Drakensang: River of Time - recenzja

Marcin Batylda
2010/09/02 22:32
0
0

Premiera Drakensang: River of Time, kolejnej gry z gatunku cRPG osadzonej w uniwersum Aventurii, miała miejsce wczoraj. Przeczytajcie recenzję tego tytułu i poznajcie naszą opinię na jego temat.

Premiera Drakensang: River of Time, kolejnej gry z gatunku cRPG osadzonej w uniwersum Aventurii, miała miejsce wczoraj. Przeczytajcie recenzję tego tytułu i poznajcie naszą opinię na jego temat.

Drakensang: River of Time - recenzja

Drakensang: River of Time to prequel gry Drakensang: The Dark Eye, wydanej dwa lata temu przez niemieckie studio Radon Labs. Obie części oparte są na bardzo popularnym w Niemczech i Austrii klasycznym systemie RPG Das Schwarze Auge, czyli – tłumacząc z ojczystej mowy Goethego - Czarne Oko. Drakensang: River of Time także jest przedstawicielem komputerowego gatunku RPG, w jego najbardziej klasycznym wydaniu. Wcielimy się w bohatera historii, jaką znany z poprzedniej części krasnolud Forgrimm opowiada swej przyjaciółce Gladys. Gra jest więc utrzymana w konwencji retrospekcji. Akcja rozgrywa się 23 lata przed DS:TDE a jej miejscem są okolice Wielkiej Rzeki, będącej jednym z głównych szlaków wodnych krainy Aventurii. Niezwykle barwny świat, zapierające dech w piersiach widoki, tętniące życiem miasta, swoboda w kształtowaniu bohatera oraz rzetelna, dobrze skonstruowana fabuła z mnóstwem pobocznych wątków. Ideał czy jego iluzja? Czas omówić dokładniej co nowego czeka nas, gdy postanowimy spróbować swych sił na ścieżce nowej przygody.

"Nasza opowieść dzieje się w czasach, gdy wygląd był bardziej różnorodny..."

Mówiąc o Drakensang: River of Time nie sposób nie odnosić się do jej poprzedniczki, która zebrała bardzo dobre opinie, choć na pewno nie stała się światowym hitem. W DS:RoT zmiany widać od pierwszych chwil gry. Po pierwsze rozbudowano etap tworzenia postaci głównego bohatera. Oprócz znanych z poprzedniej części gotowych archetypów, będzie można skorzystać z kilku nowych - takich jak krasnoludzki geomanta czy tez thorwaliański barbarzyńca. Dodatkowo każdy z nich będziemy mogli w znacznym stopniu zmodyfikować. Fryzury, rysy twarzy, zarost, kolor włosów a także budowa ciała – to wszystko pozwoli nam stworzyć bardziej indywidualną postać, nadal mocno osadzoną w ramach wybranej rasy i profesji. Gracze otrzymali także opcję korekty proponowanych wad i zalet, pozostawiono także możliwość własnej dyspozycji początkowymi punktami doświadczenia. Mechanika nie wiele się zmieniła. Zachowano bardzo elastyczny system rozwoju postaci, pozwalający na swobodne kształtowanie umiejętności i cech członków drużyny. Umożliwia to stworzenie uzupełniających się specjalistów lub przeciwnie – postaci, które przez szeroki wachlarz zdolności będą bardzo uniwersalne.

Silnik gry – Nebula Device – pozostał ten sam, jednak widać wyraźnie, że twórcy gry wprowadzili wiele usprawnień. Animacja i mimika postaci z którymi wchodzimy w interakcje została bardziej dopracowana. Choć Drakensang: River of Time wykorzystuje chyba wszystkie standardowe modele osób z poprzedniej części, dodano mnóstwo nowych, unikalnych postaci drugo- i trzecioplanowych. Kupiec bławatny, drobny kramarz, sierżant gwardii, sprzedawczyni ryb – wszyscy ci z którymi mamy częstą styczność lecz nieodgrywający żadnej istotnej roli w historii, różnią się teraz między sobą twarzą, strojem, posturą i głosem. Mnogość ubrań, sylwetek oraz czynności jakimi zajmują się postaci tła także jest bardzo rozbudowana i dodatkowo ubarwia świat gry.

Każde miasto i osada, każda pojedyncza lokacja żyje własnym życiem. Kupcy z różnych stron Aventurii zachwalają swe towary i wyśmiewają konkurencję, robotnicy przenoszą skrzynie, rąbią drzewo a praczki wymieniają najnowsze plotki. Żołnierze ćwiczą szermierkę a kurtyzany prezentują swe wdzięki. Gdzieniegdzie dojrzeć można kieszonkowca, który zajmuje się odciążaniem cudzych sakiewek. Koty wylegują się w słońcu, polują na ptactwo lub żebrzą o kawałek ryby w porcie. Grafika, choć nieco cukierkowa, podobna w stylu do tej z Fable, bardzo dobrze współgra z charakterem opowieści. Lekkim rozczarowaniem jest, iż nie wprowadzono na pełną skalę rytmu dnia i nocy oraz zmian pogody. Jednak zdecydowanie więcej jest scen, których cała akcja rozgrywa się po zmroku, w padającym deszczu lub śniegu. Nocne łowy na bestię w miasteczku czy też walka na zamkowym dziedzińcu w burzową noc naprawdę trzymają klimat.

"...a ludzie potrafili mówić i szybciej strzelać z łuku."

Wszystkiemu towarzyszy naprawdę klimatyczna oprawa dźwiękowa. Pierwsza część Drakensanga otrzymała swego czasu główną nagrodę na targach w Essen właśnie za ten element gry i twórcy drugiej części postanowili i tu nie wypaść gorzej. Tło muzyczne jest takie jak być powinno - nie jest nachalne, współgra z charakterem lokacji i bieżącej akcji, tym samym ją podkreślając. Głosy postaci także dobrano bardzo dobrze – zarówno członków drużyny jak i reszty rozmówców. Tu widać bardzo wyraźny krok naprzód. Poprzednia część udźwiękowiona była tylko w niewielkim stopniu a pojawiającym się linijkom tekstu dialogowego towarzyszyła jedynie gestykulacja i mimika. Przywodziło to na myśl grę aktorską w niemych filmach z początku wieku. Teraz każdy rozmówca – począwszy od głównych postaci na żebraku czy przekupniu skończywszy - wypowiada swe kwestie co znacznie podnosi jakość i przyjemność płynącą z gry. Także osoby w drużynie nawiązują ze sobą więcej interakcji. Wymieniają opinie, kłócą się, komentują działania nasze i innych. W czasie rozmów częściej możemy korzystać z ich umiejętności oraz wiedzy. Sprawia to, że to co potrafią i na czym znają się nasi towarzysze, ma bezpośrednie przełożenie na przebieg wielu dialogów, podczas których pojawiają się dodatkowe opcje odpowiedzi.

Mechanika walki pozostała niemal niezmieniona. Poprawiono trochę SI przeciwników – dzielą się teraz bardziej równomiernie by stawić czoła kilku członkom drużyny a nie rzucają tłumnie na pierwszą postać jaką zobaczyli, ignorując resztę. Skrócono czas przeładowywania broni strzeleckich i rzucania zaklęć a także zmieniono niektóre efekty jakim podlegają postacie podczas starcia. Walka jest nadal dynamiczna i dość mordercza, co zachęca do szukania innych rozwiązań niż wyłącznie siłowe. Pojawiło się sporo nowych broni, zbroi i receptur alchemicznych. Wytwarzanie przedmiotów urozmaicono – każda dziedzina, czyli łuczarstwo, kowalstwo i alchemia pozwala teraz produkować ciekawsze przedmioty a część z nich, nawet mniej skomplikowanych, jest możliwa do uzyskania tylko gdy sami je stworzymy. Twórcy gry zachowali jednak rozsądek i nowy ekwipunek nie wykazuje tendencji do zaburzania równowagi gry, tworzenia z graczy superherosów etc. Postawiono raczej na różnorodność, klimat i smaczki, pozwalające nam ubrać, uzbroić i wyposażyć naszą drużynę w unikalny sposób – nie ma jednej recepty na opti-ekwipunek.

„No i wtedy - pamiętam jak dziś - zginęliśmy...”

„No i wtedy - pamiętam jak dziś - zginęliśmy...”, Drakensang: River of Time - recenzja

Tak jak w poprzedniej części, tak i w Drakensang: River of Time fabuła jest pewnego rodzaju zamkniętą opowieścią. To wrażenie potęguje gawęda Forgrimma, który pomiędzy kolejnymi rozdziałami wprowadza nas i słuchającą go Gladys w szczegóły nowej części historii. Widać tu jednak zdecydowaną różnicę w porównaniu z poprzednią częścią. Przygoda, choć posiada ścisłą linię fabularną, nie ogranicza nas tak bardzo. Owszem, są pewne ramy opowieści ale gracz może wybrać, jak chce się w nich poruszać. Dla każdej postaci prolog zaczyna się tak samo, jednak początek pierwszego rozdziału i zadania które nas czekają zależą od rasy i profesji naszego śmiałka. Nareszcie umożliwiono powrót do odwiedzonych przez naszą drużynę miejsc na mapie świata. Każda z nich, poza własnym, mniej lub bardziej powiązanym z główną linią scenariusza wątkiem fabularnym, oferuje bardzo dużą ilość questów pobocznych. Dodatkowo po ich zakończeniu, gdy znowu tam zawitamy, pojawią się nowe zadania, sytuacje i bohaterowie niezależni. W Drakensang: The Dark Eye takie „aktualizacje” ograniczone były jedynie do głównego miasta. Tu każda lokacja rozwija się w czasie naszych dłuższych nieobecności a River of Time wykorzystuje pod tym względem potencjał jaki daje specyfika każdego z tych miejsc.

Kolejnym wynikiem „gawędziarskiego” stylu narracji fabuły jest pewna dawka humoru, przewijającego się zarówno w głównym wątku jak i w wydarzeniach tła. Nawet takie rzeczy jak śmierć i porażka podlegają prawom opowieści. Gdy drużyna zginie, głos Forgrimma oznajmia, że tak właśnie zakończyła się ta historia. Dopiero wobec protestów Gladys, śmieje się mówiąc, że co prawda nie zginęli, ale niewiele brakowało. Na szczęście sprawy potoczyły się w następujący sposób... - i tu można wczytać ostatni zapis gry. Już samo intro które nawiązuje do poprzedniego tytułu i znanych skądinąd postaci, nie ma w sobie tej epickości, która towarzyszyła od samego prologu The Dark Eye. Nie ratujemy świata czy nawet krainy. Opowieść koncentruje się na mniejszych sprawach, głównie problemach lokalnych społeczności zamieszkujących brzegi Wielkiej Rzeki. Owszem, gdzieś w tle przewijają się echa większej polityki, jednak dla naszego bohatera ważna jest raczej przygoda, w jakiej bierze udział wraz z przyjaciółmi, z którymi na dobre i złe związał go los. Żadną miarą nie znaczy to, że fabuła jest nudna. Wręcz przeciwnie. Świat i osoby jakie nas otaczają są niezwykle barwne i ciekawe. Czekających nas zadań jest wiele a ilość dróg do ich rozwiązania jest naprawdę spora. Wszystko to ujęte jest jednak w bardziej „ludzki” format co w porównaniu z pewną sztucznością niektórych "epickich" wątków z poprzedniej części, zdecydowanie wyszło grze na dobre.

GramTV przedstawia:

"Niestety, nie odzywał się ani słowem i próbował strzelać z miecza..."

Nie można jednak nie wspomnieć o kilku niedociągnięciach, brakach lub błędach Drakensang: River of Time. Po pierwsze, razi trochę, że nasz bohater pozostaje niemy. Owszem, udźwiękowienie każdego spośród kilkunastu archetypów, w kilku wersjach, tak by uwzględnić każdą opcję dialogową byłoby przedsięwzięciem pracochłonnym i drogim. Jednak można byłoby umożliwić wybór ścieżki dźwiękowej odpowiedzialnej chociażby za bojowe okrzyki i inkantacje zaklęć, gdyż nasza postać wypada pod tym względem słabo na tle drużyny. Irytują także drobne bugi w animacjach postaci podczas walki. Gdy łucznikowi w trakcie celowania wymienimy broń na miecz, układ obu rąk się nie zmienia i w kilka sekund później strzała wypuszczona nie wiadomo jak, pędzi w stronę celu. Podobnie jest, gdy przeciwnik padnie zanim zdążymy oddać strzał – możemy ruszyć bohatera, który zaprzestaje mierzenia lecz strzała i tak ugodzi martwego już wroga.

Gracze zaznajomieni z poprzednią częścią dostrzegą także kilka kalek z questów i sytuacji z Drakensang: The Dark Eye. Niestety, pod tym względem względem gra popada czasem w schematy. Znów z dwóch oficerów w mieście jeden jest prawy i uczciwy, drugi przekupny i skorumpowany. Ponownie mamy do czynienia z konfliktem między dwoma grupami przestępców z których jedna jest bardziej, druga zaś mniej bezwzględna i musimy opowiedzieć się po którejś ze stron. Znowu w miejskiej piwnicy przyjdzie nam toczyć straszliwe boje z olbrzymimi gryzoniami a w lokalnej krypcie zmarli znów nabierają wigoru... Na szczęście bardzo dobra otoczka tych questów i rzetelne osadzenie ich w fabule i realiach świata sprawia, że patrzy się na nie raczej w kategoriach klasyki a nie sztampy.

Żadna z tych rzeczy nie psuje jednak przyjemności z gry. Bo też i Drakensang: River of Time to bardzo ciekawa, rzetelnie przygotowana i zrealizowana produkcja gatunku cRPG. Tych, którzy jako epiccy/mroczni wybrańcy lubią ratować/niszczyć świat co drugi wtorek, nie powali na kolana fabułą i zwrotami akcji. Jednak nikogo na pewno nie znuży i jest w stanie dostarczyć parędziesiąt godzin bardzo dobrej zabawy. Natomiast ci, którzy lubią klasyczne komputerowe "rolpleje", eksplorowanie bogatego, barwnego świata i dużo interakcji nie opierających się jedynie na wymachiwaniu mieczem, będą bawić się przy niej rewelacyjnie.

Wyraźnie ekipa z Radon Labs wyrabia się z biegiem czasu, zarówno jeśli chodzi o klimat, watki fabularne jak i sposób prezentowania opowieści. Drakensang: River of Time to zdecydowany krok naprzód w porównaniu ze swą poprzedniczką. Dla tego chyba warto jest czekać na kolejną odsłonę przygód w tym uniwersum. Podobno jej kanwą ma być wyprawa dookoła Aventurii pod wodzą Thorwaliańskiego kapitana i podróżnika, Phileassona o której wzmianki przemycane były także w samej grze i która zaprezentuje bardziej egzotyczne zakątki tego bogatego świata. Jeśli postęp w jakości będzie równie duży to zapowiada się kolejny bardzo dobry tytuł.

Redakcja gram.pl do grania wykorzystuje nowe modele peryferii firmy Logitech: mysz Wireless Gaming Mouse G700, klawiaturę Gaming Keyboard G510 i słuchawki Wireless Gaming Headset G930. Więcej informacji w naszej sekcji poświęconej sprzętowi firmy Logitech.

8,5
Rzetelna pozycja wsród tytułów cRPG, zdecydowanie pierwsza liga.
Plusy
  • ciekawy świat i odświeżająco nieepicka fabuła
  • piękna oprawa audiowizualna, rewelacyjnie oddająca klimat gry
  • różnorodność ekwipunku
  • kolorowe, dobrze zarysowane postacie
Minusy
  • fabuła bez zwrotów akcji i większych emocji
  • niewykorzystanie potencjału interakcji bohatera z drużyną
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!