W niedużym alpejskim mieście Annecy spotkało się sześciu dziennikarzy z Polski i Niemiec. Nie było jednak jeżdżenia na nartach, a krwawe walki w Animusie. Posłuchajcie o naszych wrażeniach z testów rozgrywki wieloosobowej w grze Assassin's Creed: Brotherhood!
W niedużym alpejskim mieście Annecy spotkało się sześciu dziennikarzy z Polski i Niemiec. Nie było jednak jeżdżenia na nartach, a krwawe walki w Animusie. Posłuchajcie o naszych wrażeniach z testów rozgrywki wieloosobowej w grze Assassin's Creed: Brotherhood!
Nim zaczęliśmy rozgrywkę, dowiedzieliśmy się wiele o jej mechanice. Tak więc do konsol zasiedliśmy z teoretycznym przygotowaniem. Wiedzieliśmy, że na początku wybór postaci jest ograniczony do dziesięciu, cztery kolejne odblokowujemy, jedną wykupujemy za punkty w UPlay, a dwie dane zostaną jedynie w ramach zakupu przedpremierowego Assassin's Creed: Brotherhood. Wiedzieliśmy też, że nie ma to jakiegoś wielkiego znaczenia, bo w trybie multiplayer wszyscy są w zasadzie równi, zróżnicowanie postaci to smaczek wizualny.
Zaczęliśmy od trybu Wanted, bo na rozgrzewkę nie ma nic lepszego niż klasyczny deathmatch. Jako, że w tym trybie może bawić się do ośmiu osób, w szrankach stanęli też przedstawiciele działów PR z obu krajów. No i zaczęło się... Assassin's Creed: Brotherhood różni się w trybie multiplayer od większości gier, w jakie miałem okazję grać. Zwykle ważne jest, by poruszać się szybko i działać dynamicznie. Tu osoba, która zaczyna biec, raczej przegrywa. Trzeba poruszać się spokojnie, zachowywać czujność i obmyślać podstępy.
Mapa zapełniona jest klonami postaci, biorących udział w walce. Szukamy w tym tłumie naszego celu, w czym nieco pomaga "radar" informujący o kierunku i bliskości ofiary. Z grubsza wiemy też, ile osób siedzi nam na karku - a to w Wanted uzależnione jest od naszej pozycji w rankingu. Im lepiej nam idzie tym trybie Assassin's Creed: Brotherhood, tym więcej graczy dostaje na nas kontrakt. Sytuacja zmienia się więc cały czas. W pewnym momencie, będąc na drugiej pozycji, musiałem zajmować się głównie myleniem tropów, a nie realizowaniem kontraktów, takie miałem "powodzenie".
GramTV przedstawia:
Jak już zostało powiedziane, w Assassin's Creed: Brotherhood wygląd naszej postaci to tylko warstwa estetyczna. Animacje poruszania się, egzekucji i specjalnych zdolności pozwalają lepiej wzuć się w klimat, ale reszta zależy od gracza. Każdy atak łowcy na ofiarę to wyrok. Nie walczymy w normalnym znaczeniu tego słowa, odpalamy jedynie animację. Właśnie w odmienności tej rozgrywki multiplayer upatruję jej siłę. Jest jedyna w swoim rodzaju i piekielnie emocjonująca, właśnie przez atmosferę łowów w ludzkim lesie.
Odpalając rozgrywkę wybieramy swoją postać, później szybko decydujemy o tym, jakim zestawem zdolności zagramy. Szybko, bo Assassin's Creed: Brotherhood nie powala na długie oczekiwanie reszty graczy na maruderów i wrzuca nas do rozgrywki. Lądujemy w mieście, włączamy się w ruch uliczny i czekamy na kontrakt. Możemy też chwilę zastanowić się nad doborem zdolności, ale czas leci, a łowcy pewnie już się zbliżają. Ogólnie możliwości naszych postaci określają trzy pary cech. Dwie zdolności, dwa perki i dwa swoiste "zakłady z losem". Zdolności są aktywne i wymagają czasu, by użyć ich ponownie. Perki działają pasywnie cały czas. Na koniec mamy bonus dostępny po iluś porażkach i premię punktową doliczaną po wykonaniu założonej założonych przez nas zleceń pod rząd.
Po kilku meczach stoczonych w trybie Wanted, przyszła pora na inny tryb przewidziany dla Assassin's Creed: Brotherhood - Alliance. Walczą tam trzy dwuosobowe drużyny. Nasze ofiary są jednocześnie łowcami polującymi na poszukujących nas zabójców. Po przerwie kolejność w tym trójkącie się odwraca. Obie osoby w drużynie otrzymują te same modele i zaczyna się. Cóż, w naszym wypadku była drużyna polska, niemiecka i... gamestarowa, bo połączyłem siły z redaktorem tego pisma (a sam kiedyś pracowałem w redakcji polskiej edycji GS).
Graliśmy zarówno na mapach normalnie dostępnych, jak i na odblokowywanych w czasie rozgrywki. Ogólnie w Assassin's Creed: Brotherhood przewidziano mnóstwo rzeczy, o które będziemy się starać w czasie zabawy. Nowe wersje wyglądu postaci, wspomniane już mapy i zabójcy, wyższe poziomy zdolności... Sporo tego, ale też i z drugiej strony powinniśmy dać radę wszystko to odblokować w ciągu około 50 godzin. Podejrzewam, że znacznie więcej zajmie dopieszczanie własnych taktyk, zwłaszcza w trybie Alliance. Tam bowiem warto zgrać się z drugą osobą i stworzyć śmiertelnie sprawny, morderczy duet.
Mnogość połączeń zdolności i perków daje nadzieję na zróżnicowanie zabawy. Nie da się z wyglądu rozpoznać, kto jaką taktykę zastosuje, bo jest to niezależne od modelu postaci. Co więcej, szybkie zmiany przygotowanych zestawów umiejętności (można po odrodzeniu rozpocząć z czymś zupełnie innym) zapewnia nieprzewidywalność w czasie każdego starcia. Assassin's Creed: Brotherhood prawdopodobnie nie pobije popularnością sieciowych strzelanek, ale zapowiada się oryginalny i piekielnie grywalny multiplayer dla osób znudzonych oklepanymi schematami zabawy w sieci.
Trochę to multi brzmi jakby było zerżnięte z "The Ship". Z tym że nie liczy się tutaj styl w jakim kogoś zabijesz.Pewnie mogłoby to być fajne na parę godzin, ale standardowo już pozostanę na dystans z AC.