Gray Matter - recenzja

Sebastian Kejres
2010/12/07 14:00

Jane Jensen została uznana za mistrzynię gatunku gier przygodowych po ukazaniu się przed wielu laty Gabriela Knighta. Kolejne tytuły z serii tylko ugruntowały tę pozycję. Obecnie, po długiej przerwie, pani J.J. powraca z nowym tytułem – Gray Matter

Jane Jensen została uznana za mistrzynię gatunku gier przygodowych po ukazaniu się przed wielu laty Gabriela Knighta. Kolejne tytuły z serii tylko ugruntowały tę pozycję. Obecnie, po długiej przerwie, pani J.J. powraca z nowym tytułem – Gray Matter

Gray Matter - recenzja

Opracowując Gabriela Knighta Jane Jensen osiągnęła doskonałość i z pewnością Gray Matter nie odstaje od wyznaczonego w tamtym tytule standardu. Świetnie zbalansowane elementy fabuły i kilka ciekawych pomysłów dowodzą znakomitego wyczucia autorki. Fabuła perfekcyjnie buduje napięcie, zwroty akcji są we właściwych miejscach, a wyzwania nie są sztampowe. Jednym słowem: to bardzo dobra przygodówka.

Wielki powrót?

Wielki powrót?, Gray Matter - recenzja

Od jakiegoś czasu gry przygodowe zdają się przeżywać renesans. Po kilku jałowych latach i regularnie powtarzanym sloganie o śmierci gatunku, na rynek zaczęły co jakiś czas wypływać nowe tytuły. Dodajmy, tytuły dobre i dobrze przyjmowane. Nie dziwi więc, że do ich produkcji wróciła również „pierwsza dama gatunku”.

Wielu spośród miłośników przygodówek zapewne chciałoby, aby powrót ten wiązał się z postacią Gabriela Knighta. Jednak, z rozmaitych przyczyn, byłoby to dość trudne. W rezultacie autorka zdecydowała się na wykreowanie nowych postaci. Wraz z nimi pojawiła się nowa rzeczywistość, ale jakże przywodząca na myśl tą poznaną w przygodach Gabriela.

Olbrzymią zasługę w zachowaniu atmosfery starszych gier pani J.J. należy przypisać przepięknym planszom scenerii gry. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że widać iż wyszły „spod tej samej ręki”. Po prostu jest w nich coś, co krzyczy „to gra Jane Jensen”. Obrazu świetnie dopełniają całkiem zgrabne modele postaci i ilustrująca grę muzyka. Łatwo stwierdzić, że gra jest bardzo nastrojowa. Całość cudownie uzupełniają „filmiki”, tworzone ze statycznych, ręcznie malowanych obrazów, którym nadano pozory ruchu. Dodajmy, że obrazy te mają swój elegancki styl i są naprawdę ładne.

Jak w to się gra?

Gray Matter jest klasyczną grą przygodową z systemem sterowania typu point-and-click. Wprowadzono do niej jednak kilka rozwiązań, których w starszych tytułach gatunku na próżno byłoby szukać. Jednym z nich jest możliwość wyświetlenia na stałe podpisów wszystkich aktywnych obiektów na planszy. Jest to gigantyczne ułatwienie, które jednak wielu starych wyjadaczy może zniesmaczyć. Na szczęście jest to pomoc opcjonalna, więc jeżeli komuś to nie odpowiada, nie musi z niej korzystać.

Jak w to się gra?, Gray Matter - recenzja


Dość ciekawym pomysłem są triki iluzjonistyczne, z jakich korzysta główna bohaterka, Samantha, aby poradzić sobie z niektórymi problemami. W zasadzie jest to dość złożona mini-gra (bez możliwości pominięcia), która po właściwym przeprowadzeniu uruchamia rozmaite scenki. Same sztuczki są dość logicznie skonstruowane i po kilku próbach raczej nie stanowią problemu. Może się natomiast okazać, że do prawidłowego ich przeprowadzenia będzie trzeba wykonać kilka dodatkowych działań – coś zdobyć, coś ukryć, albo np. wybrać się gdzieś, żeby dokończyć rozpoczętą akcję. Tak więc, mimo że sam pomysł jest prosty, stał się doskonałym pretekstem do wzbogacenia gry o dodatkowe elementy.

Oczywiście nie zrezygnowano też w GM z klasycznych rozwiązań. Mamy więc łączenie obiektów w celu uzyskania potrzebnych nam przedmiotów albo łamigłówki w stylu „wciśnij to, żeby otworzyć tamto, aby wyjąć tą bardzo ważną figurkę”.

Pewną nowością w grze jest pozorna swoboda działania. Grę podzielono na rozdziały – w każdym z nich mamy do wykonania serię zadań głównych i (niespodzianka) pobocznych. Co prawda te poboczne mogą czasem polegać na obejrzeniu jakiegoś przedmiotu, ale jednak są. Realizacja wszystkich zadań głównych jest warunkiem ukończenia danego rozdziału. I tu pojawia się wspomniany element swobody: nie musimy realizować ich w z góry ustalonej kolejności. Każda z postaci w grze ma zawsze pod ręką mapę, na której wyświetlane są dostępne w danym rozdziale lokacje (niektóre z nich mogą wymagać odblokowania). Dzięki temu możemy sami decydować, dokąd najpierw się wybierzemy. Tylko od nas zależy, czy udamy się najpierw do punktu „A” czy „B”, a co za tym idzie jakie zadania wykonamy w pierwszej kolejności. Niby nic, a cieszy.

Postęp w rozgrywce śledzi się łatwo za pomocą dwóch narzędzi. Pierwszym wskaźnikiem jest sposób podświetlania lokacji na mapie. Kolorem złotym obwiedzione są te miejsca, które zawierają elementy głównego wątku. Srebrna obwódka oznacza kwestie poboczne. Jeżeli w jakimś miejscu zrobiliśmy wszystko, co do nas należało, podpis i obwódka stają się szare. Drugie narzędzie pomocnicze to „pasek postępu”. Pokazuje on wylistowane zadania z danego rozdziału. Postęp w ich realizacji obrazowany jest na dwa sposoby: liczbowo oraz w formie graficznej.

Połączenie tych dwóch elementów pozwalających nam kontrolować postęp rozgrywki zapewnia jej gładki przebieg. Co więcej, wyklucza znienawidzoną przez tak wielu graczy sytuację „przegapiłem coś, ale na której z dziesięciu tysięcy plansz, jakie minąłem?”. Oczywiście i w tym przypadku znajdą się zapewne osoby, które uznają to za traktowanie odbiorcy jak półinteligenta.

GramTV przedstawia:

Postacie z iskrą

Postacie z iskrą, Gray Matter - recenzja

Bohaterowie Gray Matter zostali nakreśleni w sposób, który trąci geniuszem. Wyraziści, konsekwentni w swych dążeniach, borykający się z pewnymi trudnościami lub nawet tragediami. Przy czym nie są to postacie przeładowane. Bez problemu możemy zrozumieć, dlaczego cierpią czy się cieszą – gracz nie ma trudności w identyfikowaniu się z nimi i ich poczynaniami. Jest to tym większe osiągnięcie, że w trakcie rozgrywki możemy kierować poczynaniami dwójki bohaterów:

Samantha „Sam” Evereth – Amerykanka, która przybyła do Starego Świata zgłębiać sztukę prestidigitatorską. Po kilku latach wędrówki po kontynencie trafia do Anglii. Pragnie stać się członkiem tajemniczego i elitarnego stowarzyszenia zrzeszającego magików – Klubu Dedala. Do Oksfordu sprowadza ją zbieg okoliczności. W wyniku rozmaitych wypadków zostaje asystentką doktora Stylesa.

Doktor David Styles – neurobiolog. Naukowiec cieszący się złą sławą. Przed paru laty tajemniczy wypadek złamał mu życie, a w rezultacie jego świetnie zapowiadająca się kariera legła w gruzach. Powszechnie uważany jest za „szalonego naukowca”. Sytuacji nie poprawiają blizny, które skrywa pod maską. Jest oschły – ale to raczej poza, mająca odgrodzić go od litości i ciekawości ludzi.

Postacie poboczne – mimo ze mamy z nimi, ze zrozumiałych względów, znacznie mniej do czynienia niż z Sam i Davidem, to na swój sposób wypadają równie barwnie jak ta dwójka. Piątka studentów, z którymi mamy kontakt przez większość gry, jest zróżnicowana i niezwykle „żywa”. Dodajmy do tego gosposię doktora i panią w sekretariacie oraz tajemniczego sprzedawcę w sklepie z artykułami iluzjonistycznymi. Wszystkie one są elegancko i zgrabnie przedstawione. Tu jeszcze raz ujawnia się geniusz autorki – dwa wypowiedziane zdania mogą doskonale oddać charakter postaci tła opowieści.

Fabuła

Fabuła, Gray Matter - recenzja

Oczywiście gra przygodowa byłaby niczym bez ciekawej, wciągającej fabuły. Ta, jak już wspomnieliśmy, jest świetnie obmyślona i przeprowadzona. Buduje napięcie, które pobudza gracza do drążenia tematu, a jednocześnie kreśli tajemnicę, która nie pozwala mu się nudzić. Ciekawie wypada to, że całość opowiadana jest z dwóch bardzo odmiennych perspektyw. Mamy więc pragmatyczną, we wszystkim doszukującą się oszustwa Sam i nieco nawiedzonego, wierzącego w zjawiska paranormalne Davida. Dzięki temu gracz ma wrażenie, że wie więcej od poszczególnych postaci. Jednocześnie jest mamiony, ponieważ każdy z bohaterów jest przekonany, że to jego punkt widzenia jest słuszny.

Całość intrygi toczy się dookoła planów głównych bohaterów i pewnej tajemnicy, w której każde z nich upatruje powiązania ze swą specjalnością. To właśnie owa zagadka wywołuje swoisty rozdźwięk w fabule. Tajemnicze wydarzenia w Oksfordzie są przez każdą z postaci inaczej interpretowane. Sam doszukuje się w nich jakiejś wielkiej mistyfikacji, a doktor wierzy w ich nadprzyrodzone pochodzenie.

Słów kilka na zakończenie

Tytuł został przetłumaczony w tak zwanej wersji kinowej. W trakcie gry nie zauważyliśmy żadnych większych uchybień ani błędów, które mogłyby utrudniać zrozumienie czekających nas wyzwań. Warto też w tym miejscu wspomnieć, że głosy aktorów w angielskim dubbingu brzmią bardzo sympatycznie i pasują do „melodyki” postaci.

Słów kilka na zakończenie, Gray Matter - recenzja

Gray Matter to gra na wysokim poziomie. Nie jest lepsza czy gorsza od wcześniejszych produkcji Jane Jansen. Autorka pokazała, że wie jak robić gry przygodowe – jednak nie ma w tej produkcji niczego przełomowego. Pewne jest jedno: to jedna z najlepszych przygodówek ostatnich lat. Jeżeli mogę mówić o jakiś mankamentach gry, to są one takie same jak w większości tytułów tego gatunku. Kiedy znamy już fabułę, wiemy co i gdzie należy zrobić, ukończenie jej zajmuje nam najwyżej kilka godzin. No, ale taka właśnie jest specyfika przygodówek.

9,0
Spójna, wartka i doskonała w swoim rodzaju
Plusy
  • nastrój
  • postacie
  • muzyka
  • scenografia
Minusy
  • uproszczenia/ułatwienia
  • czasami gra potrafi niespodziewanie wywalić nas na pulpit
Komentarze
29
Usunięty
Usunięty
09/01/2011 19:56

Nigdy nie byłem specjalnym fanem przygodówek ale Gray Matter wygląda na prawdę kusząco. Swojego czasu grałem w Syberię, gra była ciekawa ale jakoś nie przekonała mnie do tego, żeby zagrać w inne przygodówki.Możliwe, że w przyszłości poświęcę tej grze kilka chwil.

Usunięty
Usunięty
05/01/2011 20:22

Dobra recenzja. Kiedyś byłem wielkim fanem Gabriela Knighta, ukończyłem wszystkie części a teraz skuszę się na GM.

Usunięty
Usunięty
25/12/2010 11:24
Dnia 18.12.2010 o 16:06, Vojtas napisał:

W Syberii trudniejsze? Ee, dla mnie akurat były łatwiejsze. Poza jedną zagadką (mieszanie drinka) grałem praktycznie bez żadnych pauz.

W pełni się zgadzam. Zdarzały się przygodówki, przy których sporo się nagłowiłem, jednak obie części Syberii trochę mnie rozczarowały, bo "przeleciałem" przez nie na jednym oddechu, bez przystanków. Spodziewałem się większych wyzwań.




Trwa Wczytywanie