22. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier - relacja

Michał Ostasz
2011/10/08 10:00
4
0

W miniony weekend oczy wszystkich europejskich fanów komiksów oraz gier wideo miały być zwrócone na Łódź. Właśnie tam, w samym sercu Polski, odbywał się XXII Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier – największy tego typu konwent w tej części Starego Kontynentu. Jako wysłannik gram.pl miałem sprawdzić czy faktycznie było to wydarzenie, którego nie można było przegapić. Co widziałem? Kogo spotkałem? Z czego zwiedzający z pewnością nie byli zadowoleni?

W miniony weekend oczy wszystkich europejskich fanów komiksów oraz gier wideo miały być zwrócone na Łódź. Właśnie tam, w samym sercu Polski, odbywał się XXII Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier – największy tego typu konwent w tej części Starego Kontynentu. Jako wysłannik gram.pl miałem sprawdzić czy faktycznie było to wydarzenie, którego nie można było przegapić. Co widziałem? Kogo spotkałem? Z czego zwiedzający z pewnością nie byli zadowoleni? 22. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier - relacja

MFKiG odbył się w Łodzi już po raz 22., co oznacza, że impreza ta może chwalić się pewnym prestiżem. Organizowany przez Stowarzyszenie Twórców „Contur” i Łódzki Dom Kultury konwent ściąga do siebie zagraniczne gwiazdy komiksu oraz rodzimych twórców graficznych noweli. Ponadto jest to miejsce, gdzie artyści mogą wymienić się swoimi doświadczeniami, a fani ich dzieł porozmawiać ze swymi idolami oraz podziwiać i niekiedy nawet nabyć ich najnowsze prace. Dla najbardziej ambitnych przygotowano nawet warsztaty rysunku oraz prowadzenia komiksowej narracji, której zaplanowanie wbrew pozorom wcale nie jest takie proste. „Zaraz, zaraz - w końcu to także wydarzenie poświęcone grom wideo. Czy w takim razie przygotowano również coś dla graczy?” – zapytacie. Owszem, śmiem nawet twierdzić, że miłośnicy elektronicznej rozrywki bawili się na MFKiG lepiej niż ci, którzy do Łodzi przyjechali dla samych komiksów. Ale do tego wrócę za chwilę, a to ze względu na to, że niestety już w tym miejscu muszą się pojawić moje, i nie tylko moje, narzekania.

Chyba każdy, kto w dniach 30.09 – 02.10 tego roku odwiedził Łódź nie spodziewał się, że weźmie udział w rodzimej wersji amerykańskiego Comic Con, który swym przepychem jest w stanie przyćmić właściwie każdą imprezę kulturalną w Europie, ale mimo to każdy z gości Festiwalu liczył na to, że będzie to pamiętne wydarzenie. Z bólem serca muszę przyznać, że tak nie było – MFKiG był bardzo skromny, cichy i zachowawczy, by nie powiedzieć wręcz ponury. Zabrakło setek przebierańców (honor tej imprezy uratowali jedynie entuzjaści Gwiednych Wojen – za ich pieczołowicie wykonane stroje należą im się ogromne brawa), gadżetów oraz większej ilości konkursów. Nie było też tłumów i to nawet mimo tego, że akcja promocyjna Festiwalu przygotowana była „na piątkę” – naprawdę, w najważniejszym i najbardziej reprezentacyjnym miejscu Łodzi, ul. Piotrkowskiej, aż roiło się od plakatów, banerów i tekturowych postaci przypominających o MFKiG, a co ciekawe było ich więcej niż materiałów dotyczących trwającej kampanii wyborczej! Niestety, starania marketingowców nie zdołały wypełnić ludźmi korytarzy Łódzkiego Domu Kultury, gdzie odbywała się lwia część wszystkich wydarzeń Festiwalu. Jedynym miejscem, gdzie kręciło się więcej ludzi, niejednokrotnie z doczepionymi pluszowymi uszami, był kącik mangi, czyli japońskiej formy komiksowej. Entuzjaści serii rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni wyraźnie zaznaczyli swą obecność.

Na całe szczęście, mimo niezachwycającej „formy”, „treść” imprezy była bardziej niż zadowalająca. Łódzkie spotkanie z komiksem nie było wyłącznie giełdą nowych i starych „zeszytów”, ale i sowitą ucztą intelektualną, a to ze względu na ogromną liczbę prelekcji poświęconych graficznym historiom. Była to idealna okazja do tego, aby wzbogacić swą wiedzę o tym hobby oraz wdać się w dyskusję z innymi jego miłośnikami. Wspomniałem też o zagranicznych gościach – gwiazdami tegorocznego MFKiG byli Simon Bisley (laureat nagrody Eisnera, autor komiksów z serii Lobo, Batman, Sędzia Dredd) i Argentyńczyk Eduardo Risso, który zdobywcą „komiksowego Oscara” był aż cztery razy! Ich obecność w Łodzi może świadczyć o tym, że to miasto, jak i cała Polska, na stałe znalazły się na światowej mapie miłośników tej formy sztuki. Warto zaznaczyć, że prace tych panów można było oglądać w specjalnie przygotowanych galeriach. Na Festiwalu pojawili się także ojciec Thorgala i Kapitana Żbika, czyli Grzegorz Rosiński, Rafał Gosieniecki oraz znany fanom gier Michał „Śledziu” Śledziński, autor Osiedla Swoboda, Wartości Rodzinnych i setek historii publikowanych na łamach polskich magazynów poświęconych elektronicznej rozrywce.

Skoro już mowa o grach to musicie wiedzieć, że na łódzkiej imprezie ich miłośnicy mogli z powodzeniem znaleźć coś dla siebie. Cyfrowe boje, w postaci turniejów Ligi Cybersport w takie tytuły jak Starcraft II, Counter Strike 1.6 i League of Legends przyciągnęły do siebie naprawdę sporą grupę zwiedzających. Wcześniej narzekałem na puste korytarze komiksowej części festiwalu – w salach, gdzie odbywały się turnieje ludzi było aż za dużo! To jeszcze nie wszystko na MFKiG swych sił można było spróbować w FIFA 12 (eliminacje do mistrzostw Polski rozgrywane na konsolach PlayStation 3 i pecetach), Guitar Hero, F1 2011, Mortal Kombat, Marvel vs. Capcom 3: Fate of Two Worlds i Tekken 6. Znalazło się nawet coś dla fanów klasyki, czyli kącik 8 bit jest git, gdzie każdy mógł przenieść się w czasie o 20 lat wstecz grając na staroszkolnym sprzęcie. Była też okazja do zakupienia kilku gadżetów utrzymanych właśnie w tej stylistyce, a nawet kilku gadżetów „growych” rodem z dalekiego Wschodu.

GramTV przedstawia:

Podobnie jak w przypadku komiksów nie mogło zabraknąć również części merytorycznej, czyli prelekcji poświęconych zagadnieniom związanym z grami wideo. Spotkania prowadzone przez Koło Naukowe Badaczy Gier oraz deweloperów i uznanych publicystów branżowych cieszyły się mniejszym zainteresowaniem niż wspomniane już potyczki multiplayerowe, ale ci, którzy nie wzięli udziału chociaż w jednym wykładzie mają czego żałować. Można było się dowiedzieć m.in. tego jak estetyka komiksów i filmów przenika do gier wideo oraz w jaki sposób te ostatnie „zabiły” nowele graficzne. Ten aspekt MFKiG niewątpliwie był jednym z największych plusów całej imprezy.

Jednakże tym, na co najbardziej czekali gracze, i ja sam, był koncert Akiry Yamaoki, legendarnego japońskiego kompozytora, autora muzyki do serii Silent Hill i niedawnego Shadows of the Damned. Niestety, w tym miejscu organizatorzy sprawili wszystkim srogi zawód. Występ uznanego w światku elektronicznej rozrywki Japończyka nie tylko zaczął się za późno (grubo po północy!), ale i trwał za krótko. Sobotnia gala, na której nie zabrakło piarowskich przemów i pochwał sponsorów ciągnęła się w nieskończoność. Kiedy w końcu ze sceny zeszli „oficjele”, a ich miejsce zajęli muzycy można było spodziewać się, że w końcu usłyszymy Yamaokę-sana. Nie tak szybko! Swój „set” zagrał najpierw zespół Kind Off, a po nim zgromadzoną w klubie Wytwórnia publicznością zajęli się panowie z Cool Kids of Death. Co ciekawe, mniej więcej w połowie ich występu na scenę wkroczył pan Akira, aby… wraz z chłopakami z Łodzi zagrać parę ich utworów! Pomijam już sam fakt, że jego obecność była właściwie niesłyszalna. Czy dlatego organizatorzy zaprosili sławę światowego formatu? Czy kilkaset zgromadzonych w hali koncertowej osób z wypiekami na twarzy czekało właśnie na to? Chyba domyślacie się jakie są odpowiedzi na te pytania. Na całe szczęście Yamaoka zagrał dwa utwory znane wszystkim tym, którzy kiedykolwiek zetknęli się z cyklem Silent Hill. Ci, którzy nie dali za wygraną i zdecydowali się poczekać do końca usłyszeli Theme of Laura z drugiej części sagi na żywo. Przyznaję, że było to niesamowite przeżycie i tylko ono pozwala mi napisać coś pozytywnego na temat tego wieczoru.

Gdybym miał podsumować Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier jednym słowem napisałbym: rozczarowanie. Impreza ta ma długą, ponad dwudziestoletnią historię, a jej organizatorzy z pewnością mają ze sobą cały bagaż doświadczeń. Mimo to całość wciąż wyglądała jak zlot fanów z końca lat dziewięćdziesiątych. Lepiej miała się Strefa Gier – ta wkroczyła w XXI wiek, choć jeszcze dużo wody Wiśle upłynie zanim ogłaszane tam będą premiery nowych gier, a po parkiecie wśród gości przechadzać się będą przebierańcy. Dobrze, że pod względem merytorycznym Festiwal był naprawdę dobrze przygotowany. Szkoda, że zabrakło mu chociaż odrobiny przebojowości.

Komentarze
4
Michael-O
Gramowicz
Autor
13/10/2011 22:33

@Druid 2 - racja, nawet nie kojarzę tej salki. Oznakowanie imprezy było fatalne!

Druid2
Gramowicz
13/10/2011 13:29

Niestety właśnie w tym roku uznałem, że moje nastoletnie dziecko powinno zapoznać się z tą imprezą i o zgrozo muszę przyznać, rację autorowi - pod względem merytorycznym niewiele do zarzucenia było...Uważam, że dla fanów imprezy i gatunku było świetnie, ale nie było tam praktycznie nic, co mogłoby zainteresować kogoś, kto swoją przygodę z tymi sztukami dopiero zaczyna i to było bardzo bolesne. Gdybym był tam sam, przeleciałbym całość w pół godziny na chwilę jedynie się zatrzymując by popatrzeć na mistrza Rosińskiego rysującego dedykacje. Część wystawowa i marketingowa była najsłabszą z możliwych. Całość uratowała dla mnie salka, gdzie można było wypożyczyć i zagrać w najnowsze trochę ambitniejsze gry planszowe o czym nie wspomniano w artykule, choć się nie dziwię, bo trafiłem do niej przypadkiem nie mając po temu żadnej wskazówki, więc autor mógł nie mieć tego szczęścia

Usunięty
Usunięty
08/10/2011 18:46

Przy okazji muszę się pochwalić, ze osobiście stworzyłem i wysłałem na tą chwalebną imprezę komix.Jakby ktoś zapragnął ujrzeć to dzieło to jest na moim gramsajcie ;) Jeżeli co, to nie reklamuję wcale ;P




Trwa Wczytywanie