W obronie wolności czyli hipokryzja stosowana cz. 2

Curtiss
2008/05/31 19:34

Cóż za smutna epoka, w której łatwiej jest rozbić atom niż zniszczyć przesąd.

Cóż za smutna epoka, w której łatwiej jest rozbić atom niż zniszczyć przesąd. Albert Einstein

Pomysłu i częściowo materiału do dzisiejszego felietonu dostarczyła mi dyskusja, która rozpętała się po zeszłotygodniowym W obronie.... Zarzucono mi powierzchowne potraktowanie tematu, z czym się zgadzam, ale chciałbym zaznaczyć również, że dzięki temu miałem okazję wymienić poglądy na temat kilku ciekawych spraw. Osobom, które podjęły ową dysputę serdecznie dziękuję i mam nadzieję, że bawiły się równie zacnie jak ja. Zarzucono mi także (nawet kilkakrotnie), że nawołuję do anarchii (może nie dosłownie, ale...), z czym się akurat nie zgadzam. I po części właśnie o tym będzie mój dzisiejszy tekst.

Tam, gdzie nie ma wolności, nie ma ani praw, ani obowiązków. Napoleon Bonaparte

Wolność to prawo wyboru pomiędzy dostępnymi rozwiązaniami. Krótko mówiąc, wolno mi wziąć w sklepie szynkę albo salceson, i nazywamy to wolnością wyboru. Jeżeli mówię lub piszę to, co myślę, mamy do czynienia z wolnością słowa. Kiedy zaś twierdzę, że stworzyły nas małe zielone ludziki, które przybył z planety Bolirabanalia – obserwujemy, jak działa wolność wyznania. W tym wszystkim istnieje jedna zasada: moje swobody nie powinny ograniczać swobód innych ludzi (i vice versa).

Współcześnie, z punktu widzenia filozoficznego i politycznego, rozpatrujemy wolność w dwóch aspektach: pozytywnym oraz negatywnym. Dla tego pierwszego używa się też dziwacznie brzmiącego sformułowania (pewnie w wyniku tłumaczenia) – "wolności do..." - nie będę go jednak używał, aby zachować przejrzystość tekstu. Wolność pozytywna to prawo do zgromadzeń, wyboru religii, wolnych wyborów, wpływu na władzę itp. Zaś w aspekcie negatywnym mamy wolność od jakichś czynników: przymusu ze strony władz (totalitaryzm), obciążeń podatkowych, ingerencji władz w życie prywatne (państwo policyjne). Zgodzę się również, że ten drugi nurt może być bliski anarchistycznym ideałom. Dodam, że w etyce prawa przedkłada się wolność pozytywną nad negatywną.

Prawdziwa wolność to wtedy, kiedy człowiek może decydować, jak chce żyć. Hans Hellmut Kirst

Z czystą perfidią w przypadku pozytywnej wolności nie wspomniałem o prawie do samodecydowania, które w zeszłym tygodniu wywołało tyle zamieszania ( a dokładniej, zamieszanie wywołało moje rozumienie tego prawa). Bynajmniej nie z powodu uciekania od tematu, ale właśnie z chęci poświęcenia mu osobnej części tego tekstu. Jak opisałem to kilkakrotnie we wcześniejszych swoich felietonach, uważam prawo do samodecydowania za niezwykle istotną. Powinienem mieć prawo słuchać takiej muzyki, jaka mi się podoba, pić alkohol, grać w gry jakie mnie bawią, ponieważ jest to moja w pełni świadoma decyzja. Jednocześnie powinienem zdawać sobie sprawę z konsekwencji takich decyzji i, co za tym idzie, ponosić za nie odpowiedzialność. Jeżeli palę, to nie powinienem mieć pretensji do świata za to, że zachorowałem na płuca, a kiedy po pijaku wypadnę z autobusu i rozbiję sobie głowę, winny jestem ja, a nie producent alkoholu. Wiec przytaczanie argumentów w stylu: "jasne, mam prawo decydowania o sobie, więc kogoś zabiję" - jest w dwójnasób sprzeczne z logiką. Stoi w sprzeczności z "wolnością od strachu" innych ludzi, jak również zdrowiem psychicznym jednostki głoszącej/robiącej coś takiego, albowiem nikt, kto zdaje sobie sprawę z konsekwencji swojego postępowania, na zimno i bez powodu – chyba że za wystarczający uznamy jego kaprys - nie podejmie decyzji o zabiciu innej osoby. Oczywiście dochodzą do tego również konsekwencje prawne.

Nieposłuszeństwo jest prawdziwą podstawą wolności, posłuszni muszą być niewolnicy. Henry David Thoreau

Podejrzewam, że ci, którzy z taka zaciętością na mnie najeżdżali w zeszłym tygodniu doszli już do wniosku mniej więcej w stylu: "ukręciłeś właśnie sznur na własną szyję". Więc powiem - a właśnie, że nie. I już spieszę z wyjaśnieniami. Na początek przypomnę, że nie nawoływałem do łamania prawa, tylko dziwiłem się narzucaniu pewnych ograniczeń, a także ich niekonsekwencji w traktowaniu dwóch składników gier - przemocy i seksu. Potem zaś zwrócę uwagę na drobna różnicę miedzy przepisami prawnymi a decyzjami administracyjnymi. Posłużę się przykładem - a jakże - gier (niezłym, ale odrobinę niewłaściwym edukacyjnie byłby alkohol).

Jedną z możliwości prawnego rozwiązania problemu byłoby zakazać sprzedaży gier pod określoną karą (np. grzywny). Natomiast w sytuacji, kiedy wchodzi w rachubę wydanie zgody na kolportaż danego tytułu na jakimś obszarze, mówimy o decyzji urzędowej lub administracyjnej . Więc konsekwencje grożą nam w tym wypadku nie za handel grami, tylko za złamanie prawa, które nakazywało nam zdobycie akceptacji odpowiednich władz dla takiej działalności. Różnicę łatwo poznać. Jak to się ładnie utarło mówić: zakazana jest sprzedaż, a nie posiadanie. Podsumowując, mój sprzeciw jest przeciwko biurokratycznym zakazom lub idiotycznym prawom, a nie utartym normom społeczno-prawnym i konsekwencjom ich łamania.

GramTV przedstawia:

Moja najwyższa wolność polega na tym, iż w każdej sekundzie mogę postawić sobie hamletowskie pytanie: być albo nie być? – i swobodnie na nie odpowiedzieć. Witold Gombrowicz, Dzienniki

Tak w zasadzie to największy rozłam w kwestiach pojmowania wolności następuje na styku miedzy dwoma jednostkami. Na ogół osobiste wyobrażenie jednostki na temat wolności, tak jak i wiele innych jej opinii, zostaje ukształtowane przez kulturę oraz środowisko w jakim ta się wychowuje. W sytuacji kiedy spotykają się osoby z różnych, na ten przykład, państw nic tak łatwo ich nie poróżni jak poglądy na temat ich swobód, praw i obowiązków. Oczywiście takie tarcia są naturalne zrozumiałe i w zasadzie nie do uniknięcia.

Ani katolik, ani Polak, ani nikt inny, nie mogą mieć w państwie większych praw, niż ma człowiek. ks. Józef Tischner

Piękne słowa, które powinny być jak najczęściej powtarzane w zaścianku zwanym popularnie Polską. Ano tak, dokładnie to powiedziałem: my jako naród bywamy bardziej niż zacofani. Mówi się o umieraniu patriotyzmu, niszczeniu polskości, ale to nie powinno dziwić. W połowie rządzą nami księża, wśród których niestety niewielu jest tak światłych ludzi jak ks. Józef Tischner, a w połowie konserwatyści. Do tego bardzo wielu obywateli niechętnych jest do ponoszenia odpowiedzialności za siebie i spycha podejmowanie decyzji na resztę. Dobrowolnie zrzekamy się własnej wolności, o którą walczono jeszcze w poprzednim pokoleniu. Ktoś może zapytać: gdzie widzę analogię między wolnością a odpowiedzialnością? A przecież dla wszystkich wielkich myślicieli było to oczywiste, że nie ma wolności bez odpowiedzialności. Wolność to nierozerwalny łańcuch decyzji, kajdany cięższe niż te, które muszą dźwigać niewolnicy, bo to takie okowy, które sami sobie nakładamy. Przepięknie scharakteryzowała to pani Maria Szyszkowska: Szukając zaspokojenia potrzeby bezpieczeństwa, rezygnujemy często z wolności. Wolność bowiem zmusza do podejmowania decyzji i uniemożliwia bezpieczne trwanie w kokonie spokoju.

Religia jest dla mądrych. A jak ktoś jest głupi i jak chce być głupi, nie powinien do tego używać religii, nie powinien religią swojej głupoty zasłaniać. Pobożność jest niezwykle ważna, ale rozumu nie zastąpi.

To kolejne mądre słowa, które tu przytoczę. Również jako odpowiedź na zeszłotygodniowe zarzuty o moje wycieczki pod adresem dewotów. Każdy ma prawo do wybrania sobie własnej religii i jeżeli swoim wyznaniem nie próbuje się posługiwać aby mi szkodzić, prawdopodobnie będę go podziwiał za jego wiarę. Nie lubię Kościoła, ale jako instytucji politycznej, a nie organizacji duszpasterskiej. A konkretnie, nie lubię go za sprzeczność z innymi mądrymi słowami: Religia – każda religia i każda święta księga – jest w demokracji przedmiotem krytyki, a czasem też i kpiny. Może to być bolesne i trudne, każdy bowiem, kto czuje, że coś mu najdroższego nie jest podzielane przez innych, musi pogodzić się z poczuciem przegranej. Ale taka jest istota wolnego społeczeństwa – prawo wierzących jest także prawem niewierzących i prawem odszczepieńców. Nikt nie może żądać wolności dla siebie i nie chcieć bronić tej wolności dla innych.

Ayaan Hirsi Ali

Pozwolę sobie jeszcze tylko na krótki wywód. Wszystkim, którzy chcieliby komentować ową wypowiedź przypominam, że jest to zbiór moich opinii popartych cytatami (owszem, wstawionych czasami głównie dlatego, że ładnie brzmią ;P). Nie musicie się z moja opinią zgadzać, ba, powiem więcej, może się ona wam nie podobać, ale naprawdę proszę o odpuszczenie sobie napadania na mnie bez poparcia owych ataków jakąś rozsądną argumentacją. Zapraszam więc do wymiany poglądów - z chęcią skonfrontuję moje stanowisko wobec pewnych spraw z waszymi opiniami.

Komentarze
65
Usunięty
Usunięty
03/06/2008 18:38

Jakże ładnie ''obrona wolności'' komponuje się z ''wojną z terroryzmem'' albo ''obroną takiego/owakiego stylu życia''. I w jej imię pozwólmy sobie wolnośc ograniczać. Jakieś ''patriot act'', ''wczasy'' w tajnych ośrodkach przesłuchań, czytniki biometryczne lub finalnie wszczepmy wszystkim chipa... Nazwą to swoim stylem ''Happy End'' ? Tylko nie będzie już okrzyku ''freeedom !'' w ostatniej scenie..btw. ładna nazwa, zupełnie jak z orwellowskiej nowomowy. Czy to nie tam ministerstwo zajmujące się fałszowaniem wszystkiego, a historii w szczególności nazywało się: ''ministerstwo prawdy'' ?

Usunięty
Usunięty
03/06/2008 09:52
Dnia 03.06.2008 o 09:04, Kiendier napisał:

nie jestem. Natomiast w obronie *wolności* należy zwalczać idiotyczne zakazy, których jedynym uzasadnieniem jest groźba naturalna dla samego sprawcy...

Tu się zgodzę, jeśli ktoś mógłby zaszkodzić co najwyzej sobie, to pal licho przepisy. Niech każdy sam decyduje i (też sam) ponosi konsekwencję tych decyzji.

Kiendier
Gramowicz
03/06/2008 09:04
Dnia 02.06.2008 o 22:03, sig. napisał:

> dla innych - mogę dostać mandat. To, że mogę przy tym zginąć to już kwesta naturalna, > nie społeczna... Ale możliwość ciężkich obrażeń/śmierci u kogoś kto w pełni legalnie skorzystał z prawa przejazdu na zielonym (a właśnie wypadkiem się przejeżdżanie na czerwonym kończy), już się do kwestii społecznych (morderstwo) zalicza.

Ok. Co tylko potwierdza to, co mówiłem. Nieuznawanie zakazów uzasadnionych z punktu widzenia społecznego trąci anarchizmem. A, wszyscy bogowie olimpijscy mi świadkiem, anarchistą nie jestem. Natomiast w obronie *wolności* należy zwalczać idiotyczne zakazy, których jedynym uzasadnieniem jest groźba naturalna dla samego sprawcy...




Trwa Wczytywanie