Stranglehold - recenzja polskiej wersji

mastermind
2008/07/15 17:00

Polska wersja bez "bajerów"

Polska wersja bez "bajerów"

Polska wersja bez

Z pierwotną recenzją sprawa jest prosta. Autor dostaje świeżutki tytuł, ma go zainstalować, pograć (najlepiej ukończyć), a potem przelać swoje odczucia na papier. W przypadku recenzji "polskiej wersji językowej" sprawa nieco bardziej się komplikuje. Po pierwsze – gdy taka się ukazuje, zazwyczaj jest już recenzja "podstawowa", a rzesze graczy mają wyrobioną opinię o tytule. Po drugie – recenzja "polonizacji" obejmuje nie tylko grę, ale również "to co w środku" (a więc chociażby instrukcję). Po trzecie – pisząc tego typu tekst, należy starać się odpowiedzieć nie tylko na pytanie: "czy jest ładnie po polsku?", ale również na: "czy polonizacja wzmacnia, czy może osłabia ostateczny odbiór tytułu?". Ostatnim, wcale nie mniej ważnym zagadnieniem jest to, czy w recenzji "polonizacji" opisywać tytuł jako taki. Z jednej strony – zajmujemy się przecież wyłącznie pracą polonizatorów, nie oceniając już pracy twórców gry, z drugiej - rezygnując z jakiegokolwiek wprowadzenia, nasz tekst może stać się dla wielu przyszłych graczy niezrozumiały.

I właśnie z takimi i podobnymi zagadnieniami postaramy się uporać w poniższym opisie. Hołdując zaś zasadzie, że ciężko mówić o pudełku czekoladek, nie zajrzawszy do środka, uraczymy Was króciutkim opisem-przypomnieniem. W Stranglehold sterujemy krokami Yuena Tequili, którego pierwotnie poznaliśmy na dużym ekranie (w filmie Johna Woo – Dzieci Triady z 1992 roku). Próbuje on odszukać morderców jednego z policjantów. Stopniowo odkrywa jednak, że sprawy są o wiele bardziej skomplikowane; prowadzą do jego byłej dziewczyny oraz do córki. Śmigając Tequilą po kolejnych etapach, zrównamy z ziemią różnorodne lokacje i wytniemy w pień setki przeciwników, wykonując przy tym ewolucje, których nie powstydziłby się Neo z Matrixa. Stranglehold to bowiem bez wątpienia jedna z najbardziej dynamicznych i zachwycających wizualnie gier, jakie ostatnio powstały.

Dzieje się tak głównie za sprawą dwóch elementów, które w połączeniu dają prawdziwie wybuchową mieszankę. Mowa o trickach Tequili oraz środowisku, które poddaje się niemal całkowitej destrukcji pod wpływem naszych działań. Tricki są cztery, a odblokowujemy je stopniowo w czasie zabawy. Mamy więc "Błyskawiczne uzdrowienie", którego wyjaśniać zapewne nie trzeba. Mamy "Precyzyjne celowanie" – bajer, który pozwala przybliżyć dowolną część ciała wroga w zwolnionym tempie i oddać precyzyjny strzał, dajmy na to w tchawicę. Za wystrzeloną kulą podąża wówczas kamera, pokazując w efektowny sposób jej lot. Trzeci trick to "Grad pocisków", który pozwala na moment stać się nieśmiertelnym i razić wrogów z większą niż zazwyczaj siłą. Ostatnia umiejętność detektywa to "Atak obrotowy", w czasie którego w zasadzie wszyscy przeciwnicy, pojawiający się na planszy, zaliczają spotkanie z kostuchą. Drugim fajnym elementem jest zniszczalne środowisko, które możemy dosłownie zrównać z ziemią. Zresztą im efektowniej i z większym przytupem eksterminujemy wrogów, tym więcej punktów zdobywamy. Na planszach ukryte są specjalne miejsca, po których zestrzeleniu pewne elementy scenografii (np. neony, samochody, sterty beczek itp.) dosłownie miażdżą wrogów. Nasz heros potrafi także zjeżdżać i wbiegać po poręczach, huśtać się na żyrandolach czy jeździć na wózkach do drinków, a wszystko to można robić, jednocześnie prując ołowiem do przeciwników. Bajka! Doprawdy drugiej tak dynamicznej gry można ze świecą szukać. Instrukcja "po polskiemu"

I tyle wprowadzenia, przejdźmy do meritum. W środku pudełka znajdziemy dwa krążki DVD, niewielką 36-stronicową czarno-białą instrukcję (choć okładka jest w kolorze) oraz kartę rejestracji elektronicznej. Na pierwszy ogień sumiennego recenzenckiego oka idzie instrukcja. I... polega.... Na całej linii, niestety... Nie trzeba zresztą zbytniej spostrzegawczości i znajomości zasad polskiej pisowni, tudzież zasad wydawania podobnych "periodyków", żeby wyłowić liczne "wpadki" (ach te eufemizmy!) działu lokalizacyjnego. Skala błędów rozpościera się od drobiazgów, przez nieprawidłowości typowe, po usterki karygodne, które mogłyby nasuwać twierdzenie, że (o zgrozo!) nikt kompetentny instrukcji nie czytał. Zapewniamy, że wyżej podpisany nie ma skłonności sadystycznych, ale cóż – skoro mamy oceniać polskie wydanie – to bardzo proszę...

Już spis treści wprawić może w konsternację. Zamieniono w nim bowiem kilka pozycji, a do tego jedna znajduje się nie tam gdzie napisano, a kilku rozdziałów z końca książeczki wcale nie uwzględniono... Po "zahaczeniu" wzrokiem o tekst właściwy dość szybko zauważyć można, że odstępy między poszczególnymi liniami zostały za bardzo zmniejszone. Wydaje się, że ten jeden, dwa dodatkowe punkty światła między linijkami tekstu, nikogo by nie skrzywdziły, a ogólnej przejrzystości mogłyby pomóc.

GramTV przedstawia:

Kali świetnie pisać instrukcje. Kali chcieć!

Katalog błędów, które pojawiają się w dalszej części instrukcji, jest dość różnorodny. Należą do nich m.in.: skomplikowane zdania podrzędne, które zaburzają rytm czytania, powtórzenia, urwane zdania lub takie, które zostały pozbawione niektórych wyrazów (np. części orzeczenia), literówki oraz błędy interpunkcyjne. Żeby nie pozostać gołosłownym, prześledźmy tylko kilka wpadek. Ot choćby taka: w instrukcji kilkakrotnie użyte jest nazwisko "Zacharo" – podczas gdy bohaterowie (dwaj bracia) noszą nazwisko "Zacharov" (którego to poprawny zapis też się w tekście pojawia – zresztą w bezpośrednim sąsiedztwie tego z błędem). Trzeba bardzo się starać, żeby tego nie zauważyć, ale jest jeszcze lepiej! Pod koniec instrukcji, w spisie aktorów, nazwisko pojawia się jeszcze w trzeciej formie "Zakarov"... A co! Pełna dowolność!

Nie brak też błędów śmiesznych. Cóż bowiem miało znaczyć takie zdanie: Braki rozumie nadrabia brutalną siłą? Czy ktoś coś z tego rozumie? Zresztą fraza: Dlatego zwykł nosić kamizelkę kuloodporną na co dzień, jako dodatkowy argument w dyskusjach też jakieś niebywale logiczna nie jest. Owym "argumentem w dyskusjach" mogłaby być raczej broń, ale "kamizelka" to z zasady "zabezpieczenie", a nie "argument". Kolejne strony przynoszą nam zdania "ze zjedzonymi wyrazami" (Tam kształtowała jego dzisiejsza osobowość lub Jednym z elementów tego planu były kamienice czynszowe i eksploatujące tanią siłę roboczą), sformułowaniami dość frapującymi ((...)wskaźnik celów pokazuje, ile z nich zostało osiągniętych, a ile jeszcze zostało), zgubionymi kropkami na końcach zdań, literówkami ("Kompozytorzyś"). Osobna kategoria baboli to te, które wskazują, że tłumacz najzwyczajniej nie znał gry: Warto więc strzelać podczas skoku lub jazdy na wózku; jeszcze lepsze jest łączenie obu metod. Że co – przepraszam? Łączenie?! Skoków i jazdy na wózku?! No fajnie, ale się nie da, więc jak to może być "jeszcze lepsze"? Jeszcze inna perełka tego typu: Żeby położyć się na ziemi, należy paść na ziemię, strzelając lub trzymając wciśniętą spację. Hm... To ci dopiero klarowność opisu! Polonizacja gry ratuje honor ekipy...

W sumie – bez większego wysiłku – znaleźliśmy w instrukcji blisko 40 mniejszych i większych "perełek", co jest chyba dosyć wymowne. Na 36 stronach! Zostawmy jednak książeczkę, a zerknijmy na polską wersją gry. W tym wypadku uwag będzie zdecydowanie mniej, bo też i poziom wykonania jest znakomity. Tak jakby za polonizację gry i instrukcji odpowiedzialne były inne zespoły! Przede wszystkim spolszczono wszystko: od menu, poprzez pojawiające się w czasie zabawy plansze i wskazówki, po interfejs i oczywiście dialogi. Wróć! Dialogów nie spolszczono, pozostawiając je w oryginale. Zrobiono za to coś o wiele lepszego. Otóż w grze zaimplementowano głos polskiego lektora. Jest nim doskonale znany miłośnikom kina akcji Mirosław Utta. Jego miękki, aksamitny, spokojny, stonowany i łatwo rozpoznawalny tembr sprawia, że epickość i rozmach Strangleholda stają się jeszcze bardziej filmowe, niż w pierwotnej wersji. Grając, ma się doprawdy wrażenie, że jest się uczestnikiem kinowego spektaklu o przygodach detektywa Tequili. To wielki atut polonizacji.

Z lektorem jakoś... fajniej

Odpowiadając więc na pytanie postawione we wstępie, trzeba stwierdzić, że polska wersja wydatnie potęguje wrażenia z gry. Jest niemalże tak, jakbyśmy siedzieli na zaciemnionej sali przed wielkim ekranem, z tą istotną różnicą, że to my kierujemy krokami "aktora". Sięgnięcie po lektora jest dobre z jeszcze jednego powodu. Dzięki temu wybiegowi autorzy polonizacji uchronili się od zarzutu, że źle dobrali osoby podkładające głosy. Genialne w swej prostocie posunięcie i doskonale pasujące do omawianej gry, jak do żadnej innej! A błędy? No cóż... Po prostu ich nie ma... W planszach i wyświetlanych tekstach brak literówek. W menu to samo. Do tego trzeba powiedzieć, że zastosowana czcionka jest dobrze dopasowana i wyrazista, więc problemów z czytaniem z ekranu nie ma żadnych. W tekście narracji lektora ustrzeżono się najmniejszych choćby wpadek czy dysonansów. Do tego Mirosław Utta, jak na profesjonalistę przystało, wyrabia się z czytaniem wszystkich kwestii na czas i nie uświadczymy momentów, w których aktorzy nic nie mówią, a on jeszcze tak.

Ponieważ nie można się nawet przyczepić do tego, że gość "grający" Tequilę nie pasuje do "roli", jest... Po prostu bajka! Trafione, bez pudła, centralnie w dziesiątkę!

Reasumując – tragiczna instrukcja i genialna, a przy tym dość oryginalna polonizacja gry. I jak taki duet sprawiedliwie ocenić? No, w sumie gra bez wątpienia ważniejsza, bo kartkami instrukcji przecież się nie gra. Ale skoro coś się pisze, a potem dołącza do zestawu, warto by było, aby jakiś poziom został zachowany. A czas przecież był... I tyle.

9,0
Tequila Sunrise
Plusy
  • <br>Mirosław Utta "czyta" grę<br> brak wpadek w polonizacji gry<br>
Minusy
  • <br>kompletnie "zawalona" instrukcja
Komentarze
14
Usunięty
Usunięty
29/07/2008 22:15

Ostatnio w Empiku będąc dowiedziałem się od jednego z grupki młodych klientów, że tytuł gry to "Strendżhold". Cóż, jeśli produkcja nazywa się "dziwny uścisk", bez dwóch zdań jest to jakowyś symulator pedofila, lub też innej natury zboczeńca.Może zatem dobrym pomysłem byłoby zmniejszenie zaangażowania w polonizowanie zachodnich produkcji - niech w ten chociaż sposób młodzież oswaja się z wciąż jeszcze mocno obcymi językami obcymi.

Usunięty
Usunięty
26/07/2008 13:09

No to chyba muszę skoczyć do sklepu, póki na półkach leży jeszcze wersja ANG.

Usunięty
Usunięty
15/07/2008 22:01

Recenzja bardzo dobra, gra zresztą też tylko szkoda że taka krótka...




Trwa Wczytywanie