Grand Theft Auto IV - pierwsze wrażenia, część druga

Zaitsev
2008/05/01 20:00

Fett już zdążył Wam nieco przybliżyć to, czym jest GTA IV. Ale myliłby się ten, kto sądzi, że wszystko zostało omówione. To zaledwie liźnięcie tematu. Ja również nie ogarnę wszystkiego, ale skupię się na najistotniejszych elementach. Aby nieco urozmaicić lekturę, na początek pozwolę sobie pomarudzić, aby później z czystym sumieniem móc wrócić do wycia z zachwytu.

Grand Theft Auto IV - pierwsze wrażenia, część druga

Fett już zdążył Wam nieco przybliżyć to, czym jest GTA IV. Ale myliłby się ten, kto sądzi, że wszystko zostało omówione. To zaledwie liźnięcie tematu. Ja również nie ogarnę wszystkiego, ale skupię się na najistotniejszych elementach. Aby nieco urozmaicić lekturę, na początek pozwolę sobie pomarudzić, aby później z czystym sumieniem móc wrócić do wycia z zachwytu.

Po pierwsze – po uruchomieniu gry nie ma żadnego menu. Jak tylko gra się wczyta, ładowany jest ostatni dostępny save. Rozwiązanie może i poręczne, gdy jest się na etapie rzeźbienia trybu jednoosobowego, ale gdy przerzucamy się na zabawę po sieci, problem zaczyna doskwierać. Najpierw wczytujemy poprzedni stan, potem wyciągamy telefon, wybieramy tryb multi, czekamy na załadowanie i połączenie do serwera. Gdy odliczanie się skończy, kolejne wczytywanko (ciut krótsze co prawda) i dopiero jesteśmy w grze. W efekcie zanim człowiek rzuci się do gardeł innych graczy, może zdążyć zaparzyć herbatę.

Inny element, który wychodzi zza rogu i policzkuje gracza, to piesze poruszanie się Niko. Model głównego bohatera odchyla się nienaturalnie do wewnętrznej przy każdym skręcie. Podczas biegu nie jest to zauważalne, ale gdy tylko zwolni się... aż oczy bolą. Wygląda to tak, jakby poruszanie się zostało przez Rockstar w jakiś sposób zaadaptowane z... jazdy rowerem w GTA: San Andreas. Tam CJ kiwał się na bicyklu względem punktów przylegania kół do podłoża.

Jednak należy pamiętać, że to Grand Theft Auto i nie jest to bynajmniej symulator spacerowicza, a złodzieja aut. Tutaj fani serii poczują się jak na zjeździe rodzinnym – Banshee, Sabre czy Blista Compact nadal są żywe. Oczywiście pojawiło się kilka nowych pojazdów (m.in. sportowych, minivanów), jednak wszystkie auta łączy jedno – zostały naprawdę sumiennie wykonane. Ich wygląd już nie przypomina kartonowych modeli, są to prawdziwe pojazdy ze smaru i metalu. Niektórych ucieszy fakt, że kierownica jest okrągła, a nie sześciokątna. Opony po przebiciu czasami od razu wybuchają, a czasami potrzebują na to kilka chwil. Ponadto mogą zająć się ogniem.

Kolejna nowinka, jeżeli chodzi o auta, to możliwość prowadzenia ostrzału z wnętrza pojazdu nie tylko na boki (co nie było zbyt poręczne w poprzednich częściach), ale praktycznie na wszystkie strony. Nie jest to zbyt celne, ale przydaje się. Oczywiście, gdy gra się w multi, nie ma czasu do stracenia, więc postacie bynajmniej nie używają pokrętła do opuszczenia szyb, tylko bez zbędnych ceregieli rozbijają je. Już na początku rundy Cops’n’Crooks z auta na boki lecą kawałki szkła – sympatyczny widok.

Jak już wspomniał w swoich pierwszych wrażeniach Fett – auta mają nowy model sterowania. I nie dość, że amatorów szybkiej jazdy temperować będą długie poślizgi przy hamowaniu, to na dodatek przy uderzeniu w ścianę i natychmiastowym zatrzymaniu pojazdu prawa Newtona idą w ruch. Kierowana przez gracza postać... wylatuje wtedy przez przednią szybę, tracąc przy tym pewną ilość „zdrowia”. Hej, to ma nawet jakąś wartość edukacyjną dla drogowych szaleńców... Dzwońcie po Thompsona!

Modelom zniszczeń samochodów w GTA IV nadal daleko do tych z Burnout Paradise, ale serio – przesada w drugą stronę uczyniłaby jazdę uciążliwą. Maski nadal się odczepiają, wgniecenia są widoczne, szyby rozpryskują na kawałki – wszystko wykonane tak jak przystało na możliwości current-genów. Co więcej, po dachowaniu auta gracz nie musi panicznie uciekać od wraku w obawie przed eksplozją. Pojazd może i wygląda niezbyt ładnie z kołami do góry, ale wybuchnąć nie wybuchnie. Takie rzeczy to tylko w amerykańskich filmach i poprzednich częściach GTA.

GramTV przedstawia:

Teraz pora na omówienie multiplayera – jak już wiadomo, trybów zabawy jest aż piętnaście: Car Jack City, Team Car Jack City, Cops’n’Crooks, Deathmatch, Team Deathmatch, Free Mode, Hangman's NOOSE, Mafiya Work, Team Mafiya Work, Race, GTA Race czy Turf War. Osobiście przetestowałem tylko Deathmatch, Team Deathmatch i Cops'n'Crooks. Muszę przyznać, że gra się rewelacyjnie. Deathmatchowe bieganie po mieście i polowanie na przeciwników sprawia kupę radochy i satysfakcji. Tutaj należy pamiętać, że samo autonamierzanie nie wystarczy. Nie dość, że trzeba korzystać z przeszkód terenowych, to prawą gałką można dodatkowo korygować położenie celownika. A wiadomo nie od dzisiaj, że głowa jest najczulszym punktem ciała wroga.

Cops'n'Crooks to polowanie policjantów na przestępców oraz ucieczka zbirów do punktu zbiorczego. Tutaj dodatkowa możliwość – „mistrz gry” przed jej rozpoczęciem wybiera, czy oprychy powinny działać na własną rękę, czy też dodatkowo osłaniać swojego szefa. Gdy ten zginie, gra kończy się zwycięstwem stróżów prawa. Dzięki komunikacji głosowej można stosować bardziej rozwojowe taktyki i już na wstępie rozbić się na mniejsze grupki oraz przydzielać zadania (ochrona/walka).

Oczywiście postać gracza nie jest nieśmiertelna. W trybie jednoosobowym, tak jak w poprzednich częściach serii, po swoim zgonie Niko pojawia się przed szpitalem. Jego portfel zostaje nieco odchudzony, ale za to on sam jest cały i zdrów. Tutaj Rockstar pokusiło się o, być może kontrowersyjną, nowinkę – Bellic nie zostaje rozbrojony. Chociażby zginął z bazooką w dłoniach, to po rekonwalescencji wciąż będzie miał ze sobą dawny osprzęt. Oszczędza to czasu na szukanie nowych pukawek, zwłaszcza że zrezygnowano z AmmuNation na rzecz nielicznych dilerów handlujących w ciemnych zaułkach.

Jeżeli chodzi o muzykę i grafikę, to muszę zgodzić się z resztą prasy growej – jest bardzo dobrze. Efekt, jaki towarzyszy śmierci bohatera , zasługuje na uznanie: obraz staje się czarno-biały, a ruchy kamery powodują smużenie obrazu. Za to 10/10 dla deweloperów. Powiem krótko – warto było czekać, a Grand Theft Auto IV już zapisuje swój tytuł złotymi zgłoskami na kartach historii przemysłu growego. Do zobaczenia w Liberty City – mieście, które bezwzględnie niszczy marzenia.

Komentarze
57
lothar-mb
Gramowicz
02/10/2009 20:26
Dnia 02.10.2009 o 17:34, Shlafrok napisał:

Dajmy już spokój takiej bzdurze. Eot, dziękuję i pzdr. :>

Dokładnie. Nieporozumienie wyszło i nie warto o to kruszyć kopii ;]].Również pozdrawiam.

Usunięty
Usunięty
02/10/2009 17:34
Dnia 02.10.2009 o 08:58, lothar-mb napisał:

Pokaż mi miejsce w którym napisałem, że nie posiadam informacji o tym, że GTA już dawno wyszło na PC - to zwrócę Ci honor ;).

Chłopie, nie musiałeś tego napisać, ani nawet wiedzieć/nie wiedzieć. Kontekst (+data posta) sugerują co swoje, a gdyby wszystko miało być przekazane wprost, ubyłoby 70% wszechświata.Jeśli tak chciałeś odpowiedzieć, to trzeba było walnąć to w treści pierwszego posta...

Dnia 02.10.2009 o 08:58, lothar-mb napisał:

W przeciwnym wypadku EOT.

I tak świata nie zwojujemy. ;]Dajmy już spokój takiej bzdurze. Eot, dziękuję i pzdr. :>

lothar-mb
Gramowicz
02/10/2009 08:58

No to żeś teraz pojechał xDD.Pokaż mi miejsce w którym napisałem, że nie posiadam informacji o tym, że GTA już dawno wyszło na PC - to zwrócę Ci honor ;).W przeciwnym wypadku EOT.




Trwa Wczytywanie