Gra o tron: Początek - recenzja

Łukasz Wiśniewski
2011/10/05 20:00

Gra o tron: Początek poszerza kolekcję produktów opartych o Pieśń Lodu i Ognia George'a R. R. Martina. Niestety, wypada znacznie słabiej od serialu telewizyjnego, gry planszowej, karcianki czy "papierowego" RPG...

Gra o tron: Początek poszerza kolekcję produktów opartych o Pieśń Lodu i Ognia George'a R. R. Martina. Niestety, wypada znacznie słabiej od serialu telewizyjnego, gry planszowej, karcianki czy "papierowego" RPG...

Gdy studio Cyanide podpisywało kontrakt na produkcję gry rozgrywającej się w świecie stworzonym przez George'a R. R. Martina, trudno było przewidzieć, że w międzyczasie Westeros stanie się znane szerokim rzeszom odbiorców. Sukces serialu produkcji HBO zmienił wszystko. W tym momencie skromna graficznie gra komputerowa, oparta o kilka ciekawych koncepcji od strony mechaniki, nie jest tym, czego byśmy oczekiwali od marki Gra o tron. Braki w budżecie i niezbyt duże doświadczenie jeśli idzie o strategie czasu rzeczywistego są boleśnie widoczne. Na tyle boleśnie, że Gra o tron: Początek może zainteresować jedynie zagorzałych fanów twórczości George'a R. R. Martina. Za jakiś czas, gdy stanieje...Gra o tron: Początek - recenzja

Kilka miesięcy temu, podczas jego wizyty w Polsce, miałem okazję sporo porozmawiać z Georgem R. R. Martinem i jego asystentem. To właśnie drugi z panów, Ty Franck przyklepywał umowę ze studiem Cyanide, bo jest graczem i nieco się orientuje w branży. Na moje pytanie, czemu wybrali to studio, obydwaj odpowiadali od razu: "bo tylko oni zgłosili się z ciekawym projektem. Gdy poruszyłem temat zmiany sytuacji i potencjalnych oczekiwań po emisji serialu HBO, Ty Franck przyznał, że Cyanide zdaje sobie sprawę z tematu i wie już, że początkowo zwykły projekt, stał się teraz czymś dla studia kluczowym. Wiedząc o tym zatrudnili więcej ludzi. Cóż, Gra o tron: Początek udowadnia, że albo było już za późno, albo trzeba było zatrudnić jeszcze więcej pracowników... Szkoda, bo niesamowity świat, jaki wykreował George R. R. Martin zasługuje na więcej.

Taniec ze smokami

Gra o tron: Początek nie opowiada o wojnie, która rozgrywa się na kartach powieści i której preludium widzowie znają z serialu telewizyjnego. W ramach kampanii zostajemy przeniesieni najpierw do czasów legendarnych, gdy na Westeros, w Dorne, wylądowała Nymeria ze swym ludem. Potem przeskakujemy do czasów lądowania armii rodu Targaryenów, czyli wojny, po której Aegon Zdobywca został władcą niemal całego Westeros (poza Dorne). Na tym etapie gracz ma wrażenie, że gra jest bardzo obszerna. Obie małe kampanie mają po pięć misji, a w kolejce czeka jeszcze sześć... Cóż, niestety kolejne "kampanie" składają się z jednego lub dwóch scenariuszy. Tak więc złudna nadzieja na 40 misji jest tylko złudną nadzieją - jest ich w sumie 20.

Cztery kolejne "kampanie" dotyczą kolejnych burzliwych momentów w historii Westeros. Śledzimy okres zwany Tańcem Smoków, czyli pierwszą wojnę domową pomiędzy Targaryenami. Potem wraz z Daeronem I, czternastoletnim władcą, prowadzimy podbój Dorne. Następnie przeskakujemy do końca drugiego wieku po lądowaniu Aegona Zdobywcy, by walczyc w koleejnej wojnie domowej, czyli rebelii Blacfyre'a. Ostatnia historyczna odsłona to Wojna Uzurpatora, czyli obalenie władzy Targaryenów i ukształtowanie nowego ładu politycznego, którego rozkład śledziliśmy w powieści czy serialu. Dwie ostatnie kieszonkowe kampanie, jakie nam oferuje Gra o tron: Początek , dotyczą walk Bractwa Bez Sztandaru i wydarzeń na Murze związanych z nadejściem Mance'a Rydera i odsieczą dla Nocnej Straży, jaką poprowadził Stannis Baratheon.

Jak widać po natłoku imion i wydarzeń, jeśli nie zna się powieści z cyklu Pieśń Lodu i Ognia, Gra o tron: Początek będzie kolejną gierką strategiczną w świecie fantasy. Inaczej mówiąc, musiałaby sobą sporo reprezentować, by zainteresować przypadkowych nabywców. Niestety, część z tych misji jest nieco nudnawa, a część piekielnie pretekstowa i krótka. Wiele osób i tak nie będzie miało okazji tego sprawdzić, bo odpadnie po nadmiernie tutorialowej pierwszej kampanii (a przecież w grze jest i samouczek). Oczywiście pod warunkiem, że w ogóle nabędą tę grę po obejrzeniu obrazków z niej (tak, to co tu dołączyłem to zrzuty ekranu z najwyższymi możliwymi ustawieniami jakości grafiki).

Starcie królów

Znacznie ciekawiej od kampanii wypada rozgrywka "ród vs ród", nawet, gdy za przeciwnika mamy SI. A już knucie przeciwko innym graczom to zdecydowanie najlepsze, co oferuje Gra o tron: Początek. O ile bowiem przeciwko komputerowym przeciwnikom doświadczony strateg szybko opracuje skuteczny model prowadzenia rozgrywki, to człowiek zawsze potrafi czymś zaskoczyć. Dlaczego mówię o knuciu, a nie walce? Otóż poza tym, że gra toczy się w czasie rzeczywistym i możemy werbować różne jednostki, niewiele tu więcej z tego, co rozumie się zwykle pod nazwą RTS. W trybie "ród vs ród" jest to najbardziej widoczne. Do wojny dojść w zasadzie musi, ale jest ona zwieńczeniem długich podchodów dyplomatyczno-szpiegowskich. No i sama wojna jest mało ciekawa...

W fazie pokoju staramy się poszerzyć wpływy swego rodu i zahamować zapędy konkurencji. Do dyspozycji mamy całą gamę jednostek: emisariuszy, szpiegów, możnowładcę, dziedzica, szlachetne panie, zabójców, łotrów, gwardzistów... sporo tego. Niektóre rody nawet więcej asów w rękawie, bo każdy dysponuje unikatowymi jednostkami. Wszystkie te postacie jakoś przeciwdziałają sobie i dają pole do popisu przy intrygach. Może kilka przykładów, które naświetlą potencjał, jaki ma Gra o tron: Początek... Emisariusz zawiera pakt, ale szpieg może po cichu podpisać tajną umowę, w wyniku której kasa będzie trafiała gdzie indziej, ale trudno to będzie wykryć, bez przeprowadzenia inspekcji własnym szpiegiem. Szlachetna pani może scementować układ poprzez więzy krwi, które da się rozciąć sztyletem zabójcy - o ile nie wykryje go gwardia, niewidoczna o ile w okolicy nie ma szpiega.

GramTV przedstawia:

Łotr potrafi wzniecić bunt, albo przekupić wrogiego agenta. Szlachetna pani zresztą też umie przekabacić jednostkę na naszą stronę za pomocą uwodzenia. W obu sytuacjach wszelkie umowy zawierane przez urobionego agenta będą tylko na papierze. Oczywiście szpieg po przesłuchaniu wykryje, iż doszło do zdrady. Wszystko zazębia się i wymaga ciągłej uwagi. Bardziej zaawansowane gambity polegają na wprowadzeniu szpiega do siedziby innego rodu i nakazanie mu najęcia się w roli emisariusza czy zabójcy. Inny gracz nie dość że poniesie koszta werbunku, to jeszcze na dodatek sam sobie wyhoduje żmiję na własnym łonie... Zdecydowanie, spiskowanie to najciekawsza część zabawy, jaką oferuje Gra o tron: Początek.

Warto jeszcze dodać, że każdemu miastu czy zamkowi przypisana jest jakaś osobowość lokalnego lorda, od której zależy trwałość sojuszy. Różnice są spore, bo przewidziano ich aż dziesięć typów. Map do trybu "ród vs ród" Gra o tron: Początek oferuje sporo, ale tylko część odnosi się do geografii Westeros, reszta to typowe rozstawienie pod zrównoważona rozgrywkę wieloosobową. Szkoda, że nawet na wielkiej mapie całego kontynentu (oczywiście bez Muru i krain poza nim), zarówno zamki wielkich rodów jak i wszelakie miejscowości nie mają nazw własnych. To bardzo duża niedoróbka, choć fani powieści raczej bez trudu zorientują się w geografii, a Winterfell, Królewska Przystań, Kraniec Burzy i inne sławne fortece są tak dobrze przedstawione wizualnie, iż nie sposób się pomylić.

Nawałnica mieczy

Jak już powiedziałem, jeśli idzie o prowadzenie walk Gra o tron: Początek oferuje niewiele. Mechanika jest uproszczona, figureczki małe (choć na szczęście z pięknie oddanymi rodowymi herbami) i nachodzące na siebie w magiczny sposób. Rozeznać się w starciu przez to nie jest rzeczą prostą, a typów jednostek do wyboru jest na tyle dużo, że staje się to razem wzięte uciążliwe. Przede wszystkim możemy rekrutować najemników (za złoto) i armie (za żywność). Pierwszy typ wojska pozwala na działania głównie w fazie pokoju, bo nie nadaje się do zdobywania miast i zamków. Najemnicy występują w trzech rodzajach: zwykli żołdacy, łucznicy i konni. Często są jedyną metodą na usuniecie gwardii pilnującej miasta czy emisariusza.

Armie są znacznie bardziej zróżnicowane. Oprócz odpowiedników najemników, Gra o tron: Początek oferuje nam pikinierów, kuszników i rycerstwo. No i dowódcę, bez którego morale może spaść bardzo szybko, a i straty uzupełniane będą długo. Wiele też zależy od dodatkowych zdolności jednostek, z których wszystkich trudno jest skorzystać, bo trzeba je odkryć, a badania nad każdą kolejna zajmuje więcej czasu. Zresztą werbowania wszelkich wojsk czy agentów również jest z każdą sztuką coraz droższe. Tak czy inaczej, gdy wybucha wojna, tajne sojusze są ujawniane, miasta da się zająć już tylko armiami, a wszystko to trwa krótko, bo celem jest sto punktów prestiżu, z których 2/3 lub 3/4 da się skumulować w czasie pokoju.

Uczta dla wron

Jak więc powinna być oceniona Gra o tron: Początek? Cóż, świetny pomysł na mechanikę intryg został pogrzebany pod stertą partacko wykonanych elementów. Kampanie nie porywają, grafika przywodzi na myśl gry RTS sprzed - przynajmniej - połowy dekady, muzyka nie zapada w pamieć, a mechanika bitew zadaje ostateczny cios projektowi studia Cyanide. Troszkę sprawę ratuje kilka z map do rozgrywki wieloosobowej i przejrzysta encyklopedia, pomagająca się zorientować w gąszczu zasad. Jeśli kochacie książki z cyklu Pieść Lodu i Ognia, poczekajcie na obniżkę ceny (rychłą jak sądzę) i dołączcie grę do swojej kolekcji. W innym przypadku trzy razy się zastanówcie, czy nie macie lepszego pomysłu na wydanie pieniędzy, niż kupowanie tego średniaka...

5,5
Pozycja wartościowa tylko dla fanów Gry o tron - i to raczej książek, a nie serialu telewizyjnego
Plusy
  • dosyć duża wierność realiom Westeros i specyfice powieści
  • ciekawa mechanika spiskowania
  • porządnie opracowana encyklopedia
  • kilka dobrych map do multi
Minusy
  • kampanie nie porywają, są mocno pretekstowe, mimo iż bazują na historii Westeros
  • bardzo słaba mechanika walk
  • brak szczegółowych zbliżeń kamery
  • momentami chaos wizualny na mapie
  • zaskakująco niska jakość grafiki
Komentarze
17
Usunięty
Usunięty
19/06/2013 14:19

Już mod do Crusader Kings II jest lepszy od tego... czegoś...

Usunięty
Usunięty
11/10/2011 00:23

Myślę, że z czasem doczekamy się produkcji na wyższym poziomie w świecie Martina, niż ta gra. HBO inwestuje duże pieniądze w te markę i wypromowanie jej. To gwarancja tego, że i z czasem pojawią się gry lepsze, niż tu recenzowana i będzie podobnie, jak z LOTR, w którego świecie mamy do czynienia i z perełkami i produkcjami przeciętnymi oraz słabymi.

Usunięty
Usunięty
11/10/2011 00:23

Myślę, że z czasem doczekamy się produkcji na wyższym poziomie w świecie Martina, niż ta gra. HBO inwestuje duże pieniądze w te markę i wypromowanie jej. To gwarancja tego, że i z czasem pojawią się gry lepsze, niż tu recenzowana i będzie podobnie, jak z LOTR, w którego świecie mamy do czynienia i z perełkami i produkcjami przeciętnymi oraz słabymi.




Trwa Wczytywanie