Darkest of Days - recenzja

Sebastian Kejres
2010/04/29 17:30
0
0

Darkest of Days to niskobudżetowa produkcja, zbudowana na ciekawym pomyśle, wyprodukowana przez 8Monkey Labs. Szalenie grywalna, lecz nie pozbawiona wad, których należałoby się zresztą spodziewać w grze „za grosze”. Coś, czemu warto poświęcić kilka godzin za te parę złotych, jakie trzeba na nią wydać.

Darkest of Days to niskobudżetowa produkcja, zbudowana na ciekawym pomyśle, wyprodukowana przez 8Monkey Labs. Szalenie grywalna, lecz nie pozbawiona wad, których należałoby się zresztą spodziewać w grze „za grosze”. Coś, czemu warto poświęcić kilka godzin za te parę złotych, jakie trzeba na nią wydać.

Fabuła

Fabuła, Darkest of Days - recenzja

Założenia scenariusza są proste, acz chwytliwe. Grę zaczynamy na polu walki pod Little Big Horn jako jeden z żołnierzy generała Custera. Mocny początek, zwłaszcza kiedy pamięta się, że pola walki nie opuścił ani jeden żywy biały. Możemy więc popatrzeć, jak Indianie masakrują kawalerzystów i być świadkami śmierci generała.

Oczywiście dla dobra fabuły postać, którą będziemy prowadzić - Alexander Morris – zostaje wyciągnięta z pola walki nim straci swój skalp. Przed niechybną zgubą ratują go podróżnicy w czasie, pracujący dla KronoTeku. I dopiero tu zaczyna się tak naprawdę Darkest of Days. W miarę szybko dowiadujemy się, że ludzkości w końcu uda się zapanować nad czasem. Dzięki temu uczeni z przyszłości rozwiązali dziesiątki zagadek historii. Jednak podróże w czasie niosą ze sobą ryzyko zmian w rzeczywistości. Aby ich uniknąć, albo naprawić bałagan, jaki mogły wywołać ingerencje z przyszłości, werbuje się ludzi takich jak nasz bohater, zgubionych przez historię. Bo - jak się szybko dowiadujemy - Morris jest tym typem osoby, która była w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. Jego przeniesienie miedzy oddziałami odbyło się niemal poza jakąkolwiek kontrolą i pod Little Big Horn znalazł się po części w wyniku zbiegu okoliczności, a po części na skutek przypadku.

>

Tu notujemy pierwszy zgrzyt. O ile sama koncepcja wykorzystania jako agentów osób, które z jakichś powodów znalazły się poza nurtem czasu jest bardzo ciekawa, chociaż nie nowatorska, o tyle uzasadnienie wykorzystania ich w ramach wykreowanego świata jest mgliste i grubymi nićmi szyte. Poza Morrisem mamy opisany bliżej jeszcze jeden przypadek: były strażak Dextera, partnera naszych operacji. Ten z kolei niechybnie zginąłby pod gruzami podczas akcji ratunkowej – przy której brał udział mimo że był już po służbie - i również przed niewątpliwą śmiercią ocalił go KronoTek. To Dexter wprowadza nas w tajniki pracy agenta operacyjnego firmy i objaśnia nam różne zasady.

Oczywiście drobne nieścisłości w konstrukcji kontinuum nie są powodem do przerwania zabawy. Czekają na nas misje do wykonywania. Przyjdzie nam podjąć działania w czterech okresach historycznych. W dwóch punktach czasu zabawimy nieco dłużej – pod Tannenbergiem w czasie I Wojny Światowej oraz w trakcie bitwy nad Antietam, mającej miejsce podczas Wojny Secesyjnej. Ponadto okazjonalnie zwiedzimy niemiecki obóz jeniecki w czasie II Wojny Światowej oraz Pompeje w dniu zagłady.

Bądźmy uczciwi, świata przy tej okazji specjalnie sobie nie pozwiedzamy. Nasze działania są bardzo zagęszczone w czasie. Chwilami będziemy walczyć po dwóch różnych stronach na raz, w tym samym starciu. Oczywiście w ramach rozgrywki będą to dwie różne misje. Możliwość przebywania „równocześnie” w dwóch miejscach jest chyba jedynym w pełni wykorzystanym w grze elementem związanym z podróżami w czasie.

Niestety, w ogólnym rozrachunku scenariusz Darkest of Days kuleje jak pies z przetrąconym krzyżem. Główny plot jest bardzo mocno naciągany. Zaś zakończenie, które w zamyśle miało chyba dawać możliwość kontynuacji, po prostu woła o pomstę do nieba. A szkoda, tematyka daje tak fascynujące możliwości, że warto było włożyć w fabułę trochę więcej pracy.

Rozgrywka

Każdy etap gry poprzedzony jest wyborem misji. Niemal przez całą grę mamy „otwarte” dwie misje i sami decydujemy, od której zacząć. Oczywiście w rezultacie wykonujemy je wszystkie, jednak miłe, że autorzy pomyśleli o pozostawieniu decyzji, czym się aktualnie zająć, w rękach graczy. W trakcie rozgrywki poczucie swobody jest jednak znacznie mniejsze. Na ogół biegamy zgodnie z „odgórnymi” poleceniami od punktu do punktu, próbując nie dać się zabić. W kilku miejscach dostajemy szerszy wachlarz celów, jednak sprowadzają się one do zdublowania takich samych działań – na przykład mamy podłożyć ładunki wybuchowe w trzech wybranych miejscach lub przełączyć urządzenie.

Rozgrywka, Darkest of Days - recenzja

Ukończenie misji nie opiera się na eliminacji wszystkich przeciwników na mapie. Przy konstrukcji gry nie dość, że było by to niezwykle trudne, to na dodatek raczej mało interesujące. Zwykle kiedy gra zmusza nas do konfrontacji walczymy tylko do chwili „przełamania” losów starcia na rzecz którejś ze stron konfliktu. Równie dobrze polecenia mogłyby brzmieć „utrzymaj się przez X minut”.

Autorzy bardzo starali się zawrzeć w grze jednocześnie dwa, nadmieńmy że nieco sprzeczne, cele. Pierwszym miało być pokazanie chaosu pola bitwy. Drugim zaś - danie graczom poczucie, że ich działania maja jakiś sens – że nie biegamy tylko jak wariaci między jednym punktem a drugim. O dziwo oba cele chyba udało im się osiągnąć.

Chwilami na planszy potrafi przewijać się nawet kilkadziesiąt modeli, które prowadzą ze sobą starcie. Nieraz miałem okazję obserwować, jak po dwóch stronach jednego kamienia ukrywali się żołnierze przeciwnych stron, walcząc jeden z nacierającymi kumplami tego drugiego. Czasami przy frontalnym starciu zbiera się kule z najmniej oczekiwanej strony, bo wrogie jednostki oskrzydliły flankę naszych sojuszników.

GramTV przedstawia:

Przy takiej masie przeciwników trudno wypowiadać się o ich SI. Nie stoją oczywiście jak kołki czekając na eliminację. Szukają osłon, ciskają granaty, przejmują broń ciężką po zabitych kolegach – tak, to wszystko na pewno robią. Uczciwie przyznam, że wydaje się niemożliwością określenie jak sprawni są w tych czynnościach. Czy jest to po prostu rewelacyjnie opisany system działań czy z góry założone, że w danym przypadku konkretny model wykonuje konkretna czynność? Trudno powiedzieć. Jednak przy dynamice Darkest of Days i zagęszczeniu wrogów nie odgrywa to wielkiej roli. Robi dobre wrażenie i to jest najważniejsze.

Co zaś do sensowności naszych działań. No cóż, tu wymagało to nieco więcej zachodu, ale efekt nadal jest nie najgorszy. Po za wspomnianym już ganianiem miedzy wyznaczonymi punktami, dostajemy też w ramach uzupełnienia obrazu umoralniające gadki pomiędzy misjami. Nie możemy tez eliminować wszystkiego jak nam się żywnie podoba. Cześć przeciwników wyróżniona została „niebieską poświatą”. Jak dowiadujemy się na samym początku nie powinniśmy ich zabijać, ponieważ są w jakiś tam sposób ważni dla historii. Oczywiście może zdarzyć się w ferworze walki że sprzątniemy takiego delikwenta, wówczas ponosimy karę.

Uzbrojenie

Wachlarz uzbrojenia jest dość szeroki. Jednak w kontekście poszczególnych epok nie reprezentuje się już, aż tak oszałamiająco. Dla każdego okresu przygotowano po jednym egzemplarzu broni bocznej, jednym karabinie, jednej „snajperce” oraz jakimś dodatku w stylu I wojennego CKM czy karabinu Springfield. Kiedy dotrzemy do obozu jenieckiego natkniemy się również na pseudo pepesze. No i od czasu do czasu będzie nam dane skorzystać z ultranowoczesnego sprzętu KronoTeku. Razem z artylerią daje nam to około półtorej tuzina „zabawek” którymi będziemy krzywdzić bliźnich.

Uzbrojenie, Darkest of Days - recenzja

Atrakcyjność strzelanin podnosi również możliwość wprowadzania modyfikacji do uzbrojenia. Po każdej misi przyznawane są nam punkty za które możemy ulepszać broń. Ich ilość może zostać zmniejszona jeżeli w trakcie działań zdarzyło nam się „sprzątnąć” właściciela „niebieskiej aury”. Za tak zdobyte punkty możemy podnosić jedna z czterech cech czy to karabinów czy pistoletów. Modyfikacji podlegają:

  • celność
  • pojemność magazynka
  • szybkość przeładowania
  • szybkostrzelność

Ponieważ modyfikujemy typ broni a nie poszczególne egzemplarze, wybrane cechy będą działać na wszystkie „zabawki” którymi przyjdzie nam się posługiwać.

Warto powiedzieć dwa słowa więcej o szybkości przeładowania. Zastosowano tu znany z Gears of War sposób z mini grą dająca nam szanse na błyskawiczną wymianę magazynka. Oczywiście ryzykujemy przy tym że przegrana znacznie opóźni nam możliwość ponownego otwarcia ognia. O zaletach i wadach takiego systemu powiedziano już wystarczająco wiele, więc pominę tą cześć swojej wypowiedzi. Zresztą z GoWa zaczerpnięto również system trafień. Zalewający się czerwienią ekran i poszukiwanie zasłony na chwile odsapnięcia również wpływają na dynamikę rozgrywki.

Tania produkcja

Darkest of Days jest nad podziw dobre jak na coś, za co przyjdzie nam zapłacić ze „dwie dyszki”. Ładne modele, przyjemna muzyka, spora ilość uzbrojenia, ciekawie pomyślane plansze. Jednak taniocha raz na jakiś czas wyłazi z gry. Nie ma co wspominać o modelach stopionych z, czy przenikających, tekstury. Bo to zdarza się i wysoko budżetowym produkcjom. Widać to głównie w miejscach gdzie studio poszło na łatwiznę. Niewidzialne ściany, uniemożliwiające nam pójście „na skróty”, czy w krytykowanym już przeze mnie scenariuszu.

Tania produkcja, Darkest of Days - recenzja

Grafika jest na poziomie pierwszego Flashpointa. Nie brzydka, ale współcześnie nie powala już na kolana. Widać, albo słychać pójście na łatwiznę w niektórych momentach gry. Niech za przykład posłuży zawołanie rosyjskich żołnierzy. Prusy wschodnie środek bitwy miedzy Rosjanami a Niemcami w trakcie I Wojny Światowej. Poddani cara Mikołaja odpierają atak żołnierzy cesarskich i tu niespodziewanie jeden z nich krzyczy „Niech żyje Stalin”. Jak to mówią, no bez jaj. Ja wiem że rosyjski to rosyjski, ale to prawie trzydzieści lat różnicy.

7,0
Zabójca czasu. Żeby tylko był dłuższy.
Plusy
  • fajny pomysł
  • niezła grywalność
  • szeroki wachlarz uzbrojenia
  • niska cena
Minusy
  • mały wycinek historii
  • fatalny scenariusz
  • niski budżet widoczny gołym okiem
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!