Enslaved: Odyssey to the West - recenzja

Łukasz Wiśniewski
2010/10/15 14:30

Po cichu, bez głośnej promocji, na półkach sklepowych zawitała nowa gra studia Ninja Theory (twórców Heavenly Sword) - Enslaved: Odyssey to the West. Nasza redakcja bardzo liczyła na tę produkcję i... nie zawiodła się!

Po cichu, bez głośnej promocji, na półkach sklepowych zawitała nowa gra studia Ninja Theory (twórców Heavenly Sword) - Enslaved: Odyssey to the West. Nasza redakcja bardzo liczyła na tę produkcję i... nie zawiodła się!

Enslaved: Odyssey to the West - recenzja

Już na etapie zapowiedzi czuliśmy, iż Enslaved: Odyssey to the West może się okazać ciekawą produkcją. Gdy wreszcie mieliśmy okazję nieco pograć, nasze pierwsze wrażenia były entuzjastyczne. Teraz - po przejściu całości, od frapującego początku do powodującego opad szczęki finału - wiemy, że to jedno z największych pozytywnych zaskoczeń tego roku. Rozgrywka jest piekielnie dynamiczna, w naszych testach nie nudziła się nawet osoba, oglądająca całość biernie, jako film. Pod tym względem twórcom udało się osiągnąć to, do czego zdecydowanie dążyli: stworzyć świetną post-apokaliptyczną opowieść z elementami zapożyczonymi od serii Uncharted.

Kino zręcznościowe

Kino zręcznościowe, Enslaved: Odyssey to the West - recenzja

Od razu na starcie trzeba zaznaczyć, że porównanie z serią Uncharted to oczywiście komplement, ale za razem znacząca informacja o liniowości rozgrywki. Enslaved: Odyssey to the West ma świetny scenariusz, przypominający jako żywo sensacyjne kino drogi. Nie ma ani jednego momentu, w którym moglibyśmy podjąć jakąś decyzję zmieniającą coś w fabule. Ninja Theory po prostu serwują nam dynamiczną opowieść, którą mamy śledzić. Nie znajdziemy tu też żadnych opisów przedmiotów ani innych elementów z typowej mechaniki. Nawet HUD jest osadzony w grze fabularnie.

Nie dostaniemy żadnych wyjaśnień ani informacji, poza tymi, które osadzone są w wydarzeniach. Na wiele pytań związanych z historią świata odpowiedzi znajdujemy szczątkowe, zwykle w formie plakatów, graffiti, zdjęć... ale to elementy otoczenia, na które sami musimy zwrócić uwagę. Bez tego nasza wiedza o świecie będzie równa tej, którą posiadają bohaterowie gry Enslaved: Odyssey to the West. Tak, była wojna. Chyba dawno. Dekady albo wieki temu. To miało coś wspólnego z mechami. Koniec. Kropka.

Małpa, Świniak i nastolatka

W grze przyjdzie nam wskoczyć w buty kolegi o ksywie Monkey (cóż, przynajmniej w którymś momencie, nagabywany, podaje na odczepnego taki pseudonim). Towarzyszy nam Trip, nastolatka z dużą wiedzą technologiczno-informatyczną. W pewnym momencie do teamu dołączy Pigsy, antypatyczny złomiarz. Relacje pomiędzy tymi bohaterami są jedną z najważniejszych osi fabuły Enslaved: Odyssey to the West. Małpa, Świniak i nastolatka, Enslaved: Odyssey to the West - recenzja

Nie ma w Enslaved: Odyssey to the West typowej konstrukcji ekipy-drużyny. Ponownie nasuwają się tu skojarzenia z Uncharted 2, ale Nija Theory idzie jeszcze dalej. Na samym niemal początku (więc wiele nie zdradzamy) Trip zakłada na głowę naszego bohatera specjalną obręcz. To narzędzie, jakim posługują się łowcy niewolników z Piramidy, zaawansowany technologicznie gadżet. Monkey musi słuchać rozkazów Trip, bo w innym wypadku wysłane zostaną potężne impulsy bólowe. Dziewczyna może go nawet za pomocą obręczy zabić, zresztą jeśli jej serce przestanie bić, biedak i tak umrze.

W ten sposób, mimo wściekłości za to, co mu uczyniła, Monkey broni Trip z wielkim oddaniem - cóż, stawką jest jego życie. Dodajmy, iż nasz bohater wygląda i zachowuje się jak skrzyżowanie bisleyowskiego Sláine Mac Rotha (ogólnie wiele jest w Enslaved: Odyssey to the West stylistyki rodem ze stajni komiksowej 2000 AD) z Tarzanem, więc nic dziwnego. iż dziewczyna się go obawia. Potrzebuje jednak jego pomocy, bo znajdują się w pełnym starych mechów, zrujnowanym Nowym Jorku, a jej dom znajduje się kilkaset mil dalej na zachód. Trip zarazem nie jest osobą złą, więc coraz gorzej jej się żyje z faktem, iż zniewoliła Monkeya...

I tak sobie wędrują we dwójkę, użerając się z mechami i starając się przeżyć. W pewnym momencie ich pokręcone wzajemne relacje zostają jeszcze bardziej skomplikowane. Do grupy dołącza Pigsy, obleśny przyjaciel ojca dziewczyny, który (chyba z braku lustra) leci na Trip i postrzega jej niewolnika jako... konkurencję.

Zielona apokalipsa

Zielona apokalipsa, Enslaved: Odyssey to the West - recenzja

Przyzwyczailiśmy się już do konkretnej wizji świata po apokalipsie. Jałowe pustkowia rodem z serii Fallout, a wcześniej wykreowane przez kino, to niejako obowiązująca wizja. Cywilizacja może jednak runąć w różny sposób. Następstwem wojny jądrowej nie musi być wypalony świat, bo istnieje prawdopodobieństwo nadejścia post-nuklearnej zimy (vide pierwsze komiksy z serii Yans) - a co jeśli zagłada miała inne korzenie? W Enslaved: Odyssey to the West pustkowia są zielone. Resztki naszych miast objęła ponownie we władanie przyroda. Z dzikiej roślinności wystają szkielety budynków i resztki monstrualnych machin, w dużej części bojowych.

GramTV przedstawia:

Wykreowana w Enslaved: Odyssey to the West wizja przyszłości po upadku cywilizacji robi wrażenie. Wraz z bohaterami obserwujemy ślady wielkiej wojny, ale o genezie konfliktu wiemy tyle co oni: nic. Gdzieniegdzie działa jeszcze zasilanie, nie wszystkie meble do końca zmurszały, autonomiczne systemy bojowe są wciąż aktywne... oj, ta wojna nie rozegrała się tak dawno, jak uważają Monkey i Trip. Wśród ruin są wciąż aktywne pola minowe, a pordzewiałe mechy mają podobną konstrukcję do nowych, wysyłanych z Piramidy. Co ciekawe, dawne sondy zwiadowcze zdziczały i zachowują się jak zwierzęta. Dziwaczna to wizja świata, ale i piekielnie malownicza zarazem. Taka europejska, artystyczna, odmienna od amerykańskich standardów.

Dla każdego coś trudnego

Dla każdego coś trudnego, Enslaved: Odyssey to the West - recenzja

Monkey zdolnościami wspinaczki i skoków może zawstydzić Nathana Drake'a. Ciągle śmigamy z uchwytu na uchwyt, włazimy w miejsca pozornie niedostępne, balansujemy nad przepaściami... ale szansę na zrobienie krzywdy swojej postaci mamy nikłe. Nie da się zwyczajnie spaść za sprawą źle wymierzonego skoku, bo odbywa się on jedynie pomiędzy aktywnymi obiektami. Za to niektóre z uchwytów mogą puścić, napotykamy też rozmaite pułapki. Enslaved: Odyssey to the West podobnie jak gry studia Naughty Dog, nie ma na celu wzbudzenie frustracji. Zapewniają to gęsto rozmieszczone punktu automatycznego zapisu i zero szansy na spartaczenie czegoś w miejscu innym, niż fabularnie przewidziano. Ma być filmowo, a nie męcząco.

Całość rozgrywki w Enslaved: Odyssey to the West składa się z kilku elementów, które wymieszano tak, by uniknąć monotonii. Mamy skoki, momenty współpracy postaci, zagadki logiczne, pościgi, ucieczki, walki z rozmaitymi mechami i wymagające starcia z bossami. Plus wstawki fabularne, często przerywane nagłym zawiązaniem akcji. W zasadzie nie jest specjalnie trudno, choć nie można być mistrzem we wszystkim... Ktoś, kto dobrze sobie radzi w walce i z zagadkami logicznymi, ma szansę przeżyć trudne chwile podczas szalonych rajdów na "chmurce" czyli antygrawitacyjnym dysku, którego czasem (zwykle w starciach z bossami) używa Monkey.

Pałować!

Czasem wrogów da się uniknąć, czasem nie. Na szczęście Monkey jest dobrze przygotowany do walki z mechami. Z pozoru każdy przeciwnik jest bardzo trudny. Jeden poszatkuje nas z miniguna, inny w pozycji defensywnej nie otrzymuje obrażeń, kolejny miota energią i zaburza nasze pole widzenia. A każdy z nich może mieć dodatkowo tarczę kinetyczną, zapewniającą mu od przodu całkowitą nietykalność. Niektórzy przeciwnicy mają pewne słabości, a ich wykorzystanie nie tylko przyspiesza walkę, ale jest zarazem ucztą dla oczu. Trzeba więc myśleć, kombinować, dobierać do wrogów taktykę, wykorzystywać wsparcie Trip i mądrze rozwijać postać. Tak, rozwijać. W Enslaved: Odyssey to the West nie zabrakło i tego.

Monkey używa bardzo specyficznej broni. To jakiś rodzaj plazmowej lagi, zdolnej rozmontować większość mechów w krótkim czasie. Gdzieś kiedyś zdobył tę broń, pewnie nie ma za wiele pojęcia o jej genezie. Laga jest nie tylko bronią kontaktową, ale również i zasięgową (to jednak wymaga odpowiedniego zapasu plazmy jako amunicji) - służy też jako tarcza. Poza tą bronią nasz bohater nie musi używać niczego, bo jest wystarczająco wielofunkcyjna. Pałować!, Enslaved: Odyssey to the West - recenzja

Mechanika rozwoju postaci powiązana jest więc z ową lagą głównie, dochodzi do tego poniesienie żywotności i zdolność regeneracji - w domyśleniu powiązane ze stymulantami oferowanymi przez niewolniczą obręcz. Zwiększamy możliwości tarczy, ulepszamy broń w wersji zasięgowej i kontaktowej. Warto dobrze się zastanowić, bo na wszystko punktów nie wystarczy (swoją drogą ich wizualizacja w formie pomarańczowych kul to akurat porażka), czyli dostosować rozwój do preferowanego stylu gry. W praktyce bardzo przydadzą się na pewno ulepszenia możliwości "ogłuszania" mechów, to wiele ułatwia w walce.

Diament z małymi skazami

Diament z małymi skazami, Enslaved: Odyssey to the West - recenzja

Filmowa, dynamiczna gra, z rewelacyjnymi animacjami twarzy bohaterów i frapującą fabułą wiodącą do świetnego finału. Na dodatek z głosem Andy'ego Serkisa, czyli niezapominanego Golluma z Władcy Pierścieni, oraz muzyką czerpiącą z najlepszych wzorów: dynamiczną gdzie trzeba, w pozostałych miejscach spokojniejszą, przywodzącą na myśl serie Fallout i Homeworld. Zdecydowanie hicior. Jednakże w porównaniu do Uncharted 2, Enslaved: Odyssey to the West wypada nieco gorzej, a właśnie grę studia Naughty Dog należy tu uznać za odnośnik w ocenie.

Drażnią w Enslaved: Odyssey to the West wspomniane pomarańczowe kule, do tego porozmieszczane z boku i odciągające od dynamicznej akcji. Można było punkty technologiczne pozyskiwane na rozwój postaci załatwić w bardziej fabularny sposób, lepiej wpisujący się w całość. Zdarzyło na się dwukrotnie "spaść z trasy" czyli zrobić coś, co zablokowało dalszy skrypt i konieczne było załadowanie ostatniego punktu kontrolnego. No i na koniec smutna wiadomość: gdy skończymy grę, możemy co najwyżej zacząć ją od nowa i wymaksować. Nie ma innych trybów, nie ma trybu multi, tylko opowieść. Za to opowieść nietuzinkowa i warta swej ceny z nawiązką.

9,1
Wreszcie coś nowego w temacie post-apokalipsy
Plusy
  • fabuła
  • relacje miedzy postaciami
  • zróżnicowana rozgrywka
  • konsekwentna, specyficzna oprawa graficzna
  • animacje twarzy
  • finał który trzeba zobaczyć
Minusy
  • pomarańczowe kulki
  • tylko jeden tryb rozgrywki
  • możliwość zablokowania się skryptów
Komentarze
19
Usunięty
Usunięty
06/02/2014 19:31

Wiem, że bawię się teraz w archeologa, ale właśnie ogrywam wersję PCtową i stwierdziłem, że warto przypomnieć ten tytuł, bo WARTO. Już dawno nie widziałem tak fajnych kreacji postaci w grze akcji, napaliłem się teraz na DMC od Ninja Theory. Jeżeli miałbym wskazać grę, która wywołała podobne odczucia, to wskazałbym Beyond Good & Evil, a to znakomita rekomendacja.

Usunięty
Usunięty
06/02/2014 19:31

Wiem, że bawię się teraz w archeologa, ale właśnie ogrywam wersję PCtową i stwierdziłem, że warto przypomnieć ten tytuł, bo WARTO. Już dawno nie widziałem tak fajnych kreacji postaci w grze akcji, napaliłem się teraz na DMC od Ninja Theory. Jeżeli miałbym wskazać grę, która wywołała podobne odczucia, to wskazałbym Beyond Good & Evil, a to znakomita rekomendacja.

TobiAlex
Gramowicz
19/10/2010 03:02

BluesBoy i kupiłeś MoH za 179 zł O.o ???




Trwa Wczytywanie