Blacksite - recenzja

Rafał Dziduch
2009/10/01 17:00

Wyprawa do Strefy... 51

W czasie gry niejednokrotnie przyjdzie nam wykorzystać karabiny stacjonarne

Wyprawa do Strefy... 51

Wyprawa do Strefy... 51, Blacksite - recenzja

Pierwotnie gra BlackSite: Area 51, pod którą podpisało się utytułowane studio Midway, ukazała się w Polsce w marcu 2008 roku. Zważywszy na to, że światowa data premiery była o blisko pół roku wcześniejsza, trzeba zauważyć, iż mamy do czynienia z produkcją, która na karku ma już dwa latka. Dobra to okazja do tego, by zobaczyć, jak bardzo zmieniła się przez ten stosunkowo krótki czas wirtualna rozrywka. Niezła okazja ku temu, by po raz kolejny utwierdzić się w przekonaniu, że czas – zwłaszcza w dziedzinie gier komputerowych – pędzi jak oszalały.

BlackSite: Area 51 (na pudełku nie wiedzieć czemu widnieje tylko napis BlackSite - bez podtytułu Area 51) to dynamiczna gra akcji zrealizowana w konwencji FPS. Grę rozpoczyna krótkie intro, które przybliża nam sylwetki bohaterów – w tym alter ego gracza – niejakiego Aerana Pierce’a. Pierce jest wojskowym, dowódcą oddziału, który z gracją łyżwiarki figurowej porusza się po polu minowym, wyposażony przy tym w różnorakie giwery. W oddziale, którym dowodzi, znajdują się jeszcze Cody Grayson, Logan Somers oraz Mitchell Ambrose. Generalnie, postaci te będą towarzyszyć nam wymiennie na kolejnych etapach zabawy i pojawią się oczywiście podczas odpraw i filmików. Jedną z istotnych osób, która też trochę u naszego boku postrzela, ale generalnie służyć będzie fachową naukową wiedzą, jest niejaka Noa Weis. To lekarz wojskowy i naukowiec zajmujący się z ramienia ONZ nowatorskimi projektami badawczymi.

Cała zabawa w BlackSite: Area 51 rozpoczyna się od krótkiego prologu. Trafiamy w nim do dawnej irackiej wioski i mamy za zadanie odnaleźć znajdującą się tam broń masowej zagłady. Scenariusz ten, jak widać, zaczerpnięty został z rzeczywistych wydarzeń, co oczywiście wcale nie oznacza, że zrealizowano go w realistyczny sposób. Co to, to nie! Jak w typowej strzelaninie FPS przemy przed siebie, co rusz skręcając w alejki/korytarze/uliczki. Siejemy przy tym bezustannie do wyskakujących znienacka przeciwników. Siejemy nie sami, bo towarzyszący nam żołnierze są równie bogato wyposażeni w broń palną, jak my. Ponadto możemy wskazywać im cele i miejsce, w które mają się udać, ewentualnie drzwi do otwarcia i urządzenie do użycia. To „dowodzenie zespołem”, jak widać, ograniczono do minimum. Nie spodziewajcie się zatem jakiś wielkich niuansów i rozbudowanych komend. Z Iraku na pustynie Newady

Trzeba przyznać, że czasami ostrzał partnerów się przydaje (oczywiście tylko na najwyższym stopniu trudności – a są trzy). Raczej strzelają celnie. Inna sprawa, że nie grzeszą zbyt dużą inteligencją i najwyraźniej przeważająca myśl, która im przyświeca, brzmi: „przykleić się jak najbliżej swego dowódcy (czyli nas...)”. Powoduje to, że często zawadzają, wchodzą pod lufę i po prostu zasłaniają widok, bardziej utrudniając niż pomagając. Tak. Inteligencja, zwana słusznie sztuczną, nie jest w BlackSite: Area 51 nad podziw bystra.

Kiedy krótki epizod iracki, stanowiący niejako prosty samouczek, dobiegnie końca, zaczyna się prawdziwa część scenariusza. Zabiera nas ona na tereny pustynnej Newady, dwa lata później niż rozgrywało się wprowadzenie. Okazuje się bowiem, że USA znajduje się w stanie wojny domowej, a wojskowi ekstremiści zajęli słynną Strefę 51 (tak, tą od UFO i agenta Muldera...). Ponieważ - jak to zwykle przy okazji Strefy 51 bywa - okazuje się, że znajdują się tam materiały niebezpieczne i mogące skompromitować władze, więc pozostałe wierne rządowi siły wojskowe szykowane są do uderzenia od strony miasta Rachel. W praktyce wykonanie misji powierzone zaś zostaje naszemu bohaterowi, Aeranaowi Pierce’owi.

Pod względem fabularnym BlackSite: Area 51 nie jest odkrywcza, a wydarzenia obserwuje się ze względnym zainteresowaniem. W grze zabrakło przerywników filmowych, a o szczegółach misji i konfliktu dowiadujemy się z rozmów NPC-ów. Dodatkowo z poziomu menu mamy dostęp do zbieranych na poszczególnych etapach akt, w których po prostu spisane są najważniejsze informacje. Nie do końca takie rozwiązanie buduje klimat, bowiem na poziomie gry po prostu biegniemy i strzelamy, nie zawracając sobie głowy otoczką fabularną.

Wymierz, cel, pal!

A skoro o strzelaniu mowa, warto poruszyć kwestię uzbrojenia. Z grubsza arsenał podzielić można na bronie krótkie, długie, amunicję, granaty oraz beczki z paliwem. Amunicję znajdujemy w specjalnych skrzyniach i czasami gubią ją wrogowie. Generalnie, broń dostajemy z przydziału. W odróżnieniu od wielu innych shooterów - przeciwnicy bowiem jej nie gubią. Wspomniane beczki z paliwem służą rzecz jasna do przeprowadzania eksplozji, tym skuteczniejszych, jeśli w ich pobliżu znajdują się przeciwnicy. Z kolei wśród pukawek znaleźć można pistolet MK23, stacjonarną wieżyczkę XM312, strzelbę snajperską na pięć naboi, strzelbę plazmową o zasięgu rażenia 5 metrów, rozpylacz, przeciwpancerną wyrzutnię rakiet oraz najskuteczniejszy i najczęściej używany karabin szturmowy z magazynkami na 45 naboi. Dostępnych broni nie ma jakoś ekstremalnie dużo, ale w zasadzie wyczerpują one właściwe dla gier tego typu spektrum zagadnień. Każda ma odmienny sposób działania i przydaje się w innych okolicznościach. Szkoda jedynie, że nie uwzględniono w nim alternatywnych trybów strzelania, bo w dzisiejszych czasach to w zasadzie norma (choć oczywiście snajperka i karabin szturmowy mają zoom).

Skoro strzelamy, warto wiedzieć do czego/kogo. Nie chcąc jednak psuć graczom zabawy, powiemy tylko tyle, że choć początkowo wydaje się, że wśród przeciwników znajdują się tylko wrodzy żołnierze, to jest to wrażenie błędne i warto trochę pograć, by zobaczyć co jest dalej. Ogólnie rzecz biorąc, wrogowie nie są jacyś trudni do pokonania, choć bywa, że mają swoje ulubione metody ataku, które mogą napsuć nam trochę krwi. Ich projekty w prostej linii przekładają się na jakość graficzną całej gry, a że mamy tu do czynienia z tytułem kilkuletnim, nie ma się co dziwić, że o ekstazę trudno.

GramTV przedstawia:

Letnia gra, za przyzwoitą cenę

W sumie jednak grafika, mimo upływu czasu, broni się jako tako. Gra hula na jednej z wczesnych wersji Unreal Engine, generując w miarę udane elementy oświetlenia scen, cieni czy animacji postaci (choć – przypomnijmy – na miarę czasów, w jakich powstała). Ładnie zaprojektowano również tych (dosłownie) kilku większych przeciwników, których napotkamy na swej drodze.

Trzeba jednak powiedzieć, że BlackSite: Area 51 wielkim hitem się nie okazała. Gra jest dość prostą strzelaniną pozbawioną większej finezji, która może dostarczyć paru godzin niezobowiązującej rozgrywki. To w gruncie rzeczy tytuł budżetowy, który bezpośrednio po premierze próbował nas przekonać, że jest czymś więcej. Biorąc zatem pod uwagę fakt, że obecnie ukazuje się wznowienie w jednej z tanich serii, które kupić można za ok. 30 PLN, cena wydaje się adekwatna do jakości. Jeśli ktoś grę pominął i ma wolną gotówkę, można zagrać.

5,0
Gra lokująca się dokładnie w środku stawki. Nic specjalnego, pograć można.
Plusy
  • kilka pojedynków z „bossami”
  • misje, w których jeździmy/latamy, biorąc poprawkę na upływ czasu - nawet grafika
Minusy
  • mało oryginalny scenariusz
  • durne AI (wrogów i sojuszników)
  • ograniczona ilość broni
  • dość krótka
Komentarze
19
Usunięty
Usunięty
01/10/2009 21:24

Ja wcześniej - i szczerze mówiąc, nie widzę powodu, by ktoś kupował Blacksite, gdy nie ma GoW-a.

sirufok
Gramowicz
01/10/2009 21:06

FatB:Przecież Gears of War jest dostępne w serii XK Gold za 29.99^^ Sam wczoraj się zaopatrzyłem:)

Usunięty
Usunięty
01/10/2009 20:47
Dnia 01.10.2009 o 20:40, TobiAlex napisał:

Stwierdzenie "biorąc poprawkę na upływ czasu - nawet grafika" jest w tym przypadku bardzo nietrafne a nawet głupie. Dlaczego? Gra napędzana jest przez Unreal Engine 3, który do dziś jestem jednym z najlepszych (jak dla mnie najlepszy). Gry które wychodzą dziś oparte na tym engine posiadają jedną z najlepszych grafik a przecież to ten sam engine co w BSA51. W tym przypadku czas nie ma znaczenia. Jak wyjdzie UE4 i gry na nim oparte to tak będzie można pisać, ale do póki engine ten króluje to według mnie nie.

Tyle że gra bardzo słąbo korzysta z dobrodziejstw tego silnika,o czym można się przekonać grając.




Trwa Wczytywanie