Asura's Wrath – wrażenia z prezentacji

Robert Sawicki
2011/08/18 11:42
3
0

Kontynuując naszą linię wrażeń z prezentacji, nadszedł czas na Asura's Wrath – slashera, który jest na tyle absurdalny (by momentami nie powiedzieć nawet idiotyczny), że aż genialny.

Kontynuując naszą linię wrażeń z prezentacji, nadszedł czas na Asura's Wrath – slashera, który jest na tyle absurdalny (by momentami nie powiedzieć nawet idiotyczny), że aż genialny. Asura's Wrath – wrażenia z prezentacji

Z Asura's Wrath miałem z początku ten problem, że był to dla mnie tytuł do tej pory wyjątkowo obcy. Marketing gry, nawet jeśli na chwilę obecną jakiś istnieje, kompletnie mnie ominął, ginąc w cieniu rozgłosu nieco większych tytułów. I w pewnej chwili nadchodzi taki dzień, w którym człowiek grzecznie siada na krzesełku, a facet stojący przy telewizorze równie uprzejmie rozpoczyna prezentację gry. Wtedy – zmienia się wszystko.

Na wstępie ponownie chciałbym zaznaczyć, że gra niemal w pełni opiera się na wspomnianym wcześniej absurdzie i wręcz przesadzonej spektakularności. To wciąż dość przyzwoity slasher, z systemem walki który wygląda „w porządku”, z grafiką w stylu porządnie podrasowanego Devil May Cry 4. Rozgrywka zakłada ciągły udział w nieustającej akcji, dając nam do dyspozycji kilka rodzajów ciosów i możliwość ostrzelania przeciwnika pociskami prosto z własnych pięści (spokojnie, o tym szerzej nieco później). Choć mordobicie wyglądało momentami całkiem efektownie, niestety – sprawiało wrażenie niezbyt satysfakcjonującej, będąc jak gdyby z przymusu ze względu na przynależność do gatunku, stanowiąc jak gdyby przeciwieństwo tego, co widziałem dziś w Darksiders 2. Podobnie jest też z samą fabułą. Asura, jeden z wielu bogów, został zdradzony przez mu podobnych i teraz jest na osobistej misji, w której celem jest zemsta. Niektórzy mogliby stwierdzić, że średniawa historia jest największą zbrodnią, jaką producent gier może popełnić przeciw samym. Problem w tym, że świetna, kwiecista opowieść całości jedynie by przeszkadzała.

Na naszą gwiazdę programu, czyli absurd, pozwoliła odpowiednia konstrukcja świata – jest to zaskakująco jednolita mieszanka science-fiction i wszelakiej mitologii, gdzie starodawna stylistyka i wygląd otoczenia łączy się z dość nietypowymi rozwiązaniami i uzbrojeniem przeciwników. Od samego początku celem twórców było stworzenie gry możliwie spektakularnej, „epickiej”, pełnej widowiskowych (momentami pozytywnie przegiętych) scen, jak i obiektów i wrogów absolutnie niesamowitych rozmiarów. Kiedy zapytałem pana z Capcomu, jak widzą siebie w konkurencji z niedoścignionym w tej dziedzinie Shadow of the Colossus, odpowiedział mi „Po prostu chcemy pokazać ogromne rzeczy. I spójrz – strzelam teraz sobie z pięści rakietami w krążownik Dartha Vadera”, wskazując ochoczo palcem na coś, co wyglądało na mieszankę statku Protossów i wspomnianego krążownika i było, oczywiście, ogromne. Jeśli wciąż czujecie się nieprzekonani w kwestii rozmiaru – po każdej udanej sekwencji walki nasz boss stawał się coraz większy. Jako, że sekwencji było więcej niż „kilka”, w niedługim czasie skończył w kosmosie, będąc kilkanaście razy większym od planety Ziemi, po czym starał się przygnieść palcem głównego bohatera gry. Naturalnie, Asura bezproblemowo zdołał zatrzymać paluszka swojego wroga; co więcej, odbił go na tyle mocno, że jego przeciwnik najzwyczajniej w świecie zaczął płonąc w próżni. Asura's Wrath, Panie i Panowie. Asura's Wrath.

GramTV przedstawia:

W kwestii grafiki, ciężko powiedzieć właściwie cokolwiek. Gra po prostu wygląda. Niezwykłe i rozległe widoki po prostu są i nawet jeśli zaskakują, to głównie ze względu nie na to jak bardzo są piękne, ale na sposób w jaki zostały ukazane. W żadnym wypadku nie mówię, że gra jest brzydka – najzwyczajniej w świecie pod względem jakości grafiki mieści się w absolutnej średniej dzisiejszych gier komputerowych. Całe szczęście, silnik wciąż jest w stanie przekazać najważniejsze sceny, takie jak wspomniane potyczki z przeciwnikami większymi od... właściwie wszystkiego, co do tej pory widziałem.

Teraz nieco więcej szczegółów na temat systemu walki, który w grach akcji gra niejako główne skrzypce. Z tego, co miałem okazję oglądać, dało się jedynie wywnioskować tyle, że potyczki, choć momentami efekciarskie, to sprowadzają się do bezlitosnego męczenia wybranego przycisku na padzie. W międzyczasie pojawiają się niesamowicie proste (i również polegające na molestowaniu guzików) quick-time eventy. Przedstawiciel Capcomu stwierdził, że QTE w grze są tak bardzo proste, ponieważ twórcy nie chcieli odciągać graczy od nieustannej akcji czymś tak rozpraszającym, jak skomplikowane kombinacje przycisków wyskakujące na ekranie. Tak jak pisałem – strzelanie pociskami z własnej pięści i odrzucanie rakiet w stronę przeciwników jest naprawdę fajne, ale są to jedynie dobre dodatki do dość średniego systemu obijania wrogów po gębach.

Asura's Wrath jest jednocześnie jednym z najgorszych i jednym z najlepszych tytułów, jakie miałem okazję podziwiać na targach. Cały obecny przesadyzm (czy, jak kto woli, przegięta hiperbolizacja) i spektakularne sceny obecne w grze stanowią główny gwóźdź programu, nawet jeśli reszta gry sprawia wrażenie wyjątkowo średniej, choć wciąż dającej „jakieś” pokłady zabawy. Wciąż! Nawet jeśli któraś z wad rzuca się w oczy, to nie mija kilka chwil zanim nie zniknie w cieniu jakiegoś absurdalnego wydarzenia, które stanowi jak gdyby nagrodę za nasze trudzenie się z innymi elementami Asura's Wrath.

Werdykt? Nie mam zielonego pojęcia. To tytuł, który chciałbym jednocześnie rzucić na półkę z serii „Dostałem za darmo, a i tak mi się nie chce grać”, ale i przytulić i dać mu nieco miłości, na którą tak bardzo zasługuje. To gra, którą chciałbym przerobić na darmową kołdrę do górskich schronisk, ale i na miękką podusię do mojego własnego łóżka, do której tuliłbym się każdego wieczora. To duża, ohydna koleżanka, którą lubisz, bo darzy Cię ogromną miłością i przynosi do łóżka śniadanie, razem z kolejną porcją gier do ogrania. Miejmy nadzieję, że w tym tygodniu będę miał jeszcze okazję sprawdzić grę w akcji osobiście, jako że naprawdę chciałbym wydać jakikolwiek, uczciwy werdykt na temat tej produkcji. Stay tuned.

Komentarze
3
Usunięty
Usunięty
19/08/2011 19:41

Ambiwalencja - uczucie, które Ci towarzyszy w momencie, gdy Twoja teściowa wpada w przepaść Twoim nowiutkim Porshe 911.A czy są w niej dinozaury?

Usunięty
Usunięty
18/08/2011 20:31

Jezus jaki opis na forum ;P i brak belki?

Usunięty
Usunięty
18/08/2011 20:29

Nie ma smoków-sterowców, nie ma zabawy. :PChciałbym zagrać w ten tytuł tylko po to by przekonać się jaki jest absurdalny.




Trwa Wczytywanie