James Bond 007: Blood Stone – wrażenia z Gamescom 2010

Michał Myszasty Nowicki
2010/08/30 18:00
0
0

Nazywam się Bond. James Bond. I powróciłem po raz kolejny, tym razem w interaktywnej postaci – Myszasty opowie dziś o swoich wrażeniach z pokazu gry James Bond 007: Blood Stone.

Nazywam się Bond. James Bond. I powróciłem po raz kolejny, tym razem w interaktywnej postaci – Myszasty opowie dziś o swoich wrażeniach z pokazu gry James Bond 007: Blood Stone.

James Bond 007: Blood Stone – wrażenia z Gamescom 2010

James Bond 007: Blood Stone, to zdecydowanie największe zaskoczenie na targach Gamescom 2010, jakie stało się moim udziałem. Dodam, że pozytywne zaskoczenie. No dobrze, może nie będzie to jakiś wielki hit, może nie jest to gra, w którą będę musiał koniecznie zagrać. Jednak kiedy idzie się na prezentację z kołaczącą się w głowie od samego początku myślą „Nie szkoda na to czasu?”, a wychodzi po ujrzeniu całkiem grywalnej pozycji, można chyba być pozytywnie zaskoczonym, prawda?

Przyznam szczerze, że w ostatnich latach gry opowiadające lub dopowiadające historie o agencie 007 jakoś nie potrafiły mnie do siebie przekonać. Tym razem jednak, mimo iż nie porwała, nowa produkcja Bizzare Creations zainteresowała mnie na tyle, że nie jest wykluczone, że zechcę sięgnąć po pełną wersję tego tytułu. I to całkiem niedługo, gdyż premiera gry zapowiedziana została na pierwsze dni listopada 2010 roku.

James Bond 007: Blood Stone, to chyba pierwsza gra o brytyjskim superagencie, która nie ma nic wspólnego z akcją promocyjną najnowszego filmu o jego przygodach. W tym też upatruję nadziei na w miarę oryginalny scenariusz, który nie będzie sztucznie ograniczony przez „obowiązkowe” nawiązania do filmowego oryginału. Jeśli twórcom uda się stworzyć choć trochę wciągającą fabułę i dobrze wykorzystają kilka ciekawych elementów rozgrywki, które miałem okazje zobaczyć, będzie można nowemu Bondowi wybaczyć nawet słabą oprawę graficzną.

Podczas pokazu zaprezentowano nam trzy fragmenty rozgrywki, w tym jedną sekwencję skradankowo-strzelankową oraz dwie w pojazdach. Pierwsza scenka była chyba wspólna dla wszystkich prezentacji: po krótkiej sekwencji filmowej na silniku gry trafiliśmy na plac budowy, gdzie szybko okazało się, że miejscowi robotnicy zamiast łopat i kielni mają w dłoniach karabinki szturmowe i pistolety maszynowe. Teraz dochodzimy do cechy gry, która wzbudziła moje największe zainteresowanie. Otóż – a ma być tak ponoć w większości przypadków – misję możemy przejść zarówno „na rympał”, wpadając niczym John Matrix z giwerą między przeciwników, jak i zastosować nieco bardziej subtelne metody. I właśnie ten drugi, ulubiony przeze mnie sposób, prezentuje się w tej produkcji nad wyraz smakowicie.

Smakowicie, ponieważ jest bardzo „bondowski” w swej formie. Pozycje przeciwników wykrywamy dzięki jedynemu z pokazanych nam gadżetów, czyli nafaszerowanej elektroniką komórce. W tym miejscu muszę powiedzieć, że nie spodziewałem się tak świetnych animacji towarzyszących „uziemianiu” wrogów; to typowo bondowy, efektowny i efektywny, szybki i skuteczny, ale na swój sposób również elegancki sposób walki. Absolutne mistrzostwo. Przyznam szczerze, że poza kilkoma grami traktującymi o sportach walki nie widziałem tak świetnie i kontekstowo zrealizowanych scen walki wręcz. Dlaczego kontekstowo? Bo nie jest to pięć ruchów i chwytów na krzyż. W zależności od sytuacji i terenu, nasz Bond płynnie przeciąga przeciwnika przez betonowy postument, czy murek, tudzież z gracją uderza o niego jego głową; w przypadku walki na bardziej otwartej przestrzeni stosuje zarówno różnorodne ciosy, jak i unieruchamiające wrogów chwyty.

GramTV przedstawia:

Prezentujący Blood Stone deweloperzy zauważyli moją reakcję i ciche „łał!”, gdyż nawet nie pytani, od razu wyjaśnili, że wszystko to zasługa sesji motion capture z kaskaderem, który w ostatnich filmach był dublerem samego Daniela Craiga. „Bardzo staraliśmy się, żeby w naszej grze Bond zachowywał się tak, jak wyobrażaliby sobie to nawet najbardziej oddani fani 007. Ben (zapewne imię kaskadera) spędził wiele godzin przed kamerami, a dodatkowo był naszym konsultantem i pomagał nam w układaniu choreografii poszczególnych walk i ruchów. I diabelnie cieszymy się, że ktoś to docenia.”

Dowiedziałem się też, że poza kilkoma wyjątkami, ten bardziej elegancki tryb nie będzie w żaden sposób procentował. Równie dobrze możemy przeć do przodu i zabijać wrogów z najcięższej dostępnej akurat broni. System ten stworzono dla tych graczy, dla których ważniejszy niż szybkość przejścia gry jest styl w jakim to zrobią. „...bo mimo tego, iż nowy 007 wykreowany przez Craiga jest bardziej brutalny i bezpośredni, wciąż pozostaje Bondem.” Dla odmiany strzelanie jest całkowicie przeciętne i niczym nie wyróżnia Blood Stone spośród innych tego typu produkcji.

Jak potwierdzili ostatecznie twórcy, nawet do 30% James Bond 007: Blood Stone będzie się składało z sekwencji w pojazdach. Tak właśnie powiedzieli: pojazdach. Co prawda nie doprecyzowali tejże kwestii, jednak kilkukrotne użycie tego słowa sugeruje, iż być może będziemy mieć do czynienia także z innymi środkami transportu, niż tylko samochody. Te wystąpią jednak na pewno. Co więcej będziemy mieć do czynienia z powrotem do klasyki; podczas prezentacji mogliśmy zobaczyć w akcji dwa modele Aston Martinów.

Model jazdy jest typowo zręcznościowy, jednak sama jazda potrafi mimo to sprawić wiele radości. Tym bardziej, że nie będziemy raczej szaleć po szerokich autostradach, czy na torach wyścigowych, a na ulicach miast, czy w korycie zamarzniętej rzeki. Szczególnie dynamicznie prezentował się ten drugi fragment rozgrywki, w którym goniliśmy w szaleńczym tempie uciekający pociąg. Nic dziwnego, że te fragmenty rozgrywki wypadły wyjątkowo efektownie i dynamicznie. Przecież to właśnie Bizzare odpowiada za takie tytuły, jak PGR, czy Blur. Choć akurat szalony sprint pośród eksplozji i walących się na trasę elementów otoczenia najbardziej kojarzył mi się z trybem Detonator z konkurencyjnego Split/Second: Velocity.

Najgorzej zapowiadającym się elementem w James Bond 007: Blood Stone jest oprawa graficzna. Nie wiem, czy prezentowana nam na Xboksie 360 gra nie wyglądała chwilami nawet gorzej niż bardzo poszkodowany pod tym względem przez deweloperów Alpha Protocol. Cała sztuka polega na tym, że podobnie, jak w przypadku dzieła Obsidianu, możemy mieć do czynienia z grą, w której na graficzne niedoskonałości szybko przestaniemy zwracać uwagę. Trudno cokolwiek wyrokować po kilku zaledwie, wyrwanych z kontekstu fragmentach rozgrywki, jednak Blood Stone ma całkiem realne szanse stać się najlepszą grą o 007 ostatnich lat. Czy po zejściu ze srebrnego ekranu, agent 007 przeżyje swą drugą młodość na panoramicznych monitorach i telewizorach? Przekonamy się już na początku listopada.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!