułu, jest grą nad wyraz sympatyczną. W dodatku bardzo trudno się od niej oderwać. Orcs Must Die! Śmierć orkom - recenzja

Gatunek tower defense w ostatnich latach do najpopularniejszych nie należy. Trudno się jednak temu dziwić - produkcje, które niegdyś święciły triumfy, dziś wypierane są przez gry akcji, szturmem i bez ustanku zalewające rynek. Zjawisko to jest tak powszechne, jak korki na Zakopiance, zwłaszcza w okresie ferii i długich weekendów. Z tym większą radością fani wspomnianego gatunku powitali zapewne na rynku Orcs Must Die!, niezależną produkcję studia Robot Entertainment, którą w naszym kraju w pudełka zapakowała Cenega, opatrując ją przy okazji polską wersją językową i podtytułem Śmierć Orkom. Całość brzmi może strasznie, ale gdy zajrzymy do wnętrza, dostajemy kolejny dowód na to, że książki po okładce - a w tym przypadku gry po tytule - oceniać nie należy.

Owszem, Orcs Must Die! Śmierć orkom to gra, w której trup w różnych odcieniach zieleni ściele się gęsto, ale te bezmózgie i żądne ludzkiej krwi przerażające stworzenia w tej produkcji jawią się jako całkiem sympatyczne istoty. Wszystko to za sprawą luźnego podejścia do tematu eksterminacji orków i kreskówkowej oprawy wizualnej. To pierwsze objawia się głównie za pośrednictwem tekstów rzucanych przez nacierające stwory. "Kto ostatni przy szczelinie ten człowiek!", "Nie zabijaj mnie!" czy "Ty idź pierwszy!" to tylko niektóre z koślawo wypowiadanych wypowiedzi, zamiast pogardy i obrzydzenia budzących uśmiech, a nawet empatię. Na rozczulanie się za dużo czasu jednak nie ma, a jak ktoś za bardzo weźmie sobie do serca prośby orków, może skończyć marnie.

Główny bohater Orcs Must Die! Śmierć orkom to też niezły gagatek. Gracz wciela się w rolę ostatniego - i zarazem najgorszego w całej historii - ucznia szkoły magów. Tylko on się ostał, gdyż jego wielki mistrz po heroicznej i, co najważniejsze, wygranej batalii z orkami, zginął w kuriozalnych okolicznościach. Dlatego też nadzieja świata ląduje w rękach, sprawności i światłości umysłu naszej niedocenianej, acz buńczucznej postaci przewodniej. Cała heca sprowadza się do tego, że orkowie jak niczego innego pragną przedostać się przez tzw. szczeliny przetransportowujące ich do świata równoległego, gdzie po wsze czasy zakończą etap sielankowego życia tamtejszych mieszkańców. Naszym zadaniem jest oczywiście temu zapobiec, a możemy to zrobić na różne sposoby.

Rozgrywka składa się z kilku etapów. Na pierwszym z nich poznajemy teren, na którym będziemy walczyć. Dobra znajomość wszelkich zakamarków danego zamku jest kluczowa dla dalszego przebiegu zdarzeń. Wystarczy bowiem przeoczyć jeden korytarz, a orkowie z łatwością przedostaną się do szczeliny. Gdy już wiemy, na jakim gruncie przyszło nam walczyć, przechodzimy do wyboru pułapek. Te, zwłaszcza w początkowej fazie, są niestety mało urozmaicone, a ich działanie sprowadza się w dużej mierze do tego samego. Z czasem, gdy odblokowujemy kolejne zasadzki i sprzymierzeńców, zabawa w Orcs Must Die! Śmierć orkom robi się jednak coraz ciekawsza. Naszą fantazję w rozmieszczaniu sideł ograniczają fundusze. Jeśli jednak umiejętnie je rozstawimy, zgotujemy zielonym koleżkom prawdziwą matnię. Ostatnim etapem jest zwolnienie blokady maszyny losującej. Orkowie zaczynają szturm, a my biegamy z łukiem przecinając powietrze niezliczoną liczbą laserowych strzał.

Na każdym z poziomów musimy przetrwać kilka fal przeciwników, a w trakcie krótkich chwil wytchnienia możemy uzupełniać szyki obronne (jest też opcja robienia tego a vista, ale jak to pogodzić z nacierającą falą zielonych przyjemniaczków?). Chaos rodzący się na polu bitwy jest nie do ogarnięcia, oprócz dojścia do szczeliny musimy również pilnować stanu naszego zdrowia. Tempo jest niesamowite, a emocje narastają wraz z piętrzącymi się tabunami przeciwników. Z każdą falą jest ich więcej, a do tego są oni wytrzymalsi na nasze pułapki i szybciej się poruszają. Różnorodność wrogów zmusza nas zresztą do zmiany taktyki - małe i szybkie stworzonka wymagają szczególnej uwagi, największe i najsilniejsze monstra warto najpierw np. zamrozić, a dopiero potem atakować, zaś skrzydlaci nieprzyjaciele to doskonały materiał dla naszych łuczników.

GramTV przedstawia:

Adrenaliny podczas rozgrywki w Orcs Must Die! Śmierć orkom nasz organizm z pewnością wyprodukuje sporo. Tym bardziej, że bywają poziomy, na których jesteśmy zmuszeni walczyć na dwa, a w skrajnych przypadkach nawet na cztery fronty. Nie wystarczy zatem kontrolować tego, co dzieje się w obrębie naszego wzroku i pola działań, kątem oka trzeba też spoglądać na mini-mapę. Nawet możliwie najszczelniej rozstawione zasieki nie dają bowiem gwarancji, że orkowie nie przedrą się do szczeliny. I o to mam właśnie największy żal do twórców gry - nie możemy porozstawiać morderczych pułapek i zwyczajnie delektować się naszym planistycznym geniuszem z dogodnego do obserwacji miejsca. Zasadzki to w znakomitej większości przypadków tylko pomocnik (nie twierdzę, że mało skuteczny) do naszych bezpośrednich działań. Chciałoby się choć kilka poziomów, na których te proporcje byłyby odwrócone.

Jeśli już jednak zdarzy się tak, że mamy chwilę wytchnienia, z dziką rozkoszą i niekłamaną satysfakcją można patrzeć, jak nasze pułapki rozgniatają, dziurawią, zwęglają i rozpruwają nieszczęsnych orków. Jakby tego było mało, możemy wykupić sobie usługi żywych sprzymierzeńców - niezwykle silnych i sprawnie władających mieczem paladynów oraz wspomnianych już, trzymających wroga na dystans łuczników. Bonusem jest pomoc tkaczek, serwujących rozmaite udogodnienia - za stosowną opłatą, rzecz jasna. Wszystko to sprawia, że eksterminację przeciwników możemy próbować przeprowadzać na różne sposoby. Gra zachęca do eksperymentów, a z całą pewnością nie wskazuje jedynej słusznej drogi ku zwycięstwu. To, regulowany poziom trudności, a także fakt, że w zależności od skali zwycięstwa po zakończonym etapie przyznawane są nam czachy (w skali od 1 do 5), które można następnie wymienić na ulepszenia pułapek (mocniejszy efekt, mniejsze koszty zakupu itd.) zachęcają do przechodzenia jednego etapu kilka razy.

Czas na najmniej przyjemną część recenzji, czyli wskazanie wad i braków. Te niestety się pojawiają, zaniżając nieco końcową ocenę. Na samym początku wita nas nadspodziewanie długi czas ładowania gry. Orcs Must Die! Śmierć orkom nie stroni także od błędów typowo technicznych - zawodzi animacja, tekstury się przenikają, a niekiedy zamiast przejrzystych grafik wyskakują rozpikselowane pola, co zmusza do ponownego uruchomienia gry. Zdarzają się też sytuacje, w których po - wydawałoby się - skończonej misji na planszy zaplątuje się gdzieś jeden ork, ale jest on niewidzialny. Nie można go więc zestrzelić, a póki żyje, zadanie nie jest wykonane i zamiast przejść do kolejnego poziomu, musimy restartować obecny. Momentami można też odnieść wrażenie, że twórcy silili się na humor i to co miało być zabawne, jest zwyczajnie infantylne. Wreszcie boli brak systemu powtórek, który przydałby się zwłaszcza na planszach, gdzie działamy na dwa fronty. Miło byłoby popatrzeć, jak nasze zasieki w drugim kącie planszy niszczą nadzieje orków na dotarcie do szczeliny i kończą ich marny żywot.

Zabawa z Orcs Must Die! Śmierć orkom jest przednia. Świadczy o tym chociażby fakt, że po przejściu jednego poziomu natychmiast chce się przystąpić do kolejnego. Ileż to razy powtarzałem sobie "jeszcze tylko ten jeden poziom i daję sobie spokój". Ten tekst powtarza się wyłącznie przy wciągających i naprawdę udanych grach. Produkcja studia Robot Entertainment do takich z pewnością należy - odstresowuje, daje zastrzyk emocji, a przy tym nie jest zbyt skomplikowana. Co więcej, mam wrażenie, że jest to pozycja dla każdego: zmusza do planowania, dokładnego poznania terenu działań, ale oprócz trzeźwo myślących szarych komórek przydaje się także refleks, sprawny nadgarstek i opanowanie. Twórcy zmyślnie zaimplementowali trzy poziomy trudności, na których wyraźnie da się odczuć różnicę. Na najprostszym, licząc średnio kwadrans do 20 minut na jedną lokację, przejście gry zajmie nie więcej niż 8 godzin. Orcs Must Die! Śmierć orkom de facto zapewnia jednak znacznie więcej zabawy - ja po 11 godzinach planuję spędzić przy tej grze co najmniej kilka kolejnych, bawiąc się na wyższym poziomie trudności. Szkoda tylko, że producenci nie oddali w ręce graczy edytora mapek, który pozwoliłby wybijać zielone stwory niemal w nieskończoność.

Kup Orcs Must Die! Śmierć orkom na PC w sklepie gram.pl

7,5
Świetna, zabawna i odstresowująca, ale z pewnymi niedostatkami
Plusy
  • zgrabne połączenie akcji z taktyką
  • zróżnicowane lokacje, pułapki i wrogowie
  • zachęca do ponownego przejścia
  • zabawna - przez większość czasu
  • świetna jako przerywnik od poważniejszych zajęć
  • cena
Minusy
  • błędy techniczne
  • brak edytora i systemu powtórek
  • czasem szkoda, że trzeba aż tyle strzelać i nie można rozkoszować się skonstruowanymi misternie zasiekami
Komentarze
21
Usunięty
Usunięty
18/12/2011 15:35
Dnia 09.12.2011 o 09:43, Pajonk78 napisał:

Ehhh trochę za późno ta recenzja: nosiłem się z zamiarem kupna na Steam podczas promocji i pewnie bym się skusił, gdybym to wcześniej przeczytał... Następnym razem nabędę. :D

Wersja pudełkowa kosztuje ok. 40 złotych, więc to też jakieś gigantyczne pieniądze nie są :)

Blackhand
Gramowicz
18/12/2011 15:28

Poczekaj do świątecznej wyprzedaży na Steamie, na 90% OMD! będzie -75%, czyli z oboma DLC za ok 20 zł (sam kupiłem w takiej cenie na jesiennej wyprzedaży, do tego całkiem niedawno gra była jako Daily Deal, też -75%). Taka cena w sumie jest najbardziej odpowiednia, bo to typowa gra do dozowania w niewielkich dawkach (max godzinkę dziennie), graniem non stop przez kilka godzin można szybko się znudzić (osiągnięcia niezbyt przedłużają zabawę, bo w większości są dość łatwe do zrobienia, nie każdy też będzie miał zapał by je wszystkie zrobić i jeszcze wykosić po 5 czaszek na poziomach "mag bitewny" i "koszmar").

Usunięty
Usunięty
18/12/2011 10:05

Redakcjo, gry wchodzi się w link do sklepu z tą grą pojawia się strona do pobrania Erosgames_2008_-_The_Doctor.rarZmieńcie to :dRecenzja fajna. Choć ja grałem w wersje demonstracyjną i planowałem zakup pełnej wraz z DLC, to teraz jakoś mi ochota przeszła, jak patrzę na cenę.




Trwa Wczytywanie